Nie chcę się rozpisywać nad moją tak zajebistą biednością, ale jedno dodam: nieprawda, że pecet robi z człowieka nolife'a, pamiętam, jak w dzieciństwie z kumplami zarówno graliśmy na kompie (jeden komp na cztery osoby, dzielony ekran, dwóch na jednej klawiaturze, miazga była ;p ), jak również łaziliśmy po podwórkach, graliśmy w karty, ogółem byliśmy częsciej poza tym głównym atrybutem nie-żyjących niż przy nim. Ofkorz teraz w każdej chwili mogę wyjść na te całe ogniska-nie ogniska, ale na takie chlanie muszę mieć jakąś fazę, ot tak nie chce mi się pić, a fazy nie miewam.
Smutne.