Pokaż wiadomości

Ta sekcja pozwala Ci zobaczyć wszystkie wiadomości wysłane przez tego użytkownika. Zwróć uwagę, że możesz widzieć tylko wiadomości wysłane w działach do których masz aktualnie dostęp.


Wiadomości - Dobel

Strony: [1]
1
Pisarstwo / Historia pisana słonecznej nocy
« dnia: 2011-02-09, 21:36 »
Nie wiem jak odebrać tego penisa w ręku. Po pierwsze to mój, czy czyjś penis? Jeśli to mój, to kto go trzyma? Czemu go trzyma? Po co mu on? Czeka mnie kolejna bezsenna noc, chlip, chlip.

Pozdrawiam wszystkich fanów i w związku z Waszym niedowierzaniem śpieszę i zapewniam: tak, naprawdę dżem.

2
Pisarstwo / Historia pisana słonecznej nocy
« dnia: 2011-02-07, 22:53 »
Zbliżała się północ. Było jasno. O tej porze roku to normalne, nikt poza przyjezdnymi się temu tutaj nie dziwi. W tym roku zdziwi się wielu.

Słońce świeci o północy i nie daje spać, ale chociaż w południe pozwala żyć, nie to, co na południu - optymistycznie pomyślał Gerut. Jak zwykle optymista - pomyślała siedząca w jego głowie Wróżka Zębuszka. Gerut nie wiedział o Wróżce, a Wróżka nie wiedziała jak mu powiedzieć, że gdy w dzieciństwie przewracał się z boku na bok przypadkiem wcisnął ją sobie przez ucho. Mała istota w głowie Geruta siedziała przez te lata w ciszy, nie odzywała się. Wiedziała, że jeśli się odezwie źle się to skończy - skończyło by się pewnie w psychiatryku - Gerut, etatowy hipohondryk pomyślałby, że ma schizofrenię. Oboje pamiętali, co się stało, kiedy raz kichnęła. Gerut, mając opuszczone spodnie a w rękach swojego penisa zaczął się nerwowo rozglądać, choć nie to było najgorsze. Nabrał podejrzeń co do jednej dziewczyny, była ładna, słodka i chyba jej się podobał. Gerut skojarzył kichnięcie Wróżki z kichnięciem tej dziewczyny, która zresztą również mu się podobała, więc jak na mężczyznę przystało poszedł błagać ją, żeby nikomu nie mówiła. Skutkiem tego jest to, że Gerut wciąż się masturbuje.

Zresztą...nieważne, ważniejsze rzeczy dzieją się w pobliskiej hatce.

- JAK TO ZGUBIŁEŚ?! JAK MOGŁEŚ TO ZGUBIĆ, TY OŚLE?! - Spytał z wrodzoną sobie grzecznością Egurt.
- No, tak jakoś...może ukradli? - Odpowiedział patrząc błagalnie na rosłego mężczyznę Ruget.
- NIE MOGLI TEGO UKRAŚĆ!!! NIKT O TYM PRZECIEŻ NIE WIEDZIAŁ, TY SUBSTANCJO ROZCIĄGŁA! - Jak zwykle grzeczny i układny Egurt nawiązał do swojego ulubionego filozofa, czyli Kartezjusza i jego koncepcji substancji, która zakładała substancję rozciągłą i myślącą.

Dajmy chwilowo spokój Egurtowi, Rugetowi, Kartezjuszowi i "czemuś", potem może jeszcze się z nimi zoboaczymy, ale nic nie obiecuję.

- Lubię patrzeć na gwiazdy, są takie piękne, cudowne, a Słońce już mi zbrzydło nie mogę dłużej tak żyć. Spać się nie da ani za dnia, ani w nocy, zresztą, jak je rozróżnić? Bezsensu. A już nie mówię o tobie...
- Że co proszę?
- Lepiej wyglądasz w nocy po prostu. Dlatego chcę się stąd wynieść. Gdziekolwiek, gdzie jest noc.
- To może tam? - Zapytała Grute wskazując ręką w kierunku mrocznej krainy spowitej przez zło i rządzonej przez orki.
- Nie wiem. Pomijając te wszystkie historie z Panem Ciemności, mrokami, panującym tam średniowiecznym systemem etycznym, to jednak te orki...to jest dziwne i wymykające się moim zmysłom jak zwierzęta morskie mogą tak poprostu chodzić po lądzie.
- Może te orki pochodzą z księżyca? Może to potomkinie tej, którą ludzkość wysłała rakietą kosmiczną na księżyc?
- Naprawdę wierzysz w te bajki o rakietach, trzeciej wojnie światowej?
- Tak. Bo do diaska. Skąd by niby się wzieli ci starzy kolesie ze sztokholmu wręczający co roku nagrody za wyniki w nauce, literaturze i jeżdżeniu na wrotkach?
- No, ale jeżeli byłaby ta cała wojna, to przecież też by zginęli. Zresztą, jak oni mogli mieć jakieś niszczycielskie siły, skoro dopiero dziesięć lat temu, w 2023 roku przyznali niejakiemu Gerutowi nagrodę nobla za wynalezienie koła?
- Dobra, pogadamy o tym kiedy indziej, jakoś mi teraz przeszła ochota na rozmowę z tobą.
- Grute, no nie bądź taka...
Cisza.
- Grute...
Cisza.
- Grute...
Musiałbym tak długo, ale większość mężczyzn pewnie wie co się właśnie stało...biedny, głupi Trueg nie znający natury kobiet. Zresztą, kto by się nim przejmował. Są ciekawsze rzeczy.
- Guter! Mleko się skończyło! - Krzyknęła kobieta z przykrytą chustą głową.
Mężczyzna tylko zachrapał.
- GUTER!
Brak odzewu.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!
Chrapanie.

Ehhh...okolica jest jednak niewystarczjąco ciekawa. Mimo, że w okolicy jest kraina spowita mrokiem rządzona mrokiem, często słychcać w nocy straszne dźwięki (okazujące się chrapaniem), a kiedy ktoś coś zgubi, to jest to tylko słoik dżemu truskawkowego. Nawet Wróżka Zębuszka nie poratowałaby sprawy.
Następnym razem skręcić trzeba w przeciwną stronę...teraz dajmy im wszystkim spokój.

3
Offtopic / dr house
« dnia: 2009-09-01, 15:42 »
Ze Scrubsów, ładnie obrazuje house'a http://www.youtube.com/watch?v=1aZO0EE6sFQ
Może mały offtop, ale po tym co napisał SoMe miałem wewnętrzną potrzebę umieścić tu ten link.

4
Pisarstwo / Szybko się kończy
« dnia: 2009-07-06, 22:57 »
Cytat: Sam Ogrodnik link=topic=6332.msg55677#msg55677 date=Jul 6 2009, 06:23 AM\'
W tak trudnym tekście? A co w nim takiego trudnego?
Jest za długi i w ogóle nawiązania do "Matrixa", "Władcy Pierścienii", "Amelii", Davida Lyncha i innych Kurtów Vonnegutów. Jak tego mogłeś nie zauważyć?

5
Pisarstwo / Szybko się kończy
« dnia: 2009-07-05, 23:50 »
Zedytowałem nieco dialog, bo nie był wystarczająco jasny.
Bezsens jest wskazany.
Shergar - (martwy) koń, pierwszy, który odnosi się do słów zza pierwszej kropki tak bezpośrednio. Jezu, ktoś tu jeszcze potrafi coś takiego przy tak trudnym tekście?

6
Pisarstwo / Mistrz
« dnia: 2009-07-05, 21:31 »
Cytuj
To całe eeeeeeeeee daje jakieś znaki.Może bystrzy z was by wiedzieli.
Nie łapię.

7
Pisarstwo / Szybko się kończy
« dnia: 2009-07-05, 21:30 »
Słońce wstało chwilę po tym, jak skończyła się noc. Pomiędzy tymi dwoma zjawiskami, które starożytnym podsunęły myśl, że świat istnieje od zawsze, a historia się powtarza, nawet jeśli tego specjalnie nie lubi Marek wyszedł z łazienki, w której dzielnie zwalczał swoje libido. Tak to sobie przynajmniej tłumaczył, inni niekoniecznie by się z nim zgodzili. Gdy wyszedł jego oczom ukazał się siwobrody staruszek, który trzymając w prawej ręce swoją drewnianą laskę rzekł:
- Jestem Panem na Ziemii i w niebie, Panem wszechświata... - (itd) staruszek ciągnął to dość długo, lecz zamysłem autora nie jest uśpić swoich czytelników - Marcinie, zgrzeszyłeś wielokrotnie, złorzeczyłeś... - (itd.) staruszek tytułujący się Panem wszechświata przygotował bardzo długą listę, zawierającą wszystkie przewiny Marcina, lecz autor w trosce o utrzymanie stanu osobowego swojego dwuosobowego fanklubu pozwala sobie uciąć w tym miejscu - Lista była długa, teraz Cię ukaram, lecz najpierw, jak każdemu, komu wymierzę karę przed nadejściem sądu ostatecznego pokażę Ci wszystko co się stanie stąd do wieczności.
Siwobrody pstryknął palcami, a czas przyspieszył. Razem obejrzeli co miało się stać we wskazanym przez niego przedziale czasowym. Razem oglądali wojny, losowania totolotka, wzloty i upadki imperiów itd.
- I co Ty na to, Marcinie?
- Szybko się kończy, a poza tym jestem Marek, nie Marcin.
- Dlaczego wcześniej nie powiedziałeś? - zapytał starzec z nutą irytacji w głosie. - Wszystko przez tę biurokrację.
- Jako student filozofii miałem nadzieję, że powiesz, skąd się wziął świat, a jeśli Ty go stworzyłeś, to skąd się Ty wziąłeś.
- Nie mam pojęcia, sam się zastanawiam...wracając do Twojego imienia, skoro nie jesteś Marcinem będę Cię musiał zgładzić, znaczy się będę musiał wymazać Ci pamięć, bo przecież teraz jestem miłosierny - na obliczu starca widać było minę, z której większość (do większości nie zaliczają się oczywiście kaleki umysłowe, ślepcy itd.) - w każdym razie czeka nas długa podróż, a Ty nie zdążysz zabrać szczoteczki do zębów.

itd.

Pewnie będzie ciąg dalszy.

8
Pisarstwo / Fotel, Miller, Martini i pukanie do drzwi
« dnia: 2009-02-13, 23:05 »
Sorry za dwa posty pod rząd, ale czy to opowiadanie jest takie złe, że szkoda słów, czy tak krótkie, że brak słów, czy...?

Społeczeństwu TM nie chce się czytać :lol2:  

9
Pisarstwo / Fotel, Miller, Martini i pukanie do drzwi
« dnia: 2009-01-30, 14:03 »
Dobra, dokończyłem. Komentarze prosim.

10
Pisarstwo / Fotel, Miller, Martini i pukanie do drzwi
« dnia: 2009-01-27, 15:58 »
Prosiłbym o komentarze.

Usiadł na fotelu. Oparł się wygodnie i położył nogi na pufie. Z głośników sączył się głos Glena Millera. Na stoliku stał jego ulubiony trunek na który przepis stworzył dawno temu pewien barman z Knickerbocker. Wieczór zapowiadał się świetnie. Zgodnie z życiową prawdą, mówiącą, że wszystko, co się dobrze zapowiada zostanie prawdopodobnie zepsute i zaprzepaszczone ktoś zapukał do drzwi. Mężczyzna wstał a jego szczupłe, wysokie ciało przyozdobione gładkim czarnym garniturem, ruszyło ku drzwiom. Zza drzwi dobiegły go szepty "złodzieje, albo mordercy" pomyślał, nie bał się jednak. Przeżył 48 lat, nie było nikogo, kto jego śmierć będzie opłakiwał, a on sam widział wszystkie filmy Bergmana, w perspektywie nie miał stworzyć dzieła, które by było coś warte. Żałował tylko, że nie palił nigdy kubańskich cygar z powodu strasznej perspektywy jaką by był rak. Gnicie od środka mu się nie uśmiechało, znał siebie i wiedział, że gdyby już leżał na łożu śmierci, a lekarze odliczaliby już miesiące do jego końca. On by kogoś poprosił o śmiertelną dawkę morfiny. Nawet to by go nie powstrzymało od cygar gdyby nie jego wrodzona empatia. Jak mógłby zmuszać kogoś innego do podjęcia takiej decyzji, do rozpatrywania etycznych za i przeciw? Co gdyby ta eutanazja była machnięciem skrzydeł motyla? Gdyby ten lekarz pod ciężarem podjętej już decyzji popełnił samobójstwo? Gdyby ta decyzja zaważyła na losach jego rodziny, przyjaciół? Czy możliwe, żeby w ten sposób wymarła połowa Nowego Jorku?
Zatrzymał się, obrócił w lewo. W lustrze odbijała się jego twarz z blizną na prawym policzku, krótkimi włosami i pełnymi ustami. Widok ten obudził wspomnienie ojca, który siedząc w fotelu i pociągając z fajki czytał mu do spania wieści polityczne i sportowe znalezione w The New York Times. Po tym jak ojciec stracił wzrok w 1971 roku w zamachu nogą dokonanym przez nieudolnego łyżwiarza na jednym z nowojorskich lodowisk nie rozmawiali ze sobą więcej, bowiem prócz wzroku jego ojciec stracił masę komórek krwi i zdolność oddychania.
Jego matka zrozpaczona po stracie męża zamknęła się w szafie. Alan jako dobry syn czasem wpadał w odwiedziny, lecz i ona niedługo potem zmarła, niektórzy mówili, że z tęsknoty inni podejrzewali agendy rządowe, a Alan zastanawiał się, czy wpływ na to mogło mieć, to że nic nie jadła. Ona też umarła w 1971 roku, w ten sposób jedenastoletni wówczas bohater trafia pod opiekę dziadków.
Z Manhattanu przeniósł się do Queens, 16 km na południowy-wschód od jego dawnego miejsca zamieszkania. Mieszkał przy dziewięćdziesiątej ulicy wolny czas spędzał ze znajomymi, a kiedy wracał do domu zaczynało się piekło, bowiem Alan pochodził z żydowskiej rodziny, natomiast dziadek niedawno odnalazł boga w Allahu, czyli jak mawiała babcia Alana - Georgia "został członkiem sekty w żydowskiej sekcie". Po dwóch latach dziadek, podobno teraz mieszka gdzieś w Arabii Saudyjskiej, gdzie jako lekarz zarabia krocie, które przeznacza na swoje nawrócone żony europejskiego pochodzenia.
Georgia niehamowana przez swojego męża zaczęła przebierać chłopca w sukienki cureczki, którą zawsze chciała mieć. Alanowi się to nawet podobało. Jego psychoanalityk, dr Jefferson uważa, że może to być powodem jego trudności w relacjach z kobietami, od których zawsze czuł się piękniejszy, jako że babcia nie oszczędzała na córce.
Teraz Alan miał jednak inny problem, zmierzał ku drzwiom, za którymi mogli stać wynajęci mordercy, czy zwykli narkomani poszukujący środków na nową działkę. Dobrze pamiętał pierwszy raz, kiedy zapalił pierwszego skręta. Było to w San Francisco, kiedy przeprowadził się do drugiego dziadka, kiedy Georgia próbowała złożyć Alana w ofierze dla Jahwe, na policji tłumaczyła, "usłyszałam głeboki, dobrze wyregulowany głos, więc to nie mogło być nic innego", na szczęście dla Alana ludzie Queens dość nerwowo reagują na dziecko przykute do stołu na środku jezdni i kobiety wymachujące sztyletami. Wszystko działo się w dniu, kiedy padł Sajgon. Wraz ze swoimi znajomymi siedział w swoim pokoju, ktoś zaproponował skręta, wziął. Znał apatyczną osobowość dziadka, więc nie spodziewał się jakichkolwiek kar w razie przyłapania. Życie było kiedyś takie bezstresowe, nie to co teraz, kiedy za drzwiami stali mordercy, narkomani, a może nawet Świadkowie Jehowy. Alan nie mógł wytrzymać napięcia, bał się swojej nieodległej przyszłości. Pobiegł od kuchni, wziął nóż. Podszedł do drzwi. Chciał walczyć, ale zdał sobie sprawę, że byle morderca z łatwością odbierze mu nóż. Powziął więc ostatnią decyzję w swoim życiu. Ciął szybko żyły. Została mu jeszcze chwila, więc poszedł się przespacerować po domu. Pożegnał swoją biblioteczkę, fotel, albumy Louisa Armstronga. Oddech był szybszy, koniec był coraz bliższy. Wrócił do przedpokoju, spojrzał na drzwi. Przy drzwiach leżał list, dojrzał adres jakiegoś urzędu.
Jakiś czas później obsługa znalazła jego martwe ciało.

11
Pisarstwo / Prawo Murphy'ego
« dnia: 2008-11-10, 19:20 »
Cytuj
Powaliło cię chyba. Wszystkie prawa Murphy'ego mówią o w przybliżeniu o tym, że jeśli coś może pójść źle, najpewniej pójdzie.
Tak, ale również o tym, że nawet jeśli wydaje Ci się, że jest dobrze, to najprawdopodobniej jest źle, poza tym, za  wikipedią, prawo wojenne nr 22 "Nie ma planów doskonałych".

EDIT: Tak właściwie, to poza tym, co wypisaliście powyżej, to jest coś, co jeszcze byście uważali za istotne do poprawy?

12
Pisarstwo / Prawo Murphy'ego
« dnia: 2008-11-10, 16:04 »
Cytuj
Zresztą ciekawi mnie czy wilcze jagody były przez prawo zakazane. Toż to każdy z lasu mógł sobie ich narwać ile chciał na swoje potrzeby?
Koka też raczej dziko rosła dawniej (nie wiem jak jest teraz), więc można założyć, że coś podobnego mogło się zdarzyć z wilczą jagodą. Poza tym nie pisałem nic o miejscu akcji, a mogłoby to być miejsce, w którym warunki dla wilczej jagody występują tylko w szklarniach etc.

Cytuj
Ja prawa Murphy'ego się nie dopatrzyłem.
Prawo Murphy'ego mówi mniej więcej tyle, że nie ma planów doskonałych. Jeśli nie znalazłeś tego prawa, to znaczy, że go źle szukałeś.

Cytuj
opowieść zaserwowałeś w mało zachęcającej formie
Odechciewa się czytać, czy się nie rozumie się o co chodzi?

13
Pisarstwo / Prawo Murphy'ego
« dnia: 2008-11-09, 19:36 »
Na motywach filmu "True Romance" Tony'ego Scotta. Film prawdopodobnie jest miliardy razy lepszy od tego co popełniłem poniżej, więc proszę się do niego nie zrażać.

Ralc wziął torbę, do której Ilen zapakowała rzeczy Bali, po czym wyszedł przez drzwi mijając ciała dwóch zabitych przez niego mężczyzn. Tancerka nie przerwała swojego tańca choćby na chwilę. Wracając do mieszkania Ralc rozpamiętywał ostatnie zajście, zabił dwóch złych ludzi, nie miał wyrzutów sumienia, czuł, że postąpił sprawiedliwie, tak jak powinien, bo na co zasługuje alfons i jego ochroniarz, jeśli nie na śmierć? Pamiętał jaki Lance był pewny siebie jeszcze na kilka minut przed własną śmiercią. Teraz wydawało mu się zabawne, że alfons uznał jego obojętność na ponętne ruchy tancerki,  niechęć do siadania i skupienie na nim samym (alfonsie, czyli Lance'ie, nie na Ralcu) za oznakę strachu. Ralc się nie bał, on przez chwilę poczuł się jak bohater jednej z przeczytanych przez niego książek, który staje przed złoczyńcą i wie, że za chwilę uwolni świat od tego ścierwa. Nie bał się nawet, gdy w czasie zapasów alfons zdobywał przewagę, kiedy ochroniarz go złapał od tyłu, a Lance go bił bez litości. Wiedział już wtedy, że to tylko taka faza walki. Czekał na swoją kolej. Wtedy właśnie ochroniarz wyszedł, a Lance usiadł na nim okrakiem - to był ten moment - wyjął nóż do tej pory ukryty w rękawie i wbił go od dołu w głowę mężczyzny przebijając się przez skórę i kości, by dotrzeć do mózgu. Ralc, był już wcześniej ubrudzony krwią, głównie własną, a teraz był w niej cały ubabrany. Wtedy krzyki prostytutek przygnały ochroniarza, lecz Ralc już stał i nim ten ogromny, łysawy mężczyzna zdołał się spostrzec Ralc przekręcał nóż, który wbił w jego trzewia, gdy wielkolud padł na podłogę Ralc poczuł ohydny zapach kału, więc zasłonił swój nos górną częścią garderoby, po czym Ilen na jego rozkaz, poparty dwoma trupami leżącymi na podłodze, mówiącymi koleżance z dawnej pracy Bali "ten facet jest niebezpieczny, lepiej będzie go słuchać". Teraz było to już tylko wspomnienie, a sam Ralc wspinał się po schodach do kamienicy, by jak jakiś wielki bohater oddać miłości swojego życia jej rzeczy.
Wchodząc do mieszkania Ralc zobaczył tę niebiańską postać o długich blond włosach opadających swobodnie na ramiona, o niebieskich oczach zerkających z wysokości metra siedemdziesiąt pięć. "Dla tego anioła, nie - bogini mógłbym umrzeć" pomyślał Ralc podchodząc do dziewczyny patrzącej na niego zdziwionym wzrokiem.
- Mam twoje reczy - powiedział podając jej pakunek.
- Kochany - powiedziała patrąc na jego zakrwawione ubranie - zabiłeś go, prawda? - przytuliła go, trzymała go tak mocno jak trzyma się piękny sen, który może się zaraz skończyć, jeśli go się nie złapie.
Później otwarli pakunek, wewnątrz nie było żadnych ubrań, był za to po brzegi wypchany wilczymi jagodami, lulkami, tojadami, bieluniami, szalejami, piołunami i wieloma innymi środkami odurzającymi, których posiadanie było surowo karane. Kochankowie popatrzyli na siebie, oboje wiedzieli, co to oznacza - wiedzieli, że dzięki temu staną się bogaci.
- Musimy to szybko sprzedać. Nie możemy ryzykować.
- Nie uda się nam tego szybko opchnąć.
- Uda się, znajdziemy bogatego inwestora, może trzeba będzie obniżyć cenę, ale i tak to będzie góra złota. Ustawimy się na całe życie.
- Wszystko pięknie, ale znasz kogoś, kto by chciał to kupić? Hę?
- Mam znajomego, który ma dojście do elit, pewnie by nas z kimś umówił. Mówię ci, gdy to dopracujemy otrzymamy plan doskonały.
- Trzeba było tak od razu. Teraz chodź do łóżka, może i nie mam mojej seksownej bielizny, ale i bez niej chyba jestem sexy - gdy to powiedziała zdjęła odzież dla poparcia swojego zdania, a po chwili pożerający ją wzrokiem Ralc rzucił się na nią jak zwierzę, można by powiedzieć, że jak niedźwiedź, lecz jego krępa budowa i energiczność w czasie stosunków przypominały raczej królika.
Po tym jak się obudzili ruszyli do przyjaciela Ralca, który miał załatwić im spotkanie z pewnym znanym i szanowanym biznesmenem. Gdy doszło do spotkania Floyd - przyjaciel Ralca wyglądał na zdenerwowanego. Po wzajemnym zapoznaniu się Ralc przepraszając gospodarza wyszedł do łazienki w celu opróżnienia pęcherza. W czasie, gdy w łazience było słychać płynący płyn wyjęto przedmioty handlu, to jest pakunek wyniesiony z domu alfonsa i torbę pełną złota, a wtedy do salonu dostał się przez otwarte drzwi oddział gwardii, mający wielokrotną przewagę liczebną nad zgromadzonymi w celu ubicia interesów. Wszyscy byli zmieszani i wstrząśnięci, poza Ralcem, który o niczym nie wiedział, oraz Floydem, który wydawał się nie być zaskoczony.
- Pnie komisarzu, czy mogę już wyjść? Moje zadanie się już skończyło, prawda? Więc chyba mogę wyjść - powiedział Floyd nie zastanawiając się, czy ochrona biznesmena nie postara się o to, żeby nie wyszedł żywy - być może to nerwy, lecz większości się wydawało, że chłopak jest jednak kretynem, na co wiele wskazywało już wcześniej.
Floyd wracał pijany do domu, po drodze zaczepiła go dziwka, którą zabrał ze sobą, by uczcić zbliżającą się transakcję. Dziwka była zwyczajną dziwką, no może poza pewnym szczegółem - donosiła gwardii na miejscowych mafiozów, dzięki czemu miała nadzieję zarobić wystarczająco wiele, by skończyć z obecnym zajęciem - nie była już taka młoda. Tej nocy, gdy Floyd po minucie przyjemności smacznie spał, a ona przeszukiwała jego ciało i ubrania w nadziei znalezienia czegoś cennego usłyszała głos śpiącego mężczyzny, początkowo go ignorowała, lecz w pewnym momencie zrozumiała, że facet opowiada jej przez sen o transakcji, jaka ma zostać dokonana przez niejakiego Ralca i znanego biznesmena Batesa, poznała wszystkie szczegóły, miejsce i czas akcji, bohaterów. Wszystko wynotowała w swoim kalendarzyku, po czym niezwłocznie udała się do siedziby gwardii, mając nadzieję na nagrodę. Opowiedziała tam o wszystkim co usłyszała tej nocy swojemu kontaktowi, po czym odeszła z niczym, bowiem nie miało to związku z jej sprawą i uznano to za obywatelski donos. Policjanci skontaktowali się z Floydem, który miał już wiele na sumieniu, dzięki czemu mogli go łatwo przeciągnąć na swoją stronę. Wszystko omówili, gwardia miała sprowadzić do sąsiedniego budynku telepatę, który miał monitorować myśli Floyda, mającego w momencie dobijania targu zawołać w myślach gwardię. Tak też się stało.
Teraz, kiedy Kalifscy gwardziści w znacznej przewadze liczebnej mierzyli wzrokiem się z resztą ludzi, którzy przebywali w pokoju, wsród których byli Nowokrojscy ochroniarze Batesa, którzy nie reagowali się na wzywających do odłożenia broni Kalifijczyków, ani na krzyki swojego szefa wzywające do odłożenia broni na ziemię, Bates po raz kolejny żałował zatrudnienia przybyszów ze wschodu. Nowokrojczycy stali nieruchomo, po czym jeden z nich przemówił:
- Nigdy nie odłożymy broni w obawie przed śmiercią, prędzej zgnieniemy niż wystraszymy się paru Kalifijczyków.
- Ich jest pięć razy więcej! - wykrzyczał Bates.
- My jesteśmy pięć razy silniejsi od tych skurwysynów.
Napięcie było ogromne, jeden fałszywy ruch, a te wszystkie piękne białe dywany i ściany zaczną przybierać czerwone kolory. Wszyscy stali w oczekiwaniu na najgorsze, wtedy do salonu wpadli kolejni niezapowiedziani goście.
Prostytutka niezadowolona z braku nagrody powzięła nowy plan zarobienia. Wcześniej doszły ją już słuch, że paczka wypakowana po brzegi halucynogenami została skradziona grupie miejscowych przestępców. Poszła więc do nich, opowiedziała o opowieści pijanego klienta i doczekała się również zapłaty - odrąbanej za pomocą miecza głowy, choć była to raczej zapłata za donoszenie gwardii. Tak, więc przestępczy syndykat przybył na miejsce wymiany mimo wielu nieplanowanych opóźnień. Chwilę po tym jak przestępcy weszli od salonu rozpoczęła się walka. Po chwili ściany były pomalowane w fantazyjne czerwone wzory, a po następnej chwili przez drzwi łazienki wyszedł niczego nie spodziewający się Ralc, gdy zobaczył co się dzieje postanowił wrócić do łazienki, lecz w momencie, gdy się obracał starły się dwie klingi, jedna z nich została pozbawiona jednej ze swoich części, która z ogromną prędkością poleciała w kierunku piersi Ralca wbijając się w nią. Bala pobiegła w stronę Ralca, który stracił przytomność, wyglądał jakby nigdy jej nie miał odzyskać. Wtedy skoczył na nią ostatni z żyjących, walczących. Bala instynktownie wyciągnęła ostrze leżące przy ciele ukochanego. Ostrze wbiło się w kolczugę nacierającego mężczyzny z wielką łatwością, gdy w salonie nikt już nie był zdolny do samodzielnego wstania za wyjątkiem Bali Ralc otworzył oczy. Ruszyli we dwoje ku wyjściu, po drodze zabierając pakunek. Nikt nie zwrócił uwagi na dwójkę zakochanych pokrytych krwią pośród buntu.


Czekam na komentarze, oceny i poprawki milionów błędów, które prawdopodobnie popełniłem powyżej. Chciałbym też się dowiedzieć, czy nadaje się do wykorzystania w opowiadaniach taki nawias jak "(alfonsie, czyli Lance'ie, nie na Ralcu)", bo nie jestem pewien do końca.

Strony: [1]
Do góry