A co jeśli Bóg istnieje, ale po prostu ma niewiele wspólnego z chrześcijańską wizją?
Tutaj znaczenie mają dwa pojęcia: pozytywny dowód oraz brzytwa Ockhama. Pozytywny dowód, czyli dowód wskazujący na istnienie czegoś. Masz pozytywny dowód na istnienie boga? Nie. Gdyby ktokolwiek miał, byłoby o tym głośno. A jakie dowody są? Jedynie niby logiczne dedukcje opierające się na sofizmatach. Przykład od Tomasza z Akwinu: Bóg istnieje bo świat musiał być przez coś stworzony. Nieuprawnione użycie wyrazu "musiał", cały argument jest do wywalenia. Druga rzecz - brzytwa Ockhama. Jeśli dane zjawisko da się wyjaśnić za pomocą dwóch teorii: jednej wymagającej postulowania nielosowego czynnika, i drugiej niewymagającej tego, to tą pierwszą praktycznie zawsze można z góry odrzucić. Bóg jest tutaj wyjątkowo nielosowym czynnikiem: ma być niby wielki, wszechmocny i wszechwiedzący, to jest najbardziej nielosowy czynnik jaki można sobie wyobrazić. Przyczepisz się do "praktycznie zawsze" i powiesz, że jednak zostaje furtka na nielosowy czynnik. Owszem, ale tyczy się to wyłącznie mikroskali, czyli np. teorii, czy dana bitwa została wygrana, bo jedna strona miała szczęście, czy też kryje się za tym większy spisek, polityka, przekupstwo i tak dalej. W makroskali wyraz "praktycznie" można pominąć.
A co jeśli istnienie Boga nie wyklucza prawdziwości twierdzeń naukowców?
Nie wiem co, ale prawdziwość twierdzeń naukowców jak najbardziej wyklucza istnienie boga. Ponownie kłania się pan Ockham.
Naukowcy bowiem badają świat materialny i jego prawa zgodnie ze swoimi możliwościami i ich odkryciom ciężko zaprzeczyć. Nie są jednak w stanie w ten sposób odkryć duchowych płaszczyzn rzeczywistości, ani ich zbadać w naukowy sposób.
Co to znaczy "duchowe płaszczyzny rzeczywistości" i jakie masz powody by uważać, że coś takiego istnieje?
To już na logikę widać, że to nie dowodzi nieistnienia duchowości
To już na logikę widać, że nie możesz zaprzeczyć istnieniu makrytolankatowości, a więc makrytolankatowość istnieje.
Mówienie, że coś nie istnieje bo nie da się tego zbadać w naukowy sposób jest zwykłym zaślepieniem i ignorancją
Mówienie, że coś istnieje, mimo że nie da się tego zbadać, jest zwykłym zaślepieniem i ignorancją.
Dowodów na to, że człowiek jest czymś więcej niż worem mięcha jest cała masa na całym świecie
Proszę podać jeden taki dowód. Chyba, że mówiąc o "worze mięcha" masz na myśli znaczenie dosłowne, to wtedy tak, również ja na własnym przykładzie mogę potwierdzić że jest to również kupa kości, wątroba i parę innych rzeczy.
A tymczasem na świecie roi się od ludzi widzących aury, pamiętających poprzednie wcielenia, chodzących po wodzie/ogniu, lewitujących, widzących przez ściany, jasnowidzów, itd.
Znasz takich ludzi? Podaj przykład jednego, przyprowadź go tu, a przy okazji rzuć mu wspomnianym przez Thora nazwiskiem Randi.
Z drugiej strony ja mam nadzwyczajne zdolności: widzę wyrazy tak, że wyraz źle napisany wydaje mi się brzydki; mam chwilowe, bardzo szczegółowe wizje konkretnych przedmiotów kiedy jestem bardzo zmęczony, ale nigdy nie potrafię ich zapamiętać i chociażby narysować czy opisać; w takich samych momentach zmęczenia/otumanienia może mi w głowie przelecieć calutka piosenka z każdym stuknięciem i bitem, ale przestaje gdy tylko świadomie o tym pomyślę. Mimo to, nigdy nawet nie przeszło mi przez myśl, że może mieć to związek z jakąkolwiek duszą czy duszkami i że powinienem wyjaśnienia tego szukać właśnie w Twojej "duchowości". A z chęcią dowiedziałbym się, czemu tak się dzieje, jak mogę to kontrolować i wykorzystać.