Bez Pamięci 3795 7

O temacie

Autor DarkKnight09

Zaczęty 20.10.2014 roku

Wyświetleń 3795

Odpowiedzi 7

DarkKnight09

DarkKnight09

Użytkownicy
posty15
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
BEZ PAMIĘCI


ROZDZIAŁ 1


Wstałem z ziemi. Pochmurny dziś dzień, deszcz pada niemiłosiernie. Po tych godzinnych torturach głód, chłód i ból dawały mi się we znaki. Musiałem poszukać jakiegoś schronienia. Udałem się do pobliskiej jaskini. Ułożyłęm się i zapadłem w błogi sen po tylu nieprzespanych nocach. Wreszcie spokój.


Jestem na łące. Z uśmiechem na ustach i pogodą ducha zbieram zboże. Najpierw pszenicę, potem jęczmień. Ktoś mnie woła.. Obejrzałem się za siebie. Browar. Dałem chłopakom moje zapasy i zaczynamy warzenie piwa. Każdy z nas, z kuflem zaczyna opowiadać swe historie z życia wzięte. Śmiech, radość i złośliwy żart łączyły się w jedność, bo w końcu usnąć. Zasnąć we śnie? Niemożliwe, ale tak pamiętam. A w każdym razie.. pamiętałem.


Wstałem. Nade mną stał człowiek odziany w szkarłatne szaty. Nie miałem pojęcia, co za chwilę ma mi uczynić.


-Wstawaj! Nie jest tu bezpiecznie. A przede wszystkim - mróz. Jestem Artemis. Mogę ci pomóc.


-Co? Zaraz, zaraz.. Chcesz mi pomóc? Argh!


-Co się dzieje z tobą??


-Moja głowa! Niech mnie szlag.. Za co tu?!! Jak? Jak??!! Nie!



Wpadłem w płacz. Z rozpaczy. Mój umysł absolutnie nic nie pamiętał prócz dnia wczorajszego. Po chwili wstałem i powiedziałem, że nie wiem, jak mam na imię, skąd pochodzę. Nawet nie wiedziałem, gdzie jestem.


-Jestem członkiem Zakonu. Mogę ci dać schronienie i pożywienie. Mój Mistrz ciągle szuka nowych członków naszego zgromadzenia. Jeśli chcesz, mogę cię zaprowadzić.

-Artemisie... Prowadź.


Przebyliśmy spory kawał drogi, gdy dostrzegłem wnet prostokątną świątynię i mury otaczające tereny do niej przyległe. Mój nowo poznany znajomy rzekł, bym usiadł na ławce i zaczekał, aż Mistrz udzieli mi zgody na audiencję.  W międzyczasie, miast siedzieć na ławce, rozejrzałem się tu i ówdzie. Dostrzegłem wartowników, którzy raz ostrzegają przed wrogiem, a raz to strzegą bramy. Obejrzałem się w stronę dużego budynku z książkami i pomyślałem "Biblioteka". Wewnątrz dość skromnie - jedynie półki, ławy do czytania wybranych tytułów i duże okna były jej ozdobami. W końcu zaczepił mnie jeden z braci zakonnych:


-Witaj! Jak cię zwą, przybyszu?


-Nie wiem.. Nic nie pamiętam. Wybacz. Trafiłem tu z niejakim Artemisem.


-Znam go. Dobry gość z niego. Uczy się tu magii i mieszka zarazem. Mnie zaś zwą 'Kolo', ew 'Lolo', ale moje prawdziwe imię brzmi Minigamis.


-Aha, rozumiem. Wybacz mi po raz drugi, ale muszę się śpieszyć. Myślę, że on mnie szuka, a miałem czekać na ławce przed 'świątynią'.


-Miło mi było cię poznać. Do zobaczenia następnym razem!


Przybiegł do mnie Artemis i choć na jego twarzy było widać  ;=( , to jednak powiedział mi, że Mistrz chce mnie widzieć. Gdy straż mnie zaś zapytała, dokąd się chcę udać, rzekłem, że mam spotkanie z Mistrzem, a Artemis może mi to potwierdzić. Prosząc mnie tylko o uwagę i ostrożność, jeśli chodzi o zachowanie względem wszystkich członków Zakonu przebywających na stałe w Świątyni, wpuszczono mnie.


Wkroczyłem do Kwatery Mistrza. Oczom nie mogłem uwierzyć - wszędzie były księgi. Nie przypuszczałbym, że z lidera tego zgromadzenia będzie aż taki mól książkowy. Przed sobą dostrzegłem twarz starca, która wyglądał tak, jakby wyczekiwał od lat na swego syna.


-Witam cię serdecznie! Usiądź proszę.


-Witam Jego Ekscelencję. Dziękuję uprzejmie.


