Ciekawe, ekstremalne (i opcjonalnie śmieszne) rzeczy znalezione w sieci. 204495 654

O temacie

Autor Żelazko

Zaczęty 16.02.2014 roku

Wyświetleń 204495

Odpowiedzi 654

kaczka

kaczka

RaveN Studio
Definitely not kaczka!
posty2280
Propsy2392
NagrodyV
ProfesjaLvl designer
  • RaveN Studio
  • Definitely not kaczka!
Ogłoszenie o sprzedaży Audicy, które wystawiła moja kumpela (samochód nie jej ofc, jakieś tam allegro z neta, tylko opis wymyślony przez nią :D)
Spoiler
Cytuj
UWAGA, CYCKI, CYCOSZKI !
 Audi Hit Polsatu !!
 uu taki tu piękny samochód, u lalala
 Stan wręcz idealny!!
 Kochani do 200 przyspiesza szybciej niż do 100!
 A do kościoła jak tą Audicą podjedziesz ,
 to dzieci będą sypać kwiatki, bo myślały że biskup przyjechał!
 A jak staniesz na "kopercie" to strażnicy miejscy będą do Ciebie mówić
 "Panie Komendancie"!
 Silniczek czyściutki że można na Nim obiadki jeść
 a propo odbiadków, jak podjedziesz z Nim po sajgonki
 to sam chińczyk z haraczem wyleci!
 wszędzie gdzie nie zjedziesz tym samochodem np. pod stadion
 To ludzie będą myśleć że Platini z delegacją przyjechał !
 Okazja raz na milion , za ten "Wóz Drzymały"
 w tak rozsądnej cenie już nigdzie nie dostaniecie

 

Leinnan

Leinnan

Administrator
torsonic polarity syndrome
posty2651
Propsy3600
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • torsonic polarity syndrome
Rosyjskie dziecko pyta taty:
 - Tato, dasz mi pięć rubli na chleb i wódkę?
 - Dwadzieścia rubli? - odpowiada tata. - Na co ci pięćdziesiąt rubli?
 
Mit der Dummheit kämpfen die Götter selbst vergebens

steam | slavic castles |  last.fm | moddb.com | Stary, najlepszy lider Sclavinii

Werewolf

Werewolf

Użytkownicy
Zielony goblin - za dnia biznesmen, w nocy złoczyńca
posty6346
Propsy2478
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Zielony goblin - za dnia biznesmen, w nocy złoczyńca
Emm... nie rozumiem. Pewnie dlatego, ze jestem na bakier z najnowszymi spadkami itd o rublach :F
 
http://chomikuj.pl/Thorus12/ = Mody do Gothica - Przeznaczenie, Ludzie z Górniczej Doliny i inne! Mody do RimWorlda!

KOMPUTER:
Spoiler
Windows 7 Professional 64-bit SP1
-Intel Core i7 @ 4.00GHz   Technologia Haswell 22nm
-8,00GB 2-Kanałowy DDR3 @ 666MHz (9-9-9-24)
Gigabyte Technology Co., Ltd. Z97X-Gaming 3 (SOCKET 0)   28 °C
-X220W D-sub (1680x1050@60Hz)
-4095MBNVIDIA GeForce GTX 980 (Gigabyte)
-931GB Western Digital WDC WD10EZEX-08M2NA0 SCSI Disk Device (SATA)
-ASUS DRW-24F1ST a SCSI CdRom Device
-Realtek High Definition Audio

Leinnan

Leinnan

Administrator
torsonic polarity syndrome
posty2651
Propsy3600
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • torsonic polarity syndrome
Nie jest to śmieszne, lecz moim skromnym zdaniem bardzo ciekawe:

Isaac Asimov
The Last Question
OSTATNIE PYTANIE

Po raz pierwszy ostatnie pytanie padło — rzucone pół–żartem —
dwudziestego pierwszego maja 2061 roku. Były to czasy, kiedy ludzkość
zawładnęła już światłem. Pytanie owo narodziło się jako rezultat
półdolarowego zakładu, zawartego nad butelką whisky. A stało się to tak…
Dwaj członkowie wiernej świty Multivaca — Alexander Adell i Bertram
Lupov — wiedzieli najlepiej, jak tylko człowiek mógł wiedzieć, co kryje
się za zimną, błyszczącą płytą gigantycznego komputera. A w każdym razie
 mieli jakieś mgliste pojęcie o ogólnym schemacie obwodów i
przekaźników, które narosły w maszynie od owych zamierzchłych czasów,
kiedy to pojedynczy człowiek mógł mieć zupełnie jasne pojęcie o całości…
Multivac był maszyną samoadaptacyjną i samokorygującą. Musiał być taki —
 bowiem żaden człowiek nie byłby w stanie nic w nim naprawić lub zmienić
 równie szybko i równie trafnie jak on sam. Tak więc Adell i Lupov
służyli molochowi jedynie powierzchownie i z pozoru — choć najlepiej,
jak tylko było na to stać człowieka. Karmili go danymi, adaptowali
pytania, jakie mu stawiano i tłumaczyli odpowiedzi, jakich udzielał. Bez
 wątpienia więc zasługiwali oni — podobnie jak inni ze świty Multivaca —
 na swój udział w glorii komputera.
Na przestrzeni dziesiątków lat Multiyac pomagał w projektowaniu statków
kosmicznych i obliczaniu trajektorii lotów, które umożliwiły ludziom
osiągnięcie Księżyca, Marsa i Wenus. Później jednak ziemskie zapasy
okazały się zbyt ubogie, by sprostać wymaganiom takich wypraw. Zbyt dużo
 trzeba było energii do tak długich lotów. Ziemianie eksploatowali
wprawdzie swoje złoża węgla i uranu ze stale wzrastającą wydajnością,
ale ani tego, ani tego nie było zbyt wiele.
Powoli jednak Multivac nauczył się dostatecznie dużo, by móc odpowiadać
na coraz bardziej wnikliwe i sięgające istoty rzeczy pytania. I oto
czternastego maja 2061 roku to, co było dotąd teorią, stało się faktem…
Ziemianie zawładnęli energią Słońca. Mogła ona być teraz magazynowana,
przetwarzana i utylizowana wprost na skalę całej planety. Ziemia
skończyła raz na zawsze ze spalaniem węgla, rozszczepianiem uranu i
podłączyła się do małej stacji kosmicznej o średnicy jednej mili,
obiegającej Ziemię w połowie odległości od Księżyca. Cały glob pracował
teraz dzięki niewidzialnym promieniom energii solarnej.
Nawet tydzień okazał się okresem czasu zbyt krótkim, aby przyćmić glorię
 tego przedsięwzięcia. Toteż Adell i Lupov postanowili ostatecznie uciec
 od swych oficjalnych obowiązków i spotkać się w ciszy i spokoju tam,
gdzie nikomu nie przyszłoby do głowy ich szukać: w bezludnych
podziemnych halach, kryjących płyty potężnego, wpuszczonego w ziemię
cielska Multivaca. Opuszczony przez wszystkich i bezczynny teraz
komputer sortował dane z leniwym, pełnym zadowolenia klekotem. On
również zasłużył sobie na odpoczynek i obaj ludzie zdawali sobie z tego
sprawę. Zresztą w gruncie rzeczy nie było żadnego powodu, by go
niepokoić.
Mieli ze sobą flaszkę whisky i ich jedynym pragnieniem w owej chwili był odpoczynek w swoim własnym towarzystwie.
— A jednak to zadziwiające, jak się nad tym lepiej zastanowić — odezwał
się Adell. Jego szeroką twarz przecięły teraz bruzdy znużenia. Wolno
mieszał swojego drinka szklanym pręcikiem, przyglądając się leniwie
wirującym sześcianikom lodu. — Cała energia, jakiej kiedykolwiek by nam
było potrzeba — za darmo! Energia wystarczająca do stopienia całej Ziemi
 w jedną wielką kroplę zanieczyszczonego ciekłego żelaza. I nadal by nam
 tej energii nie zabrakło. Wszelka energia, jakiej kiedykolwiek
Ziemianom będzie trzeba — na zawsze… Na zawsze…
Lupov odchylił głowę i spojrzał przekornie na Adella. Robił tak zawsze,
kiedy miał ochotę sprzeciwić się. I teraz również miał zamiar się
sprzeciwić — po części zresztą dlatego, że to on musiał wcześniej
przynieść kostki lodu i szklanki.
— Nie na zawsze — powiedział.
— O Chryste, no to prawie na zawsze! Dopóki nie skończy się Słońce…
— To nie jest zawsze!
— No więc dobra, nie na zawsze. Biliony, biliony lat. Może dwadzieścia bilionów? Satysfakcjonuje cię to?
Lupov przesunął palcami po przerzedzonych włosach — był to jakby gest
uspokojenia i utwierdzania się w przekonaniu, że nadal coś tu jest nie
tak. Potem dystyngowanie małymi łykami popijając swojego drinka
powiedział:
— Dwadzieścia bilionów lat to nie jest zawsze.
— W porządku, ale dla naszych czasów wystarczy…
— Tak samo uważano w przypadku węgla czy uranu…
— No dobra, ale teraz możemy przecież podłączyć statek do stacji
energosolarnej, po czym ten statek może gnać do Plutona i z powrotem
milion razy bez kłopotania się kiedykolwiek o paliwo. Nie mógłbyś czegoś
 takiego dokonać za pomocą węgla czy uranu. Zapytaj Multivaca, jeśli mi
nie wierzysz.
— Nie muszę pytać Multivaca — sam dobrze o tym wiem.
— Więc przestań podważać znaczenie tego, co dla nas zrobił — powiedział Adell czerwieniejąc. — Bo dobrze zrobił!
— A kto tu mówi, że nie? Powiedziałem tylko, że Słońce nie będzie
pracować zawsze! To wszystko, co powiedziałem. Jesteśmy zabezpieczeni na
 dwadzieścia bilionów lat. A co potem? — Lupov wyciągnął w kierunku
kolegi lekko drżący palec. — Tylko nie mów mi, że podłączymy się do
następnej gwiazdy! — dodał.
Na chwilę zapadła cisza. Adell od czasu do czasu tylko przykładał do ust szklankę. Oczy Lupova powoli się zamknęły. Odpoczywali.
Nagle Lupov otworzył oczy i wykrzyknął:
— Wydaje ci się, że jak Słońce się skończy, to podłączymy się do następnej gwiazdy, no nie?
— Nie, wcale nie.
— Jasne, że tak ci się wydaje. Jesteś słaby w logice — w tym problem.
Jesteś jak ten facet z dykteryjki o deszczu. Kiedy złapał go przelotny
deszcz, popędził ku kępie drzew i wpakował się pod jedno z nich. Nie
martwił się o nic, bo wykombinował sobie, że jak jedno drzewo
przemoknie, to on pójdzie pod następne…
— W porządku, rozumiem — odparł Adell. — Nie drzyj się. Rozumiem. Kiedy Słońce się skończy, inne gwiazdy też nam podziękują.
— Niech mnie cholera, jeżeli nie podziękują — wymamrotał Lupov. —
Wszystko wzięło swój początek od pierwszej eksplozji kosmicznej —
czymkolwiek ona była — i wszystko się skończy z chwilą, kiedy pogasną
ostatnie gwiazdy. Jedne szybciej, inne wolniej — ale, do cholery,
pogasną! Olbrzymy wytrzymają 100 milionów lat. Słońce — 20 bilionów…
Karły wytrzymają może 100 bilionów — w najlepszym razie… Ale poczekaj
trylion lat i wszystko będzie czarne. Entropia musi wzrastać do maksimum
 — koniec, kropka!
— Ja wiem wszystko o entropii — odezwał się Adell, podnosząc się w całej swej okazałości.
— Gówno wiesz!
— Wiem tyle samo co ty.
— Więc wiesz również, że któregoś dnia wszystko się skończy!
— Zgoda, kto tu mówi, że nie?
— Ty, biedny mądralo! Ty! To ty twierdzisz, że mamy już całą energię,
jakiej kiedykolwiek byłoby nam potrzeba! To ty powiedziałeś „na zawsze”!
Teraz Adell postanowił się sprzeciwić.
— A może któregoś dnia będziemy w stanie odtworzyć to wszystko? Odbudować? — powiedział.
— Nigdy.
— Zapytaj Multivaca.
— To ty go zapytaj. No, spróbuj! Stawiam pięć dolarów, że powie, iż to jest niemożliwe do zrobienia.
Adell był wystarczająco pijany, żeby spróbować — i zarazem dostatecznie
trzeźwy, by móc poprawnie złożyć sekwencje koniecznych symboli i
rozkazów w pytanie, które wyrażone słowami brzmiałoby mniej więcej tak:
czy ludzkość będzie kiedykolwiek zdolna do odtworzenia Słońca — bez
zużycia energii — w stadium jego wczesnej młodości? I to nawet po tym,
gdy umrze ono ze starości?
Pytanie to można było sformułować prościej, np. tak: czy możliwe jest, aby całkowita entropia Wszechświata zaczęła maleć?
Multivac pozostał martwy i milczący. Urwały się leniwe błyski świateł, ustały odległe odgłosy klekotu przekaźników.
I nagle, kiedy obaj przestraszeni technicy poczuli, że nie są już w
stanie dłużej wstrzymywać oddechu, w ciszę wdarł się raptownie grzechot
dalekopisu, podłączonego do najbliższej im jednostki Multivaca. Na
taśmie widniało tylko sześć słów: BRAK DANYCH WYSTARCZAJĄCYCH DO
UDZIELENIA ODPOWIEDZI.
— Nie było zakładu — szepnął Lupov, po czym obaj w pośpiechu się wynieśli.
Następnego ranka, trapieni bólem głowy i pragnieniem, zapomnieli o incydencie.

