Tak mnie wzięło XD
Wszystko zaczęło się od tego, jak Kazz namówił mnie abym się przyłączył do niego i Elvansa w napierdzielaniu w jakieś mmo. Nigdy nie grałem w grę tego typu, a zawsze muszę wszystkiego spróbować więc nie miałem wyboru XD. Dodatkowo możliwość doświadczenia tak nietypowej interakcji "czasu rzeczywistego" z osobą, z którą miało się wcześniej kontakt jedynie poprzez sztywne posty na forum przyprawiała mnie o nadzwyczaj egzotyczne odczucia.
Pierwsze wrażenie z gry było tragiczne. Nie wiedziałem po co ta gra jest taka brzydka i ma tak pojebane sterowanie. Wydawała mi się ona kompletnie niegrywalna. Jednak ja "zupełnie jak Gothic" pomyślałem z nadzieją, że może wkrótce się przyzwyczaję, a model gry mi się jednak spodoba. Niestety to nigdy nie nastąpiło - ta gra jest po prostu beznadziejnie głupia i z tym się trzeba było liczyć.
Po kilku godzinnym intro przygotowanym dla graczy jakoś połapałem o co w tym chodzi i w końcu ruszyłem na spotkanie z Kazzem. Było to niezwykle dziwaczne uczucie kiedy zobaczyłem jakby nigdy nic krasnoluda z napisanym znajomym nickiem nad łbem, i który zaoferował mi podróż do Bree by pokazać uroki gry. Nigdy nie zapomnę jak gnaliśmy na naszych wierzchowcach przez doliny by wreszcie dotrzeć do domu aukcyjnego w Bree. Nie wiedziałem co to za miejsce i po co cisną się w nim ci wszyscy ubrani w jakieś kolorowe pstrości ludzie, ale i tak udało mi się znaleźć coś dla siebie - kiedy wszyscy jarali się nowymi zakupami, dającymi bonusy do many i morale, ja gapiłem się jak sroka w kość na model posągu dzika twierdząc, że wyszedł autorom gry nadzwyczaj zajebiście.
Gra była banalna do czasu gdy dotarłem na Barrow fields - tam w końcu dały o sobie znać słabostki mojego huntera (chociaż z perspektywy czasu stwierdzam, że brak ustawionych traitów mógł być wtedy poważniejszą przyczyną moich kłopotów XD). Tam naraziłem się na podśmiechiwki wszechwspaniałego Elvansa kiedy mój hunter nie był w stanie obronić dziewczynki o niewytłumaczalnej ciągutce do nieumarłych. Niestety uczucie jej było bez wzajemności bo ci za nią definitywnie nie przepadali i bez namysłu zabijali, siekając ją swymi przerdzewiałymi żelastwami na kostkę.
Do momentu kiedy nauczyłem się właściwie posługiwać swoim bohaterem, Kazz i Elvis zdążyli się znudzić grą. Porobiłem więc Epiki, wykonałem wszystkie inne questy i gdy nie zostało mi już nic innego do roboty zadałem sobie pytanie: kim są ci wszyscy "NPCe", którzy tu biegają wszędzie wokół tworząc iluzję zapracowanych ludzi? Jakie historie z sobą niosą? Jakie ciężkie życiowe doświadczenia zagnały ich przed monitory komputerów by tłuc z namiętnością moby by cieszyć się z tych upracowanych ciężko punktów doświadczenia, albo by płakać rzęsiście jeśli loot po bossie okazał się być chujowy? Gadałem z nimi o byle czym. Śmiałem się szyderczo jak dziecko kiedy rozmawiałem z gościem opowiadającym mi o tym jak ciężko nie raz jest być dowódcą gildii zrzeszającej kilkadziesiąt osób nie wiedząc, że już wkrótce jako członek innej gildii będę przeżywał na zlocie emocje podczas zorganizowanych tam zawodów jeździeckich oraz będę się bawił podczas uczestniczenia w wieczornych pogaduszkach pełnych niezwykłego klimatu, albo na konkursie talentów.
Po pewnym czasie nie było już kompletnie co robić więc wyznaczyłem sobie nowy cel - uzbierać 100 złotych monet. Jednak kiedy wieje nudą wtedy zaczyna się trollerka dlatego uważając, że trade channel jest dla mnie zbyt mainstramowy zagadywałem przypadkowych ludzi i targując się o byle gówno wciskałem im jakieś swoje śmieci lub skupowałem od nich jak najtaniej surowce. Nękałem ludzi tak długo aż im czegoś nie sprzedałem lub aż mnie nie zablokowali na IM. O dziwo dobrze na tym wychodziłem. Zasadniczo mogłem i czasem nawet korzystałem z tej możliwości by wycrafcić jakąś biżuterię i sprzedać ją za kilka złotych monet, jednak to byłoby zbyt proste. Ja wolałem śledzić dokładnie aukcje i skupować wszystko co było na tyle tanie by wrzucić to z powrotem i sprzedać po wyższej cenie pielęgnując w sobie wewnętrzne poczucie geniuszu zła.
Nie lubię i gardzę grami mmo, jednak te klika tygodni wycięte z życiorysu było na prawdę niezwykłe. Zastałem tam sporo interesujących sytuacji, często wywołujących śmiech w zestawieniu z codziennymi problemami. Spotkałem masę życzliwych ludzi, którzy nie raz z uśmiechem i entuzjazmem podchodzili do postaci opętanego jubilera Aksjowa, a czasem zarzucali mi, że ich lękam i prześladuję (co oczywiście było prawdą). Nie wyobrażam sobie bym miał spędzić miesiące tworząc kolejnego już z rzędu alta na 75 lvlu jednak garść tych ciekawych momentów i odmiennych od codzienności sytuacji sprawia, że mimo wszystko są momenty które wspomina się z sentymentem, dokładnie tak samo jak to jest z wieloma innymi rzeczami, kiedy się je poznaje w towarzystwie innych osób.