Poddałem się na Anor Londo. Poziom głupoty, jakiego tu zaznałem, przelał czarę goryczy. Już wcześniej walczyłem z dwoma bosami jednocześnie. Gargulce były przemyślane, jeden ział ogniem, drugi walczył w zwarciu. Trzeba było zbliżyć się do tego pierwszego i w odpowiednim momencie bić. Natomiast w Anor Londo dzieje się totalny chaos. Dwie postacie walczą w zwarciu, każdy ich atak zabiera całą staminę, jak unikniesz jednego ataku to dostaniesz drugim i umierasz. Jedyne rozsądne rozwiązanie to trzymać ich na dystans i napieprzać czarami(gram magiem), ale wtedy koleś zaczyna czarować albo pędzić w chuj szybko w moją stronę(fuck logick), a grubas cały czas się zbliża, że nie ma czasu rzucić czaru. I tak sobie trzymam ich na dystans, i uciekam, i tak pół godziny, i chuj wie o co chodzi. Gdy tylko chcę zaatakować umieram. A potem dymaj kurwa 2 kilometry bo w grze nie ma zapisu albo przynajmniej ognisk w kluczowych momentach. Ale to jest wyjaśnione fabularnie, pewnie tak samo jak magiczne białe bariery, które blokują gracza przed ucieczką, przy walce z bosem. Szkoda tylko, że przeciwnicy z poprzedniej lokacji mogą atakować przez te bariery. Ale to jeszcze nic, najgorzej wkurwia, że jak przypadkiem uderzyłem czarem kowala to się na mnie wkurwił i chciał mnie zabić, a jak tłusty ziomek z młotem chce mnie walnąć i przypadkiem trafi kolegę, aż odleci ze dwa metry, to nic się nie dzieje. Jednym zdaniem, gra robi z gracza głupka.
A szkoda, bo Dark Souls ma potencjał. zaawansowana sztuczna inteligencja przeciwników wymusza od gracza ciągłego skupienia i uczenia się na błędach, a potrzeba logicznego zarządzania ekwipunkiem w zależności od oponentów sprawiają, że ciągle trzeba szukać optymalnego rozwiązania w danej sytuacji. Najpiękniej wypadają modele bosów i ogólnie efektowność walki z nimi, chociaż niektóre lokacje też wyglądają ładnie. Zbierając to wszystko do kupy muszę stwierdzić, że gra angażuję gracza, ale nie w taki sposób jaki znam i lubię. Jedyne emocje jakie potrafi dostarczyć to emocje związane z walką, w trakcie i po pokonaniu wymagającego przeciwnika, oczywiście po tonie irytacji i tysiącach rzuconych kurew. A wszystko inne to ciągłe skupienie, żeby przypadkiem nie zginąć od jakiegoś potworka albo nie spierdolić się z gzymsu w połowie drogi do ogniska. Eksploracja też dużo traci na rzecz walki. Po za pierwszymi wrażeniami z danej lokacji to wszystko sprowadza się do biegania za światełkami. Do tego dochodzą też drewniane i bezpłciowe npc i kilka dialogów z wyborem tak lub nie. Jak dla mnie dark souls jest słabą grą rpg, ale za to dobrą platformówką.