Jerrodd, Jerrodine, Jerrodette I i Jerrodette II obserwowali gwiaździsty
 obraz nieba na wideoplanie. W miarę podróży przez hiperprzestrzeń obraz
 ten zmieniał się wraz z upływem ponadczasu.
Raptem jednostajny pył gwiazd ustąpił miejsca pojedynczej, jasnomarmurowej tarczy pośrodku ekranu.
— To X–23 — powiedział stanowczym tonem Jerrodd. Ręce trzymał założone
do tyłu: szczupłe dłonie były mocno zaciśnięte, aż pobielały nadgarstki.
Obie dziewczynki — Jerrodette I i II — były niezwykle podniecone
pierwszą w ich życiu podróżą w hiperprzestrzeni. Półprzytomne wprost z
nadmiaru wrażeń, z tłumionym chichotem biegały jak szalone, krzycząc:
— Jesteśmy na X–23! Jesteśmy na X–23! Jes…
— Cicho, dzieci! — powiedziała Jerrodine. — Jesteś pewien, Jerrodd?
— Dlaczego miałbym nie być pewien — odparł Jerrodd, wpatrując się w
metalowe wybrzuszenie na suficie. Biegło wzdłuż całego pomieszczenia,
znikając w ścianie na drugim końcu. Było tak długie, jak statek.
Jerrodd nie wiedział dokładnie, co to za urządzenie ten gruby wał.
Wiedział tylko, że nazywano je MICROVACem i że można mu było zadawać
pytania, kiedy się zechce. Wiedział również, że jeśli nic się nie robi,
to MICROVAC nadal wypełnia swoje zadanie doprowadzenia statku do miejsca
 przeznaczenia. Słyszał jeszcze o czerpaniu przezeń energii z
rozlicznych Subgalaktycznych Stacji Energetycznych oraz o rozwiązywaniu
równań dla uskoków hiperprzestrzennych.
Jerroddowi i jego rodzinie pozostawało tylko czekać i zabijać czas w komfortowych kwaterach statku.
Ktoś kiedyś powiedział Jerroddowi, że litery „AC” na końcu słowa
„MULTIVAC” są skrótem dwóch staroangielskich słów „analogue computer”.
Jerrodd już jednak prawie o tym zapomniał…
Oczy Jerrodine, utkwione w wideoplanie, stały się wilgotne.
— Dziwnie się czuję opuszczając Ziemię… Nic na to nie poradzę.
— Dlaczego, na litość boską? — spytał Jerrodd. — Nic tam po nas. Na X–23
 będziemy mieli wszystko. Nie będziesz samotna, nie będziesz przecież
pionierem. Na tej planecie żyje już ponad milion ludzi. Mój Boże! I
pomyśleć, że nasze prawnuki będą musiały szukać nowych światów, bo X–23
będzie już przeludnione…
Potem, po chwili zastanowienia, dodał: — Wiesz, mamy szczęście, iż
komputery potrafiły do tego stopnia zaplanować drogę, jaką podąży rodzaj
 ludzki…
— Wiem, wiem… — powiedziała z przygnębieniem Jerrodine. Jerrodette I
natychmiast dorzuciła: — Nasz MICROVAC to najlepszy MICROVAC na świecie.
— Ja też tak myślę — przytaknął Jerrodd, mierzwiąc włosy dziewczynki.
Tak — to było miłe uczucie — mieć MICROVACa na własność. Jerrodd był
szczęśliwy, że był członkiem tej właśnie generacji, a nie żadnej innej.
Za czasów młodości jego ojca komputery były gigantycznymi machinami,
rozciągającymi się na setki kilometrów kwadratowych powierzchni. W owych
 czasach na jedną planetę przypadała tylko jedna taka maszyna. Nazywano
ją Planetarnym AC. Na przestrzeni tysiąca lat ich rozmiary stale rosły. I
 naraz — wszystkie równocześnie — zostały udoskonalone. Miejsce
tranzystorów zajęły zawory molekularne. W ten sposób nawet największy
Planetarny AC można było teraz zmieścić w objętości nie większej niż pół
 statku kosmicznego.
Jerrodd poczuł, jak serce rośnie mu z dumy. Zawsze to odczuwał, kiedy
uświadamiał sobie, że jego własny, osobisty komputer jest nieporównanie
bardziej złożony niż starożytny prymitywny MULTIVAC, który ongiś — jako
pierwszy — poskromił Słońce. Ze jest nawet bardziej skomplikowany niż
największy ze wszystkich, Ziemski Planetarny AC — ten, który jako
pierwszy uporał się z problemem podróży hiperprzestrzennych i umożliwił
ludziom wyprawy do gwiazd.
— Tyle gwiazd, tyle planet… — szepnęła Jerrodine, pogrążona w swoich
myślach. — Ciekawe, czy inne rodziny już zawsze będą wyruszać, tak jak
my, ku nowym planetom…
— Nie, nie zawsze — powiedział z uśmiechem Jerrodd. — Któregoś dnia to
wszystko się skończy. Nie wcześniej jednak niż za biliony lat. Wiele
bilionów. Rozumiesz? Wtedy, gdy skończą się gwiazdy. Entropia musi
wzrastać…
— Co to jest entropia, papo? — pisnęła Jerrodette II.
— Entropia, skarbie, to takie słowo, które oznacza liczbę końców, liczbę
 śmierci we Wszechświecie. Wszystko się wyczerpuje, widzisz, tak jak
twój mały robot „walkie–talkie”. Pamiętasz?
— I nie można po prostu założyć nowej baterii, tak jak do mojego robota?
— Gwiazdy już same z siebie są źródłami energii, kochanie. Kiedy one się skończą, nie będzie już żadnych innych źródeł.
Jerrodette I jęknęła: — Och, nie pozwól im tatusiu! Nie pozwól, żeby gwiazdy się skończyły!
— Widzisz, do czego doprowadziłeś! — szepnęła Jerrodine zirytowana.
— Skąd mogłem wiedzieć, że tak się przestraszy? — odszepnął jej Jerrodd.
— Tato, niech tata zapyta MICROVACa! — lamentowała Jerrodette I. — Niech
 tata zapyta, jak to zrobić, żeby gwiazdy z powrotem świeciły?!
— No, zapytajże! — powiedziała Jerrodine. — Będzie przynajmniej spokój.
(Jerrodette II zaczynała już płakać). Jerrodd wzruszył ramionami.
— No już, dobrze, dzieci. Zapytam MICROVACa. Nie martwcie się, zaraz nam
 powie, v Rzucił MICROVACowi pytanie, pośpiesznie dodając: „Odpowiedź
drukuj”.
Potem rozwinął cienką, cellurową wstęgę wydruku i odezwał się do dziewczynek pełnym otuchy głosem:
— No widzicie? MICROVAC powiedział, że kiedy nadejdzie czas, będzie na wszystko uważać. Więc już się nie martwcie.
— A teraz, dziewczynki, czas spać — dorzuciła Jerrodine. — Niebawem będziemy w naszym nowym domu.
Zanim zniszczył cellurową taśmę, Jerrodd raz jeszcze przeczytał wydrukowane na niej słowa:
BRAK DOSTATECZNYCH DANYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI.
Wzruszył ramionami i spojrzał na wideoplan. X–23 była tuż, tuż…

