No dobra, Akt pisany w jakieś 5 minut na spontanie. Ocenianiać i komentować. Pamiętajcie że to spontan, pisałem to w maks. 15 minut, bez konkretnego przemyślenia sprawy, zobaczyłem co ma być w tym akcie i zrobiłem. Dobra, koniec pierdolenia, proszę:
Akt 5: Nieoczekiwana rozłąka
Słychać było skrzyp desek na górnym piętrze kuźni. Mort nie zważając na hałasy spał smacznie dalej. Nagle słychać było szczęk ostrza i ktoś padł na ziemię. Mort wstał. Naokoło niego - nic. Stojący w stojaku nieopodal łóżka miecz - zniknął. Kowal wyjął broń, powoli wszedł na górę, szybkie spojrzenie i... Nic nie było Fałszymy alarm. Nagle dało się słyszeć głośny skok na podłogę, ktoś spadł ze schodów, to był Mort.
Napastnik był ubrany w czarne szaty i miał założony kaptur zakrywający mu twarz w całości.
Agresor wyjął łuk, wycelował, strzelił, kowal padł na ziemię.
- Myślałeś, że ta zbrodnia ujdzie ci na sucho, co Mort?
- Wal się
Kowal napluł nieznajomemu prosto na twarz. Szczęk miecza, Mort wstał i uderzył z całej siły "gościa" w twarz. Krew wytrysnęła momentalnie z nosa. Wydawało się że to już koniec walki. Kowal upuścił broń i podszedł do ledwo czołgającego się przeciwnika, złapał za szyję i jednym sprawnym ruchem podniósł do góry, gdyż Mort był bardzo silny, mógł utrzymać w jednej ręce lekki topór dwuręczny. Zapytał:
- Kim jesteś!?
Na co napastnik odpowiada ledwo wykrztuszając z siebie słowo:
- Śmiercią.
Wtem słychać było "chlusk" krwi. Oboje padli na ziemię. Kowal parę sekund potem wykrwawił się na śmierć. Napastnik wstał, poprawił kaptur, zabrał ze ściany pamiątkę po ojcu Bena - Kuszę i wyszedł...
Godzina po zdarzeniu
Ben strudzony walką z bandziorami, wracał właśnie do kuźni, gdy usłyszał przeraźliwy głos Eleny, żony Morta. Czym prędzej zaczął biec ostatkami swych sił do domu wuja. Przed domem stało 2 strażników i 5 rycerzy uzbrojonych po zęby. Za strażą stało jakieś pół ulicy, krzyczeli:
- Co się tam do cholery stało!
- To miasto spada na psy!
- Ty śmieciu! Myślisz, że tego nie słyszałem odszczekaj to!
- Należało mu się!
Ben nie zważając na nic, wszedł do środka. Nic specjalnego. Zauważył w kącie na fotelu rycerza i siedzącą na łóżku, płaczącą Elenę. Młody chłopak nie wiedział do końca co się stało, dopóki rycerz z fotela nie podniósł się i nie podszedł do niego.
- Co się tam stało?
Lord Maxico (siedzący na fotelu rycerz) odpowiedział:
- Morderstwo na skale całego miasta.
- Kogo zamordowano? - Zapytał go Ben z urywającym się głosem rozpaczy, zapewne już się domyślał kto leży na podłodze w kałuży krwi. Maxico nie odpowiedział, po prostu wyszedł na ulicę, tak bez słowa. Ben powoli podszedł do ciała. Spojrzał trupowi prosto w twarz. Wstał. Nic nie powiedział. Usiadł na łóżku obok Eleny i przytulił się do niej. Płakał. Po chwili w domu nie było ani strażników, ani Morta, ani jego. Ben został znów zmuszony do pracy w kopalni złota. Ani on, ani Elena nie unieśli ciężaru rozpaczy. Cały czas płakali. Elena za mężem, a Ben dlatego, że Mort to była ostatnia bliska mu osoba. Konwój 200 kopaczy i 80 żołnierzy pod dowódctwem Lorda Gernoda szedł do najbliższej kopalni złota, która znajdowała się jakieś 100 mil od Mitter Tral. Nikt nie wiedział, że to tam zacznie się prawdziwa męka... Oceniać i komentować

, przyjmuję krytykę. Coś źle zrobiłem, napisać bądź poprawić.