Hej, Ogrodniku. Nie polecałem nigdzie uczenia się składni z lektur szkolnych. Powiedziałem, że należy się jej nauczyć la lekcjach, gdzie przerabiane są tematy typowo językowe (więc nie omawianie lektur, a np. zdania wielokrotnie złożone lub właśnie składnia). Nigdzie nie mówiłem o nauce składni z lektur - w większości przypadków rzeczywiście nie będzie to najlepszym pomysłem.
Po co niepotrzebnie komplikować czytelnikowi proces czytania?
Jak to po co? Zupełnie nie rozumiem tego pytania. Jeżeli komuś ciężko się czyta tekst, w którym są różnorodne zdania (a nie ciągle "No i zjadł chleb. No i popił wodą. No i poszedł do łazienki..." czy "Był wysoki i szczupły. Był cieślą. Był też inteligentny..." etc.), użyte są "trudne" słowa ("Mam ambiwalentne uczucia", "Przysięgnij na krucyfiks!", mój ulubiony - "Imaginuj sobie waćpan" itp.), czy np. jest mało obrazków, to może jest to znak, że nie jest zbyt... hmm...
inteligentnym odbiorcą książka ta jest przeznaczona dla kogoś o wyższym poziomie intelektualnym? Jeśli ktoś chce przeczytać tekst, który nie nadweręży jego/jej szarych komórek, poleciłbym... może Kubusia Puchatka?
Owszem, zgadzam się, że można napisać prostym językiem dobrą książką. Pytanie tylko, że czytanie wciąż takich banalnie napisanych tekstów nie byłoby nudne, a pisanie ich niezbyt rozwijające?
Nawet jeśli nie jest to powiedziane wprost, a czasem wręcz przeciwnie, to ostatecznym odbiorcą jest CZYTAJĄCY. Czytający ma czytać i rozumieć.
Jeśli nie rozumie - może winien się dokształcić? Albo "przesiąść" na coś mniej wymagającego?
Swoją drogą - kogo sprzed XX wieku uważasz za dobrego pisarza sprzed XX wieku?
Chociażby Mickiewicza. Jak dla mnie wiele jego dzieł jest nie tylko ciekawych w sensie fabuły (jeśli mowa o prozie), ale i ciekawie napisanych.
Wszystkie dawne utwory są kompletnie naiwne, nudne, pisane kiepskim stylem. Co tu jeszcze powiedzieć? Kordian, Dziady, Wallenrod, Werter, Faust, Ludzie Bezdomni, cokolwiek!
Heh, brzmi to tak, jakbyś narzekał, że musiałeś poświęcić swój cenny czas na czytanie tych "bzdur". I rzeczywiście wybrałeś te nudniejsze utwory, jak
Cierpienia młodego Wertera czy
Ludzie bezdomni lub niewspomniana przez Ciebie
Lalka.
Dziady na przykład, zwłaszcza trzecia ich część, były wraz ze swoją wielką improwizacją bardzo ciekawe, przynajmniej dla mnie. Poza tym - jeśli już "jedziemy" po lekturach: ciekawie napisane było
Jądro ciemności,
Kamienie na szaniec (poza pierwszym aktem),
Komu bije dzwon (to chyba była lektura, nie pamiętam dokładnie) i coś bodaj z podstawówki -
Chłopcy z placu broni. No i oczywiście
Krzyżacy. To wszystko zależy jednak głównie od gustu - jednemu się spodoba to, drugiemu tamto.
Podsumowując: mówiłem, że podstawowych zasad dot. języka należy pilnie uczyć się na lekcjach językowych (nie na takich, na których omawiane są lektury) - by po prostu nauczyć się nim władać. Czytać zaś polecałem po to, by poznać różne zabiegi dot. np. prowadzenia fabuły (retrospekcja itp.) czy środki stylistyczne w utworach lirycznych, a potem umiejętnie je stosować we własnym dziele.
No i jeszcze na koniec:
Narrator ma przedstawić wydarzenia z książki.
I może to zrobić tak, jak to mu się podoba. Może opowiadać o wydarzeniach z własnej perspektywy (narrator pierwszoosobowy - zapewne trudniejszy dla zrozumienia całości utworu ze względu na to, że odbiorca wie dokładnie tyle, co sam narrator, nie wszystko więc musi być wyjaśnione, przynajmniej od razu) lub jako osoba wszystkowiedząca (narrator auktorialny - trzecioosobowy) - to zależy tylko od pisarza. Jakiego narratora wybierze i jak przedstawi wydarzenia - jego sprawa. Nie musi tego robić tak, by - cytując fragment warsztatów dziennikarskich - "tekst zrozumiał nawet półanalfabeta"; może kierować swoje dzieło do znacznie bardziej rozwiniętego targetu.