Iiiiiii... - kolejny problem. Otóż tym razem tyczy się on kufrów. Wesoły jak ostatni idiota poszedłem sobie do gildii złodziei. Zyskałem ich zaufanie i w ogóle, nauczyli mnie, czego do nauczenia mieli. No więc przypomniałem sobie "No tak, przecież ja mam misję od lutero, według której mam opierdzielić kuferek lehmara, coby list polecający dostać dla gallahada". Więc odczekałem do pory łowów (dla niewtajemniczonych - do czarnej nocy), poszedłem do jego chatki, upewniłem się czy wszyscy śpią - spali. Wcisnąłem guziczek, podchodzę do skrzynki (cały czas skradając się, niczym Garrett z Thiefa) chylę się ku skrzyneczce ... i co słyszę? Dźwięk kilku okolicznych ostrzy, wysuwanych z pochew ich właścicieli. Moje pytanie jest więc takie - gdzie tu sens? Rozumiem, gdyby patrzył się na mnie KTOKOLWIEK (lehmar, czy choćby ta jego służąca), ale jak wspomniałem wyżej - wszyscy okoliczni potencjalni obserwatorzy smacznie sobie spali, albo stali za jego chatką i rozmawiali. Rozumiem też, że returning ma być trudny, ma też te swoje smaczki czy odbicia, ale w takim razie jak, za przeproszeniem, do cholery mam cokolwiek komukolwiek ukraść z kufra, skoro któregokolwiek otwieranego wytrychem nie starałbym się otworzyć, to - i tutaj celowe przesadzenie - chwilę po próbie jego otwarcia za moimi plecami stoi pół miasta z wyciągniętą stalą? Jak żyć?