Po prostu uważam, że takie spotkania ateiści vs wierzący sprowadzają się do "kretyni kontra kretyni", zwykłe towarzystwo wzajemnego głaskania po kutaczach. Nie słyszałem jeszcze, żeby jakiś zatwardziały ateista nawrócił się nagle słuchając katola mówiącego o zbawieniu, tak samo nie słyszałem, żeby ktoś głęboko wierzący przyznał rację ateiście rzucającym tekstem "bo bóg nie może stworzyć kamienia którego nie może podnieść". To troche jak kibice dwóch przeciwnych drużyn, sami nie widzą o co się tłuką, ale tak jest fajnie.