<nieznajomy>
siemka poklikash?
Piskor
zależy z kim mam przyjemność
<nieznajomy>
jeśtem kasiaX-Murders, odcinek 3.
Wydawało się, że wszystko pójdzie gładko. Byli odprężeni i odpowiednio się zabezpieczyli. A nawet jeśli popełniliby błąd i ktoś przedarł się przez nałożoną uprzednio ochronę, przed upływem dziewięciu miesięcy można jeszcze przedsięwziąć odpowiednie kroki...
Tyle bowiem wynosił maksymalny, precedensowy czas rozmów dyplomatycznych w Gotyckiej Stronie. Obecny car nigdy by na to nie pozwolił, ale kilka wieków wcześniej takowy ewenement zaistniał i jako takiego nikt nie zamierzał go unieważniać.
Siepacze hrabiego AddoNsteina leżeli pokotem wzdłuż wąskiego poletka krzewów jeżyn przed rezydencją. Kerethin nakazał żołnierzom w miarę możliwości oszczędzać najemników ? nie należeli przecież do znienawidzonych rodów szlacheckich, do niedawna mających w kraju coś do powiedzenia.
- Kerethzimierz... - zaczął Dark, podczas gdy cała ekipa kierowała się do wyjścia - co zrobiłeś z AddoNsteinem?
- Wymknął się do podziemi. Sukinsyn wydrążył sobie tunele.
- Typowe. Tacy jak oni zawsze chowają się w jakąś dziurę.
- Yhy - zgodził się rewolucjonista, gładząc wąs - W promieniu dziesięciu metrów od niego żadna dziura nie pozostaje pusta zbyt długo. Zresztą możesz zapytać się Pingwinka...
Opuszczając teren rezydencji, stanęli jak wryci. Rezydencję otaczał co najmniej tysiąc chłopów, uzbrojonych w widły i transparenty hołubiące Advocate?a. W ich spojrzeniach było mniej więcej tyle przychylności, ile kompetentnych adminów na theModders.
- Pieprzeni monarchiści! - zawołał Kerethin i padł na ziemię, wyjmując zza pazuchy krasnoludzką rusznicę. Padł pierwszy strzał.
Wieśniacy ruszyli do ataku. U większości widać było dwie świeże, okrągłe rany na szyi. Ludzie Kerethina śmiało odparli pierwszą falę ataków, głównie ze względu na mdlejących co i rusz napastników.
- Odrzynać im głowy! - wołał Brox'Mor, raz po raz ciskając kule ognia - To wampiry!
***
Podczas gdy żołnierze stosowali się do zaleceń maga, a Kerethin wydawał chaotyczne rozkazy, margrabia Dekster XVII prowadził swoją naprędce zmontowaną grupę na tyły wsi hrabiego, z której napływały coraz to nowe posiłki.
Zatrzymali się przy jakiejś chacie, z której wylazł jakiś młodziak z pieczołowicie wypolerowanym mieczykiem.
- O, mężni panowie! Widzę, żeście w potrzebie pomocy. Takoż i jestem. Nazywam się Zubenos i chcę dołączyć do waszej licznej a dzielnej kompanii. Ufam, że przyjmiecie mnie z honorami, panie...?
Z szeregu zdumionych murdersów wystąpił Maybe.
- Jak coś, to wal do mnie - zaczął.
- Wal... aaa. Słucham i jestem posłuszny - to powiedziawszy sięgnął do spodni...
- Niee, nie w tym sensie wal. To przenośnia. Widzisz, jestem jednym z adminów i...
- Admin! Najprawdziwszy admin! O przepotężny! najwyższy! wielki! kochany!
- Pedał! Najprawdziwszy pedał!... a jaki naiwny.
- Maybe, idziemy - powiedział zniecierpliwiony Dziki.
- "Ty jesteś zwykły banay, ja jestem chicita. I ja jestem sprite a ty pragnienie." - opryskliwie rzucił Hiena do Zubenosa.
Kompania pomaszerowała dalej. Zubenos stał przez chwilę w miejscu. Jego oczy zaiskrzyły czerwonym blaskiem. Uśmiechnął się złowrogo i ruszył w ślad za grupą Dekstera, która znikała już za wyłomem w drewnianej palisadzie, prowadzącym do głównej ulicy wsi
***
Sir Rajmund Dwie Wierzby herbu Kasztany, hydraulik z zawodu, zwany też Marianem, brat Ludwika, siedział przy stoliku w jednej z tawern. Zamówił butlę Ruskiego Paliwa Rakietowego i wychylił całą zawartość jednym haustem. W tym momencie do sali wkroczył oddział neandertalskich najemników uzbrojonych w pokryte zakrzepłą krwią maczugi.
- My przychodzić od hrabia AddoNstein - warknął jeden z nich, z trudem dobierając słowa - Żądać haracz.
- Ja... nic już nie mam. Zabraliście mi wszystko - wybąkał karczmarz.
- Cnota córki już oddać, maczugi wyciosać... oj, być w opały.
- Słyszeliście waść może o rewolucji Kerethina? - spytał Rajmund, podnosząc się z krzesła.
- Wąsacz napaść na dom hrabiego. Być zły, bardzo zły.
- Kerethin ma pod rozkazami całą armię. Rozpierdoli cara i całą Gotycką Stronę, jeśli go nie powstrzymacie. A wy siedzicie tutaj i gwałcicie córki karczmarzy... - rycerz splunął z pogardą.
- Hej, zachowywać się! - burknął przywódca małpoludów, maczugą rozbijając okno - Ty pożałować swe słowa!
Przez rozbitą szybę wleciał bełt i wbił się najemnikowi w czerep. Pozostali neandertalczycy zostali w chwilę później pozbawieni głów przez miecz Rajmunda. Karczmarz krzyknął. Do budynku wpadł oddział carskich gwardzistów. Dwie Wierzby otarł miecz z krwi i uczyniwszy zgrabną paradę przekoziołkował za ladę.
***
Piskor przeładował kuszę i wystrzelił kolejny bełt. Trafił w jednego z gwardzistów. Dekster, Dark i Maybe wyznaczyli jego oddziałowi zaszczytne zadanie zdławienia wiernych carowimieszkańców wsi. Piskor w myślach już cieszył się z łupów, jakie z pewnością zdobędzie.
Hiena wyjął dębową, długą lagę. Na początek to wystarczy - pomyślał i wraz z Dzikim i Królikiem zaszli gwardię od tyłu. Skręcając karki GS-owcom nie czuli litości. Te ścierwa nań nie zasługiwały.
Gdy już spacyfikowali, kogo trzeba, ogarnęli wzrokiem wnętrze. Piskor wszedł za ladę.
- Jestem Rajmund - przywitał się Dwie Wierzby - Karczmarz nie żyje?
- Nie - potwierdził Piskor, wbijając karczmarzowi sztylet między oczy.
Do tawerny weszła kobieta. Długa, czarna suknia z koronkami i niezwykle szczupłe ciało przyciągało spojrzenia, mimo iż twarz skrywała pod kapturem. Piskor otrzepał z ramienia nieistniejący pyłek. Odchrząknął.
- Nazywam się Piskor, o pani.
- Jestem Kasia - odparła postać w czarnej sukni - Chodźmy na górę, przystojniaku. Mają tu niezwykle wygodne łóżka.
Hiena, Dziki, Chomik i Rajmund spojrzeli po sobie. Piskor przyjął propozycję.
Kilkanaście minut później, już po splądrowaniu całej oberży, z góry dobiegł ich mrożący krew w żyłach okrzyk, a zaraz po nim brzęk tłuczonego okna.
Natychmiast pobiegli na górę. Zastali tam Piskora leżącego obok tapczanu w kałuży krwi.
- Kasia była mężczyzną! Ten gej AddoNstein chodzi w czarnej sukni w koronkach... Obrabował mnie.
- Z czego? - zapytał prawie spokojnie Chomik, opatrując przywódcę oddziału.
- Znalazłem list od Advocate, akt własności rezydencji hrabiego... w nim pisało, że...
- Było napisane - poprawił sir Rajmund. Jako członek elitarnego stowarzyszenia "Izba" nabył bowiem pewnych nawyków. Nie wspominając już o miesięcznym karnecie do Czerwonej Latarni.
- Pedant - rzekł nieprzychylnie Piskor i stracił przytomność. Po kilku minutach skonał. Z ust pociekł mu strumyczek krwi. Hrabia nigdy nie oszczędzał swych ofiar. Precedensem była sytuacja, kiedy postawił ultimatum i fallusa carowi, ale to już inna historia.
***
Lesterek dopiął swego. Za wierną służbę Kerethzimierz Kerethin mianował go pułkownikiem. Kiedy więc margrabia Dekster rozdzielał zadania, zapragnął wykorzystać swoje stanowisko.
- Nie na darmo zwą mnie mistrzem Białą Strzałą! - zakrzyknął gromko, wtarabaniając się do przydrożnego zamtuza. Maybe uśmiechnął się szeroko i poszedł za nim.
- Chłopie, skoncentruj się na zadaniu... - rzekł Buła, ale posłusznie wszedł do burdelu. Zanim podszedł do najbliższej dziewki, otrzepał się z okruchów i włożył do buzi ostatni kawałek. Dziś kosztował bagiety czosnkowej, która niezmiernie mu smakowała.
Zdaje się, że jego partnerka była innego zdania. Gdy tylko poczuła ostrą woń warzywa, chwyciła się za gardło i upadła na podłogę. Buła podrapał się po głowie zdezorientowany. Kiedy usiłował wyciągnąć z kieszeni sole trzeźwiące, wypadła z niej buteleczka z wodą święconą - prezent od Brox'Mora.
Wyczuwszy płynący do niej płyn, dziewka zbudziła się i odrzuciła włosy do tyłu, krzycząc przeciągle. "No, to się nazywa orgazm" ? pomyślał udobruchany Buła i ruszył w kierunku kobiety. Wtem zatrzymał się jak wryty. Jej zęby były długie i zaostrzone...
- Wampirzyca - pokiwał głową ze smutkiem, kontemplując widok rozkładającego się na jego oczach ciała kobiety.
- Ejj, niszczysz mienie społeczne! - oburzyła się burdelmama, wychodząc zza kontuaru - Kto to teraz posprząta?
- Do usług - rzekł posępnie siwy, zgarbiony starzec w habicie, stając w drzwiach przybytku. Żywa legenda, Pan Metalu... zdegradowany do roli pospolitego Sprzątacza. Najpewniej jednak nie przeszkadzało mu to, gdyż raźno zabrał się do pracy.
CDN