Ja Kyro Cię podziwiam, chociazby za to, że musiałeś sporo trudu włożyć w naukę języka, a skoro tam studiujesz to znaczy, że sobie radzisz z barierą językową (i inną mentalnością).
Angielski to nie problem. Inna kwestia jest taka, ze Walia to jakby nie bylo kraj dwujezyczny i praktycznie wszystko tutaj (znaki drogowe, szyldy sklepowe, nazwy ulic, maile od uniwersytetu, a nawet reklamy w radiu) jest w dwoch jezykach. Ogolnie strasznie mnie jezyk walijski podnieca i mysle, ze od nowego roku akademickiego (o ile oblowie sie tak, ze nie bede musial pracowac), to sie na jakis kurs zapisze. Obecnie slucham sobie Radia Ceredigion i probuje tak w formie czystej rozrywki rozkminiac, co jaki wyraz znaczy - bez zagladania do jakichkolwiek slownikow, o tak o po prostu na sluch.
Swoja droga, walijski wydaje sie zupelnie odmienny od polskiego, ale mimo to mam wrazenie, ze Polakowi byloby latwiej nauczyc sie zlozonego, pelnego odmian walijskiego, niz angielskiego. Gramatyka, szyk zdania, wymowa niektorych liter itp. jest bardzo podobna do polskiego.
No i, jakby nie bylo, walijski to jezyk Wladcy Pierscieni i Wiedzmina.
A odnosnie nauki angielskiego - rozmawiam, slucham wykladow, czytam artykuly naukowe, podrecznik, ksiazki (Pratchett), zagladam czesto do slownika i mam wrazenie, ze naprawde moje zdolnosci jezykowe roznia sie obecnie bardzo wiele od tego co bylo jeszcze pol roku temu, gdy przyjezdzalem. Roznica moze nawet wieksza niz przed i po liceum.
Raczej nikt nie ma ciśnienia na językowy puryzm jak w przypadku "wogule" i innych takich
Mam wrazenie ze pisze lepiej gramatycznie niz moja kadrowa