- Do tawerny - odparł Mag Ognia - Na koń! To znaczy... - popatrzył na gadającego osła Freeze'a i wilka VEQ - Na wierzchowce! Co do ciebie Hiena, mamy tu konia od Malcolma de Geers, wsiadaj.
Cała piątka pogalopowała do tawerny w kierunku wyznaczonym przez ślady żołnierzy. Gaver wyraźnie wyprzedzał pozostałe zwierzęta.
Pierwsza kropla spadła z nieba gdzieś koło południa. Zaraz potem lunęło jak ze szklanego gąsiora Freeze'a. Skutecznie popsuło to humory wszystkim poza VEQ, którego magiczna zbroja nie przepuszczała wody. Jechali teraz nieco wolniej, rumak Hieny już raz nieomal zsunął się do rowu. Mag i Rajmund też mieli nieliche trudności. Nie był to brukowany gościniec, jeno zwykły ubity wiejski trakt.
Zatrzymali się przy rozdrożu. Była tu mała, opuszczona chatka i widniejący w niewielkiej odległości drogowskaz.
- Nie pamiętam tego miejsca - rzekł wyklęty mag i podczas, gdy inni krzesali ogień w palenisku w chatce, on podjechał do drewnianego słupa. Otarł go rękawem z gęstego błota i odczytał napisy.
- Fearton, sto mil. Tawerna, dwadzieścia osiem mil. Oberża "Pod Smoczym Ogonem"... dwadzieścia trzy mile...
Usłyszał za sobą chlupoczące, żołnierskie obuwie. Niepostrzeżenie wyczarował ognistą kulę i błyskawicznie się odwrócił. Wystarczył ruch ręką i dwóch ludzi w zbrojach straży przybocznej Masturba leżało trupem. Na rozdroże wypadło siedmiu innych strażników z długimi, zaostrzonymi halabardami. Rajmund, VEQ i Hiena wyjrzeli ze schronienia i wyciągnęli miecze. W mgnieniu oka powybijali wszystkich.
Mag usłyszał szelest w pobliskich zaroślach. Tylko jego koń stał na zewnątrz, toteż nie zwlekając wskoczył na niego i pogalopował w krzaki. Niestety, człowiek ukryty w krzakach też miał konia. Krew owego wspaniałego, lśniącego czernią nawet w deszczu zwierzęcia była zapewne szlachetniejsza od krwi kilku okolicznych baronów razem wziętych.
Jednym susem przesadził powaloną przez piorun sosnę i uciekł w mrok. Mag nie zwlekając popędził Siccarta jedną ręką, drugą wyczarowując świetlną kulę, która rozjaśniła mu widok na jakieś sto metrów.
Wkrótce zostawili chatkę daleko w tyle. Czarny koń wcale nie wyglądał na zmęczonego.
***
Kilka godzin monotonnego kluczenia między drzewami później wyjechali na drogę. Słońce wschodziło. W tym momencie mag zorientował się, że nie ma już przed sobą uciekiniera. Zatrzymał się i usłyszał pijackie przyśpiewki.
- To oberża "Pod Smoczym Ogonem"! - szepnął Mag Ognia i odetchnął z ulgą. W końcu...
Z wysokiego drzewa zeskoczyła odziana na czarno postać. Zza pnia wytruchtał koń o ciemnej, lśniącej sierści.
- Kim jesteś, jeźdźcze? - zapytał mag - Za długo cię ścigam, mów czego chcesz.
Postać zdjęła kaptur. Tej białej brody nie pomyliłby z żadną inną. Nekromanta.
- Witaj, Magu Ognia! - zawołał wesoło Nekromanta - Widzisz, dotarłeś tam, gdzieżeś chciał dotrzeć.
- Po co był ten pościg? - mag spojrzał niechętnie na dawnego mistrza.
- A pojechałbyś za mną, wiedząc, że to ja? Zaufałbyś mi?
- Nie - przyznał mag - Słuchaj, zostawiłeś mych towarzyszy w borze pełnym żołnierzy Masturba. Jestem tu sam. Jak mam uwolnić... - umilkł. Nie był pewien, czy Nekromanta powinien o tym wiedzieć.
- Właściciela burdelu imieniem Bromor? - Nekromanta, o dziwo, spuścił wzrok. Po raz pierwszy jego wygląd odpowiadał jego wiekowi.
- Tak... skąd wiesz?
- Widzisz, kiedy byłem jeszcze Arcymagiem Ognia, wbrew regule chodziłem do zamtuzów i takich tam. Zupełnie jak ty zresztą. Jedna z tych przeklętych zdzir nie wypiła eliksiru. Byłem na tyle głupi, by tego nie sprawdzić. Uznała to za świetny dowcip, kiedy dziewięć miesięcy później dostałem koszyk z dzieckiem. Ja, członek Najwyższej Rady! Potem ktoś porwał dziecko, a ja zapomniałem o nim. I teraz je odnalazłem... Bromor jest moim synem.
Mag Ognia nie wierzył własnym uszom. Chciał jeszcze o coś zapytać, ale Nekromanta powiedział, że go potrzebują i teleportował się z trzaskiem.
Kwadrans później z lasu wyjechali VEQ, Rajmund, Hiena i Freeze. Co poniektóry miał ułamany bełt w hełmie, ale żaden nie odniósł poważniejszych obrażeń.
- Doścignąłeś drania? - spytał Freeze.
- I owszem - mag otrząsnął się z otępienia - Stąd jest o wiele bliżej do naszej tawerny, niż z tamtej chaty. Ale najpierw uwolnijmy Bromora. Jest mi potrzebny. Nie był ze mną do końca szczery, nie wyjawił nam wszystkiego, co wie o planach swojego ojca...
Opowiedział im, co zaszło. Przystąpili do działania.