VJ–23X z Lamethy wpatrywał się przez chwilę w czeluść trójwymiarowej
mapy Galaktyki, sporządzonej w mikroskali, a potem powiedział:
— Ciekawe, czy my nie jesteśmy śmieszni z tym naszym zainteresowaniem materią?
MO–17J z Nicrona potrząsnął głową.
— Myślę, że nie. Wiesz przecież, że przy obecnym tempie ekspansji, Galaktyka zapełni się w ciągu pięciu lat…
Obaj wyglądali najwyżej na jakieś dwadzieścia lat. Byli wysocy i idealnie zbudowani.
— Mimo to — odezwał się VJ–23X — waham się jeszcze, czy przedstawić tak pesymistyczny raport Radzie Galaktycznej.
— Nawet bym się nie zastanawiał nad tonem raportu. Wstrząśnij nimi trochę. To im dobrze zrobi.
VJ–23X westchnął.
— Ale Kosmos jest nieskończony! Czeka na nas sto bilionów galaktyk. Więcej nawet!
— Sto bilionów to nie jest nieskończoność. I ta liczba wciąż maleje.
Pomyśl: dwadzieścia tysięcy lat temu rodzaj ludzki po raz pierwszy
uporał się z problemem wykorzystywania energii gwiazd. A w niewiele
stuleci później stały się praktycznie możliwe podróże międzygwiezdne.
Ludziom trzeba było miliona lat na zapełnienie jednego małego świata, a
potem wystarczyło im tylko piętnaście tysięcy lat na wypełnienie reszty
Galaktyki. Teraz ludność podwaja się co dziesięć lat!
VJ–23X przerwał mu:
— To dzięki nieśmiertelności.
— Zgoda. Nieśmiertelność jest faktem i musimy się z nią liczyć. To
prawda, że nieśmiertelność ma i drugie oblicze. Galaktyczny AC rozwiązał
 wiele naszych problemów, ale trzeba przyznać, że przy rozwiązywaniu
problemu nieśmiertelności zapomniał o swoich poprzednich rozwiązaniach…
— Ale mimo to, jak sądzę, nie miałbyś ochoty pożegnać się z życiem?
— No, wiesz! — żachnął się MQ–17J, natychmiast łagodniejąc. — Jasne, że
nie. Stanowczo nie osiągnąłem jeszcze odpowiedniego wieku. Ile masz lat?
— Dwieście dwadzieścia trzy. A ty?
— Ja nie mam jeszcze dwóch setek. Ale wracając do rzeczy — populacja
podwaja się regularnie co dziesięć lat. Nasza Galaktyka jest już
przepełniona, następną będziemy mieli zapełnioną w ciągu następnych
dziesięciu lat. Jeszcze dziesięć lat i jeszcze dwie galaktyki więcej.
.Następna dekada — i cztery dalsze. W ciągu tysiąca lat mamy milion
zaludnionych galaktyk, a w ciągu dziesięciu tysięcy lat — całą
Metagalaktykę. I co wtedy?
— Jeśli już przy tym jesteśmy, to istnieje tu jeszcze problem
transportu. Ciekaw jestem, jak wiele energii trzeba zużyć na
przeniesienie istot z jednej galaktyki na drugą?
— Bardzo słuszna uwaga! Już obecnie ludzkość zużywa dwie jednostki słoneczne na rok.
— Większość z tego jest tracona. Poza tym nasza Galaktyka zupełnie
bezużytecznie wyrzuca w Kosmos tysiąc jednostek słonecznych rocznie. A
my zużywamy tylko dwie z nich.
— W porządku, ale nawet przy stuprocentowej wydajności bylibyśmy w
stanie tylko odroczyć nasz koniec. Nasze wymagania energetyczne rosną w
postępie geometrycznym — nawet szybciej niż zaludnienie. Energii
zabrakłoby nam szybciej niż miejsca w Galaktyce. To była słuszna uwaga.
Bardzo słuszna…
— Wobec tego będziemy musieli budować nowe gwiazdy z gazu międzygwiezdnego…
— Może jeszcze z rozproszonego ciepła? — rzucił ironicznie MQ–17J.
— A jeśli rzeczywiście istnieje jakiś sposób na zawrócenie entropii? Powinniśmy o to zapytać Galaktycznego AC.
VJ–23X nie powiedział tego zupełnie poważnie, ale MQ–17J dobył już z kieszeni swój łącznik AC i położył go przed sobą na stole.
— Ja też mam na to ochotę — powiedział. — Ostatecznie to jest problem, przed którym tak czy inaczej stanie kiedyś ludzkość…
Przez chwilę przyglądał się małej, sześciennej kasetce. Nie było w niej
nic szczególnego poza tym, że przez hiperprzestrzeń połączona została z
wielkim Galaktycznym AC, będącym na usługach całej ludzkości. Jak
uważano, nawet sama hiperprzestrzeń stanowiła integralną część
Galaktycznego AC.
MQ–17 zastanawiał się chwilę, czy w jego nieśmiertelnym życiu uda mu się
 kiedykolwiek ujrzeć Galaktycznego AC. Znajdował się pono na swojej
własnej planecie spowitej pajęczyną wiązek pola siłowego, utrzymujących w
 swym wnętrzu materię. Stamtąd brały swój początek fale submezonowe,
które zastąpiły teraz prymitywne zawory molekularne. I mimo tak
subeterycznej pracy Galaktyczny AC — jak mówiono — mierzył sobie pełnych
 tysiąc stóp średnicy.
MQ–17J, nagle zdecydowany, rzucił w mikrofon kasety pytanie:
— Czy można będzie kiedykolwiek zawrócić bieg entropii?
VJ–23X spojrzał na niego zaskoczony i powiedział:
— Nie sądziłem, że naprawdę o to zapytasz.
— Dlaczego nie?
— Obaj wiemy, że entropia nie może maleć. Nie sposób zamienić dymu i popiołu na powrót w drzewo.
— Masz na swoim świecie drzewa? — odparł MQ–17J.
Przerwał im Galaktyczny AC. Z małej kasety na biurku dobył się piękny, delikatny głos:
BRAK DANYCH WYSTARCZAJĄCYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI.
— Widzisz? — powiedział VJ–23X.
Po czym obaj mężczyźni powrócili do swego raportu, który mieli przygotować dla Rady Galaktycznej.

Umysł Zee Pierwszego kontemplował nową galaktykę bez szczególnego
zainteresowania dla niezliczonych gwiezdnych spiral, które ją stworzyły.
 Nigdy przedtem jej nie widział. Zresztą, czy kiedykolwiek mógłby je
wszystkie obejrzeć? Tyle ich przecież, każda z własnym brzemieniem
ludzkości — i to brzemieniem, które zawsze było zbędnym balastem. Coraz
częściej prawdziwą esencję człowieczeństwa można było znaleźć tu, w
przestrzeni międzygwiezdnej.
I to umysły! Nie ciała! Nieśmiertelne ciała pozostawały hen, na
planetach, zawieszone ponad wiekami. Czasem zrywały się jeszcze do
jakiejś materialnej działalności, ale zdarzało się to coraz rzadziej.
Wprawdzie kilka nowych istot podjęło materialną egzystencję,
przyłączając się w ten sposób do tego nieprawdopodobnego tłumu, ale
jakież to mogło mieć teraz znaczenie? Tak czy inaczej, we Wszechświecie
brakowało już miejsca dla nowych istot…
Z zadumy wytrąciło Zee Pierwszego zgłoszenie innego umysłu, które nadeszło po wiotkich niciach nerwowych.
— Jestem Zee Pierwszy — przedstawił się. — A ty?
— Dee Sub Wun. A jak się nazywa twoja galaktyka?
— Nazywamy ją tylko Galaktyką. A wy?
— My też tak nazywamy swoją. Wszyscy ludzie nazywają swoje galaktyki Galaktykami. I nic więcej. A jak można inaczej?
— Racja. Wszystkie galaktyki są takie same.
— O nie, nie wszystkie. Na jednej, jakiejś szczególnej Galaktyce musiał
wziąć swój początek rodzaj ludzki. I to ją musi wyróżniać.
— Na której? — zaciekawił się Zee Pierwszy.
— Nie potrafię powiedzieć. Ale będzie to pewnie wiedział Metagalaktyczny AC.
— Zapytajmy go. Jakoś mnie to zainteresowało.
Zee Pierwszy był w stanie wszystko to ogarniać do czasu, dopóki
galaktyki nie skurczyły się, by potem rozsypać się ponownie gwiezdnym
pyłem na nieporównanie większej przestrzeni. Było ich teraz tyle
bilionów, tyle setek bilionów! I wszystkie z ich nieśmiertelnymi
istotami, wszystkie z brzemieniem inteligencji i umysłami, swobodnie
dryfującymi w przestrzeni kosmicznej. A przecież jedna z tych galaktyk
była unikalna — była pierwsza… Ona to właśnie w nieprzejrzanej,
zamierzchłej przeszłości była jedyną Galaktyką, jaką zamieszkiwał
Człowiek.
Zee Pierwszego trawiła ciekawość. Zapragnął ujrzeć tę Galaktykę. Zawołał:
— Metagalaktyczny AC! Na której galaktyce wziął swój początek rodzaj ludzki?
Maszyna słyszała wszystko — poprzez przestrzeń — na każdym globie. Jej
receptory znajdowały się wszędzie i każdy z nich prowadził, poprzez
hiperprzestrzeń, do owego nieznanego punktu, w którym znajdował się
Metagalaktyczny AC.
Zee Pierwszy wiedział tylko o jednym człowieku, którego myślom udało się
 przeniknąć na rozsądną odległość od Metagalaktycznego AC. Tamten
opowiadał potem o trudnym do dostrzeżenia, jaśniejącym globie o średnicy
 jakichś dwóch stóp…
— Jak może się tam pomieścić cały Metagalaktyczny AC? — zapytał wtedy Zee pierwszy.
— Większa jego część — brzmiała odpowiedź — znajduje się w hiperprzestrzeni. Trudno mi sobie jednak wyobrazić, jak to wygląda…
Nikt nie mógłby sobie tego wyobrazić. Zee Pierwszy bowiem dobrze
wiedział, iż nikt nie pamięta już dnia, kiedy to jakikolwiek człowiek
miał jakikolwiek wkład w budowę Metagalaktycznego AC. Każdy
Metagalaktyczny AC wybierał i konstruował swego następcę. Każdy —
podczas swego milionoletniego lub nawet dłuższego istnienia — gromadził
dane, konieczne do zbudowania jeszcze lepszego, bardziej skomplikowanego
 i uniwersalniejszego następcy. Takiego, dla którego zbiór danych i
możliwości poprzednika były kroplą w morzu…
Metagalaktyczny AC powstrzymał rozbiegane myśli Zee Pierwszego. Nie był
to głos, lecz po prostu informacja. Umysł Zee Pierwszego powędrował
poprzez mętne morza galaktyk i nagle jedna z nich rozsypała się przed
nim w gwiazdy.
Teraz nadbiegła myśl — nieskończenie odległa, a zarazem nieskończenie klarowna: OTO PIERWOTNA GALAKTYKA CZŁOWIEKA.
Ależ ona była przecież taka sama, taka sama jak każda inna! Zee Pierwszy stłumił swoje rozczarowanie.
Dee Sub Wun, którego umysł cały czas towarzyszył tamtemu, powiedział nagle:
— A czy jedna z tych gwiazd jest pierwotną gwiazdą Człowieka?
Metagalaktyczny AC odparł: PIERWOTNA GWIAZDA CZŁOWIEKA STAŁA SIĘ NOWĄ. TERAZ TO JEST BIAŁY KARZEŁ.
— A więc ludzie z tego układu wyginęli? — zapytał bez zastanowienia, zaskoczony Zee Pierwszy.
DLA ICH FIZYCZNYCH CIAŁ ZOSTAŁ W ODPOWIEDNIM CZASIE ZBUDOWANY, JAK TO
SIĘ W TAKICH PRZYPADKACH ROBI, NOWY ŚWIAT — brzmiała odpowiedź.
— Tak, oczywiście — przytaknął Zee Pierwszy. Ale uczucie zagubienia
przygnębiło go jeszcze bardziej. Nieoczekiwanie jego umysł uświadomił
sobie jeszcze dobitniej swoją więź z Pierwotną Galaktyką Człowieka. Nie,
 niechaj się zagubi z powrotem pośród tego mętnego pyłu galaktyk… Nie
chciał jej nigdy więcej widzieć.
— Stało się coś? — zapytał Dee Sub Wun.
— Tak. Gwiazdy umierają. Nasza pierwotna gwiazda jest już martwa.
— Wszystkie muszą umrzeć. Nie może być inaczej.
— Ale kiedy wyczerpie się cała energia, nasze ciała również ostatecznie umrą, a wraz z nimi ty i ja.
— Na to trzeba będzie jeszcze poczekać biliony lat.
— Nie chcę, żeby tak się stało nawet za biliony lat. Metagalaktyczny AC! Jak można powstrzymać gwiazdy przed umieraniem?
— Pytasz, jak można zawrócić wzrost entropii… — powiedział z rozbawieniem Dee Sub Wun.
BRAK JEST JESZCZE DANYCH WYSTARCZAJĄCYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — brzmiała odpowiedź Metagalaktycznego AC.
Myśli Zee Pierwszego pobiegły na powrót ku jego własnej Galaktyce. Nie
przesłał więcej żadnej myśli Dee Sub Wunowi, którego ciało mogło
oczekiwać nań gdzieś w Galaktyce odległej o trylion lat świetlnych, lub
może tuż obok, na jednej z gwiazd, sąsiadujących z własną gwiazdą Zee
Pierwszego. Nie miało to zresztą żadnego znaczenia.
Zmartwiony Zee Pierwszy zabrał się do zbierania międzygwiezdnego wodoru,
 z jakiego zbudowana była jego mała gwiazda. Jeśli gwiazdy muszą kiedyś
umrzeć, to przynajmniej kilka z nich można będzie jeszcze odbudować…

Człowiek rozmyślał. Dyskutował sam ze sobą — bowiem pod względem
umysłowym istniał już tylko jeden Człowiek. Składał się z trylionów,
trylionów ciał — ciał nie posiadających wieku, umieszczonych na swoich
miejscach, odpoczywających w spokoju i nie podlegających rozkładowi.
Każde z nich strzeżone było przez niezawodne, idealne automaty, podczas
gdy umysły wszystkich tych ciał swobodnie się ze sobą zlewały,
niedostrzegalnie przyłączając się jeden do drugiego.
— Wszechświat umiera — powiedział Człowiek.
Potem rozejrzał się po mglistym morzu galaktyk. Gwiazdy–olbrzymy,
marnotrawcy, wyczerpały się już dawno, w najzamierzchlejszej z
zamierzchłych przeszłości Kosmosu. Teraz już prawie wszystkie gwiazdy
były białymi karłami, gasnącymi z dnia na dzień w oczekiwaniu śmierci.
Nowe gwiazdy powstawały teraz z pyłu międzygwiezdnego — niektóre wskutek
 procesów naturalnych, inne zaś budowane przez Człowieka. Możliwe było
jeszcze doprowadzenie do zderzenia ze sobą białych karłów i budowanie —
dzięki potwornym siłom, jakie się przy tym wyzwalały — nowych gwiazd.
Ale w taki sposób można było stworzyć tylko jedną nową gwiazdę z każdego
 tysiąca zniszczonych białych karłów — a i tę oczekiwała śmierć.
— Przy ostrożnym gospodarowaniu — powiedział Człowiek — i trzymaniu się
wskazówek Kosmicznego AC, nawet ta energia, jaka została jeszcze we
Wszechświecie, może wystarczyć na biliony lat.
— Ale nawet i wtedy — rozważał dalej Człowiek — ostatecznie wszystko
dobiegnie końca. Nie pomoże gospodarowanie, ani oszczędzanie, energia
raz rozproszona jest stracona i nie sposób jej odzyskać. Entropia musi
wzrastać do maksimum.
— Ale czy bieg entropii nie może być zawrócony? — zastanowił się Człowiek. — Warto zapytać o to Kosmicznego AC.
Kosmiczny AC był wszędzie wokół nich — choć nie w Kosmosie. Ani jeden
jego fragment nie znajdował się już w Kosmosie. Zrobiony z czegoś, co
nie było ani materią, ani energią, czuwał skryty w Hiperprzestrzeni.
Zagadnienie jego rozmiarów i natury nie miało już znaczenia w żadnym z
aspektów możliwych do pojęcia przez Człowieka.
— Kosmiczny AC — odezwał się Człowiek — w jaki sposób można zawrócić bieg entropii?
BRAK JEST JESZCZE DANYCH, WYSTARCZAJĄCYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odparł Kosmiczny AC.
— Zbierz więc dodatkowe dane — powiedział Człowiek. BĘDĘ TAK ROBIĆ.
ROBIĘ TO OD STU BILIONÓW LAT. MNIE I MOICH POPRZEDNIKÓW PYTANO O TO
WIELE RAZY. ALE WSZYSTKIE DANE, JAKIE POSIADAM, SĄ JAK DOTĄD
NIEWYSTARCZAJĄCE.
— Czy mogą kiedyś być dostateczne, żeby udzielić odpowiedzi na to
pytanie? Czy też jest to problem nierozwiązywalny bez względu na
okoliczności?
NIE MA PROBLEMU NIEROZWIĄZYWALNEGO BEZ WZGLĘDU NA OKOLICZNOŚCI — brzmiała odpowiedź.
— Kiedy więc będziesz miał dość danych, aby odpowiedzieć na to pytanie?
BRAK JEST NA RAZIE DANYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odparł Kosmiczny AC.
— Czy będziesz dalej nad tym pracować? — zapytał Człowiek.
BĘDĘ — odpowiedział Kosmiczny AC.
— Poczekamy więc — rzekł Człowiek.
Gasły umierające gwiazdy i galaktyki — a wraz z nimi po dziesięciu
trylionach lat agonii zapadała się w czerń przestrzeń kosmiczna.
Człowiek — jeden po drugim — jednoczył się z AC. Fizyczne ciała raz po
raz traciły swe umysłowe indywidualności — była to jednakże strata,
która przynosiła zysk.
Ostatni z umysłów Człowieka wstrzymał się jeszcze na chwilę przed
zjednoczeniem z AC i spojrzał w przestrzeń, nie zawierającą już teraz
nic poza resztkami jedynej, ostatniej ciemnej gwiazdy i poza
nieprawdopodobnie rozrzedzoną materią, przypadkowo miotaną ostatkami
ciepła, asymptotycznie zanikającego do poziomu równowagi w pobliżu zera
bezwzględnego.
Człowiek zapytał:
— AC! Czy to już koniec? Czy tego chaosu nie da się już z powrotem obrócić we Wszechświat? Czy nie dałoby się tego dokonać?
BRAK JEST JESZCZE DANYCH DOSTATECZNYCH DO UDZIELENIA JEDNOZNACZNEJ ODPOWIEDZI — odpowiedział AC.
Ostatni umysł Człowieka zjednoczył się z maszyną i istniał już teraz tylko AC — a i on w hiperprzestrzeni.

Materia i energia skończyły się — a wraz z nimi skończyła się przestrzeń
 i czas. Nawet AC istniał jeszcze tylko dla ostatniego pytania — tego,
na które nie umiał był znaleźć odpowiedzi od czasu, kiedy to dwóch na
wpół pijanych techników komputerowych dziesięć trylionów lat wcześniej
zadało to pytanie maszynie, która z AC miała jeszcze mniej wspólnego,
niż człowiek z Człowiekiem…
Na wszystkie inne pytania odpowiedziano już. Dopóki jednak nie została
udzielona odpowiedź na ostatnie pytanie, AC nie mógł unicestwić swojej
świadomości.
Zbieranie danych dobiegło końca. Nie pozostało już nic do zbierania. Ale
 wszystkie te dane trzeba było jeszcze opracować i zbadać wszelkie
możliwe powiązania, jakie mogły między nimi zaistnieć.
Zabrało to AC cały interwał ponadczasowy.
I wreszcie AC dowiedział się, jak można zawrócić bieg entropii.
Nie było już jednak człowieka, któremu AC mógłby odpowiedzieć na
ostatnie pytanie. Ale to było nieważne. Odpowiedź można zastąpić
praktyczną demonstracją.
W ciągu następnego interwału ponadczasowego AC rozważał, jak można tego
najlepiej dokonać. Starannie, pieczołowicie przygotował program.
Świadomość AC ogarniała już teraz wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło
się we Wszechświecie i analizowała to, co było teraz Chaosem. Krok po
kroku wszystko zostanie zrobione…
I wreszcie AC rzekł: NIECH SIĘ STANIE ŚWIATŁO!
I stało się światło…

Przełożył Krzysztof W. Malinowski
 
Mit der Dummheit kämpfen die Götter selbst vergebens

steam | slavic castles |  last.fm | moddb.com | Stary, najlepszy lider Sclavinii

Faren

Faren

RaveN Studio
Farelka
posty1172
Propsy1496
Profesjabrak
  • RaveN Studio
  • Farelka
 
makin' bacon

Leinnan

Leinnan

Administrator
torsonic polarity syndrome
posty2651
Propsy3600
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • torsonic polarity syndrome
Ale trzeba przyznać, że wizja tego, że Wszechświat może czekać koniec jest straszna. Nigdy sobie tym nie zawracałem głowy, jednak taka perspektywa jest dość ciekawa. Ciekawi mnie, czy w ogóle w tym momencie gdzieś w naszej galaktyce jest inna cywilizacja. Życie pewnie tak, ale czy cywilizacja? Sama Ziemia ma ok. 4,5 mld lat, człowiek jest tu ułamek tego czasu, a cywilizację tworzy przez ułamek tego ułamka. Na tyle różnych gatunków jakie zamieszkuje, i wielokrotność ich jaka kiedykolwiek zamieszkiwała Ziemię tylko człowiek stworzył cywilizację. A co jeśli zaawansowane cywilizacje dążą do samozniszczenia? Albo nigdy nie zamieszkują nawet na innych planetach własnego układu słonecznego i po wykorzystaniu całych zasobów planety upadają?
 
Mit der Dummheit kämpfen die Götter selbst vergebens

steam | slavic castles |  last.fm | moddb.com | Stary, najlepszy lider Sclavinii


Leinnan

Leinnan

Administrator
torsonic polarity syndrome
posty2651
Propsy3600
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • torsonic polarity syndrome
O paradoksie Fermiego wiem :P
 
Mit der Dummheit kämpfen die Götter selbst vergebens

steam | slavic castles |  last.fm | moddb.com | Stary, najlepszy lider Sclavinii


inż. Avallach

inż. Avallach

Administrator
posty7661
Propsy5239
NagrodyV
ProfesjaProgramista
  • Administrator
StackExchange to "forum" do zadawania pytań i udzielania odpowiedzi, chyba najpopularniejze wśród progrmistów. Ma różne tematyczne subfora (np kulturowe, lingwistyczne, rozrywkowe itd). Na sidebarze widać popularne pytania z innych subforów. Czasami można zobaczyć takie które wydają się naprawdę DZIWNE dopóki nie sprawdzi się na jakim subforum są (coś w stylu tematów "mój dom ma za cienkie ściany" na naszym forum). Dzisiaj natrafiłem na taki jeden ("Is marrying my own sister a good idea?") nie kojarząc jeszcze tej sytuacji i znalazłem całą listę ciekawie nazwanych tematów które pojawiły się na jednym z subforów: http://meta.gaming.stackexchange.com/questions/2187/the-memes-of-arqade-and-its-chat/2196#2196 

Leinnan

Leinnan

Administrator
torsonic polarity syndrome
posty2651
Propsy3600
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • torsonic polarity syndrome
https://www.youtube.com/watch?v=9q6NTjyCU3k


Cytuj
Pozdro dla kumatych :F
 
Mit der Dummheit kämpfen die Götter selbst vergebens

steam | slavic castles |  last.fm | moddb.com | Stary, najlepszy lider Sclavinii


Faren

Faren

RaveN Studio
Farelka
posty1172
Propsy1496
Profesjabrak
  • RaveN Studio
  • Farelka
kurwa Ałalak czemu takie rzeczy wrzucasz
Azteka chcieli zbanować za oczko w avatarze, to jest gorsze
 
makin' bacon

Anonymized

Anonymized

Użytkownicy
posty2957
Propsy6115
NagrodyV
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Już wspomniałem w temacie o ERB. Ostatni odcinek jest jednym z najlepszych w całej ich twórczości :D
https://www.youtube.com/watch?v=_wYtG7aQTHA


No i coś, co z pewnością wam się spodoba :D
https://www.youtube.com/watch?v=Uaoscl24Emg
 


Boykaundisputed

Boykaundisputed

Użytkownicy
Klata, plecy, barki, od tego są ciężarki.
posty403
Propsy80
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Klata, plecy, barki, od tego są ciężarki.
 
Uri Boyka is the most complete fighter in the world...


Faren

Faren

RaveN Studio
Farelka
posty1172
Propsy1496
Profesjabrak
  • RaveN Studio
  • Farelka
C&H średnie wczoraj było, ale poprzednie odcinki są super :D
 
makin' bacon

Faren

Faren

RaveN Studio
Farelka
posty1172
Propsy1496
Profesjabrak
  • RaveN Studio
  • Farelka
Aztek, obiecywałeś coś
 
makin' bacon

Anonymized

Anonymized

Użytkownicy
posty2957
Propsy6115
NagrodyV
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Sprzątam mieszkanie, później posprzątam temat.
 

Żelazko

Żelazko

Użytkownicy
Alt Mac Dupy
posty1102
Propsy1209
Profesjabrak
  • Użytkownicy
  • Alt Mac Dupy
Najlepiej ten temat zamknąć. Kiedyś nawet autor tematu miał takie uprawnienia. :lol:


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry