Właśnie skończyłem grać w Dark Soulsy. Uważam ją za dość porządną grę, trudną, a przy tym nieprzesadzoną. Oczywiście zdarzają się bugi w związku z pracą kamery, różne glitche itp, które też mogą parę śmierci zapewnić, ale uważam że to jest pikuś na tle tego, co nas tam czeka.
Generalnie rozgrywka mi zajęła 76 godzin i 20 minut. Należy do tego doliczyć, że trzy razy zaczynałem rozgrywkę, więc śmiało możemy tutaj mówić o 100 godzinach grania w Dark Soulsy. Generalnie starałem się robić jak najwięcej i jak najlepiej, choć nie zawsze mi to wychodziło (patrz: Ten temat). Znalazło się sporo problemów na drodze, ale nie było też nic, z czym ostatecznie nie dałbym sobie rady. Przykładowo: Pokonałem Demona z Azylu przy pierwszym spotkaniu za pomocą bomb, dzięki czemu dostałem spory młot.
Jak widzicie, pod koniec miałem poziom 98, co wydaje mi się całkiem niezłym wynikiem. Pewnie pamiętacie o moich problemach z Ornsteinem i Smoughiem. Ostatecznie, podchodząc do pierwszego starcia z 40. którymś tam poziomem, do finalnego pojedynku podszedłem mając poziom 70+. Pozostałe starcia nie stanowiły już większego problemu. Potwory takie jak: Ceaseless Discharge, Centipede Demon, Chaos Witch Quuelag, Dark Sun Gwyndolin, Demon Firesage, Gaping Dragon, Great Grey Wolf Sif, Iron Golem, Gravelord Nito, Pinwheel, Seath the Scaleless pokonałem za pierwszym razem. Poza Ornsteinem i Smoughiem najwięcej problemów sprawiły mi Bell Gargoyle i Knight Artorias z dodatku Artorias Of The Abyss. Pozostałe pokonałem przeważnie za 2-5 razem. Jak już wspominałem o dodatku to jestem trochę zawiedziony. Nie będę udawał, że Dark Soulsy mają tam jakaś fabułę, bo pomimo wspaniałego lore nie mają, ale ten dodatek po prostu był o niczym. Jedyne co się dowiedzieliśmy to to, że cofnęliśmy się w czasie i to my byliśmy bohaterami, a nie Artorias.
Jestem jednak zawiedziony walką z głównym bossem. Przechodzimy przez mgłę i rozpoczynamy walkę. Naprawdę brakuje mi to prawidłowej cutscene, które charakteryzowały każdą walkę z bossem, budząc właściwy nastrój i myślenie w stylu: "Ja pi*****, jak ja to mam zabić?". Poza tym Gwyn ograniczył się praktycznie do wymachów mieczem i chwytu z wybuchem, jakoby to dziwnie nie brzmiało. Oczywiście wybrałem pod koniec zakończenie zbawcy, bo chciałem dać szansę nieumarłym.
Oczywiście nie będę próbował Wam nawet wmówić, że moja postać była jakoś niezwykle szlachetna, gdyż nieraz polała się krew niewinnych. Z mojej ręki padł między innymi Crestfallen Warrior czy kupiec z Undead Burg, ale prawdziwym świętokradztwem było podniesienie ręki na siostrę Quuelag i Gwyndolina. Moja postać motywowała się jednak tym, że nie chce by ludzkość była zależna od jakichś bożków i sama podejmowała decyzję.
Moim końcowym pancerzem, którym posługiwałem się przez ostatnie 20 godzin był pancerz kamiennego strażnika. Lżejszy od zbroi Havela, a niewiele słabszy. Moją główną bronią pozostała Halabarda czarnego rycerza +5 i Pawęż, który ulepszyłem ogniem na +4. Miałem w ekwipunku jeszcze kompozytowy łuk, ale z niego prawie w ogóle nie korzystałem. Moim głównym pierścieniem był Ring of Favor and Protection, a sytuacyjnie zakładem jeszcze Covetous Gold Serpent Ring, Flame Stoneplate Ring i Ring of Steel Protection.
Butelkę Estusa ostatecznie ulepszyłem tylko na 3. poziom. Powodem tego było to, że dwie pierwsze dusze skonsumowałem, bo byłem święcie przekonany, że tak się właśnie ulepsza Estusa. Oczywiście wskrzesiłem zabitą Kapłankę Ognia, więc to też oznaczało jedno wzmocnienie mniej.
Jak już mówiłem, starałem się jak najwięcej wykonać, efektem czego są przedstawione osiągnięcia. Nie udało mi się uzyskać ulepszeń we wszystkich dziedzinach na najwyższym poziomie z powodu odwalania różnych głupot na starcie, przez co pozbyłem się za dużo składników, ale ostatecznie nie jest źle. Zwiedziłem wszystkie opcjonalne lokalne, czyli Valley of the Drakes, The Great Hollow, Ash Lake i Painted World of Ariamis.
Moim zdaniem naprawdę warto, choć nie jest to gra dla każdego. Trzeba wykazać się cierpliwością, bo tutaj prawie nigdy nic nie udaje się za pierwszym razem i musisz próbować, do skutku. Podoba mi się to, ile tutaj twórcy pozostawili smaczków np. w obcinaniu ogonów, inwazji zaprogramowanych Upiorów. Fabuła nie jest wybitna, ale lore świata jest do tego stopnia rozbudowane, że można to wybaczyć.
Na koniec, chciałem powiedzieć, że dedykuje tego posta
@Aztek,
@Squerol,
@Ali G,
@Gother,
@A.K., którym dziękuję za wszelką udzieloną mi pomoc i wskazówki, bo pewnie rzuciłbym tą grę w kąt i nigdy jej nie skończył. Teraz czas na Dark Souls 2, choć raczej nie od razu. Trzeba zrobić sobie przerwę.