Coś na podstawie Disciples i Heroes of Might and Magic... 2445 1

O temacie

Autor Gracz

Zaczęty 7.02.2015 roku

Wyświetleń 2445

Odpowiedzi 1

Gracz

Gracz

Użytkownicy
posty105
Propsy10
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
Tak sobie ostatnio napisałem pewien tekst i chciałbym go zrealizować w  formie słuchowiska. Wiadomo, przeczytany na role. Założyłem już temat w dziale oferty pracy i pomoc i chciałbym też dać do wglądu, może ktoś się jeszcze tym by zainteresował...

 Drogi osobniku, który będziesz, to czytał. Nazywam się Jeratt. Jestem jedynym ocalałym z miejscowości o nazwie „Srebrna Twierdza”.
W pewnym momencie coś błysnęło na niebie, ogarnęło wszystko rażące światło, które w dodatku chwilowo oślepiło. Nie wiem, co się działo ze mną, ale, gdy już odzyskałem wzrok, zobaczyłem tylko wypalone pustkowie. Zniszczone budynki… Nie wiem, czy leżałem, czy, po prostu straciłem przytomność, ale coś strasznego musiałem ominąć…
(Tu notatka się urywa. Kartka jest przerwana na pół i pismo również bardzo wyblakłe. Wręcz niemożliwe do odczytania.)
Wędrowiec obejrzał jeszcze kilka razy kartkę, ale po chwili wyrzucił ją, zmiętą, w kąt.
Wyglądał zwyczajnie. Tak jak wielu w tych stronach samotnych wędrowców. Owinięty tkaniną, z zakrytą twarzą, uzbrojony i z plecakiem. Tak samo jak wielu, próbował szabrować zniszczone miasta. Ale nie mógł dotrzeć do wnętrza Srebrnej Twierdzy. Od jakiegoś myśliwego dowiedział się, że panuje tutaj paskudna aura oraz moc magiczna, która zabija nieostrożnych. Kilku towarzyszy myśliwego już zginęło, próbując wejść, chociażby na ulicę. Nie widać tej aury, ale ona zabija. Wdziera się do ciała, niszczy organy, spala skórę… A nad miastem chmury czarne, niebo zachmurzone. Deszcz często pada, zgubny. Tylko podkreśla tą atmosferę ponurą, która nad miastem panuje. Chcą się dostać, rozkraść. Tam pewnie amunicji dużo, broni, sprzętu. Ale po co ten poszedł? Przecież zginie, umrze w okropnych konwulsjach i bólu. Nie wyjdzie stąd żywy… Chyba, że Imbreg go naznaczył jakąś odpornością…
--
- Ponoć ostatnio dużo słyszy się, jakoby, co niektórzy widzieli jak jakieś istoty piekielne przemierzały pustkowia. O, ile temu w ogóle wierzyć… - powiedział kapitan Jurru, głównodowodzący oddziału „Szczurów”. Szczury, to nikt inny jak szabrownicy, ale też po części zwiadowcy, którzy wędrują po Krainach Centralnych. Są na usługach Królestwa. Nie ma ono nazwy. Spierali się nad nią tak długo, że w końcu doszli do wniosku, że nie ma sensu jej nadawać. Ale, to nie jedyne zorganizowane społeczeństwo w zrujnowanym świecie. Drulle, to raczej istoty stadne, zawsze organizują jakieś społeczności. A kontynent jest na tyle wielki , że spokojnie wystarczy dla każdej, miejsca. - Nie wiemy co się dzieje bliżej morza, ciągły brak danych. – stwierdzają zgodnie. Ale nie wysyłają zwiadowców. Nie tak daleko. Boją się aury. Zabija zbyt wielu. Nie da się uzupełnić braków, tak szybko. Poza tym te niepokojące koszmary, coraz, to nowszych osób, którym śnią się jeźdźcy piekielnych koniach, którzy pędzą przez pustkowia albo fruną na czarnych pegazach po nieboskłonie. Ich twarze mętne lub zasłonięte maskami, hełmami… To nie wróży nic dobrego. Król Emerald nie wierzy, jednak w te przesłanki i sam chyba zapomniał opowieści z dawnych czasów, kiedy to Bathrussen dysponował armiami potępieńców i dusz nieczystych, które zabijały w jego imieniu. Przecież Boga nie da się zabić. A on nawet nie przebywał pośród nas, tylko w swoim piekielnym wymiarze. Zapewne, ubolewał, że nie ma już, z kim walczyć. Nie ma już czyich dusz niewolić i mącić w umysłach. Teraz zapewne odkrył naszą obecność i chce nas wszystkich wytępić…
--
Usiadł jeden ze szczurów przy ognisku. Wyjął skromną gitarę i zaczął grać powolną melodię. Ciągle patrzył w ogień, nie oderwał wzroku nawet na chwilę. Maski nie zdjął, gogli również. Reszta, natomiast jakaś niespokojna. Co chwilę oglądali się za siebie, dookoła. Mieli przygotowaną broń… Chociaż nic ich nie zaatakowało od dłuższego czasu. Teren spokojny, aury nie ma. Nikt nie zginął. Doskonały bilans, zero rannych. Żywności jeszcze zostało trochę, wody się ostało. Wracają powoli, ale noc zastała. Zbyt ciemno, by iść.
Kapitan spojrzał w niebo. Wciąż zachmurzone. Ostatni raz gwiazdy widział podajże miesiąc temu. Ale i tak niezbyt wyraźne. On wierzy w zabobony i niestworzone historie o bohaterach, herosach i wybrańców bogów, którzy toczyli boje w przeszłości. Myślał o jeźdźcach, którzy również się mu przyśnili i miał też obawę. Domyślał się, że muszą oni mieć coś wspólnego ze złem, które najprawdopodobniej zaraz wykiełkuje z jałowej ziemi i znowu będzie chciało podbić cały świat. Tak jak wieki temu. Warunki ku temu przecież są idealne… Czyż nie? Wszystko dookoła zniszczone. Nie trzeba się zbytnio do tego przykładać. Obrońców sprawiedliwości, jak na lekarstwo. Brak wręcz.
--
Miasto. Po prostu miasto. Bez nazwy, bezimienne… Zbudowane na ruinach i gruzach stolicy. Miała swoją nazwę, ale i tak nikt jej nie chciał używać. Po co relikty przeszłości w niedoskonałej teraźniejszości… Miasto największe ze wszystkich. Zebrali się tutaj wszyscy, którzy mieszkali w okolicy bądź promieniu miliona łokci. Król Emerald otoczył opieką wszystkich, którzy jej potrzebowali bądź się o nią ubiegali. To idealne miejsce na prowadzenie handlu, werbowanie najemników, wyrób broni… Serce Królestwa, tutaj człowiek czuje, że żyje! Z dala od Aury, od zmutowanych stworzeń, wymyślnych wizji zagłady, nawiedzonych kaznodziei i głodu. Możesz jeść, jeżeli tylko jesteś w stanie na to jedzenie zapracować, kupić bądź ukraść albo jakoś je zdobyć. Sposobów jest wiele. Ktoś w rodzaju mistrza kwatery, wysyła zawsze oddział na szaber, wyruszają karawany, uzbrojone i prowadzone do celu przez najemników. Wojska króla codziennie patrolują tą gigantyczną metropolię. Nie liczyli, ile, ale na pewno jakiś pół miliona tutaj mieszka. A niegdyś to miasto, liczyło ponad siedem milionów mieszkańców. Znaczna część jest niezaludniona, więc tam też się gnieżdżą różni bandyci, pośród gruzów, ale na razie boją się podpaść Królowi. Uznają jego zwierzchnictwo. Pora rozszerzyć granice. Trzeba znaleźć lepsze miejsce do życia. Populacja się zwiększa, potrzeby rosną. Już teraz z trudem daje się ich wyżywić, a rokowania na najbliższe lata nie są zbyt optymistyczne. Jeżeli nadal będzie panował taki przyrost, to będziemy musieli zjadać samych siebie… Warunki nie są zbyt dobre do hodowli czegokolwiek, brak trawy, ziemia słabej jakości, więc uprawa też odpada. Szukają dalej. Coraz bardziej na północ. Omijają wschód, tam, gdzie najwięcej Aury… Zachód niepoznany. Ale tam niegdyś była największa nekropolia ze wszystkich, jakie kiedykolwiek zostały wzniesioną drullską ręką. Teren górzysty, mało urodzajny, surowy… Nadawał się idealnie na cmentarz, ale do życia zbytnio nie, ale byli i tacy, którzy i tam chcieli mieszkać. Z pewnością mityczni potomkowie Mrocznych. Po co komu na cmentarz iść? Chyba tylko po śmierć…
--
Rozdział I:
Wojowniczy Królewicz.
Zebrali się w kolonii Królestwa, gdzieś na południu. Spotkali na udeptanej ziemi, razem z wojownikami, zacnymi, najlepszymi miecznikami, jacy kiedykolwiek istnieli. Powszechnie panowało przekonanie, że drull to słaba istotka, która nawet nie jest w stanie miecza unieść w poczciwy sposób, ale ci mężczyźni dzierżą swoje oburęczne miecze i „koszą” nimi bez najmniejszych problemów. Również ciężko uzbrojeni… Z symbolem Królestwa na piersi – Białego Sokoła.
Ustawili się w szeregu. Uderzyli butami w ziemię, oparli ostrza mieczy o ramię. Królewicz Johannes na zmutowanym pegazie, który był pozbawiony zdolności lotu, wjechał na miejsce zbiórki. Zatrzymał rumaka.
- Czołem żołnierze! – ryknął.
Głos miał zniszczony od wydawania komend przez te wszystkie lata. Sam również był zniszczony. Jego skóra, blada, naznaczona różnymi dziurami, plamami. Z resztą nie był już młody. Najstarszy syn króla Emeralda. Pretendent do tronu… Ale nie lubiany przez ojca. Odwiecznie pogardzany i „zdegradowany” tylko i wyłącznie do stopnia dowódcy wojsk. Zresztą w tym był najlepszy. Wydawanie rozkazów, walka. Machanie mieczem, polerowanie ciężkiej zbroi… Uwielbiał to i chyba już się pogodził, z tym, że nigdy nie będzie bliski swojemu ojcu. Zawsze z tyłu, w cieniu swojej siostry, królewny, której również nie nadano imienia… Co jest niezwykle dziwne… Ale więżę się z tym jakaś zawiła historia, że ponoć Król Emerald, nie mógł znaleźć odpowiedniego imienia, które wyrażałoby, to wszystko, co jest w niej zawarte.
- Czołem książę! – odpowiedzieli chórem, miecznicy.
- Idziemy w bój chłopcy… Ponoć gdzieś tam, na wschodzie Mroczni się odradzają. Sen mi zesłała księżna aniołów i kazała zbadać, co się kryje na wschodzie, za lasami zmarłymi…

Poprawione! przecinki wstawione.


Jak na razie niedokończone i będzie rozwinięte.  :ok:
 

Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
Jeśli chcesz, żeby ktoś to płynnie i zrozumiale przeczytał, najpierw popracuj nad przecinkami :ok:
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry