To jak kto jest leczony zależy głównie od ludzi czasem całego środowiska od ordynatora po sprzątaczkę, którzy cię leczą. Z niektórymi dało się normalnie dogadać jak człowiek z człowiekiem i po wizycie wnet samemu miało się ochotę obdarować takiego lekarza jakimś drogim prezentem, a czasem trafia się stara córka rybaka, która bąki będzie zbijać jeśli się do niej na prywatną wizytę nie umówi - wtedy to staje się wcieleniem "bezinteresownego" miłosierdzia. Sami lekarze też pieprzą każdy co innego i każdy wymyśla inne metody leczenia.
Podobnie jest z policją. Czasem są mili czasem może chcą sobie dorobić, a że pracują na takim systemie jaki mamy to już raczej nie do nich z pretensjami. Z przykrością patrzyłem na osoby, które najpierw dissowały na tą wielką nadgorliwość policji, po czym leciały wciskać starym babką książki aby samemu trochę dorobić. A schemat dokładnie ten sam. Ja w swoich doświadczeniach z policją nie miałem nigdy jakiejś przykrej sytuacji, raczej zwykle współpacowało mi się z nimi dobrze (jak na starego konfidenta przystało).
Była sytuacja, że nie zdążyliśmy jeszcze z dymu pożądnie auta przewietrzyć, kiedy to do nas stojących w plenerze podjechał radiowóz. Policjant podchodzi do okienka i musiałby być głupi albo stracić węch żeby niczego nie wyczuć. Popatrzył tylko na nas, zapytał co robimy, zamienił kilka zdań, pytając też między innymi o rodzinę kolegę, z którym już parę razy kontakt załapał, spisał dokumenty i sobie polazł. A gimnazjaliści się srają, że ich policja w nocy spisała... ZA NIC! Odpowiem: BO TAKA ICH PRACA! Tamci jakby chcieli to myślę, że by niezłe benefity u nas znaleźli.