Czeladnik 29409 56

O temacie

Autor KiełbasianTM

Zaczęty 2.04.2012 roku

Wyświetleń 29409

Odpowiedzi 56

Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
Poczytałem i mam kilka uwag. Po pierwsze, strasznie skaczesz z tematu na temat, chociażby informacja o skazanie na pracę w kopalni pojawia się ot tak znikąd. To jest niestety nagminne. Mimo młodego wieku i braku doświadczenia staraj się od początku podchodzić do tego jak najbardziej poważnie: zastanów się, jak rozplanowane byłyby wydarzenia w prawdziwej powieści, jak byłyby rozłożone w czasie i przestrzeni (także jeśli chodzi o przestrzeń na papierze). Staraj się także określać powody, czemu tak się dzieje. Nie czytałem wcześniejszych części (przynajmniej nie teraz), tylko te dwie najnowsze. Niby dlaczego Ben miał iść do kopalni? Za co?

Druga rzecz: jesteś strasznie niekonsekwentny. W jednej chwili Benowi zwisa, że na ziemi leży trup, a po chwili płacze, bo to jedyna bliska mu osoba. Czy wchodząc do domu tej osoby nie powinien się tego spodziewać? No a jemu zwisało.

Także dobra rada przy tworzeniu czegokolwiek, czy to wydarzeń, czy ludzi, czy opisów miejsc: pomyśl o czyś najbardziej niewiarygodnym, co Ci przyjdzie do głowy, oraz o czymś jak najbardziej normalnym. Potem stwórz coś, co będzie dokładnie w połowie zawierało elementy niezwykłości i normalności. Bohaterowi daj niezwykłą historię, ale pamiętaj, że jest także zwykłym, słabym człowiekiem. Niech robi coś niesamowitego, ale jednocześnie pamiętaj, że ma swoje codzienne obowiązki. I tak dalej.
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Dzięki. Zastosuje się, przeczytaj poprzednie części może się czegoś dowiesz. Jak coś to mogę w Akcie 7 umieścić coś na temat - dlaczego idzie do kopalni. Za co. Nie napisałeś czy akty mają być dłuższe, ale lepiej żeby tak. Życzcie mi powodzenia  :lol:
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
Postaraj się wyobrazić sobie to jako całkiem poważną powieść. Ile stron będzie miał jeden rozdział? Ile wydarzeń ma być w tym rozdziale? Ile szczegółów musisz wymyślić, żeby te strony zapełnić? Co możesz tam ciekawego dodać, żeby czytelnika nie zanudzić? Ile powinno tam być opisów, a ile dialogów? Jak się zastanowisz, to wtedy pisz. To co tam opisujesz w paru linijkach, jak np. zabicie Morta albo wcześniej tą bandę rzezimieszków na rynku - takie tematy można bez problemu, a nawet powinno się rozciągać na cały rozdział.
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Akt 7 zrobiony jeszcze przed uwagami ŻGS. Aktualnie myśle jakby tu zrobić Akt 8. Komentować i oceniać!

Akt 7: Zasadzka

Od przybycia do kopalni w Granda Grot minęły 2 tygodnie. Ludzie umierali z głodu i z przemęczenia. Strażnicy nie opanywali chaosu jaki tam się odbywał. Morderstwa, samobójstwa, ucieczki, wszystko to było zbyt obciążające. Wojownicy niepokoili się także dlatego, bo między transportami więźniów mijają zawsze 2 tygodnie, a teraz nie ma jej o 4 dni za długo. Zwiadowcy wysyłani do leśniczówki przy wąwozie, nigdy nie wracali, a o jedzenie było coraz trudniej. Ben i Rathgar zostali przydzieleni do grupy zbieraczy, którzy mieli za zadanie zbierać samorodki złota i rozkopywać drogę innym. Nie była ta robota aż taka zła, gorzej mieli kopacze i krety, którzy kopali i skały i złoto. Czasem też się napotykali na żyły żelaza, ale w małym stopniu, wtedy zaś do pracy przystępują zaawansowani kopacze zwani kruszycielami.
Z dnia na dzień w kopalni było coraz gorzej. Dostawy jedzenia z pobliskiej farmy Seruka nie przychodziły już od paru dni, a niektórzy kopacze ginęli bez śladu. W końcu i wojsko i więźniowie doczekali się dostawy, ale niestety nie takiej jakiej by się spodziewali. 15 Rycerzy i 43 skazańców powoli kulało ku Granda Grot. Na twarzach wszystkich malowało się przerażenie i niepokój. Na karawanach zamiast jedzenia i broni, leżały trupy i ranni żołnierze. Groza przepełniła wszystkich tam obecnych, a najbardziej lekarzy, którzy mieli uratować wszystich rannych.
Pewnej nocy, jakieś 3 dni po "dostawie trupów", Ben i Rathgar zasiedli razem na ławce, obok jednej ze strażnic wysokich na 5 metrów i zaczęli powoli rozmawiać i opowiadać sobie stare czasy, sprzed bycia skazańcem.
- Hej, Ben, za co cię wsadzili do paki?
- Nie bardzo rozumiem, czy wszyscy muszą być czemuś winni?
- Nie o to chodzi...
- To o co? Oskarżasz mnie o morderstwo, kradzież czy może coś gorszego? Posłuchaj, jestem niewinny, wsadzili mnie bo myśleli, że to ja zabiłem gubernatora Mitter Tral. Ja i ojciec rozmawialiśmy z nim, ojciec wyszedł, a... gubernator padł martwy. Nie wiem co się tam stało, ale to właśnie za to mnie ukarali.
- Ile musisz harować dla tych świń?
- Jeszcze tylko rok i będę wolny...
- Mówisz to tak bez entuzjazmu...
- Bo nie jestem w humorze! Moi rodzice, bliscy... Wszyscy nie żyją. Nie mam kompletnie nikogo do kogo mógłbym się zwrócić! Mam jedynie dziewczynę, ale ona pewnie już nie żyje, mieszkała w Latordze, ale słyszałem, że miesiąc temu napadli na to miasto Barbarowie i spalili je doszczędnie. Nie ma sensu myśleć o przyszłości, trzeba wiedzieć co robi się teraz i co się zrobiło.
- Heh...
- A ty? Za co zostałeś wysłany do tej przeklętej kopalni?
- Nie pytaj.
- Chcę wiedzieć, ja ci powiedziałem, teraz ty powiedz mi.
- No dobra, ale ani mru mru innym, jasne?
- Ta, mów.
- Pewnego słonecznego dnia na moje rodzinne miasto, Salaruk, napadła cała armia barbarzyńców, zarżnęli wszystkich, którzy stawiali opór. Widać po mnie, że jestem umięśniony, prawda?
- Tak. Z daleka możnaby cię pomylić z Barbarem.
- No właśnie. Barbarowie uciekli, gdy przyszła armia pomocnicza z Mitter Tral, a mnie wzięli za jednego z nich i zmusili do pracy w kopalniach na terenie całego cesarstwa.
- Ta, oboje jesteśmy tu albo przez barbarzyńców, albo po prostu przez naszą głupotę, byliśmy może w złym miejscu o żłym czasie.
- Święte słowa.
