1170
« dnia: 2008-09-30, 10:45 »
Odgłos człowieczych męk piekielnych rozniósł się po całej karczmie. Dla żołądka Rajmunda była to o jedna kolejka za dużo. Zbuntowany organ postanowił zacząć strajk głodowy i zwrócił wszystko co miał w środku. Innymi słowy - rycerz rzygał niczym kot. "Chluśniem to uśniem, kurwa mać!" myślał sobie w przerwie między poszczególnymi wonitami.
-Hej, Rox... - blady jak ściana i o twarzy męczennika rycerz wrócił do izby i począł wołać po swego kuma - Nie znasz żadnych czarów które położyłyby kres mym żołądkowym ekscesom?
-I jeszcze jeden i jeszcze raz... - bełkotał przez sen rozmówca - Czerwone i bure, i bure... Chodź ze mną na górę, na górę... O, siemasz przyjacielu, wiesz jak cię kochaaam... - wyznał z zamglonym wzrokiem mag.
-Nieważne, śpij i trzeźwiej... - machnął ręką Dwie Wierzby drugą kurczowo trzymając się za brzuch.
-Es... spiritus... weselus... pastorus in dies dominica! - wymamrotał z trudem Rox. Było to najwyraźniej potężne zaklęcie zapisane w łamanej łacinie. Czar zadziałał momentalnie, magus wstał i wytrzeźwiał całkowicie.
-O kurwa... Masz coś podobnego dla mnie, tyle że na moje wyjazdy do Rygi?
-Mam, zaklęcie o nazwie 2KC, ale trzeba je wypowiadać w trakcie, nie po fakcie.
-Zajebiście.
-Swoją drogą - zmienił temat Rox - przyjęcie urodzinowe było pierwsza klasa. Kiedy tylko powiedziałeś o swoim święcie Veq od razu zamówił naczynia pełne spirytu. Ma chłopak gest. Potem było pasowanie...
-... które wolałbym przemilczeć, bo wciąż mnie dupa boli. - przerwał Rajmund - Skąd ty w ogóle wziąłeś taki skórzany pas w stylu sado-maso? Niegrzeczny chłopczyk z ciebie, he he...
-Dobra, nieważne. Barman miał szczęśliwie całą skrzynię Mroków Północy na zapleczu, więc zabawa rozkręciła się na dobre. A kiedy wytoczył beczkę samogonu... Ah! Szkoda, że takie imprezy nie zdarzają się codziennie!
-Może dla ciebie, ja ledwo żyję... A tak w ogóle to po co ty mi to wszystko opowiadasz? Przecież też tam byłem.
-Sam nie wiem... - odpowiedział zakłopotany zakonnik. - O, zobacz! cała butelka! i to nieotwarta! Chcesz?
-Pij sam... - po tych słowach Rox wyciągnął naczynie ze sztywnych łap karczmarza, otworzył fireballem i zaczął kosztować ten zacny trunek - Cholera, ostatnio tak rzygałem kiedy przyjechałem na pustynię Varantu...
Rox zaciekawiony odłożył butelkę od ust i rzekł:
-Opowiedz mi o tym, nigdy nie byłeś zbyt otwarty o swojej przeszłości.
-Byłem raz, w Górniczej Dolinie.
-Byłeś w kolonii?
-Taa... Wszystko zaczęło się od... - słowa przerwała mu fala rzygowin cisnąca się do gardła - Wybacz!
Rajmund wybiegł na dwór i począł rzygać do koryta z wodą dla koni. Wyrzucił już z siebie całe jedzenie którego nie strawił, więc zaczął wymiotować kwasami żołądkowymi. Strajk trwał nadal.
Kiedy już rycerz się uspokoił, spojrzał w niebo, an chmury. Było diablo zimno.
-Chyba będzie padać... - przewidywał.
***
Opowieść z grubsza na faktach autentycznych.