Opowiadanie jest alternatywną historią Gothica widzianą z perspektywy Lee i jego ludzi. Alternatywną dlatego, że nie będzie w niej bezimiennego bohatera ani żadnego innego wybrańca, który by rozwiązał wszystkie ich problemy. Ludzie będą musieli sobie sami poradzić ze Śniącym i innymi zagrożeniami. Miłego czytania:
Rozdział I
   W Starym Obozie panowały cisza i spokój. Był właśnie środek nocy  jedyna pora, kiedy cały zgiełk obozowego życia milkł tylko po to, aby znów zaatakować z samego rana. Nawet letnie upały panujące od tygodni nie były w stanie przeszkodzić w zaśnięciu, wyczerpanym od pracy mieszkańcom kolonii. Jednak nie wszyscy spali  pomiędzy drewnianymi chatkami przemykał jakiś cień. Poruszał się dosyć szybko, ale ostrożnie mijając leżących co kawałek, spitych mieszkańców obozu. Tajemniczy osobnik wydał z siebie ciche westchnienie ulgi, gdy wreszcie dotarł do celu  chatki stojącej tuż pod zamkowymi murami.
   W środku, przy niewielkim stoliku siedział dobrze zbudowany mężczyzna. Plecami oparty o ścianę ciasnego domku, stukał palcami po powierzchni pustej butelki. Próbował wystukać melodię, którą słyszał dawno temu, jeszcze w domu, ale nie mógł sobie przypomnieć jak szedł początek. Usłyszawszy kroki rozbudził się z zamyślenia i spojrzał w stronę wejścia.
-   Co tak długo?  zapytał właściciel chatki, ziewając przeciągle.
-   Przecież wiesz, że nawet wśród strażników Gomeza zdarzają się tacy, którzy czuwają nie tylko w dzień  odpowiedział gość dosiadając się do stołu - a prosiłeś mnie, abym nie rzucał się w oczy... musiałem iść od drugiej strony, bo koło południowej bramy po prostu nie dało się niezauważenie przejść.
-   Nieważne... poczęstuj się ryżówką i rozsiądź wygodnie, bo to będzie długa rozmowa  odpowiedział, podając butelkę gościowi  Kazałem ci przyjść w nocy, ponieważ w dzień kręci się tu cała masa ciekawskich ludzi, a to co ci powiem ma być tajemnicą... przynajmniej na razie. Od pewnego czasu szykuję coś naprawdę dużego i chciałbym, abyś mi w tym pomógł. Musisz mi jednak obiecać, że wszystko co usłyszysz dzisiejszej nocy, zostanie między nami. Powiem ci coś, czego nie zdradza się bliskiemu przyjacielowi czy nawet własnej matce. Rozumiesz?
-   Daj spokój, widziałeś kiedyś Laresa rozpowiadającego na prawo i lewo o cudzych tajemnicach? Z pewnością nie, bo taki nie istnieje  znam tylko jednego, godnego zaufania i mogę ci powiedzieć, że właśnie siedzi przed tobą  odpowiedział uśmiechając się lekko.
-   Wiem, chciałem się tylko upewnić, że nie przyjdzie Ci do głowy zwierzanie się komuś, kogo uważasz za godnego zaufania. Przejdźmy jednak od razu do rzeczy, bo szkoda czasu - mężczyzna przerwał, aby pociągnąć solidny łyk ryżówki, po czym zaczął mówić dalej  Jak zapewne pamiętasz, zastanawialiśmy się jak pozbawić Gomeza i resztę jego wieprzy władzy, którą zdobyli tak podstępnie. Doszedłem jednak do wniosku, że to nie ma sensu  magnaci mają swoją grupkę fanatyków, która będzie ich bronić do ostatniej kropli krwi. Gdybyśmy chcieli ich obalić  skończyło by się to straszliwą rzezią, z którą nie chcę mieć nic wspólnego. Jest jednak inny pomysł, który pozwoli się nam uwolnić spod ich tyranii.
-   Jaki?  zapytał z zaciekawieniem Lares.
-   Stworzymy nowy obóz, miejsce gdzie ludzie nie będą traktowani jak niewolnicy, miejsce w którym, sami sobie będziemy panami i...
-   Lee, kompletnie ci odbiło  przerwał nagle słuchacz  myślisz, że możemy sobie tak po prostu gdzieś pójść i założyć obóz? Magnaci na to nie pozwolą i jeśli będziemy mieli szczęście to nas tylko powieszą, gdy się o wszystkim dowiedzą.
-   Spokojnie przyjacielu, wszystko jest zaplanowane, tak aby nie było tego typu atrakcji. Wyobraź sobie, że na ten pomysł nie wpadłem ja, ale sam Saturas.
-   Żartujesz...
-   W żadnym razie  dowiedziałem się od niego, że magowie wody tak samo jak i my pragną wolności i mają nawet pewien plan, ale nie są w stanie go zrealizować pod okiem Gomeza, któremu za bardzo się podobają wczasy pod barierą. Dlatego zaoferowali mi pomoc w zorganizowaniu obozu. Mamy już wybrane miejsce i tak naprawdę jedyna rzecz jaką jeszcze musimy zrobić, to przekonanie ludzi, że najlepsza rzecz jaka ich może w życiu spotkać, to właśnie nasz obóz.
-   To nie będzie takie łatwe, magnaci zrobią wszystko, żeby nas powstrzymać, kiedy tylko się dowiedzą, że...
-   Coś wymyślę...w gardle mi zaschło, więc pozwolisz, że zrobię sobie małą przerwę na piwko, a potem odpowiem ci na resztę pytań  odpowiedział Lee, pokazując kciukiem na frontową ścianę chatki, a następnie palcem wskazującym na swoje ucho.
Lares załapał od razu o co chodzi i wstając po cichu, ruszył w stronę okna, znajdującego się na bocznej ścianie domku. Lee tymczasem zaczął rozmawiać ze ścianą, aby zagłuszyć kroki przyjaciela i uśpić czujność podsłuchiwacza. Lares wyszedł oknem, lądując bezszelestnie na trawie pożółkłej od słońca. Z kieszeni wyciągnął swój niezastąpiony nóż, starł niedbale pot z czoła i wychylił powoli głowę za róg chatki. Tyłem do niego stał jakiś mężczyzna z uchem przyklejonym do ściany  najwyraźniej nasłuchiwał co się dzieje w środku. Lares zakradł się do podsłuchiwacza, chwycił go za lewą rękę, wykręcając mu ją do tyłu i przyłożył mu nóż do gardła.
-   Siedź cicho i żadnych numerów chłoptasiu, bo zaszlachtuje Cię jak świnię  szepnął schwytanemu do ucha.
Więzień został zaprowadzony do chatki i posadzony na tym samym taborecie, na którym kilka chwil wcześniej siedział Lares. Wyglądał na przerażonego całą sytuacją, spoglądał nerwowo na mężczyzn, obserwując czy któryś z nich rzeczywiście nie zamierza go zabić.
-   Kim jesteś i dlaczego nas podsłuchiwałeś?  zapytał spokojnie Lee  ktoś cię przysłał?
-   J...Je..Jestem Mike  wyjąkał więzień  ja nic nie wiem, nic nie słyszałem. Tak tylko sobie przysnąłem oparty o waszą chatkę.
-   Masz nas za idiotów?  prawie krzyknął Lares  Życie ci nie miłe, do cholery?
-   Ciszej na bogów, bo pobudzisz wszystkich w okolicy  szepnął Lee, po czym zwrócił się do Mikea  A ty przestań opowiadać bajki, bo będziemy musieli wyciągnąć z ciebie prawdę siłą, a wierz mi  ani ty, ani ja tego nie chcemy.
-   No dobra  odparł przestraszony więzień  Wracałem właśnie z małej popijawy u Fiska, kiedy mi się zakręciło głowie, więc przystanąłem na chwilę i oparłem się o waszą chatkę. Usłyszałem, fragment rozmowy... coś o rzezi, krwi i obaleniu Gomeza. Uznałem, że ktoś chce urządzić sieczkę w obozie, więc miałem nadzieje, że usłyszę kiedy do tego dojdzie, abym mógł odpowiednio wcześniej zwiać i wrócić, kiedy będzie po wszystkim.
-   I mamy ci uwierzyć, że całkowicie przypadkowo zatrzymałeś się akurat przy tej chacie?  zapytał Lares  Cóż za zbieg okoliczności!
-   Najwidoczniej...  dodał Mike z coraz mniejszą nadzieją, że dożyje rana.
-   Musimy z nim coś zrobić  wtrącił Lee  usłyszał zbyt wiele i nie możemy ryzykować, że się komuś wygada. A to zmusza nas do...
-   Błagam, nie!  zaczął panikować Mike  obiecuje, że nic nie powiem, nie zabijajcie mnie!
-   Cicho gnojku,  przecież nie jesteśmy mordercami  zdenerwował się Lares  Jakoś wątpię, żeby Gomez wysłał na przeszpiegi tego maminsynka  zwrócił się po chwili do przyjaciela.
-   Ja też, ale i tak nie możemy go puścić. Będziemy go pilnować przez całą dobę, dopóki to co usłyszał nie przestanie być tajemnicą. W nocy będzie się go wiązało, żeby nie uciekł, a w dzień będzie nam towarzyszył przez cały czas  nawet wysikać się nie będzie mu wolno samemu.
-   I jak chcesz cokolwiek zdziałać mając tego balasta na głowie? Może wciśniemy go magom wody? Oni by go przypilnowali.
-   To by było wygodne rozwiązanie, ale trzeba się zastanowić pod jakim pretekstem go odstawić do magów, tak aby nie wzbudzało to podejrzeń. Nie możemy działać zbyt pochopnie.
-   No to może...  wtrącił niepewnie więzień  pójdę do nich jako rzekomy  pomocnik do sprzątania i tego typu rzeczy?
-   No proszę  rzekł ironicznie Lares  nasz mały Mike jednak potrafi powiedzieć coś mądrego.
-   Świetnie  ucieszył się Lee  Z samego rana pójdę z nim do Saturasa, wyjaśnię sytuację i będziemy mieli go z głowy. Już magowie sobie z nim poradzą. O reszcie porozmawiamy jutro, nie chcę zdradzać kolejnych szczegółów w jego obecności.
-   Dasz sobie z nim radę? Mogę zostać do rana  zaproponował Lares.
-   Nie, lepiej będzie jak wrócisz do siebie, póki w obozie wszyscy śpią. Gdyby ktoś cię zobaczył to byłeś na małym spotkaniu alkoholowym z twoim przyjacielem Lee oraz nowopoznanym Mikeiem. Spotkamy się jutro i pójdziemy sobie na polowanie  powiedział Lee kładąc dziwny nacisk na słowo polowanie.
-   Jak chcesz  odpowiedział Lares zbierając się do wyjścia  powodzenia i do zobaczenia jutro.
Mężczyzna opuścił chatkę Lee i udał się pospiesznie w stronę jego własnej. Wiedział, że i tak nie zaśnie tej nocy  cała idea nowego obozu budziła w nim co prawda obawy, ale też wprawiała go w podekscytowanie. Od dawna pragnął spokojniejszego życia, bez tych wszystkich morderców wymuszających haracze za ochronę. Był złodziejem i to diabelnie dobrym złodziejem, ale życie tutaj go momentami przerastało. Wiedział, że obóz założony i dowodzony przez kogoś takiego Lee byłby zupełnie innym miejscem. Takim w którym nie trzeba by się bać o to, że ktoś poderżnie ci gardło we śnie, tylko po to, aby przejąć mały, rozlatujący się domek.
*
-   A więc nazywasz się Mike?  zagadał Lee.
-   Tak  odpowiedział więzień nie wiedząc co jeszcze mógł dodać do odpowiedzi na tak głupie pytanie.
-   Chcesz może trochę ryżówki? Zostało jeszcze...
-   Nie, dziękuje...  przerwał Mike  ...wypiłem już dzisiaj trochę i widzisz jak się to skończyło...  odparł załamany.
Nastała krępująca cisza, którą postanowił przerwać Lee.
-   To może opowiesz coś osobie? Mamy jeszcze co najmniej kilka godzin...
Więzień przez chwile milczał, tak jakby rozważał w duchu czy warto się w ogóle odzywać. Spojrzał swojemu oprawcy na moment prosto w oczy, po czym szybko opuścił wzrok w kierunku podłogi i rozpoczął opowieść.