Nagle ze strażnicy nad Benem i Rathgarem, spadł uzbrojony żołnierz. Podpalone strzały wpadły na teren kopalni. Krzyki przestraszonych więźniów słychać było na drugim końcu doliny. Paliły się wszystkie domy, Granda Grot stanęło w płomieniach. Ci którzy widzieli ten pożar i przeżyli, zginęli z ręki barbarzyńców. Padła konstrukcja przytrzymująca wejście do górnej części kopalni. Ben i Rathgar widząc pierwszą płonącą strzałę wbiegli do środka kopalni. Żołnierze biegnący za nimi zostali zgniecieni przez upadające belki przytrzymujące górny sektor. Pierwszy posterunek padł. Kusznicy w jaskiniach wychylili się za palisadę i zaczęli strzelać w stronę wroga. Barbarowie nudząc się strzelaniem z łuku, wparowali z toporami i młotami do środka. Podpalone zostały mosty i konstrukcje. Palisada runęła, a kusznicy razem z nią na sam dół kopalni. Drugi posterunek padł. Skazańcy biegali jak szaleni, jedni popełniali samobójstwo skacząc z wysokości 20 metrów w dół, a inni wbiegali w inne kondygnacje jaskiń przez co wpadali w ślepe zaułki. Ben i Rathgar biegli przekraczając wielką ceglaną bramę trzeciego posterunku. Barbarzyńcy biegali po kopalni jakby goniło ich stado rozwścieczonych wilków, nie zauważając wąskiego przejścia do ogromnego pomieszczenia w grocie. W trzecim posterunku znajdowało się 10 kuszników, 34 rycerzy oraz 56 dzielnych niewolników nie miejących domu i umiejących walczyć. Ben i Rathgar zasiedli na ławie obok bramy.
- Cholera jasna nie damy rady oprzeć się tym bestiom!
- To co robimy?
Rathgar wstał i złapał Bena za rękę, mówiąc:
 - Ja zatrzymam ich najdłużej jak się da, a ty uciekniesz przez szczelinę i pobiegniesz do miasta 40 mil stąd. Nazywa się Daron Vak, pójdziesz do gospody "Martwy Goblin" i powiesz gospodyni, że to ja cię przysłałem. Jeśli chcesz to ostrzeż też Varaka, lorda Daron Vak, jeśli cię wysłucha to masz jakieś szanse na przeżycie w tym mieście. No, to już chyba wszystko, a teraz...
- Posłuchaj! Nie mam zamiaru uciekać jak ostatni tchórz! Pracowałem w tej kopalni zbyt długo, by to wszystko miało teraz pójść na marne!
- To walcz z nami!
Ben wstał złapał ostatni miecz leżący w beczce obok i dał go Rathgarowi.
- Za to na co tak długo harowaliśmy!
Odezwały się głosy więźniów:
- Tak!
- Za to, że Tenshgard ma ludzi walecznych i pomocnych!
- Tak!
- Za życie!
- Tak!
- To wyrżnijcie ich! Co do nogi!
- Tak!
Nagle usłyszeli strzały i pierwszy kusznik spadł z muru na ziemię. Za bramę wpadły ogniste strzały, a podpalone domy, natychmiast się zawaliły. Ben chwycił miecz jakiegoś martwego żołnierza i spojrzał na bramę. Wiedział, że nie będzie łatwo to przeżyć. Lord Hector, przywódca kopalni i całej ekspedycji pociągnął za uchwyt w bramie. Kraty opadły, a hordy Barbarów wparowały do posterunku jakby przed czymś uciekali. Ben wbiegł w pierwszy lepszy tłum barbarzyńskich piechurów i rozpętał między nimi piekło. Rozciął brzuch jednemu i pociągnął mieczem w górę, opuścił i obrócił się o 180 stopni. To było za mało. Zabił trzech, a zostało jakieś 300. Barbar z młotem uderzył Bena w plecy, coś chrupnęło, wiadome było, że barbarzyńca uszkodził Benniemu kręgosłup. Podbiegł do wąskiej szczeliny, podniósł z ziemi kuszę, załadował ją małym żelazem i strzelił. Barbarzyńca z młotem padł na ziemię. Do Bena podbiegł Rathgar, cały we krwi z zakrwawionym mieczem dwuręcznym.
- BIEGNIJ! - krzyknął i wbiegł w szczelinę za Benem.
- Trzeba uciekać, Rathgar! Nie mamy szans!
- Nie! Teraz ty mnie posłuchaj! Uciekaj! Ja zatrzymam ich najdłużej jak się da!
Ben nie zaufał mu, wiedział, że zginie, ale wewnętrzny głos mówił mu by się go posłuchał, aby uciekł. Bennie ostatni raz uścisnął rękę przyjaciela.
- Trzymaj się! - powiedział Rathgar i odwrócił się w stronę pola bitwy.
- Czas Zapłaty! - i wbiegł w nadciągający tłum Barbarów. Ben jak poparzony wybiegł z kopalni. Wreszcie piękno świata - las. Ale nie było czasu na podziwianie widoków. Biegł i biegł, aż w końcu uderzył nogą o kamień i upadł...

Jak mówiłem, pisane jeszcze przed uwagami Żadnej Głupiej Spółgłoski.
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

mgr Fartuess

mgr Fartuess

Użytkownicy
Kiedyś to były czasy!
posty1485
Propsy890
ProfesjaProgramista
  • Użytkownicy
  • Kiedyś to były czasy!
Ja myślę, że zamiast tak napierdalać do przodu mógłbyś spróbować przepisać/poprawić to co już miałeś.
 
Popisuje się ciągle menda jedna...

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Wg mnie to nie ma sensu poprawiać. Jest napisane, jest opinia i komentarz i tyle na rozdział. Mniejsza z tym, pracuję aktualnie nad Aktem 8 już z poprawkami od Spółgłoski.
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

Koziek

Koziek

Użytkownicy
posty313
Propsy359
Nagrody
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Masz rację, czegoś takiego nie ma sensu poprawiać.
 

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Wiem, że to co ja pisze jest do dupy, ale lubię to robić i nadal będę to robić, mimo tego że jest do dupy.
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

Ali G

Ali G

Użytkownicy
Nie odmawia się, kiedy pieniądz woła.
posty682
Propsy727
ProfesjaNierób
  • Użytkownicy
  • Nie odmawia się, kiedy pieniądz woła.
To może jednak powinieneś posłuchać innych, a przede wszystkim sam pomyśleć co jest do dupy i robić tak, by nie było już do dupy.

Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
Jak mówiłem, pisane jeszcze przed uwagami Żadnej Głupiej Spółgłoski.
I to chyba długo przed moimi uwagami
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain

Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
Piszesz cos dalej?
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Napisałem pare akapitów. Szczerze mówiąc, nie mam zbytnio motywacji i chęci do pisania. Nie mam zbytnio także czasu, ponieważ szkoła, wyjazdy na święta, a wszelki wolny czas przeznaczam na "spacer", także...
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

mgr Fartuess

mgr Fartuess

Użytkownicy
Kiedyś to były czasy!
posty1485
Propsy890
ProfesjaProgramista
  • Użytkownicy
  • Kiedyś to były czasy!
Masz rację, czegoś takiego nie ma sensu poprawiać.
Moim zdaniem zawsze lepiej przepisać i poprawić wcześniejsze rozdziały zgodnie z feedbackiem niż kontynuować coś co było wcześniej spartolone.
 
Popisuje się ciągle menda jedna...

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Jeśli spierdole Akt 8 to możecie mnie obrzucać gównem i rzucać pomidorami  :lol:   Wtedy poprawie ten akt, bo te są za bardzo spieprzone, żeby poprawiać... :lol2:
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Akt 8: Ostatnia podróż na drodze do przeżycia

Ben odzyskał świadomość. Wbiegł w puszczę. Wszędzie dziki, wilki i... drzewa. Po kilku minutach dotarł do farmy Seruka, na której nie wszystko działo się jak powinno. Wszędzie biegały krowy i świnie, żadnego człowieka, wszędzie trupy. Ben wiedział, że może tam spotkać jakiegoś barbarzyńcę, więc szybko się stamtąd ulotnił. Biegł przez ogromną gęstwinę, zboczył ze ścieżki i wszedł na drogę na cmentarz.Droga była wąska i cała wybrukowana, nigdzie nie było widać żużlu, czy piasku.Ben idąc nieświadomie na cmentarz, spotykał wiele zwierząt leśnych, dziki, wilki, a nawet niedźwiedzie. Na szczęście były one nastawione przyjaźnie. Ben zaczął widzieć coraz mniej, jakby miał mroczki w oczach, to tylko mgła, szedł przez mgłę, aż napotkał skrzyżowanie. Droga na wprost prowadziła do Latorgi, na lewo była Farma Seruka, a w prawo był cmentarz. Ben wiedział, że całkowicie zboczył drogi. Farma stała w końcu w płomieniach, a Latorga także została spalona przez Barbarzyńców. Jedynym wyjściem wydawało się zawrócić... Bennie po krótkich rozmyślaniach, usłyszał krzyk, stupot nóg. Grunt pod nogami powoli zaczął się ruszać. Ben stał na miejscu jeszcze przez chwilę. Wszystko ucichło, ziemia przestała się ruszać. Kompletna cisza, grobowa.
Nagle z lasu na drodze do Latorgi, wybiegło stado słoni, siedziało na nich po 2 Barbarów, jeden strzelał z łuku, drugi prowadził. Ben zaczął czym prędzej biec drogą do Farmy Seruka, lecz z naprzeciwka wybiegło 3 Barbarów na koniach i zaczęło go gonic. Ben skręcił w las obok drogi. Biegł i biegł, nawet nie czuł bólu, czy zmęczenia.
Po kilku minutach zgubił pościg. Niestety zabłądził. Po godzinie znalazł małą leśniczówkę. Mieszkał tam niejaki Roghtag, pustelnik, były Barbarzyńca. Ben podszedł do drzwi, nikogo nie było w pobliżu. Powoli i po cichu otworzył je i rozejrzał się dookoła. Cisza, jakby nikogo tam nigdy nie było. Ben zamknął za sobą drzwi. Na stole leżał zeschnięty chleb i woda. Dla byłego więźnia nie był to kłopot. W kącie stała mała skrzynka, niestety zamknięta. Ben nie próżnował w kopalni Granda Grot. Wyjął z kieszeni spodni wytrych i zaczął majstrować przy zamku skrzyni. Udało mu się. W środku znalazł jakiś strój, zapewne mieszczański i jednoręczny topór obosieczny. Ben szybko się przebrał i uzbroił. Na parterze nic więcej nie było, więc wszedł na drewniane schody i wszedł na górę. Gdy schody się skończyły, Ben ujrzał piękny widok: W oddali widać było Daron Vak, jakieś 30 mil od skrzyżowania, na którym napadnięto Bena. Całe połacie lasów, rozciągały się wokół leśniczówki. 5 mil od Bena, znajdowała się droga do miasta - Daron Vak. Ben miał zejść ze schodów, gdy nagle usłyszał trzaskanie drzwi na dolnym piętrze. Nie było wyjścia, nieznajomy kroczył już na górę, słychać było tylko ciężkie kroki.Ben wychylił się za wieżyczkę, na której stał i spostrzegł małe rusztowanie, widocznie leśniczówka ta została niedawno z budowana. Bennie nie czekając, aż nieznajomy spotka go na górze, schował się na rusztowaniu. Ten "ktoś" wszedł na górę i zaczął się rozglądać. Chwilę jeszcze postał i wrócił na parter. Ben znów wszedł na wieżyczkę. Jedynym wyjściem było zabicie tego "kogoś" lub przejście obok niego niezauważenie. Gdy Ben zaczął schodzić po schodach, kroków nieznajomego już nie było słychać. Zszedł na dół. Spokojnie i po cichu, po prostu bez szelestnie. Pod schodami na wieżyczkę, z której schodził Ben stał fotel, pusty, choć nie do końca. Ben dojrzał coś na nim, obejrzał się wokoło - nikogo nie ma. Na fotelu leżał złoty bełt, który Bennie bezzwłocznie zatrzymał. Obrócił się w stronę wyjścia, lecz coś go powstrzymywało, coś mu mówiło, że ktoś stoi mu nad uchem. Ben usłyszał nagle cichy szum wiatru za sobą i chwilę potem, klaskanie.
- Brawo! Wielkie brawa! Gdybyś jednak nie wychylałbyś się tak z mojej wieży, to bym cię nie zobaczył... - Ben zawachał się, ale jednak coś nim ruszyło i obrócił się w stronę fotelu, na którym siedział postawny człowiek, ubrany w jakąś czarną szatę, i z kapturem na głowie.
- Kim jesteś? Czego ode mnie chcesz? - nieznajomy słysząc to natychmiast wstał, podszedł do Bena i rzekł:
- Najpierw ustalmy pewne warunki, ja pytam, ty odpowiadasz, dobra, Ben?
- Skąd znasz moje imię? - nieznajomy trzasnął go w twarz.
- To JA tu zadaje pytania, jasne? - Ben szybko otrząsnął się po potężnym ciosie tego mężczyzny, lecz nadal nie mógł zrozumieć, dlaczego on mu to robi?
- No dobra, a gdybym ci powiedział, że znam ciebie, twojego wuja i całą tą twoją cholerną rodzinę? Co byś zrobił? - Nieznajomy potrzedł do małego stołka i szybkim, sprawnym ruchem rzucił nim w Bena. Ten zaś był zaskoczony rzutem tego faceta i nie zdążył się uchylić.
- NIC BYŚ NIE ZROBIŁ! - wykrzyczał mu prosto w twarz nieznajomy, potszedł już spokojniej do regału, chwycił kuszę i zaczął gmyrać po półkach, szukając bełtu. Ben zauważył jedną charakterystyczną cechę w tej kuszy. Miala wyryty napis "Dla Morta, od jego najlepszego braciaka", na tyle drobnymi literami, że nie było by do rozczytania z odległosci 2 kroków. Tak, to właśnie ta kusza wisiała na ścianie w domu Morta.
- Ty... Ty morderco! Złodzieju! - Nieznajomy skończył szukać. Załadował i powoli namierzył Bena.
- Taaaa... Zapewniam cię, ani twoi rodzice, ani Mort nie cierpieli za bardzo. Masz moje słowo. - Strzelił. Ben przykucnął i złapał się za rękę, po czym powiedział:
- Zabiję cię! Masz MOJE słowo... - po chwili padł nieprzytomny. Na bełcie była pewnego rodzaju trucizna usypiająca, przez którą, chłopak zemdlał. Nieznajomy odłożył kuszę spowrotem na regał, wziął Bena na plecy i wyszedł w ciemną noc z domu...
Zaczęło się robić jasno, około szóstej rano. Pustelnik, który napadł Bena w leśniczówce, szedł przez gęstwinę drzew mieszanych. Raz łagodnie dotykał Bena liść, a raz ostro kłuła igła. Nieznajomy szedł z Benniem na plecach jeszcze jakieś 10 minut. Ben ocknął się, ale nadal nie miał kompletynej władzy w rękach i nogach, był osłabiony, nie mógł jeszcze chodzić, jego mięśnie były zwiotczałe i miękkie, rozpływały się w rękach nieznajomego, jakby w ogóle ich nie było. Widocznie trucizna jeszcze nie wyszła z mózgu Bena, przez co nie mógł też trzeźwo myśleć, ledwo widział, był prawie ślepy. Na rękach i plecach widniały liczne sińce i blizny. Co jak co, ale trochę to on już przeszedł. Nieznajomy przystanął i cisnął Benem o ziemie.
- Oto właśnie dotarliśmy do końca twej ostatniej podróży po ziemi, przyjacielu...
Ben obejrzał się wokoło, spostrzegł mnóstwo grobów i szkieletów.
- Tak, świeże powietrze, lekki posmak trupów... No Bennie, skoro jeszcze nie odzyskałeś pełnej władzy nad swoim żałosnym ciałem, to JA będę musiał wykopać dla ciebie grób. Mam nadzieję, że ci się spodoba... - powiedział nieznajomy, po czym chwycił oparty o jakiś kamień szpadel i zaczął kopać rów. Ben powoli zaczął ruszać rękoma, nogami, powolutku, jeszcze niemrawo wstał i stanął na nogi.
- O! Jesteś już w pełni sił!? Dziwne... Przed chwilą wyglądałeś na trupa. A już się bałem, że będę musiał zakopać cię jako zdechlaka... - rzekł pustelnik, przestał kopać i podszedł do Bena.
- Ledwo żywy, co? - znowu powiedział i zpoliczkował Bena, odszedł kopać dalej. Ben zaś uklękł na kolana, ledwo się na nich utrzymywał.
- Kim ty do cholery jesteś? - powiedział, na co nieznajomy odrzekł:
- Mało jest to znaczące - kopał dalej
- Chcę wiedzieć! - pustelnik przestał kopać.
- Na nic ci ta wiedza się nie przyda - kopał dalej po czym dokończył - Roghtag, nic ci to po śmierci nie powie, no chyba, że Malvor mnie nienawidzi i ci o mnie opowie. - Roghtag przestał kopać - Te rzezimieszki, którzy napadli cię w mieście, byli właśnie ode mnie, nie mogłem pozwolić byś wparował nagle do domu Morta, podczas gdy ja spokojnie i po cichu go uśmiercałem...
Ben spojrzał na dziurę, którą wykopał dla niego Roghtag, głęboka, żadnej szansy na to, aby się stamtąd wydostać.
- Wstawaj! Idziemy spać! - Ben klęczał dalej, w końcu Roghtag wziął w ręce łopatę i uderzył nią Bena prosto w żebra...
Ben ocknął się i spojrzał w niebo. Stanął nad nim Roghtag krzycząc coś nad nim, lecz Ben go nie słuchał, wiedział bowiem, że zginie w tym rowie, skąd nie ma ucieczki. Wstał i podszedł powoli nad skraj swojego grobu.
- Na kolana! - krzyknął jego oprawca po czym uderzył go mocno w ramię, Ben ukląkł i patrzał się prosto w dziurę. Jakieś dwa metry głębokości, nie ma szans na przeżycie. Roghtag kopnął go z całej siły w plecy, a Ben wpadł do rowu. Roghtag na pożegnanie powiedział:
- Dlaczego? To pytanie zadaj swojemu cholernemu ojcu, gdy już będziesz opływał w dostatki w niebie, więc... - chwycił szpadel, nabrał ziemi z kupki i znowu rzekł - Mam nadzieję, że już nigdy się nie spotkamy! Chyba, że jesteś takim draniem jak ja i spotkamy się... w piekle - po czym zrzucił ziemię prosto na twarz Bena. Wypełnił rów po brzegi ziemią i odszedł.






Pisać co jest źle. Pisałem to w dwa dni. Trochę mało czasu w te dwa dni miałem, także... Oceniać, krytykować i oczywiście wymienić błędy, które wg was najbardziej rzucają się w oczy. No i oczywiście propsować, w co wątpie, żebyście zrobili, ale szansa zawsze jest  :F
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

JanKielbasa123

JanKielbasa123

Użytkownicy
posty199
Propsy7
  • Użytkownicy
Odświerzam temat ponieważ dawno nikt nie zaglądał/komentował...
 
Szmato! Czochraj bobra, bo bez walki się nie oddam!



Czeladnik

Koziek

Koziek

Użytkownicy
posty313
Propsy359
Nagrody
Profesjabrak
  • Użytkownicy

Koziek

Czeladnik
#56 2013-06-03, 17:18(Ostatnia zmiana: 2013-06-03, 17:19)
odśwież mózg.
 


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry