Nie odrzucam wikipedii, tylko piszę, że omówiła zagadnienie tak skrótowo, że ktoś nie zaznajomionego z tematem jest fałszywa. Źródło z Bryka omawia założenia i filozofię Sartre, z której wynika, że było takie pojęcia jak Bóg.
No OK. Udowodniłeś to, że filozofia Sartrego była na tyle... jakaś tam, że
możliwe jest, że nawrócił się na łożu śmierci. Odnośnie zaś samego zagadnienia,
czy faktycznie się nawrócił, nie powiedziałeś nic. Dla porównania: przypuśćmy, że w Mgławicy Oriona obserwujemy duże stężenie węgla oraz tlenu. Czy to oznacza, że
faktycznie istnieje tam planeta o masie 1,1 mas Ziemi, temperaturze powierzchni w zakresie od -20 do +40 stopni Celsjusza, a na niej cywilizacja, która porusza się prawostronnie lewitującymi pojazdami na propan-butan? Nie. Owszem, może istnieć, ale odpowiedź, czy istnieje, możemy wysnuć dopiero z bezpośrednich badań samej planety czy cywilizacji, a nie z jakichś tam szczątkowych pomiarów stężeń pierwiastków w mgławicy. Tak więc, Ty, jeśli chcesz tu cokolwiek udowodnić, zajmij się tym, o czym była mowa - czyli
pogodzeniem Sartre z bogiem, a nie jakąś otoczką. Otoczka to tylko dodatek, a nie sedno sprawy.
Poza tym, nazwisko Sartre rzuciłeś jako argument "ateista, który się nawrócił". Jeśli faktycznie brać pod uwagę tekst z Bryka, to z niego jasno wynika, że Sartre nie był ateistą, a więc Twój argument odpada. Jeśli zaś tekst z Bryka pominiemy jako przekolorowany (cały czas powtarzasz, że bóg miał w jego poglądach marginalne znaczenie, a w tym tekście jest o nim cały czas!), to Sartre nadal pozostaje ateistą, który się nie nawrócił. Jeśli więc chcesz cokolwiek udowodnić, to musisz się zdecydować, czy bierzesz dane źródła pod uwagę, a nie wybierać z nich tylko tego, co Ci pasuje. A jak się okazuje, raz Ci pasuje mówić, że Sartre miał w swoich poglądach często pojawiający się wątek boga (kiedy chcesz udowodnić, że mógł się nawrócić), a raz Ci pasuje mówić, że tego boga praktycznie tam nie było, bo Sartre był ateistą.
Bądź konsekwentny. Opcje są dwie: albo Sartre nie był ateistą i nie miał po co się nawracać, albo był ateistą i się nie nawrócił. Nie zgadzasz się? To w końcu to uargumentuj, ale
nie zaprzeczając samemu sobie.Negowałeś, że Sartre nie był takim ateistą jak Ty.
Co, gdzie? O czym mowa?
#msgote author=koziek link=topic=8192.msg76739#msg76739 date=1262466372]Nie odrzucam wikipedii, tylko piszę, że omówiła zagadnienie tak skrótowo, że ktoś nie zaznajomionego z tematem jest fałszywa. Źródło z Bryka omawia założenia i filozofię Sartre, z której wynika, że było takie pojęcia jak Bóg.
No OK. Udowodniłeś to, że filozofia Sartrego była na tyle... jakaś tam, że
możliwe jest, że nawrócił się na łożu śmierci. Odnośnie zaś samego zagadnienia,
czy faktycznie się nawrócił, nie powiedziałeś nic. Dla porównania: przypuśćmy, że w Mgławicy Oriona obserwujemy duże stężenie węgla oraz tlenu. Czy to oznacza, że
faktycznie istnieje tam planeta o masie 1,1 mas Ziemi, temperaturze powierzchni w zakresie od -20 do +40 stopni Celsjusza, a na niej cywilizacja, która porusza się prawostronnie lewitującymi pojazdami na propan-butan? Nie. Owszem, może istnieć, ale odpowiedź, czy istnieje, możemy wysnuć dopiero z bezpośrednich badań samej planety czy cywilizacji, a nie z jakichś tam szczątkowych pomiarów stężeń pierwiastków w mgławicy. Tak więc, Ty, jeśli chcesz tu cokolwiek udowodnić, zajmij się tym, o czym była mowa - czyli
pogodzeniem Sartre z bogiem, a nie jakąś otoczką. Otoczka to tylko dodatek, a nie sedno sprawy.
Poza tym, nazwisko Sartre rzuciłeś jako argument "ateista, który się nawrócił". Jeśli faktycznie brać pod uwagę tekst z Bryka, to z niego jasno wynika, że Sartre nie był ateistą, a więc Twój argument odpada. Jeśli zaś tekst z Bryka pominiemy jako przekolorowany (cały czas powtarzasz, że bóg miał w jego poglądach marginalne znaczenie, a w tym tekście jest o nim cały czas!), to Sartre nadal pozostaje ateistą, który się nie nawrócił. Jeśli więc chcesz cokolwiek udowodnić, to musisz się zdecydować, czy bierzesz dane źródła pod uwagę, a nie wybierać z nich tylko tego, co Ci pasuje. A jak się okazuje, raz Ci pasuje mówić, że Sartre miał w swoich poglądach często pojawiający się wątek boga (kiedy chcesz udowodnić, że mógł się nawrócić), a raz Ci pasuje mówić, że tego boga praktycznie tam nie było, bo Sartre był ateistą.
Bądź konsekwentny. Opcje są dwie: albo Sartre nie był ateistą i nie miał po co się nawracać, albo był ateistą i się nie nawrócił. Nie zgadzasz się? To w końcu to uargumentuj, ale
nie zaprzeczając samemu sobie.Negowałeś, że Sartre nie był takim ateistą jak Ty.
Co, gdzie? O czym mowa?
Pogodzenie z Bogiem#msgote author=koziek link=topic=8192.msg76739#msg76739 date=1262466372]Nie odrzucam wikipedii, tylko piszę, że omówiła zagadnienie tak skrótowo, że ktoś nie zaznajomionego z tematem jest fałszywa. Źródło z Bryka omawia założenia i filozofię Sartre, z której wynika, że było takie pojęcia jak Bóg.
No OK. Udowodniłeś to, że filozofia Sartrego była na tyle... jakaś tam, że
możliwe jest, że nawrócił się na łożu śmierci. Odnośnie zaś samego zagadnienia,
czy faktycznie się nawrócił, nie powiedziałeś nic. Dla porównania: przypuśćmy, że w Mgławicy Oriona obserwujemy duże stężenie węgla oraz tlenu. Czy to oznacza, że
faktycznie istnieje tam planeta o masie 1,1 mas Ziemi, temperaturze powierzchni w zakresie od -20 do +40 stopni Celsjusza, a na niej cywilizacja, która porusza się prawostronnie lewitującymi pojazdami na propan-butan? Nie. Owszem, może istnieć, ale odpowiedź, czy istnieje, możemy wysnuć dopiero z bezpośrednich badań samej planety czy cywilizacji, a nie z jakichś tam szczątkowych pomiarów stężeń pierwiastków w mgławicy. Tak więc, Ty, jeśli chcesz tu cokolwiek udowodnić, zajmij się tym, o czym była mowa - czyli
pogodzeniem Sartre z bogiem, a nie jakąś otoczką. Otoczka to tylko dodatek, a nie sedno sprawy.
Poza tym, nazwisko Sartre rzuciłeś jako argument "ateista, który się nawrócił". Jeśli faktycznie brać pod uwagę tekst z Bryka, to z niego jasno wynika, że Sartre nie był ateistą, a więc Twój argument odpada. Jeśli zaś tekst z Bryka pominiemy jako przekolorowany (cały czas powtarzasz, że bóg miał w jego poglądach marginalne znaczenie, a w tym tekście jest o nim cały czas!), to Sartre nadal pozostaje ateistą, który się nie nawrócił. Jeśli więc chcesz cokolwiek udowodnić, to musisz się zdecydować, czy bierzesz dane źródła pod uwagę, a nie wybierać z nich tylko tego, co Ci pasuje. A jak się okazuje, raz Ci pasuje mówić, że Sartre miał w swoich poglądach często pojawiający się wątek boga (kiedy chcesz udowodnić, że mógł się nawrócić), a raz Ci pasuje mówić, że tego boga praktycznie tam nie było, bo Sartre był ateistą.
Bądź konsekwentny. Opcje są dwie: albo Sartre nie był ateistą i nie miał po co się nawracać, albo był ateistą i się nie nawrócił. Nie zgadzasz się? To w końcu to uargumentuj, ale
nie zaprzeczając samemu sobie.Negowałeś, że Sartre nie był takim ateistą jak Ty.
Co, gdzie? O czym mowa?
nie musi nawet oznaczać przejścia na teizm.
A co oznacza, jeśli nie teizm?
To, że akcja powieści dzieje się w lesie, nie musi znaczyć, że książka traktuje o drzewach. Dobro i Zło są mało ważne, tak jak Bóg. Są funkcjonalne, są obok, nie są wynikiem.
Czyli co w końcu jest ważne i dlaczego to Ty decydujesz, co jest ważne, a co nie?
Ale odpowiedz mi na moje pytanie, czy Dostojewski pisał o walce dobra ze złem, czy o czymś głębszym?
Dostojewski, w skrócie, stworzył postać ateisty-mordercy, który niezależnie od tego, jak inteligentny by był, to i tak jest zły, bo jest ateistą, oraz postać dziwki-chrześcijanki, która niezależnie od tego, jak bardzo by się puszczała, to i tak jest dobra. Dał tym samym mojej polonistce doskonałą okazję do poparcia swojego katolickiego onanizmu. Pozwolę sobie zacytować:
Ona: "Krzysiek, powiedz mi, czy Sonia była dobra czy zła?"
Ja: "No, puszczała się na prawo i lewo, ale nooooooo! Modliła się do Boga, więc na pewno była dobra!"
Ona: "Tak, dobrze!"
O dziwo była chyba jedyną osobą w klasie, która nie załapała ironii. Ja dziękuję za takie lekcje. Nie tykam się tego gówna.
Ocb, że chodzi o relacje z Bogiem, gdzie jeden gracz to Ty, drugi to Bóg. Zwycięstwo - niebo, przegrana - piekło, remis - czyściec. A co, jeśli człowiek nie chce grać? I tu jeden z problemów, że... musi. Wszystkiemu, co go spotyka, musi powiedzieć "tak".
Wolę grać z komputerem
Z Twojej wypowiedzi wynika, że bóg istnieje, czy ja tego chcę czy nie chcę i że koniecznie muszę się z nim zmierzyć, bo on tak chce, bo on mnie stworzył a więc ja muszę robić to co on chce. Twierdzisz, że MUSZĘ grać, bo inaczej pójdę do piekła? Super. Dziękuję. Skończ. To nie jest śmieszne. To nie jest miłe. To nie jest dyskusja.
Jednak jego poglądy zjednały mu większość ludzi i sławę. Zabawne, chyba mogę stwierdzić, że go nie rozumiesz. Wtedy jest logiczne, że go nie cierpisz.
A Ty nie cierpisz nauki, przez co ja mogę stwierdzić, że jej nie rozumiesz. Zapewne powiesz, że ja w tym momencie powiedziałem, że jesteś głupi. Tak, to właśnie powiedziałem. Ty też. Obaj się uważamy za głupków. Czy to coś zmienia w tej dyskusji?
Jeśli sugerujesz, że antropologia to nie nauka, to muszę stwierdzić, że jesteś debilem. Poza tym jego wiedza z tych dziedzin, które wymieniałeś, była po prostu naukowa.
W przeciwieństwie do teologii, ufologii czy filozofii - owszem, nauka. Ale nie jest to nauka zajmująca się badaniem rzeczywistości na najbardziej prymitywnych poziomach, jak fizyka czy chemia. Wielu historyków, antropologów, kulturoznawców itd. jest chrześcijanami i są jednocześnie dobrzy w tym co robią, ale nadal nie można porównywać tego do "twardych" nauk. Jest sobie ten czy inny chrześcijaninem, ale - CO Z TEGO?
Dla kogo? Dla takich pseudonaukowców, których podstawową wykładnią jest wikipedia?
Co potrafisz powiedzieć o mikrochimeryźmie? Zakładam że nic, więc odbijasz piłeczkę. Mnie temat mikrochimeryzmu ciekawi i z chęcią bym o nim porozmawiał, tak samo jak na temat embriologii, onkogenów, szyszynki,
fetus in fetu, neurokogniwistyki, skrętności cukrów i wiele, wiele innych. Nie umiesz nic powiedzieć na ten temat? To musisz być
idiotą, tak samo jak ja muszę być idiotą, bo mnie nie obchodzi jałowa filozofia metafizyczna. Teraz łapiesz?
Kogoś, kto próbuje być szczęśliwszym niż lepszym?
O kim mowa w tym zdaniu?
Jeszcze może wierzysz w możliwość mariażu Nauki ze Sztuką? Poeta doskonale wie, że naukowiec zdusi w uścisku.
JAK NAJBARDZIEJ! Wielu ludzi, takich jak Herbert George Wells, Isaac Asimov, Carl Sagan itd. wielokrotnie to udowodniło. Potrafiłbyś zaśpiewać piosenkę o kosmosie? Sagan umiał. To był poeta, któremu,
według mnie, romantyczny Mickiewicz nie może nawet sięgać do pięt. Mickiewicz to kiep.
Nauka jest Bestią.
A kim ma być, Misiem Koralgolem?
Sztuka, ba, nawet Religia, obronią człowieczy kształt.
Chyba "obronią swój człowieczy kształt". Religia uważa że zna ten kształt i faktycznie, próbuje tego za wszelką cenę bronić. Nauka chce poznać człowieczy kształt takim, jaki jest naprawdę. Wybieram opcję drugą. Ta przygoda wydaje mi się ciekawsza.
za chwilę tobie też się wymknie, że Sztuka (z Religią już to zrobiłeś) jest wrogiem dla ciebie
Skąd wiesz, co ma mi się wymsknąć? Tak się składa, że takie coś nigdy mi nawet przez myśl nie przeszło. Jak żyję, nie przypominam sobie, serio.
Mój drogi, artysta chce być sobą, ty zaś, jako naukowiec, nie.
Kto postawił Cię w roli wyroczni, żeby stwierdzać, kim ja chcę być, a kim nie chcę? Może wreszcie, pierwszy raz na tym forum to
TY ten jeden jedyny raz zaczniesz być sobą, a przestaniesz tylko powoływać się na polonistów i filozofów?! Ten jest mądry, tamten jest mądry. A gdzie jesteś Ty? Ty tylko kopiujesz, chociażby z "kartki z polaka".
ty to przeżyjesz naukowo, racjonalnie, czyli bez żadnego cierpienia, bez rozterek, bez żadnych przeżyć.
Dlaczego miałbym cierpieć? Jesteś okrutny. Twierdzisz, że cierpienie jest fajne? Wbij sobie zszywkę w więzadełko, może poczujesz się jak ten natchniony!
jedynym godnym dla Ciebie teologiem będzie naukowiec badający możliwości istnienia Boga.
Ten już się nazywa religioznawcą, a nie teologiem.
Że są lekarzami, którym nieudana operacja nie niszczy apetytu do śniadania? Ponawiam: artystyczna lepszość ponad naukową szczęśliwością.
Spróbuj pójść na operację do polonistki. Wtedy wyjdzie na wierzch, czy bardziej wartościowy jest jej autorytet i filozofia, czy fragmentaryczna wiedza lekarza, który dla dobra społeczeństwa robi codziennie rzeczy niszczące psychikę i musi po prostu podchodzić do tego z zimną krwią, żeby całkiem nie zwariować i nie wyrzygiwać każdego śniadania.