Przygody Gilberta 5513 8

O temacie

Autor Wojtexx

Zaczęty 5.05.2011 roku

Wyświetleń 5513

Odpowiedzi 8

Wojtexx

Wojtexx

Użytkownicy
posty128
Propsy42
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy

Wojtexx

Przygody Gilberta
2011-05-05, 08:20(Ostatnia zmiana: 2011-05-05, 15:31)
Witam, przedstawiam wam swoje PIERWSZE dzieło literackie. Jest to prolog, ale jutro dodam 1 rozdział. Komentarze jak najbardziej na miejscu, tylko mała prośba - nie chwytajcie się wszystkich literówek. Każdemu może trafić się błąd.

Prolog

Górnicza Dolina, wyspa Khorinis.
Strażnicy króla Rhobara II, władcy Myrtany, prowadzą do kolonii więziennej prowadzą kolejnego więźnia, by jak reszta podobnych do niego wydobywała magiczną rudę za magiczną, nieprzepuszczalną barierą. Więzień ów wygląda na wyczerpanego – w istocie podróż statkiem doprowadziła go do choroby morskiej, która spowodowała lekki uszczerbek na zdrowiu starca. Ubranie zaś jego świadczyło o jego ubóstwie – porwana oraz poplamiona w wielu miejscach krwią koszula, potargane spodnie, na których były brzydko naszyte łaty oraz chłopskie, dziurawe buty. Wygląd zaś wzbudzał pogardę – krótkie, zaniedbane brązowe włosy przyozdobione średniej wielkości brodą tego samego koloru, w której zalegały się wszelakie owady i inne okropieństwa jak mówiła o nim jedna kobieta w Khorinis.
Teraz stał on nad skrajem przepaści do kolonii - miejsca, z którego nie ma powrotu. Strażnicy przez cały czas trzymają miecze na jego szyji, jakby chcieli mu pokazać, co czeka go za próbę ucieczki. Więzień jednak spokojnie czekał na orzeczenie wyroku przez sędziego, który z nimi przybył.
- W imieniu króla Rhobara II, – zaczął sędzia czytać z kartki – pana Varantu skazuje więźnia Gilberta, zamieszkałego na wyspie Khorus na zesłanie do koloni karnej Khorinis. Masz ostatnie życzenie, skazańcze? - zwrócił się do Gilberta.
Gilbert chwilę się zastanawiał, po czym odpowiedział :
- Dajcie łyk gorzały. Nic więcej nie chcę.
Strażnik obok niego na chwilę opuścił miecz, po czym skierował dłoń do swojej podróżnej torby, skąd wyciągnął niedawno pędzony bimber, który podał Gilbertowi. On zaś szybko chwycił za butelczynę i szybko wypił całą jej zawartość, jakby ktoś miałby zaraz ją mu odebrać.
- Cholera, wychlał mi całą flaszkę! - krzyknął strażnik, kiedy Gilbert oddał mu butelkę.
- Nie był dobry ten bimber, nie masz czego żałować... - wysapał Gilbert po oddaniu pustej butelki po trunku. Nie była to jednak prawda - bimber był arcydziełem sztuki bimbrownictwa, bowiem tak smakował Gilbertowi, iż prawie przeżarł mu gardło. „Dawno nie piłem czegoś tak dobrego.” powiedział do siebie szeptem.
- Dobrze skazańcze, została spełniona twoja prośba, teraz zostanie wykonany wyrok. - poinformował Gilberta sędzia, przerywając jego rozmyślania o wypitym trunku. W tej samej chwili krzyknął :
- Zrzucajcie go!
Obydwaj strażnicy popchnęli Gilberta w stronie przepaści. Zaskoczony Gilbert po chwili wpadł z wielką siłą do małego jeziora. Oszołomiło go to na chwilę, lecz po chwili, z powodu braku powietrza w płucach, zaczął wypływać ku powierzchni. Ostatkami sił dopłynął do mielizny, zastanawiając się, co go z nowym środowisku czeka.
Właśnie - co czeka Gilberta w nowym środowisku. Przyjaźń? Bogactwo? Czy może śmierć? Tego nikt nie wie...
C.D.N.
 

Vierzba

Vierzba

Użytkownicy
Seba
posty590
Propsy1408
Profesjabrak
  • Użytkownicy
  • Seba

Vierzba

Przygody Gilberta
#1 2011-05-05, 14:22(Ostatnia zmiana: 2011-05-05, 14:23)
Cytuj
przedstawiam wam swoje dzieło literackie.
Dziękujemy za te słowo wstępu, panie skromny.

Cytuj
w istocie podróż morska i choroba morska
Cytuj
dała w kość zdrowiu starca.
Cytuj
większe dziury oraz dziurawe buty
no elo : |

Cytuj
Doprawdy, żył ów skazaniec w wielkiej biedzie.
Cholera, przecież wszyscy skazańcy mieszkają w willach z basenem, noszą garnitury wyszywane diamentami (chociaż, skoro to goticzek, to raczej magiczną rudą), mają nosy białe od koki i dziwki inne na każdy dzień roku. To musi być naprawdę biedny skazaniec, może jeszcze w więzieniu mieszka? : (

Cytuj
nie spuszczali z niego mieczy na krok
no elo : | [2]

Cytuj
bimber był arcydziełem, bowiem tak smakował Gilbertowi, iż prawie bimber przeżarł mu gardło
Zapomniałeś dodać, że bimber ów bimbrowany przez znamienitego bimbrownika był bimbrem najprzedniejszego bimbrowania, bimbrowanym zgodnie z najznamienitszymi technikami bimbrownictwa. I był przelany do butelki po bimbrze.

Cytuj
powiedział sobie w myślach.
no kurwa elo : | [3]
 

Wojtexx

Wojtexx

Użytkownicy
posty128
Propsy42
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
Opinia została przyjęta i na jej bazie zostały wprowadzone zmiany. Dzięki Vierzba.
 

Hemlar

Hemlar

Użytkownicy
posty8
Propsy4
  • Użytkownicy
Fajne, tylko trochę trwa to twoje "jutro" ...
 

muttley

muttley

Użytkownicy
posty567
Propsy381
  • Użytkownicy
szyji
SZYI!
Ogólnie opowiadanko ciekawe, czekam na więcej, bo jak na razie to mamy sam wstęp :D
 

Wojtexx

Wojtexx

Użytkownicy
posty128
Propsy42
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy

Wojtexx

Przygody Gilberta
#5 2011-05-28, 12:11(Ostatnia zmiana: 2012-12-25, 12:46)
Dzięki, że łapiecie mnie za błędy (mogę się dzięki temu doszkalać). I przepraszam za długie oczekiwanie - cały czas zapominałem na którym pendrive'ie go miałem. Oto pierwszy rozdział powieści :

Rozdział I
„Powitanie”
[/color]


W miarę kontaktujący ze światem Gilbert zaczął płynąć w kierunku mielizny. Kiedy udało mu się do niej dotrzeć, po przepłynięciu małego dystansu zaczął odpoczywać, dysząc i sapiąc. Ból głowy nadal dawał w znaki kopaczowi. Nic dziwnego – cała flaszka mocnego bimbru niedawno wypitego zrobiła swoje. Leżał tak Gilbert przez krótką chwilę, gdy nagle za sobą usłyszał czyjeś kroki. Zaraz potem usłyszał męski głos :
- Chłopie wstawaj! Daj rękę, pomogę ci.
Gilbert posłuchał ów mężczyznę – podał mu dłoń, a mężczyzna pomógł mu wstać. Nie zdążył jednak podziękować nieznajomemu a tym bardziej przyjrzeć mu się uważnie, kiedy nagle mężczyzna mu powiedział :
– A przy okazji – witamy w koloni!
W tym samym momencie „nowy przyjaciel” uderzył z całej siły pięścią prosto między oczy Gilberta. Po raz drugi oszołomiony ponownie Gilbert padł na ziemię. Mężczyzna jeszcze parę razy kopnął kopacza, dopóki ten nie usłyszał kolejnych nadchodzących kroków.
„No pięknie, jego kumpel przyszedł mu pomóc. Cudownie...” pomyślał Gilbert. Jednak kolejny nieznajomy wyciągnął łuk i naciągnął cięciwę, co usłyszał Gilbert i nieznajomy kopiący go, który natychmiast przestał bicie kopacza.
– Wypad stąd Bullit, zanim dorobię ci drugą dziurę w dupie!
- Bo co, strzelisz? - odpowiedział.
W tym momencie nad Gilbertem rozległ się świst wystrzelonej strzały. Łucznik najwidoczniej nie żartował.
- Mówię po raz ostatni - rusz stąd dupę Bullit! - powiedział, naciągając cięciwę kolejną strzałą.
Bullit burknął, po czym powiedział do Gilberta :
- Jeszcze z tobą nie skończyłem. Możesz mi wierzyć.
Po tych słowach odszedł od ledwo dyszącego Gilberta. Łucznik natomiast podszedł do kopacza i pomógł mu stanąć na nogi. Gdy to zrobił, nagle Gilbert z nadmiaru wrażeń i wypitego trunku zaczął wymachiwać pięściami, jakby chciał dać w pysk swojemu oswobodzicielowi.
- Jeszczy... chik! roz mi... hik! udyrz... hik! to... to zobocys... hik! - zaczął głośno wrzeszczeć.
Łucznik zaczął się głośno śmiać.
- Z choinki się urwałeś chłopie? - zaczął mówić, z trudem powstrzymując się przed dalszym śmiechem – Najpierw ci pomagam, a teraz chcesz mnie walnąć?
Tok... hik! - powiedział pijaczym bełkotem Gilbert, jednak zauważając, że osoba do której mówi ma dalej łuk wyciągnięty w pogotowiu ze strachu natychmiast schował ręce za plecami.
 Tak lepiej - odparł nieznajomy- A przy okazji - nazywam się Diego.
Gilbert wytrzeszczył oczy.
- Diego? - zaczął bełkotać na skraju zrozumiałości - Znom cię... hik!
- Taa, a niby skąd? - zapytał zaciekawiony Diego.
- No, godoł mi...
- Czekaj, nic z tego nie rozumiem! - przerwał Diego, po czym wyciągnął ze swojej skórzanej torby fiolkę dziwnego napoju, którą wręczył Gilbertowi.
- Masz, do dna! - powiedział.
Gilbert spojrzał na fiolkę pijackim wzrokiem przez chwilę, po czym z ciekawości wypił zawartość specyfiku do dna. Już po chwili zaczął głośno kachlutając, powstrzymując się od wymiotów.
- Co to kurde jest? - wybełkotał, cały czas kaszląc.
- Wyciąg z kiszonego ogórka. Najlepszy na kaca. - spokojnie wytłumaczył Diego – No a teraz – skąd mnie znasz? - zapytał po chwili.
- Gerbrand, chyba tak nazywał się ten cham... - odpowiedział Gilbert.
Diego wzdrygnął się.
- Gerbrand?
- Tak, a wy się znacie?
- Ja byłem... zaraz, a co cie to obchodzi? - przerwał nagle Diego - To, że ci pomogłem, nie oznacza, że jesteśmy przyjaciółmi.
- Ejże, co się tak gorączkujesz? Ja dla niego pracowałem - znaczy się musiałem.
- A po co mi to mówisz?
- No, żeby potem nie było niedomówień, jakbyś go nienawidził. Mówił mi o jakimś pracowniku na literę D i się domyśliłem.
- To że mam w imieniu literę D nie znaczyło wcale, że dla niego pracuję. Ale rzeczywiście – pracowałem dla niego. - powiedział Diego.
- No, wiedziałem – powiedział podekscytowany Gilbert.
Diego spojrzał na Gilberta, jakby przed sobą miał jakiegoś debila.
- I z czego się cieszysz? - zapytał się go po chwili.
- A, tak sobie – burknął zawstydzony swoim zachowaniem Gilbert.
- Dobra, co robiłeś na powierzchni, znaczy się – zanim tu trafiłeś?
- Ja? Jestem zwykłym farmerem z Khorany. – zaczął opowiadać Gilbert – Sam codziennie uprawiałem zboże i pszenicę. Ale mimo tego mój dom zawsze był pusty – jak nie plagi polnych bestii to bandyci. A w dodatku jeszcze królewskie podatki – zawsze im mówiłem, że jak ja biedny...
- Dobra, zamknij się już! - przerwał nagle Diego.
Teraz Gilbert popatrzył na Diega zdziwionym wzrokiem.
- O co chodzi? - zapytał go po chwili.
- Jesteś już chyba  setnym więźniem który papla mi swoją historie o swojej „biedocie”. Człowieku, wiesz ile mnie to obchodzi? Pytałem się tylko co robiłeś. - powiedział zirytowanym głosem Diego.
- A, no to byłem farmerem...
- Tyle! Wystarczy! – ponownie przerwał Diego – Wiem tyle, ile potrzebowałem. A teraz do obozu...
- Chwila! - krzyknął Gilbert – A ja?
- Co „ty”? - zapytał Diego.
- No, gdzie ja mam się udać?
Diego sapnął znużony nowym więźniem.
- Widzisz tą dróżkę? - powiedział Diego, wskazując na wydeptaną ścieżkę - Prowadzi do Starego Obozu. Idź cały czas nią, a po chwili dotrzesz do jego bram. A jakby strażnik cię zatrzymał przed nią, to powiedz mu, że ja kazałem ci się do mnie zgłosić. Broń znajdziesz koło Opuszczonej Kopalni, gdybyś oczywiście potrzebował. Po drodze ją zauważysz. W obozie wytłumaczę ci resztę. Zobaczymy się w niebawem, jeśli ścierwojady nie zrobią z ciebie pożywki!
- Jeszcze jedno – zaczął mówić Gilbert, ale nie zauważył już obok siebie Diega, który w niespodziewany. Zrezygnowany Gilbert zaczął iść wzdłuż ścieżki. Przeszedł już  przez drewnianą bramę do Placu Wymian (Strażnicy na niej zwyzywali go od „starego piernika” i tym podobnych), Opuszczoną Kopalnie, którą poznał jedynie po zamkniętej na osiem zamków żelaznej bramie – przed nią zgodnie ze słowami Diega znalazł kilof. Poza tym minął obozowisko dwóch myśliwych, gdy zeszedł już na równinę (wolał do nich nie podchodzić – obawiał się kolejnego mordobicia) oraz przez drewniany most, strzeżony przez kolejnych dwóch strażników. Po dłuższej wyprawie Gilbert dotarł pod bramę Starego Obozu. Już miał przez nią przejść, gdy strażnik krzyknął :
- STAAAAĆ!
C.D.N
 

Hemlar

Hemlar

Użytkownicy
posty8
Propsy4
  • Użytkownicy
Fajne, fajne! Props dla ciebie
 

Salvatore

Salvatore

Użytkownicy
posty61
Propsy50
  • Użytkownicy

Salvatore

Przygody Gilberta
#7 2013-01-28, 01:17(Ostatnia zmiana: 2013-01-31, 19:48)
Post do usunięcia.:pokerface:
 

Koziek

Koziek

Użytkownicy
posty313
Propsy359
Nagrody
Profesjabrak
  • Użytkownicy
dwadzieścia? co najmniej pięćdziesiąt razy.
 


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry