Okej. Mod ukończony, zajął dokładnie 19 godzin i 2 minuty - tyle w każdym razie jest na sejwie, w praktyce trzeba dodać zgony, których trochę było po wyjściu z kopalni i na początku 3 rozdziału. Pewnie powinienem go kiedyś ograć raz jeszcze, bo 360 siły to mało w porównaniu z Tizgarowym 437, a jeszcze miałem najsilniejszy amulet, pas i dwa pierścienie ją podbijające. No ale odchodzę od tematu, lepiej się skupić na opisaniu wrażeń. Otóż jakie mam wrażenia końcowe?
Nie wiem, kiedy - czy - kiedyś grałem w tak dobrego moda. Wszystko jest w nim tak dokładnie dopięte, tak dopracowane, doszlifowane, że żadna z gier Piranii w stanie oryginalnym nie ma podejścia.
Historia jest ostatecznie nie aż tak skomplikowana (pomijając niewyjaśnione elementy np. w rozmowie z Zazaelem), więc przy ponownej grze nie wciągnie pewnie tak mocno, ale przy pierwszym podejściu wciągnęła srogo. Przede wszystkim czuć cały czas bardzo gęstą atmosferę, ciągle jest jakiś brakujący kawałek układanki, ciągle coś wisi w powietrzu. Mamy kilka zwrotów akcji z tego najbardziej satysfakcjonującego typu, gdy wróg, który wydawał się mieć wszystko zawsze pod kontrolą, nagle traci cały grunt spod nóg. Jednocześnie i my nie stoimy na pewnym gruncie, prawie do samego końca daje się we znaki fakt, że nikomu wokół nas nie można ufać i wystarczy jeden fałszywy ruch, a skończymy nieprzyjemnie. Wszystko to okraszone cudnie napisanymi dialogami i ciekawymi postaciami (no dobra, może nie każda postać jest taka znów ciekawa, ale np. taki Hiago jest bardzo charyzmatyczny, wręcz konkuruje pod tym względem z Siekaczem z Mrocznych Tajemnic). Mógłbym trochę ponarzekać, że fabuła jest za krótka, ale ciężko powiedzieć, żeby w jakimkolwiek momencie tempo było zbyt szybkie.
Spoiler
No dobra, nie podobał mi się segment na pustyni. Rozumiem i zwykle lubię koncepcję Breather Episode, ale pustynia była zwyczajnie nudna, przede wszystkim przez oderwanie od głównej historii - sam pomysł negocjowania z bandytami przetrzymującymi zakładników nie jest zły, wykonanie też niczego sobie, ale brak jest choćby najcieńszego powiązania z wątkiem dziwnych wydarzeń w Legionie, które wałkujemy od początku gry. Przypomniało mi to o podobnym epizodzie w Jaktylu - wtedy mnie tak to nie kłuło, ale w tamtego moda grałem dawno temu, dziś zgrillowałbym fakt, jak bardzo ta misja z bandytami i kopalnią na pustyni psuje płynny bieg wydarzeń. A remedium na problemy pustyni mogło być naprawdę proste - zamiast Balora wyruszyłby z nami Focus (można by go wtedy lepiej poznać, co sprawiłoby, że silniej by jego zdrada zadziałała na emocje, ale mielibyśmy też jakąś motywację, by stanąć po jego stronie), a zamiast negocjować z Atillą ścigalibyśmy Lupino (było go trochę za mało w 2 rozdziale, biorąc pod uwagę, że w końcu się pojawia po tym, ile miejsca w dialogach i motywacjach Leo w 1 rozdziale zajął; całkiem logiczne byłoby, że Lupino, po tym, jak odcięto go od wsparcia czarnych magów, do współpracy z którymi został zresztą zmuszony, próbuje wziąć nogi za pas, a gdy Legion depcze mu po piętach, zajmuje wioskę, by zapewnić sobie żywą tarczę; Legion chce go uciszyć, ale chyba wstrzymałaby ich mimo wszystko obecność niewinnych na linii ognia; podobała mi się konfontacja pomiędzy Lupino, Leo i Santosem, ale to, że zaraz po niej następuje najnudniejsza część gry, chyba działa wręcz na jej niekorzyść).
Z początku miałem mieszane odczucia na temat tego pomysłu z wrzucaniem na mapę silniejszych wersji tych samych potworów co rozdział, ale przyznaję, że koniec końców zostałem kupiony balansem moda. Jest wręcz idealny - tak jak "formuła Gothica" polega na tym, że na początek jesteśmy owcą rzuconą między wilki i musimy jakoś przetrwać pomimo bycia najsłabszym pędrakiem, na koniec zaś przecinamy się przez jakichś wielkich czarodziejów sprzed tysiąca lat, tutaj zaś ta formuła jest powtarzana cyklicznie! Początek każdego rozdziału w dolinie oznacza ciężki znój przy eksploracji, gdy dosłownie każdy przeciwnik zabije nas w kilka sekund, a my jego musimy bić pół minuty. Pół rozdziału później rozwalamy całe stada tych potworów, na widok jednego z których łapały nas wcześniej drgawki. Nie potrafię wyrazić w słowach satysfakcji, jaką odczuwałem czyszcząc mapę z rozpruwaczy po powrocie z kopalni w 3 rozdziale. I tu dochodzimy do kolejnej kwestii - kompaktowość. Niewielka mapa sprawia, że jej zwiedzanie i wędrowanie pomiędzy postaciami nigdy nie męczy, co miało miejsce w niektórych modyfikacjach, które też mogą się pochwalić bogatą historią (khem, khem - Destiny - khem). Spotkamy zasadniczo bardzo niewiele postaci, zadań pobocznych - zwłaszcza później - też nie ma wiele, ale naprawdę o wiele bardziej wolę niewielki, a gęsty świat z liniową, a dobrą fabułą, niż wielki, otwarty świat z mnóstwem misji pobocznych, który całkiem zatraca wątek główny (Return czy Gothic 3).
Co mogę powiedzieć? Naprawdę warto było czekać, a ja muszę następnym razem poświęcić więcej czasu na eksplorację i znaleźć tę zbroję z czarnej rudy

EDIT: O kurde, przecież wziąłem ten klucz xD Musiałem przegapić/zapomnieć, że tam była zamknięta skrzynia.