nawet nie wiem czy pisać, bo sam jestem w szoku jakie rzeczy siedzą w mojej głowie. W skrócie: w śnie byłem świadkiem jak bodaj sześciu facetów chciało zgwałcić dziewczynę (sic!) - jako że były to totalne koksy i nic bym nie wskurać, to poleciałem po pomoc (całość była w formie takiej jakby wycieczki szkolnej z nocowaniem w domkach) znajomych z myślą, że nas będzie dużo więcej i damy sobie radę. Po drodze przemknąła mi myśl, że musimy tych koksów zabić (sic!), bo inaczej dziewczyna będzie w jeszcze gorszej sytuacji potem. Potem przez resztę snów było kombinowanie jak załatwić tych koksów, ale wątek nie został rozwiązany, bo zadzwonił budzik.
Sama scena "napędzająca fabułę" trwała kilka sekund, ale mimo to mega zryła mi beret. Boję się co mi siedzi w głowie do.
Rozumiem, że koledzy forumowicze przeprowadzą dogłębną analizę znaczenia tego snu

. Dodam tylko, że zanim się obudziłem, to pomysłem na załatwienie koksów było uwolnienie gigantycznego szczura mutanta ludożercę (wtf?) z zapieczętowanej piwnicy jednego z budynków w której był więziony od lat.