Propsy za tą akcje. W ogóle nie rozumiem jak można być chamskim i pozbawionym szacunku w stosunku do osób pracujących. Jeszcze rozumiem jak ktoś jest pierdolonym polskim partaczem i ewidentnie leci w chuja ale komu jest winna jakaś kasjerka czy inny typ przykuty do polskiej rzeczywistości niczym jezus do krzyża? Przecież ci ludzie sami pracują, wiedzą jest jest ciężko i umyślnie obrażają, gardzą innymi. Trzeba być jakimś zjebem, całkowitym frustratem dla którego właśnie jedyną okazją ku poczucia się lepszym jest nękanie bogu winnych ludzi, którzy z definicji zrobić z tym nie mogą nic. Sam bym po prostu nie wytrzymał i komuś takiemu zapierdolił bez względu na konsekwencje, pracę czy sprawy sądowe. Przynajmniej bym żył w przeświadczeniu, że choć raz spotkałem rasowego polskiego kundla który owoc swej głupoty zapamięta do końca zasranego życia.
Z drugiej strony jak to w kloace zdarzają się również chamy po tej drugiej stronie "barykady". Zawsze propsuje dissy na grubą lochę z monopolowego co się nie myje, ale to już kolei ukraina - wyższa szkoła jazdy wyłącznie dla prawdziwych estetów i smakoszy syfu. Kiedyś na jakiejś zasranej kurzym gównem wsi przy której zamość to metropolia poszliśmy do czegoś dumnie nazywanego "sklepem" mimo, że już odległości 100 metrów wyglądało gorzej niż przeciętna zamojska lepianka. Nie ma co, grunt to dobra ironia. Jeszcze przed wejściem w progi tego przybytku naszym oczom ukazują się stare, opierdolone kafelki pamiętające towarzysza lenina mające chyba pełnić rolę "nowoczesnej" elewacji, zaś po samym wejściu przenosimy się do innego wymiaru! Wita nas grzyb naścienny i coś co ma pozorować ladę a obok na dość wielkiej przestrzeni równie pokaźna, do cna ujebana mózgojebem delegacja mieszkańców tejże uroczej wsi. Znacie to? Co innego lwa zobaczyć w klatce a na safari! Panuje tu minimalizm niczym w nowoczesnych, prestiżowych butikach z ubraniami. Czując się przywitani przez te śmierdzące, półprzytomne grono przechodzimy dalej. W powietrzu czuć subtelną woń szczyn wymieszaną z zapachem zsiadłego nabiału i rolniczych pestycydów. Do naszych uszu a zaraz po tym oczu docierają dźwięki ruskiego diskopolo nieopatrznie zmiksowanego z multimediami lokalnej telewizji, która zaś atakuje z odbiornika designem przypominającego wehikuł czasu z oldshoolowych filmów sci-fi. Jak się po chwili okazało ten skoczny repertuar miał zagłuszyć bezwstydne dźwięki ruchania dochodzące zza ściany a ściślej z zaplecza budynku. Po zdecydowanym zaznaczeniu naszej obecności zostaliśmy obsłużeni przez na wpół ogarniętą kasjerkę pod bacznym okiem, jak domniemam kierownika, który całą transakcję obejmował patronatem patrząc przemiennie a to na nas a tu na swój jeszcze nie zapięty pasek od spodni. Oprócz najwyższej jakości produktów spożywczych przyjacielsko zaoferowano nam również ropę, klassiki czy nawet... gospodarkę! To ostatnie już z inicjatywy "nie do końca" trzeźwego przedstawiciela wspomnianego wcześniej kolektywu, który bacząc na mój wygląd omylnie wziął mnie za żyda. Z trudem opierając się tym jakże atrakcyjnym ofertom ruszyliśmy dalej...