No nie ma co oszukiwać, ta gra wg. mnie jest doskonała biorąc pod uwagę wszystkie istniejące czynniki zaś jej jedyny minus to misja ze zdalnym helikopterem.
Tak se gram od jakichś dwóch dni w GTA Vice City i dochodzę do wniosku, że ta część, pod pewnym względami technicznymi to większy crap niż Gotik. O ile uciążliwe wczytywanie się terenu oraz bugi na wyłączonym limicie klatek można usprawiedliwić jakością ówczesnego sprzętu, o tyle możliwości doganiania oraz przesuwania wozów własnym sprintem, mechaniki posługiwania się bronią palną, lotu helikopterem, czy zjawiska w którym bohater, który spadając z najwyższego budynku w grze traci marne 70 punktów życia zrozumieć nie mogę. Największe apogeum idiotyzmu to niedopracowania typu zabijanie przeciwników przez litą ścianę albo odbijanie się przechodniów od auta jadącego z maksymalną możliwą do osiągnięcia w grze prędkością.

Odświeżyłem sobie grę, bo o ile pamiętam, grając jakieś dwa lata temu nie udało mi się jej ukończyć przez uciążliwy błąd, który w efekcie uniemożliwiał mi zaliczenie głównego wątku fabularnego. Mimo tego, że gra jest pełna sporych niedociągnięć to klimat, dość interesująca fabuła czy zmontowane z klasą przerywniki filmowe w sporym stopniu to rekompensują. Może nawet skończę, i zaraz za San Andreas, w które w zasadzie, jako gówniarz, grałem jedynie na czitach, będzie to jedyne GTA, które przeszedłem.

Mimo, że niektóre misje są w chuj frustrujące i przyprawiają mnie o atak białej gorączki. -,-
(nie, od razu nadmnieniam, że chodzi na moim piecyku bardzo dobrze i nie gram przy 20 FPS)
GeForce 8500? Nie żartuj.