-Widać, że chyba cię zaznajomiono z zasadami, czyż nie? Usłyszałem wszystko od Artemisa. Nie musisz mi nic mówić. Znam twoją historię. Miałeś trafić do kopalni bądź na pola uprawne, ale wiedz - tutaj czegoś takiego nie ma. To jedno wielkie więzienie. Nazywamy je Azylem.


-Tak, tak, coś sobie przypominam.. Strażnicy w lochu mówili na nie "kolonia", "więzienie", "getto"..


-Oczywiście. Ale to są nazwy potoczne. Lub jak to się ładnie mówi, "nazwy drugie". Wysłuchaj mnie uważnie - jedno miejsce u nas się zwolniło. Twój poprzednik zginął z kłów i pazurów dzikich bestii. Samel ci pokaże twą komnatę. Po tygodniu pobierania nauk jako Uczeń będziesz zmuszony wybrać jedną z dwóch ścieżek: miecza bądź magii. To ode mnie wszystko. Możesz odejść.


Wyszedłem z Kwatery, gdy nagle przede mną stał ogromny i ciemnej karnacji 'zakonnik'.


-Zwą mnie Samel. Jestem członkiem Gwardii Zakonnej. Miałem cię zaprowadzić do twojej komnaty, tak?


-Tak rzekł Mistrz.


-Cóż.. W takim razie, chodź za mną.


Wszedłem do swej komnaty. Prócz skrzyni, łóżka, drewnianego wiadra przerobionego na siedzenie i dwóch dużych okien nie było nic więcej. Powiedziałem sobie 'Lepsze to niż nic'. Kolejna noc przespana. Wiedziałem, że to dopiero początek. Coś wewnątrz mówiło, że na pewno odzyskam pamięć. Kiedy - nie wiem. Ale mogę przypuszczać, ze to się w przyszłości stanie. Dalekiej.



KONIEC ROZDZIAŁU 1

Post połączony: 2014-10-20, 18:27
Wybaczcie, ale mój pierwowzór został "usunięty", więc wygląda tak, nie inaczej. :/
 
Samotność bywa zabójcza. Tylko niektórzy dzięki sile swej woli potrafią ją przezwyciężyć.

Fabio

Fabio

The Modders
posty3466
Propsy2150
ProfesjaSkrypter
  • The Modders
Mam parę uwag odnośnie tekstu, mianowicie:

1.  Ułożyłęm się zamieniłbym na: Ułożyłem się (Ę na E)
2. Co się dzieje z tobą?? zamienić na: Co się z tobą dzieje??
3. zamienić po prostu na  słowo "zdziwienie". W tekście raczej nie powinno używać się emotikon, nawet jeśli czytelnik rozumie znaczenie (wiadomo chyba o co chodzi).
4. "W międzyczasie, miast" - tutaj zabrakło literki, oczywiście rozumiem, że to przypadkowo :)(zamiast)
5. ,,Gdy straż mnie zaś zapytała, dokąd się chcę udać," zamieniłbym na: Gdy straż zapytała mnie, dokąd chcę się udać...

To tyle, przejrzałem właściwie na szybko. Jakbym miał jakąś uwagę, to ewentualnie edytuję posta. Powodzenia w pisaniu :ok:

DarkKnight09

DarkKnight09

Użytkownicy
posty15
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
Dzięki. Wybacz, ale jak napisałem - mi dziwnym trafem "usunęło" pierwowzór i ja tak już na szybko od nowa pisałem.
 
Samotność bywa zabójcza. Tylko niektórzy dzięki sile swej woli potrafią ją przezwyciężyć.

Fabio

Fabio

The Modders
posty3466
Propsy2150
ProfesjaSkrypter
  • The Modders
Zawsze można poprawić :)

DarkKnight09

DarkKnight09

Użytkownicy
posty15
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
ROZDZIAŁ 2


Wstałem. Ledwo wyjrzałem przez okno, a zapewne przestałbym widzieć świat. Słońce mi mocno uderzało w oczy. Ubrałem się w szaty Zakonu. Zauważyłem, że ktoś zostawił na moim stole śniadanie - trzy kromki chleba, twaróg i jakiś napój. W sumie nieźle. A gdy skończyłem jeść, przybył do mnie Artemis z prośbą, bym się udał do sali nauk, bo niedługo się zaczną lekcje dla mnie. Zdziwiłem się, ze oprócz mnie żadnego Ucznia nie było.



W końcu przybyłem. Wyglądem ta sala nie różniła się od innych. Jednak gdy Mistrz przybył, poprosił mnie, bym przybył do specjalnie ukrytej komnaty, bo jestem na razie jedynym uczniem, jakiego mają w Zakonie. Poszedłem za nim do podziemnych poziomów. Zdziwiony byłem, że takie technologie istnieją - gdy Mistrz wziął jedną, szaro-zieloną książkę, to nagle półka się rozwarła. Tam w końcu dowiedziałem się mniej więcej, o czy naucza Zakon. A moje notki wyglądały mniej więcej tak (bo Mistrz Caergann kazał mi pisać wszystko, co powie):


"Panem naszym jest Varemi. Wygląd ma smoczy, ogółem całą postać, lecz duszę jedynie ludzką. Przemawiać potrafi ludzką mową, co jest uznawane za cud; albowiem człowiek w nijaki sposób z tymi boskimi stworzeniami rozmawiać nie może. A pierwsze lata Zakonu to było jedne wielkie wysłuchiwanie głosu Varemiego, gdyż Bóg nasz kazał nam się odseparować od reszty braci, którzy uznawali bogów-ludzi. Tak oto powstał Zakon, a jego pierwszym liderem okazał Kutzog; znany też jako Objawiony, ponieważ jako jedyny ujrzał te bóstwo i był w stanie wysłuchać jego proroczych słów. A Azyl miał się stać miejscem upragnionym, lecz On rzekł, iż czas jeszcze nadejdzie, kiedy ta kraina będzie naszym rajem."


Tyle wiedziałem. Postanowiłem udać się do Biblioteki Zakonu, by poczytać coś więcej o tym 'Varemim'. Cóż, niezwykłe, że czczą smoka. O ile mi wiadomo, wiele lat zginął ostatni ich przedstawiciel. Poczytałem o "Stworzeniach mitycznych i boskich" o smokach:


"Smoki - powszechnie uważany przez lud prosty za wymarłe zwierzęta; w przeszłości cześć im oddawano, lecz kulty są niezbyt znane, prawdopodobnie ze strachu chłopstwo im składało ofiary, najczęściej w postaci zwierząt bądź płodów rolnych. Mówi się, iż nieliczne jednostki tego gatunku ocalały, jednakże nie wiadomo nic na temat ich wyglądu czy umiejętności."


Mnóstwo tytułów tu mają. Zapewne nie bez powodu mają taką wiedzę. Teraz wiedziałem - ten Bóg, którego miałem czcić, był smokiem - zwierzęciem, które podobno dawno wyginęło.


Usłyszałem kroki. Artemis podszedł do mnie, by zapytać o moje zdrowie i co sądzę o ich Zakonie. W końcu rzekłem tak:


-W sumie nie jest źle. Tylko mnie dziwi, iż wasze bóstwo przyjmuje postać czegoś, co podobno ludzie już dawno wytępili.


-Teoretycznie to prawda. Ale ci mówię - coś wewnątrz mnie.. Jakaś siła mi powtarza, że jednak nie możemy mówić, że go nie ma, jeśli nie mamy na to dowodu. Samo słowo nie wystarczy, przyjacielu.


-Jak tam chcesz. Załóżmy, że Varemi istnieje. Co wtedy?


-Mistrz nam ogłosił kiedyś, że gdy on zstąpi na ziemię, to on nas wybawi, pozostałych zaś spali w swym ogniu!


-Brzmi to groźnie, nie sądzisz? Bóg, który każe niewiernych..


-Oczywiście, ale każdy, kto do nas dołączy, to zyska niesamowitą szansę. Uwierz mi - wiem, co mówię.


-Dobrze.. przyjacielu.


-Cieszę się, że się znalazłeś tu. Widzę w tobie kogoś wielkiego. Wybacz, ale czasem mam wizje odnośnie różnych osób. Ja widzę w tobie kogoś, kto w dalekiej przyszłości nas wyzwoli z tego więzienia! Tylko błagam cię o jedno.. nie mów o tym Mistrzowi! Nasza religia zabrania absolutnie mówienia o takich rzeczach.


-Dobrze, już się uspokój. Będzie OK. A co możesz mi powiedzieć o Samelu?


-Samel? Ten wielki, ciemnoskóry strażnik? Porządny człowiek, acz ponury. Widziałeś jego szramy bądź blizny na twarzy? Mówi się, że w przeszłości, w okresie dziecięcym był krzywdzony. Przez ojca. Ale nie masz się co go bać - to dobry człowiek. W razie potrzeby, on ci pomoże.


Udałem się do swej komnaty. Znów usnąłem. I dziwne wizje...


Widziałem tam siebie. Z jednej wieży biły dzwony. Zaś za mną uciekał tłum przestraszonych i złych członków Zakonu. Sam zaś zauważyłem, jak jakaś ciemna postać, chyba mojej postury, nabija Mistrza na pal. Straszliwy widok dopełnił jeszcze ogień dookoła mnie. Wszystko wokół mnie płonie. Zwala się na ziemię. Wszystko jest gorące.



Wstałem. Był środek nocy, o czym świadczył księżyc. Gdzieś wysoko na niebie. Spoglądałem na gwiazdy. Zupełnym przypadkiem dostrzegłem, że co jaśniejsze gwiazdy układają się w jakieś słowo. Jakie? Nie wiem. To się jeszcze okaże. Jeszcze się przekonam.



KONIEC ROZDZIAŁU 2
 
Samotność bywa zabójcza. Tylko niektórzy dzięki sile swej woli potrafią ją przezwyciężyć.

Sawik

Sawik

Użytkownicy
Rebel
posty4772
Propsy3197
ProfesjaNierób
  • Użytkownicy
  • Rebel
Ogólnie, nie licząc małych potknięć w postaci zjedzonych literek, czyta się to całkiem przyjemnie. Jednak oczywiście mam parę uwag.

Miejsce odbywania się akcji jest czytelnikowi nieznane, opisy lokacji powinny być barwniej opisane. Opisz charakterystyczne przedmioty, rodzaj oświetlenia, znajdujące się wokół osoby, jakie wrażenia to wywiera na naszym bohaterze.

Źle też wypadają niektóre wyrażenia, chociażby "jedne wielkie wysłuchiwanie głosu Varemiego" czy "Będzie OK." jakoś nie pasują mi. W pierwszym wypadku do osoby która to mówi, w drugim natomiast do ogólnego klimatu.

Pozwoliłem sobie przerobić ten kawałek:
Cytat: Twoja wersja
Wstałem. Ledwo wyjrzałem przez okno, a zapewne przestałbym widzieć świat. Słońce mi mocno uderzało w oczy. Ubrałem się w szaty Zakonu. Zauważyłem, że ktoś zostawił na moim stole śniadanie - trzy kromki chleba, twaróg i jakiś napój. W sumie nieźle. A gdy skończyłem jeść, przybył do mnie Artemis z prośbą, bym się udał do sali nauk, bo niedługo się zaczną lekcje dla mnie. Zdziwiłem się, ze oprócz mnie żadnego Ucznia nie było.

Cytat: Moja wersja
Ranek. Gdzie ja jestem? Przetarłem dłonią twarz starając się rozbudzić. No tak, przypominam sobie, człowiek imieniem Artemis przyprowadził mnie do Zakonu, obiecując schronienie i pożywienie.  Rozmyślałem chwilę nad wydarzeniami poprzedniego dnia oraz próbując sobie przypomnieć jak znalazłem się w tej dziwnej krainie zwanej Azylem wedle słów Mistrza. Na próżno. Zniechęcony do dalszych rozmyślań postanowiłem wstać. W migoczącym świetle dogasających świec rozejrzałem się po swoim nowym domu. Pokój nie był zbyt przestronny, długość można by przebyć w czterech krokach, jednak miał wszystko czego obecnie potrzebowałem, łóżko, krzesło na którym ktoś pozostawił mi ubranie - prostą tunikę i płócienne spodnie, stół na którym znajdowało się lekkie śniadanie, oraz kufer. Moją uwagę przykuło okno, znajdujące się w drugim końcu pokoju, podchodząc do niego zastanawiałem się jak od dziś będzie wyglądało moje życie. Pewnym ruchem odepchnąłem od siebie okiennice. Świecące za oknem słońce oślepiło mnie. Przysłaniając dłonią oczy, spojrzałem w dół na tętniący życiem Zakon. Wojownicy wytrwale ćwiczący fechtunek, Zakonnicy przechodzący od budynku do budynku lub stojący w małych grupach, zapewne rozmawiając, nic nadzwyczajnego.

Ubrałem się, żołądek przypomniał mi o śniadaniu które widziałem wcześniej. Trzy kromki chleba, trochę twarogu i napój o krwistoczerwonej barwie, w porównaniu do mojego wczorajszego śniadania, garści podgniłych jagód, wyborna uczta. Akurat kończyłem swoje śniadanie gdy usłyszałem pukanie.
-Proszę. - Rzuciłem w stronę drzwi, zastanawiając się kto mógł przyjść.
Drzwi otworzyły się prawie natychmiast, a stał w nich nie kto inny jak Artemis.
- Dzień dobry, mam nadzieję że wypocząłeś. Mistrz przysłał mnie z wiadomością byś udał się do sali nauk. Niedługo rozpoczną się Twoje zajęcia.
- Gdzie jest sala nauk? - zapytałem zdezorientowany.
- Gdy wyjdziesz, skieruj się w lewo i idź prosto do końca korytarza, tam skręć w prawo i idź przed siebie aż do napotkasz drzwi, tam właśnie jest sala nauk.
- Dziękuję. Jacy są pozostali uczniowie?
- Pozostali uczniowie? Nie ma takich, obecnie jesteś naszym jedynym uczniem. Nie rób takiej zdziwionej miny - dodał z uśmiechem - Mistrz nie wytłumaczył Ci nic wczoraj? Po tygodniu będziesz musiał wybrać jedną z dwóch ścieżek, magii lub miecza. Ponieważ podstawowe nauki trwają tylko tydzień uczniów nigdy nie było więcej niż trzech.

Osobiście uważam że nie nadaję się do pisania takich rzeczy, a ten tekst był pisany na szybko, tak o, z nudów, po prostu chciałem Ci pokazać jak ja bym to napisał. Zwróć uwagę że w kontekście nic nie zmieniłem, a napisałem znacznie więcej.
 
Życzę wam seksu analnego po stronie biernej.
Dropbox +500 mb na start
LowPoly
Wykonanie modelu niskopoligonowego to sztuka kompromisu. Nie jest to jedynie uproszczenie modelu wysokopoligonowego, ale głęboka modyfikacja oraz podejmowanie decyzji często zmieniających wygląd pierwotny obiektu, tak by przy najmniejszej ilości trójkątów uzyskać jak najwierniej odwzorowany kształt oryginału. Nie można też zapomnieć o tym iż musi nadal wyglądać przekonywająco i tak balansować by uzyskać efekt optymalny.

Podstawowym założeniem jest, że model nie powinien mieć zbędnych, niewidocznych dla gracza detali włączonych w geometrie. Większość obiektów jakie znajdują się w grze powinna prezentować się najlepiej z odległości około 3-5 metrów. Wszelkie detale, które zanikają, wydają się płaskie lub zlewają się z bryłą modelu należy uznać za zbędne i pozostawić je na normal mapie.

Fakt, iż gracz będzie w stanie podejść bliżej do obiektu i zobaczyć go z mniejszej niż 3m odległości nie powinno stanowić większego problemu, gdyż większą rolę odgrywają wtedy tekstury oraz dodatkowy detal zależny od materiału obiektu. To właśnie kompromis między wydajnością, a szczegółowością otoczenia.

Detal, którego nie widać z 3-5 metrów nie powinnien istnieć w geometrii modelu.
Krawędzie znajdujące się blisko siebie, które zlewają się z większej odległości należy uprościć do wspólnej płaszczyzny

DarkKnight09

DarkKnight09

Użytkownicy
posty15
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
ROZDZIAŁ 3


Kolejny poranek i zarazem kolejne szanse na jakąś w miarę pożyteczną wiedzę do zdobycia. Minęły już 4 dni od mojego przybycia tutaj. Jeszcze tylko 2 dni nauk, a potem ślubowanie wierności i lojalności wobec Zakonu i Mistrza Caerganna. Standardowy ranek jak zawsze - śniadanie, ubranie i wyjście na zewnątrz.


Początkowo chciałem posiedzieć na ławie przed Świątynią i pomyśleć dokładniej: gdzie jest ten Azyl? I czym on jest: częścią kontynentu czy wyspą? Te rozmyślanie przerwał mi Artemis z niezwykle cenną wiadomością:

-Słuchaj mnie, przyjacielu! Szykuj się, za minut parę będzie mowa Mistrza!


-Zaraz, zaraz.. Przecież Caergann mówił mi... znaczy się nasz przewielebny Mistrz, że to będzie dopiero jutro. Co się dzieje?


-Nie wiem, ale kazał mi to Tobie przekazać. Szybko! Szykuj się! Nie mamy wiele czasu!


-Gdzie i kiedy?


-W południe, w Świątyni. A zegar słoneczny wskazuje godzinę za dziesięć.


-Cholera jasna! Dobra, zaraz będę.


Jak to zawsze w Zakonie bywa - każdy członek Zakonu masz też te "bardziej eleganckie" odzienie. Zajrzałem do szafy i ujrzałem czerwoną szatę ze złotymi wizerunkami smoka oraz nieznanymi inskrypcjami zamieszczonymi wokół szyi. Udałem się czym prędzej do Świątyni. Widać, że prawie się zaczęło. Usiadłem obok jakiegoś grubego zakonnika. Nareszcie Mistrz stanął pośrodku i wypowiedział swoją przemowę głośno i wyraźnie:

"Witajcie, bracia i siostry! Jestem wielce uradowany, iż zebraliśmy się wszyscy razem. Zło Imperium i ich tyrańskiej władzy nie znają granic. Lecz dzień, w którym nasz Pan zejdzie na ziemię i poprowadzi ku utęsknionej drodze do wolności, nadchodzi! Wkrótce opuścimy te więzienie, a my będziemy jego wybranym ludem! Jego wybranymi i jedynymi dziećmi! Nasz pierwszy lider wiernie wykonał polecenia Varemiego, wskutek czego zasiada teraz po jedynej, słusznej i nieskazitelnej prawicy. Teraz nadszedł czas, byśmy i my tak czynili. Módlmy się do naszego smoczego Boga, albowiem tylko On jest wielką siłą i żaden niewierny nie odważy podważyć jego siły! Razem! Módlmy się tu i teraz!"


Modląc się, obejrzałem się dookoła. Zwykle nie wolno nikomu poza wybranym członkom Zakonu wchodzić do Świątyni; jedynie w czasie mowy przywódcy tego zgromadzenia mogą wszyscy wejść. Wokół mnie szare ściany pokrywały nieznane rysunki, przedstawiające zapewne 'Objawienie' - wydarzenie, w którym pierwszy lider Zakonu stał się pierwszym jednocześnie sługą boga-smoka. Na wprost widać było ogromny posąg bóstwa wraz z jego dwoma obrońcami. Widać było wiele, albowiem były też okna duże, co umożliwiało modlitwę za dnia. W czasie nocy zapalali pochodnie.


Po skończonym obrzędzie postanowiłem rozejrzeć się trochę po znanej mi zresztą Bibliotece. Zapytałem dziś strażnika Biblioteki o książki prawiące o całym 'Imperium' i 'Imperatorze'. Powiedział, że w prawym rogu na końcu znajdę stare i nieotwierane od dawna księgi o tym "zaborczym tworze". Zabrałem się po przeszukaniu i odnalezieniu odpowiedniego tytułu za czytanie o Imperium:


"Imperium - wielkie państwo, rozciągające się od Oceanu Snów do Morza Burzy. Jest ono największym państwem, znanym w całej historii ludzi. Rządzi nim obecnie Feryx III, zwanym też Królem Ognia ze względu na plotki głoszące, jakoby on umiał przybierać postać feniksa. Gospodarka Imperium opiera się na licznych kopalniach złota i podatkach pobieranych od wszelkich warstw społecznych. Dominującą religią...."

Dalej było już nieczytelne. Postanowiłem znaleźć cokolwiek o Azylu. W końcu po 10 minutach znalazłem ciekawy fragment:

"Azyl - kolonia karna; utworzona zaraz po objęciu przez Feryxa III władzy nad Imperium. W niej przebywać mieli wszelkiej maści więźniowie polityczni, religijni czy też najwięksi mordercy, jakich cała ziemia ludzi widziała. Azyl wyglądem przypomina wielki zbiornik wodny, jednakże droga do niego jest jedna - wiedzie ona przez pilnie strzeżony garnizon złożony z.....  . Pogłoski mówią, iż więźniowie byli też zrzucani ze wzgórza do Azylu, jednakże odnotowano jak dotąd jeden przypadek, kiedy więzień był cały po upadku z dużej wysokości."


W tym momencie moje serce szybciej zabiło. Jakby to mówili o mnie. Lecz książkę zamknął gwałtownie i mocno Mistrz, mówiąc donośnym tonem:

-Kłamstwa! Imperium wyzyskuje tylko biednych ludzi, by reszta szlachty z Imperatorem mogła się bawić na swoich balach. Wiem, bo mnie razem z grupą 10 innych ludzi wysłano do Azylu za coś, czego my nie zrobiliśmy. Zakon dał nam schronienie. Wielki Varemi spojrzał na nas łaskawym okiem i nasz Pan przemówił do mnie raz! Zapamiętaj to sobie, bezimienny Uczniu, nim pomyślisz cokolwiek przeciwko nam!


Wystraszyłem się. Widać, Mistrz musiał coś ukrywać. W przeciwnym wypadku, nic by nie mówił, że coś nie pasuje czy cokolwiek podobnego. Po odłożeniu księgi udałem się na pola uprawne, by zacząć swoje prace.


Nadeszła noc. Samel przybył do mnie. Cały zapłakany, lecz jego usta pełne były gniewu:


-Jak On śmiał! Dlaczego?!! Dlaczego, do jasnej cholery??!!


-Spokojnie, Samelu. Nic ci nie zrobiłem..


-Oczywiście, że nic! Tylko ten przeklęty Mistrz! Obiecał, że będę szanowany. I co? I NIC! Śmieją się z mej twarzy, twierdzą, że byłem mordercą! Nieznajomy.. Ja chcę stąd uciec. Nie wierzę już w Varemiego. Chcę się stąd wyrwać.


-A nie możesz tak po prostu odejść stąd?


-To jest pułapka, bracie. Raz dołączysz do Zakonu - juz nigdy nie będziesz mógł ujrzeć świata zewnętrznego.


-Pomogę ci. Ale ja zostaję.


-Wielka szkoda. Mówię tak samo jak Artemis - któregoś dnia wyzwolisz nas wszystkich. Nie tylko Zakon, ale i wszystkich mieszkańców Azylu. Wiem, co mówię. Ja... ja..


-Weź się w garść, Samel! Jesteś wielkim i dobrodusznym człowiekiem. Niczego złego byś nie zrobił. Znam cię. Jesteś dobry, tylko zapewne Mistrz ma mi za złe, ze nie wypełniam jego poleceń dokładnie.


-A co chciał, żebyś zrobił?


-Chciał... jednego z naszych pozbawić życia, by poświęcić jego krew na ołtarzu. A wedle nauk Zakonu, jego bóstwo brzydzi się; wręcz gardzi krwawymi ofiarami. Nie wiem, co chciałby jeszcze gorszego zrobić.


-Dobra. Chodź, wyprowadzę cię stąd.


Wyszedłem z Samelem na zewnątrz. Przez chwilę mnie ciągnęło, żeby stąd uciec, ale dopiero co przybyłem! Szkoda mi było zostawić przyjaciela. Ale pomyślałem 'Trudno, jest dorosły i czasem trzeba sobie radzić samemu". Samel ze łzami w oczach (być może ze szczęścia) powiedział do mnie:

-Wielkie dzięki, mój przyjacielu! Któregoś dnia może ci się odwdzięczę. Kiedyś... Natenczas - żegnaj!


Uścisnął mnie mocno. Chyba jemu też było szkoda iść samemu. Beze mnie. Ja wnet wróciłem do siebie i ułożyłem się do snu. Niespodziewanie jakoś wyczułem, że zaczynam cały drżeć ze strachu...


Dostrzegłem po raz kolejny dziwne obrazy. Przede mną ukazały się drzwi z wyrytym znakiem nad nimi. A w środku budowli - magowie, kowale i wszelakiej maści alchemicy nad czymś pracują. Leża na stole plany i odczytałem tytuł jednego z nich - "WIELKIE WYZWOLENIE". Czyżby to była przyszłość? Czy może tylko wizje? Tego nigdy się nie dowiem. Ale to mnie zaczyna niepokoić.


KONIEC ROZDZIAŁU 3
 
Samotność bywa zabójcza. Tylko niektórzy dzięki sile swej woli potrafią ją przezwyciężyć.

DarkKnight09

DarkKnight09

Użytkownicy
posty15
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
ROZDZIAŁ 4



"Witaj. To może być twój wielki dzień."


Usłyszałem go. Głos Caerganna. Podobno dziś mam mieć śluby. Zerwałem się z łoża i podszedłem do okna. Mistrz wydawał się być dość zdziwiony. Musiałem w mej głowie poskładać te wizje, które do tej pory widziałem w mych snach. Płonąca Świątynia.. Tajemniczy budynek.. Czy jest coś, o czym nie wiem?


"Spokojnie, nieznajomy. Wkrótce otrzymasz imię. Tymczasem.. Chciałbym cię obdarować księga, która zawiera wszelakie imiona uznawane przez nasz Zakon. Mam nadzieję, że ci to pomoże, bo z tego, co zdążyłem usłyszeć i dostrzec, masz problemy z pamięcią. A na pewno już swego imienia nie pamiętasz, czyż nie? W takim razie, cały Zakon pomoże ci napisać na nowo życie."


Zapłakany, zdążyłem tylko wyjąkać podziękowania za chęć pomocy w "podniesieniu się na nogi". Zacząłem po cichu, kartka po kartce, przeglądać imiona. Te, które były znane i te, które były rzadkie. Zauroczył mnie jeden fragment:



"Dredyn - imię męskie, oznaczające w dawnych językach "ten, który szuka"/"zagubiony". Imię te przypisuje się osobom, które się dość gubią zarówno w prostych sprawach, jak i co bardziej tych skomplikowanych; tych, którzy całe życie szukają odpowiedzi na pytanie i doszukać się nie mogą. 'Dredyn' przestało być używane po ustanowieniu Imperium na miejsce dawnego Cesarstwa."


Jakby ktoś pisał akurat o mnie. Próbuję cały czas dojść do tego, co się działo ze mną przedtem. Zanim trafiłem do Azylu. Miałem cały umysł, a raczej i zdecydowanie pamięć w kawałkach. Tysiącach kawałków. Po zamknięciu księgi oddałem ją do Biblioteki i udałem się na prace na polu. Musiałem trochę więcej popracować, bo jeden kolega mi się rozchorował i nie był w stanie podnieść się z łoża. Wróciłem około wieczora. Miałem się już kłaść do spania, gdy próby zaśnięcia przerwał mi Minigamis, kiedy z kolei z hukiem otworzył drzwi:


"Hej, stary! Obudź się! Lada moment masz ślubowanie! Wstawaj i się ubieraj. Oczywiście bardziej oficjalnie."


"Ale zaraz... To dzisiaj?"


"No tak! Pośpiesz się, do jasnej cholery! Za kilka minut przyjdzie do Świątyni Mistrz wraz z Radą Zakonną!"


Czym prędzej postanowiłem się przebrać. Nim zdążyłem się obejrzeć (w Świątyni), zebrali się wszyscy. Było bardzo jasno, jakoby obchodzili święto. Artemis poprosił, bym poszedł za nim do Mistrza. On mi zaś potem poinstruował, co i jak:


"Dobra, bo to już niedługo.. Słuchaj. Kiedy ja będę odczytywał akt przysięgi, wówczas będziesz za mną. Np. powiem coś takiego: "Przysięgam Varemiemu..", a ty chwilę potem powiesz to samo. Jasne? To teraz zmykaj."


Było mi bardzo gorąco. Nie wiedziałem, co robić. Artemis i Minigamis mnie wspierali. Szkoda mi było, że Samel odszedł. Byłby zapewne szczęśliwy, dostając możliwość rozmowy ze mną każdego dnia (gdyby został w Zakonie).



Nadeszła wiekopomna chwila. Za chwilę rozpocznę na nowo życia. Jam jest Dredyn!


Mistrz wzniósł ręce ku górze, wypowiedział po cichu modlitwę i następnie skierował swój głos ku niezliczonej rzeszy wyznawców Varemiego:


"Witajcie, bracia i siostry! Dziś zebraliśmy się tutaj, by przywitać się z naszym nowym bratem. Już niedługo dołączy do naszego grona! Módlmy się do naszego Pana, niechaj będzie z nami! Jego moc jest z nami! Jemu chwała i CZEŚĆ!"



Po czym gestykulując, rozpoznałem, że Mistrz nakazuje mi klęknąć przed nim i schylić głowę na znak poddaństwa. Rozpoczął się akt składania przysięgi:


"Przysięgam tu i wobec wszystkich.." - rzekł Mistrz, po czym musiałem to powtózyć; takie dostałem instrukcje..


"Przysięgam tu i wobec wszystkich.."



"Iż wyrzekam się bożków wszelakich.."


"Iż wyrzekam się bożków wszelakich.."



"I moim jedynym Panem jest Varemi!"


"I moim jedynym Panem jest Varemi!"



"Jemu się należy chwała i cześć, gdyż tak zostało powiedziane."


"Jemu się należy chwała i cześć, gdyż tak zostało powiedziane."



"Wiernych wpuści do krainy wiecznego szczęścia.."


"Wiernych wpuści do krainy wiecznego szczęścia.."



"Zaś pogan spali w swym ogniu gniewu!"


"Zaś pogan spali w swym ogniu gniewu!"



"Tylko On jeden. Na zawsze."


"Tylko On jeden. Na zawsze."



Wykonał jakiś znak i palcem nakazał mi dalej klękać; tym razem w ciszy. Wypowiedział ostatnie słowa przysięgi:


"Raduj się, bracie! Twój nowy Pan okazał się łaskaw i wskazał ci właściwą drogę, przez którą resztą życia będziesz podążał dla Jego uwielbienia, by na końcu stać się uświęconym. Witaj! Witaj w Zakonie! Niechaj żyje Varemi!"



Po zakończeniu ślubowania Mistrz zapytał mnie głośno:


"Nasz bracie, jakie przyjmujesz imię?"


"Me imię brzmi... Dredyn. Albowiem zawsze szukam odpowiedzi na pytania różnorakie."


"Mądry wybór! Twój dzień będzie najszczęśliwszym w życiu!"


W końcu mogłem się udać do swej komnaty. Zdjąłem z siebie odzienie. Ułożyłem się do snu. Gdy tylko zasnąłem, poczułem, jakbym się wznosił...



Tym razem była noc. Taka jak teraz. Przede mną stała jaskinia. Mroczna i ciemna wewnątrz. Niespodziewanie coś mnie do niej wciągnęło. Tymczasem począłem dostrzegać czaszki i kości ludzi. Tam dalej, ujrzałem kreatury. Nie miały oczu, ale wydawały się mieć wyostrzony węch i słuch. Poruszały się na czterech łap i choć przypominały sposobem, w jaki chodziły i zachowanie najzwyklejsze psy, to jednak to nie były psy. Miały ogromne pazury i całe pokryty byłe czerwonym futrem. Nade mną się wznosił się posąg mężczyzny. Miał być ubrany w najczarniejsze z czarnych szat i nie mieć twarzy. Rozpoznałem - to ten "Zmiennokształtny", o którym mi opowiadał podczas zajęć. Jeden z wielu wrogów Varemiego, brzydzący się światła. Sojusznik sił mrocznych i nieczystych. Najdziwniejsze i zarazem najbardziej wydawały się być jego ręce (a miał ich aż 6!), które miały swój początek w plecach i były długie. Czułem na sobie pot, zaś te bestie zaczynały niuchać. Najwyraźniej wyczuły tu kogoś. Nagle mnie przestrzeń przeniosła z prędkością równą uderzeniu błyskawicy do Zakonu.

Obudziłem się cały zlany potem. Czy to jest doprawdy przypadek? Czy te pytanie rodzące się po wizjach to tylko moje myśli? A może zapowiedź tego, co się pokrótce stanie? Tego doprawdy nie wiem i irytuje mnie ta świadomość, ze natenczas nie znajdę odpowiedzi.

Post połączony: 2014-10-29, 20:11
Zgadnijcie - kim się inspirowałem, tworząc "Zmiennokształtnego"? :D :D
 
Samotność bywa zabójcza. Tylko niektórzy dzięki sile swej woli potrafią ją przezwyciężyć.


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry