wiedziałem że ktoś prędzej czy później bluzgiem ciśnie. Przed oczami majaczył mi twój avatar. Zanim się wypowiem, tradycyjnie zapytam, co dokładnie masz na myśli?, co masz do moich poglądów, jakiej biochemii ?. Pytam, by z rozbiegu Cię nie obrazić, by nie stracić też czasu na domysły.
Dobra. Powiem Ci teraz jak dziala swiat, wiec sluchaj uwaznie. To bedzie spory skrot wiec jak nie nadazasz, to lapka w gore i pytamy.
Swiatem rzadzi jedna wielka zasada. Nie ma nic ponad nia, wszystko z niej wynika.
Swiat lubi zyc wygodnie.Swiat jest hedonista. Kazdy pojedynczy atom jest hedonista. Dazy do uzyskania jak najbardziej komfortowej pozycji. Jesli jest w zlej pozycji, to porusza sie do momentu, az uzyska taka pozycje, ktorej utrzymanie bedzie wymagalo najmniejszej ilosci energii. Problem jednak polega na tym, ze nawet jak juz sobie znajdzie wygodne legowisko, to wciaz wokol kreci sie pelno niezdecydowanych typow, ktore takze szukaja swojego cichego zakatka i niestety nasz wygodny atom moze przypadkiem znalezc sie na ich drodze do niego. W ten sposob nasz atom zostaje wybity ze swojej pozycji, otrzymuje okreslona dawke energii, z ktora teraz musi cos zrobic. Jego poszukiwanie legowiska rozpoczyna sie od poczatku.
Z tego powodu swiat ciagle pozostaje w ruchu. Mozliwe ze po pewnym czasie udaloby sie czastkom znalezc takie rozwiazanie, by moc trwac w bezruchu, ale byloby to tam gdzie hiperbola styka sie z zerem. Czyli raczej sie nie doczekamy.
Z tego wynika wszystko inne. Na tej zasadzie dziala dyfuzja, ruchy Browna. Na tym opiera sie termodynamika.
Wszystko mozna strescic w bardzo prostej postaci: dopasowujesz sie do otoczenia - udaje Ci sie przetrwac. Nie pasujesz - gi... Nie, nie giniesz. W przyrodzie nic nie ginie. Nie pasujesz, to musisz sie dopasowac. A wtedy udaje Ci sie przetrwac.
Przypomina Ci to cos? Tak, dobrze. To
ewolucja. Terminow "teoria wygody" (jakkolwiek to brzmi) i "ewolucja" mozna uzywac zamiennie. Sama ewolucje zas mozemy podzielic na (jak na razie) trzy podstawowe podjednostki, w zaleznosci od zlozonosci obiektow, ktorych dotycza.
1. Ewolucja kosmiczna - w najprostszej formie dotyczy wlasnie czastek elementarnych, atomow i czasteczek. Tutaj miesci sie wlasnie moja wczesniejsza opowiesc o atomach. Atom, ktory probuje sie dopasowac, moze zmienic swoje polozenie, ale moze takze polaczyc sie z innymi tworzac czasteczke, moze rozlozyc sie na inne (w tym przypadku chodzi o niestabilne pierwiastki radioaktywne, przy czym slowo "
niestabilne" jest tu kluczowe), badz takze w szczegolnych przypadkach moze dojsc do fuzji czastek elementarnych i utworzenia nowych, bardziej zlozonych pierwiastkow. Szczegolnym przypadkiem jest wiec tutaj chociazby wybuch supernowej.
Obiekty takie jak supernowa to druga grupa obiektow, ktorych dotyczy ewolucja kosmiczna. Zaliczaja sie tutaj wszelkiego rodzaju gwiazdy, planety, meteoroidy czy takze mglawice protoplanetarne, wszystkie traktowane jako jednostki. Na bazie tej samej zasady wygody wszystkie te makroskalowe elementy daza do uzyskania jak najbardziej komfortowej pozycji. Planeta, posiadajaca konkretna energie i mase, a wiec poruszajaca sie z konkretna szybkoscia, odpowiadajac na oddzialywanie sporo wiekszej od niej gwiazdy musi ulozyc sie w odpowiedniej pozycji. Ustala sie wiec konkretna, najwygodniejsza orbita, po ktorej planeta moze swobodnie krazyc. W kazdym momencie jednak moze dojsc do interakcji z wspomnianym juz wczesniej niezdecydowanym typem, ktory za pomoca posredniego (grawitacyjnego) lub bezposredniego (zderzenie) oddzialywania moze wplynac na mase planety, jej predkosc, spin i tak dalej. W tej sytuacji nasza planeta musi szukac sobie nowego miejsca: wezszej lub szerszej orbity. W skrajnym przypadku moze calkowicie zostac wybita w przestrzen. Mniej wiecej na skutek tego typu oddzialywan (hipotetycznie) powstal nasz kochany Ksiezyc.
2. Ewolucja chemiczna - tutaj takze zaczynamy od oddzialywan na poziomie atomowym i sub-atomowym, jednakze zamiast zajmowac sie wielkimi skupiskami, pozostajemy wciaz na poziomie mikroskopowym. Ewolucja chemiczna wyjasnia, jak za pomoca prostych reakcji, bedacych w kazdym miejscu zgodnych z termodynamika (a wiec wzrastajaca entropia) moglo dojsc do powstania zlozonych czasteczek z tych prostszych. Wciaz zasada "idz gdzie najwygodniej" dziala na tej samej zasadzie, w tym przypadku jednak chodzi glownie o energie wiazan i te sprawy. Atomowi zwiazanemu w konkretnej czasteczce znow moze przeszkodzic niezdecydowany typ, czyli po prostu inna czasteczka, ktora z czasteczka "domowa" naszego atomu moze wejsc w reakcje, doprowadzajac do utworzenia nowej, bardziej "wygodnej" energetycznie czasteczki, zas nasz atom zostaje wyrzucony na bruk, sam czy z kumplami.
Bardzo prosty, a jednoczesnie bardzo wazny przyklad: fosfolipidy. Mam nadzieje, ze wiesz co to jest. Tak, to te fajowe czasteczki, ktore sa podstawa blon komorkowych. Bez nich nie byloby zycia, wiec mam nadzieje, ze klekniesz teraz do miecza i oddasz im stosowna czesc, zamiast modlic sie do falszywych bozkow z obrazka. W jaki sposob jednak dzialaja fosfolipidy? Zasada jest prosta. Grupa fosforowa na jednym ich koncu jest
hydrofilowa, a wiec lubi kontakt z woda, natomiast lancuch weglowodorowy jest
hydrofobowy, a wiec unika kontaktu z woda. Wynika to oczywiscie z wlasciwosci tych substancji na poziomie atomowym i subatomowym (nizej na piramidzie redukcyjnej). Nastepuje wiec tutaj pewna niezgoda pomiedzy glowa i nogami: najwygodniejsze dostosowanie dla fosforu to takie, gdzie bedzie on otoczony przez wode, natomiast dla lancucha weglowodorowego - odwrotnie. Jak wiec rozwiazac ten pozorny paradoks? Okazuje sie, ze jest pare formacji, w ktorych wilk moze byc syty, a owca cala. Po pierwsze sa to micele, czyli jednowarstwowe kulki fosfolipidow, po drugie zas cala gama takich konformacji, jak liposomy, koacerwaty czy rozlegle, plaskie dwuwarstwowe blony. To wszystko tworzy sie samo i to wszystko wlasnie jest podstawa jakiegokolwiek zycia, jakie znamy. Dlatego tez wlasnie mowilem o biochemii: zrozumienie biochemii to w gruncie rzeczy zrozumienie wszystkiego innego.
Przyklad drugi: aminokwasy w bialkach. Rozwazmy dwa rozne aminokwasy: glicyne oraz histydyne. Glicyna jest najprostszym aminokwasem, nie posiada zadnych lancuchow bocznych i z tego wzgledu jest
konserwatywna w bialkach - latwo sie jej utrzymac, bo po prostu przy skrecaniu helisy alfa nie przeszkadza, nie zawadza niczym. W tej kwestii jest wiec dobrze dostosowana. Problem jednak w tym, ze nie daje bialku nic konkretnego. Z drugiej strony zas histydyna ma dlugi lancuch boczny, tak wiec jesli fragment polipeptydu chce sie skrecic w helise alfa, to ta zwyczajnie przeszkadza. Jesli chodzi o ta konkretna sytuacje, to mutacje powodujace pojawienie sie w bialku nowej histydyny gdzies w spirali alfa moze doprowadzic do zniszczenia struktury i w rezultacie utracenia przez bialko wlasciwosci. Taka mutacja bedzie wiec eliminowana przez dobor naturalny. Z drugiej strony jednak histydyna ma bardzo dobre wlasciwosci katalityczne i wchodzi w sklad triady katalitycznej (np. razem z seryna i kwasem asparaginowym), a wiec jesli histydyna pojawi sie w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie, to moze wplynac bardzo pozytywnie na dzialanie bialka i przez to kodujacy je gen moze byc bardzo promowany przez dobor naturalny. Tak wiec zaleznie co i zaleznie gdzie - moze pasowac lub nie. Nie ma rzeczy idealnych do wszystkiego.
3. Ewolucja biologiczna, w koncu. Chyba wiesz co to jest i jak to dziala. Mam przynajmniej taka nadzieje. My, Polaczki-robaczki, do opisania ewolucji uzywamy okreslenia "przetrwanie najsilniejszych", jednak jest ono niestety bardzo mylace i wielu ludzi wprowadza w blad. Angole maja na to lepsze sformulowanie: survival of the fittest. Fittest to nie najsilniejszy, nie najbardziej sprawny. Fittest to najlepiej dostosowany lub inaczej: najbardziej pasujacy do otoczenia. Na tym poziomie organizacji moglibysmy juz rozwazac kwestie smierci, a wiec: nie dostosowujesz sie - giniesz. Uwazam jednak, ze jest sporo lepiej opisac to inaczej: nie jestes dostosowany - mozesz sie dostosowac ulepszajac swoj organizm (przy czym jest to skrot myslowy odnoszacy sie do genetyki populacyjnej) badz takze mozesz dostosowac sie, stajac sie pozywieniem dla drapieznika, to jednak jest raczej rozwiazanie na krotka mete. Pamietajmy jednak, ze organizm okazuje sie niedostosowany (w standardowym znaczeniu) dopiero w momencie gdy umiera (naturalnie bez splodzenia potomstwa badz przez zjedzenie) - do tego czasu wciaz jest nadzieja, ze jednak uda mu sie przetrwac, uniknac smierci, wydac potomstwo i przekazac geny. W przypadku ewolucji biologicznej nadal mozliwe jest porownanie do "wygodnego atomu" i "niezdecydowanego typa", chociazby w formie spokojnej niszy ekologicznej, w ktorej nagle pojawia sie konkurent (drapieznik, pasozyt, gatunek zywiacy sie tym samym), mam nadzieje jednak, ze ta czesc historii potrafisz sobie sam dopowiedziec.
I tutaj moglbym dopisac podpunkt 4. Ewolucja kulturowa, ktory zapewne bardziej moze Cie zainteresowac, bo dotyczy tego na czym Ty sie opierasz, a jednoczesnie opiera sie dokladnie na tej samej jednej prostej zasadzie, ktora opisalem wyzej. To jest jednak material na druga czesc wykladu. Mysle ze na chwile obecna wystarczy. Chcesz sluchac dalej?