Troche nie na temat ale ok. Dziś wracając ze szkoły szedłem jak zwykle obok takiego drewnianego kościoła, typowego reliktu PRL. Przez otwarte okno usłyszałem jakąś pieśń religijną. Normalnie pomyślałbym "kurwa, znowu modły do Bogdana?" ale tym razem coś mnie tknęło. Być może nie uwierzycie ale doznałem najprawdziwszego nawrócenia. Patrząc na krzyż stwierdziłem, że to najpiękniejszy widok jaki widziałem w życiu. Poczułem, jak przez moje ciało przepływa jakby fala ciepła. To nie mógł być przypadek. Od razu odbyłem długą rozmowę z księdzem. Wiele się dowiedziałem, natychmiast przystąpiłem do spowiedzi i przyjąłem eucharystię. Napisałem to tutaj specjalnie, abyście i wy mogli doznać tego co ja. Wiem, że jako racjonalistyczne umysły natychmiast mnie wyśmiejecie. Ja też myślałem tak jak wy i w życiu nie przypuszczałem, że coś tak przypadkowego zdoła mnie odmienić. Nie jesteście złymi ludźmi, tak więc warto, a nawet trzeba spróbować.