Temat który został tu przeniesiony
________________________________________________________________________________
Rozdział Pierwszy
Dziwna wizja
Na morzach Algryckich była sobie pewna wyspa którą zwano Kartun. Mieszkały na niej elfy. Elf to istota podobna do człowieka lecz są szczuplejsze, wyższe i mają długie uszy.
Są szybkie i zwinne, sprawnie posługują się łukiem i dobrze znają magie. Wśród ich rasy żyły także pół elfy, ale wyginęły dawno temu. Pół elf wyglądem przypominał elfa tylko że ma krótsze uszy i lepiej włada mieczem niż magią. Pół elf brał się ze skrzyżowania elfa i człowieka. Po środku tej wyspy było małe spokojne miasteczko Green Town. A w nim mieszkał ostatni pół elf John Cater. Lecz żaden elf nie wiedział o tym że John jest pół elfem bo z niewiadomych przyczyn wolał o tym nikomu nie mówić. Był sam, jego rodzice zginęli w obronie miasteczka przed oblężeniem orków które odbyło się 20 lat temu. Był farmerem uprawiał Gurani(ziemniaki) ponieważ nie mógł znaleść sobie pracy. A codziennie wieczorami chodził pod stary dąb które stało niedaleko jego domu ćwiczyć strzelanie z łuku swojej matki oraz walkę mieczem swego ojca. Jednak nie mieszkał sam miał swojego wiernego druha i kompana psa który wabił się Drako. I pewnej nocy miał dziwną wizje, a w wizji był wielkim wojownikiem i walczył z strasznym potworem o miecz który leżał na piedestale.
Rozdział Drugi
Dobromir
Pewnego dnia gdy John spacerował ze swoim psem obok pomników sławnych bohaterów, między innymi jego rodzice którym postawiono pomnik na pamiątkę za zasługi dla Green Town. Usłuszał jakiś szum za drzewem, okazało się że to mag Dobromir się tu przeteleportował. Dobromir był człowiek, był również potężnym magiem i czarodziejem. Plotki mówią że ma ponad 200 lat, a śrenio tyle żyją elfy i pół elfy, a nasz bohater ma 99. Był też przyjacielem Johna i jego rodziców ponoć jego ojcu uratował kiedyś życie.
- Witaj. Dobromirze - powiedział John
- Witaj. - odpowiedział mag
- Co cie tu sprowadza? - spytał bohater
- Mam do ciebie ważną sprawę. -
- No to mów. -
- Nie tutaj, te drzewa słyszą. - szepną Dobromir
- Słyszą? - z głupią miną spytał się John
- Tak John, nastały mroczne czasy, gdy piećdziesiąt lat temu Manaroth został pokonany, jego wyznawcy w odwecie wypowiedzieli zaklęcie które obudziło wszystkie demony i potwory leżące pod ziemią ze swego wiecznego snu. -
- Więc? - z zaciekawienia spytał się pół elf
- Więc przyzwali wszystkich nawet... Kangude... -
- Kangude!? -
- Tak nawet tego prastarego i potężnego stwora. -
- No to co teraz zrobimy? -
- Przez te lata zbierały się i jednoczyły armie, aby pewnego dnia zgładzić rase która zabiła Manarotha...Elfy... -
- Co!? -
- Ale najgorsze że zaplanowały atak w dzień poprzedzający urodziny ostatniego pół elfa - Dobromir wiedział o tym że John jest pół elfem - Czyli jutro -
- O nie! I co teraz? Musimy uciec z wyspy - z przerażenia jękną bohater
- Wiem ale narazie wystarczy że opuścimy Green Town, ty zacznij się pakować a ja powiadomię o tym króla elfów... -
- Jeszcze tego nie zrobiłeś!? -
- Nie... Ale nie ważne musze już iść, żegnaj Johnie Cater... -
- Żegnaj Dobromirze -
Rozdział Trzeci
Ognisko
John biegł ile sił w nogach, i gdy dobiegł na swoją uliczkę na której zawsze było głośno od rozmów elfów, zauważył że jest podejżanie cicho. I wtedy wyskoczył stary elf.
- Co ty tutaj robisz, przecież wszyscy mężni woje poszli koszar. - powiedział nieznajomy
- A po co tam poszli? - spytał się John
- To ty nie wiesz?! -
- Co mam wiedzieć? -
Młodszy brat Brajana Skat, zauważył za miastem orka zwiadowce! -
- (Do siebie) A więc już są zwiady, a jutro będzie atak... -
-Co tam mamroczesz pod nosem? -
- Nic już idę do koszar. -
- To powodzenia, bywaj - pożegnał się starzec
- Bywaj - zakończył bohater i rozeszli się. Jednak John nie poszedł do koszar tylko ruszył w stronę domu aby się spakować i nagle... Zobaczył jak jego dom płonie, na szczęcie Drako był na zewnątrz.
- Aaaaa! Pom.... - i w tym momęcie z sąsiedniego dachu spadła dachówka na głowę pół elfa ogłuszając go...
Rozdział Czwarty
Ucieczka
John leżał ogłuszony do następnego dnia i obudził się gdy wstawało słońce, a armie orków szykowały się do ataku. Orkowie podzielili się na cztery grupy: pierwsza ukryła się w lesie aby uniemożliwić ucieczkę elfów przez las, druga otoczyła całe miasto, trzecia miała za zadanie niszczyć i podpalać wszystkie budowle i konstrukcję, a czwarta miała zabić każdego elfa bez wyjątków. Wszystkie sprawne elfy zebrały się i ustawiły na pozycje aby odeprzeć atak. W sumie elfów było 156 z czego 76 elfek i 80 elfów ale tylko 36 było sprawnych do walki. Orków było w pierszej grupie 16, w drugiej 20, w trzeciej 10 i w czwartej 22. Elfy nie miały żadnych szans, mimo to nie poddali się, elfki, stare elfy i małe elfy ukryły się w koszarach. John postanowił pobiec do koszar, ale w połowie drogi pojawił się Dobromir.
- Poczekaj - zawołał
- Co znowu? - spytał się pół elf
- Ta bitwa jest już przegrana, mają przewagę liczebną! -
- A co z posiłkami od króla? -
- Nie dotrą tu na czas, musisz uciekać. -
- Ale... -
- Słuchaj przeteleportuje nas stąd, ale moja runa może przenieś tylko dwie osoby. -
- Czekaj, a co z Drako? -
- No cóż... -
- Nie, nie zostawię go, mam lepszy pomysł. Weź go w bezpieczne miejsce, a ja ucieknę na piechotę. -
- Hmmm..... Mogę go odstawić, ale nie wrócę po ciebie bo moja magiczna moc jest wyczerpana po ostatniej walce z takim jednym demonem, więc starczy tylko w jedną stronę. -
- Trudno dam sobie radę. -
- No dobra. - I wtedy John zagwizdał i przybiegł pies. Wtem Dobromir dotknął go i powiedział.
- Uważaj na siebie Johnie Cater! - I się przeteleportował.
- No dobra czas zbierać manatki i się z tąd wynosić- Jeszcze tylko wrócił do domu po uzbrojenie rodziców które nie spłonęło bo jest ponoć magiczne. Potem skierował się do wschodniej części miasta gdzie jedynie stacjonowała trzecia grupa orków. Wszedł w wąską uliczkę gdy nagle zobaczył rozpędzonego elfa który biegł w Johna stronę i zaczął krzyczeć.
- Uciekaj or.... - Dalej nie skończył gdyż ork który go gonił strzelił do niego ze swej kuszy przebijając elfowi czaszkę. Wtem bohater znalazł się w trudnej sytuacji bo jakieś 10 metrów przed nim stał ork który zaczął ładować kuszę. Jednak John zachował zimną krew i sam wyciągną łuk załadował strzałę iii... oddał celny strzał. Gdyby zrobił to o sekundę póżniej, ork był by szybszy jednak leży teraz z strzałą w sercu.
- Hehe masz za swoje paskudo. - Powiedział jeszcze na koniec pół elf. W tym czasie bitwa wrzała, a z 36 elfich wojowników zostało tylko 19. W pierwszej grupie orków zostało 13, druga grupa została bez zmian, w trzeciej zginęło 3(jednego zabił John), a w czwartej zostało 18. i gdy John biegł zobaczył całą siódemkę z trzeciej grupy która stała na ulicy i rzucała pochodnie do domów. Bohater bez wachania wspiął się po drabinie na dach jednego z domów który jeszcze nie płoną. Przygotował łuk i oddał strzał do orka który stał pod drewnianym słupem trafiając mu w rekę która została przybita przez strzałę do tego słupa. Orkowie nie wiedzieli skąd padł strzał i zaczęli się rozglądać w około gdy nagle kolejny ork dostał z strzały która tym razem zabiła orka. Jednak wtedy orkowie zauważyli pozycje pół elfa i zaczęli ładować swe kusze. A gdy już mieli oddać strzał zza budynków wyskoczyła piątka elfich wojowników, i rozpoczęła się zacięta walka. W tym czasie John zestrzelił kolejnego orka, dwóch jeszcze zabiły elfy jednak jeden elf zginął. A gdy zginęło już sześć orków został tylko ten przybity do słupa jednak w mgnieniu oka przeszył go miecz jednego z elfów.
- Hurra! Jedna grupa orków mniej - Zakrzyknęły elfy i wróciły na pole walki. I wtedy John zatrzymał się na chwilę bo budziła się w jego sercu iskierka nadzieji że pokonają orków, lecz nie wiedział co zrobić czy zostać i walczyć czy zachować się jak tchórz i uciec. Wybrał jednak mimo wszystko ucieczkę chociaż wiele razy potem tego żałował że zostawił swe rodzinne miasto na śmierć.
_______________________________________________________________
Miałem już nie dawać więcej ale co tam, chce jeszcze żebyście przeczytali piąty rozdział i zobaczyli czy moje pisanie się już poprawiło.
_______________________________________________________________
Rozdział Piąty
Ostatnie Spojrzenie na Green Town
John zszedł z dachu i zaczął się kierować w stronę granicy miasta. Jednak cała dwudziestka z drugiej grupy orków cały czas otaczała miasto. Na szczęście tam gdzie kierował się John Stacjonowało tylko czterech. Pół Elf starał się jak najciszej przemieszczać, szedł uliczką kupców, (została tak nazwana gdyż domy stojące na tej uliczce należały w większości do handlarzy). Nagle usłyszał jakieś kroki i jednym susem skoczył za budynek. Kroki coraz bardziej zbliżały się, John uznał że te kroki należą tylko do jednej osoby, wyciągną miecz i gdy kroki były dostatecznie blisko wyskoczył zza budynku i gdy już robił zamach mieczem zauważył że to nie ork tylko Elf.
- Ktoś ty? - spytał bohater.
- Dzięki bogu, już myślałem że to ork. - odetchną nieznajomy.
- Jestem Dia Ouri handlarz ziół. Byłem za miastem gdy zauważono orkowe armie. Na początku chciałem się ukryć w małym zagajniku, lecz gdy zobaczyłem grupę orków która niosła pochodnie i podpalała łany zbóż uciekłem gdyż wiedziałem że jak trochę dłużej posiedzę to i w końcu zagajnik się podpali. - powiedział Elf.
- Aha, ja jestem John i zamierzam opuścić to miasto. -
- Mogę iść z tobą? Tutaj mnie raczej nic dobrego nie spotka. -
-Hmm... No dobra chodź za mną. - I ruszyli dalej. Po kilku minutach doszli do granicy, zauważyli orków na szczęście orki ich nie.
- No dobra, trzeba się ich jakoś pozbyć. - powiedział John.
- Może ich jakoś ominiemy? - palną Dia.
- Nie ma szans, musimy ich pokonać. Hmm... Mam pomysł! Zrobimy tak: Ja ustawię się na pozycję i zacznę do nich strzelać odwracając ich uwagę, a ty w tym czasie niepostrzeżenie ich ominiesz. - wymyślił bohater.
- A co z tobą? -
- Jak ich pokonam to spotkamy się pod tamtą skałą. - I wyciągną rękę wskazując oddaloną jakieś 200 metrów dalej skałę.
- No dobra. - Wtedy John odszedł parę kroków, wyszukał dogodną pozycję i powiedział.
- Na trzy! Raz... Dwa... Trzy! - I gdy krzykną wypuścił pierwszą strzałę, niestety chybił. Orkowie zaczęli się rozglądać dookoła, Pół Elf wypuścił drugą
strzałę tym razem trafiając orka prosto w głowę. Orkowie lekko się zdenerwowali że ich przyjaciel padł trupem, więc szykowali odwet. Jeden ork wyciągną swój topór i ruszył na Johna, a dwóch pozostałych przygotowywali swe kusze. W tym czasie handlarz ziela starał się ominąć orków, co na razie dobrze mu to wychodziło. John wpakował już dwie strzały w ciało orka który na niego biegł. Jednak nic mu to nie robiło, dopiero po czwartej strzale ork padł i już nie wstał. John nagle poczuł okropny ból, patrzy a tu w ręce ma wbity bełt, lecz mimo wszystko kontynuował ostrzał. Po paru strzałach powalił kolejnego, został już tylko jeden, John uśmiechną się jak zobaczył że ork dopiero zaczyna ładować bełt, ork wiedział że nie zdąży załadować bo Pół Elf go ubiegnie i trochę się przeraził, ale ulżyło mu gdy John chciał pochwycić strzałę lecz nie mógł gdyż mu się właśnie skończyły. W tym momencie role się odwróciły to John się przeraził a ork z uśmiechem na twarzy załadował bełt. I gdy już miał strzelić bohater uskoczył w bok unikając bełtu, następnie szybkim susem skrył się za beczki. Ork dalej strzelał tym razem w beczki, ponieważ miał nadzieje że przejdzie na wylot.
I jego marzenie prawie się spełniło, bełt trafiający w beczkę za którą był John przebił jedną stronę beczki, na szczęście siła wyrzutu była za słaba aby przebić całą. Jednak mimo wszystko zrobiła dziurę z drugiej strony. Po chwili z tej dziury wytrysnęło Elfie piwo prosto w twarz Pół Elfa. Bohater oblizał się a następnie czekał... i czekał... W końcu usłyszał jak ork klnie na cały głos, domyślił się że skończyły mu się już bełty.
- No dobra! Rozpłatam Cię moim toporem parszywy Elfie! - krzykną ork i zaczął wyciągać swój topór. I gdy ork był już blisko John wyciągną swój miecz i wyskoczył na orka mówiąc.
- Nie jestem Elfem lecz Pół Elfem! I to Ciebie rozpłatam tyle że mieczem! - I rzucił się na orka próbując wbić orkowi miecz w serce, jednak ork odparował cios i kopniakiem odrzucił Pół Elfa. Ork podbiegł do lekko ogłuszonego bohatera próbując dobić go, ale John w ostatniej sekundzie przeturlał się i wbił orkowi miecz w brzuch. Ale ork dużo sobie z tego nie robił, odbiegł tylko o kilkanaście kroków a John powstał na równe nogi. Z wściekłości ork zaczął szarżować na Johna , ale i tym razem uskoczył w bok wbijając mu miecz głęboko w plecy, ork padł na kolana. John stanął nad nim ledwo się trzymając na nogach gdyż był już tak zmęczony że nie miał by już siły aby dalej walczyć.
- W imieniu Króla Elfów... Skazuje cię ohydna istoto na śmierć... przez ścięcie głowy ? to rzecząc tak uczynił. Przysiadł na parę chwil aby zebrać siły a następnie skierował się w stronę skały przy której było ustalone miejsce spotkania.
- Hura! Udało nam się ? krzykną Dia.
- Po pierwsze to mi się udało... A zresztą... -
- Zaraz co ci się stało w rękę? -
- Nic to tylko draśnięcie... -
- Draśnięcie?! Bełt jest wbity głęboko w rękę masz szczęście że nie przeszło na wylot. Poczekaj wyjmę ci to. - I wtedy Dia chwycił mocno za bełt, pociągną i po paru chwilach bełt został wyciągnięty.
- Mam tu jeszcze zioła które pomogą ci zagoić ranę. -
- Dobra dawaj je i uciekamy. - Po chwili bohaterowie byli znów na nogach i zaczęli dalej biec. Na koniec wspięli się na wzgórze z którego dobrze było widać Green Town. Spojrzał i zobaczył jak całe miasteczko płonie, a w oddali słychać krzyki i jęki Elfów. Wziął głęboki wdech i odszedł. ________________________________________________________________________________
Wszystkie prawa autorskie zastrzeżone, kopiowanie dozwolone tylko za moją zgodą. (A jak ktoś to olewa i skopjuje bez zgody, prosze dopisać żę to ja jestem autorem )