Władca Czasu 2968 0

O temacie

Autor RiPPerMAN

Zaczęty 14.03.2014 roku

Wyświetleń 2968

Odpowiedzi 0

RiPPerMAN

RiPPerMAN

Użytkownicy
FapTeam Studios
posty222
Propsy25
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
  • FapTeam Studios
Elo!
Eksperymentowałem ostatnio z pisaniem lekko krótkiem powieści, ludziska... Pisałem w jakieś trzy godziny i troszkę się żem postarał  :lol: Czekam na opinie  :ok:




                         WŁADCA CZASU

Rozdział I - Bitwa
W pewnym królestwie Argann żył król - Metius V, który rządził bardzo surowo lecz sprawiedliwie. Miał odwieczną wojnę z cesarstwem - Gard, niestety... Pewnego dnia rozgorzała ogromna bitwa na skalę czasową, która na zawsze zapisała się w naszych kronikach i nigdy nie zostanie z niej usunięta. Argann miało bardzo potężnego wojownika imieniem Drassen, którego jak mówi legenda nikt nigdy nie zranił. Byl on pułkownikiem i podczas tej bitwy nie oszczędzał nikogo, nawet komandorów wrogiej armii. Wreszcie doszło go spotkanie z generałem wojsk przeciwnych. O potężnej posturze półork mógł go zgnieść dwoma rękoma jak zabawkę, lecz Drassen nie miał z nim zbyt dużego kłopotu. Był też bardzo dobry szeregowiec - Jack, który zawsze obnosił się z tarczą, chociaż przeciętny szeregowiec nie ma tarczy, dopiero elitarny, ale on to wyjątek.. Walki trwały od południa przez noc do świtu, aż armia z Gardu przegrała i niedobitki uciekły przez prerie. Lecz kilku jeszcze nie zaniechało walki, jeden z łuczników pozostał na stanowisku i wycelował prosto w pułkownika Argann. Drassen nim zdążył się obrócić strzała była tuż koło jego głowy, ale nagle coś go odepchnąło i upadł nie zraniony, to Jack . Drassen nie podziękował, wstał i wyjął swój sztylet , którym rzucił idealnie w głowę łucznika znajdującego się od niego jakieś 400 metrów. Jack był bardzo zadziwiony jak można tak idealnie rzucić sztyletem, więc nie wytrzymał i zapytał:
- Cholera jasna, pułkowniku! Niezły cel!
- Moje oko jest po prostu wytrenowane, a ręka porusza się tam gdzie chcę... Nie ma co się dziwić, to kwestia doświadczenia, jestem w armii już od ponad 20 lat, chociaż walki toczyłem tuż przed wstąpieniem do niej...
- Mamy długą drogę i dobijanie niedobitków, opowiedz mi!
- To zbyt długa historia chłopcze...
- Chętnie posłucham, lubię historię... starcze...
- Heh Humorzasty jesteś, ale moje życie to nie bajka, spójrz - Podniósł kawałek zbroi, która zakrywała mu brzuch - Nie mam pępka... Nie urodziłem się z człowieka, szczerze mówiąc to nikt nie wie jak powstałem
- Żyłeś w sierocińcu!?
- Tak.... Co w tym złego szeregowcu? Nazywali mnie Barney, ale ja nadałem sobie imię Drassen, które pochodzi od żyjącego 4 wieki temu potężnego smoka
- Jak zaciągnąłeś się do armii?
- Ehhh... Nie odpuszasz co?
- Nigdy
- Dobra, słuchaj... Podróżowałem kiedyś po krainach krasnoludów, byłem nawet w ich stolicy - Dradnie, tam dostałem w podarunku mój sztylet... Chwila... - zajrzał do pochwy na sztylet przy lewej nodze - Chodźmy za ten czas po mój sztylet, bo jeszcze jakiś nędzny komandor go weźmie... A więc, dostałem ten sztylet od nich, bardzo dobra krasnoludzka robota...
- A co ma...
- Cicho! Mówiłeś, że lubisz długie historie, więc masz! Jak ci się gdzieś spieszy to powiem w skrócie... Było tam pięknie, kupiłem od samego generała armii krasnoludzkiej Gradosa ten miecz, jeszcze pożądniejsza robota... Od samego króla Gór dostałem zadanie pozbycia się mrocznych elfów z puszczy na terenach nieopodal stolicy, to byli bandyci... Kazał kilku krasnoludom iść ze mną i dał też dodatkowe zadanie, tak przy okazji, gdybym znalazł zagubionego sprzed dwóch dni krasnoluda miałby jeszcze większe do mnie zaufanie! O tu jest! - wyjął sztylet z głowy łucznika Gardu - no i wtedy... wtedy... się zaczęło, nigdy nie widziałem tak licznej armii elfów w jednym miejscu! Krasnoludy niemal od razu zginęły od gradu strzał, ale ja przedzierałem się przez oddziały elfów aż dotarłem do tronu mrocznego króla Elfów... Załatwiłem go bez trudu, ale to tylko powiększyło gniew i nienawiść jaką do mnie zapałali...Dotarłem do klatek w lochach i uwolniłem zagninionego krasnoluda, ale wtedy... i tylko wtedy oberwałem... zostałem zraniony... Strzała uderzyła mnie w rękę i tam kończy się moja historia z elfami... Razem z krasnoludem dobiliśmy resztę i wróciliśmy do Dradna... Pięć lat później wstąpiłem do wojska a po pięciu latach stałem się pułkownikiem! Teraz zostanę mam nadzieję generałem, zrobiełem więcej nawet niż ten zasrany król... A jaka jest twoja historia? Chętnie posłucham...
- No zaciekawiłeś mnie swoją, więc opowiem ci swoją... Raz z przyjaciółmi bardzo silnym Brianem oraz chudym, herlawym i nadzwyczaj zwinnym Davem ruszyliśmy poza naszą wioskę przy górach krasnoludów... To było jakieś pięć lat temu, ale wtedy miałem tylko 15 lat... Szukaliśmy orków okolicy i niestety znaleźliśmy... Brian i Dave zdążyli wdrapać się na drzewa, ale ja nie... Wyjąłem miecz i widziałem w oczach śmierć... Biegło na mnie trzech bardzo mocnych orków, nigdy takich silnych nie widziałem, nawet w armii... Udało mi się zranić dwóch, ale trzeci zajął się zcinaniem drzew na których byli Dave i Brian! Wystraszony przebiłem jednego orka i ruszyłem na następnego, który zaczął przede mną uciekać, tak byłem wściekły... Brian zawołał o pomoc, tyłem drzewa szybko podałem mu topór orka, który był dla Briana jak zabawka... lekki... Zeskoczył z drzewa na orka ścinającego je i oczywiście zabił. Trzeci chciał uciec, ale go dopadłem... wtedy... stało się coś strasznego, gdy spojrzeliśmy w stronę wioski z pagórka widzieliśmy tylko zgliszcza, płomienie i orków rżnących naszych sąsiadów... To było straszne... Kilka dni potem poszedłem do armii, a Brian i Dave, chcieli spokojnie żyć, więc ruszyli do miasta na granicy z Górami Krasnoludów...
- Tęsknisz za nimi co?
- Bardzo... Chciałbym się wybrać po tej bitwie do nich...
- Mogę ci pomóc gdy zostanę już generałem, będę mógł samotnie podróżować, ale będę miał tylko tydzień!
- Spokojnie, aż tak długo się tam nie idzie!
- No to wracajmy do króla, głodny jestem - rzekł Drassen i oboje wsiedli na konie i ruszyli za resztą armii do stolicy Argann - Barghis.

Rozdział II - Podróż
Podróż do Barghis była bardzo męcząca ponieważ zmęczenie po bitwie jeszcze dało się we znaki. Drassen poszedł przed oblicze Metiusa V, który mianował go generałem jego wojsk.
- Wielmożny królu, proszę o pozwolenie wyruszenia na własną ścieżkę przez... tydzień!
- Drassen... Jesteś generałem! I to wojsk atakujących, nie obronnych, kolejną bitwę mamy dopiero za dwa tygodnie! Możesz wyruszyć na wyprawę we własnym celu, panie generale.
- Dziekuję królu - Drassen wstał z klęczka i powędrował do sypialni Jacka.
- Baczność, szeregowcu!
- Tak jest, generale!... - odpowiedział bez zwątpienia Jack, ale nie spojrzał na generała
- Spocznij, Jack, to ja! Drassen!
- Drassen!? Generałem? Nieźle się żeś wyciągnął... Przepraszam, panie generale za słownictwo, ale...
- Spokojnie, nie jestem ani egoistą ani arogantem... Jutro o świcie wyruszamy, my dwaj nikt inny, na dokładnie tydzień, przyszykuj zapasy, musisz być wyspany, szeregowcu
Drassen odmaszerował przez drzwi wyjściowe i wrócił do swojej komnaty. Wziął podręcznął osełkę i zaczął ostrzyć swoje bronie z myślami czy nie zajść czasem do Gór na spotkanie z krasnoludami? Było by fajnie... Ale jego myślą ukazała się horda orków, która zniszczyła marzenia o spotkaniu z Królem Gór. Po kilku godzinach zapakował prowiant i bandaże oraz położył się spać. Następnego dnia z samego rana Jack zjawił się w progach komnaty Drassena i mocno zapukał. Drassen lekko oniemiały wstał z łoża i ruszył do drzwi je otworzyć. Od razu Jack wykrzyczał mu przygotowanie do drogi. Po kilku minutach byli już poza stolicą. Szli w milczeniu mijając liczne zwierzęta takie jak - wilki, dziki, nawet zdarzyło się spotkać raz czy dwa ścierwojada, który na ich widok zwiał z podkulonym ogonem. Kilku farmerów z farm oraz miast i pijaków w gospodzie gdzie postanowili się zdrzemnąć... Drassen oczywiście nigdy nie ufał przydrożnym hotelom, więc zasnął z zakneblowanymi drzwiami i sztyletem pod pachą. Kiedy dotarli do lasu niedaleko Nigru - miasta graniczącego z Górami Krasnoludów, zsiedli z koni... Jack usłyszał niepokojące dźwięki w krzakach, więc zaczęli prowadzić przez drogę leśną swoje konie zamiast odwrotnie... Kiedy szli nagle ktoś rzucił się na szyję Drassena, który nie zachwiał się i nie upadł tylko zwalił go z siebie na ziemię. Za chwilę ujrzał Dava leżącego brzuchem na ziemii. Wyjął sztylet uderzył nieznajomego pięścią w nos i wycelował mieczem w leżącego siłacza.
- Rzuć broń! - Krzyknął do drugiego, który miał łuk - Albo go zabije, bandyto! Wstawaj Jack!
Po tych słowach Jack wstał, a w oczach napastników widzilieli coś innego niż chęć mordowania. To byli Brian i Dave, Drassen dał mu wstać i zobaczył jak tamci zaczęli się tulić do siebie.
- Jack! Skąd się tu znalazłeś?
- Przybyłem się z wami zobaczyć, brachu! Poznajcie generała naszej armii, Drassena, pomógł mi się tu dostać!
- Witam cię, jestem Brian, dawno tu wojsko nie zaglądało!
- Król wysyłał wam kilka odzdziałów co miesiąc, to niemożliwe żeby nic do was nie dotarło.
- A jednak, być może do przez ten obóz orków na drodze do miasta, które jest trochę spustoszone przez bandytów Marka
- Marka? Tego Marka? - spytał Jack
- A jest jakiś inny? Codziennie napadają na nas zbiry, wojska jak nie było tak nie ma - odpowiedział bezzwłocznie Dave
- Widzę, że jesteście myśliwymi!
- Masz rację! Obeszliśmy cały obóz orków, ale to trwało kilka dni, mamy niedaleko chatkę, chodźcie za nami!
- Czekajcie tylko wezmę... - rzekł Jack, ale gdy spojrzał tam gdzie stały konie... nic nie było - konie... Cholera, zwiały nam!
- Nie! - krzyknął cicho Brian wyraźnie wystraszony - Konie nigdy nie znikają w tej puszczy same. Słyszałem, że orkowie jadają konie, a czasem nawet ludzi!
I wtedy wyskoczył zza drzewa ork łucznik, ale nie zdążył napiąć strzały, gdy dostał sztyletem w głowę. Zza reszty drzew wybiegła reszta orków i rozgorzała walka. Dla Drassena była to zwykła rozrywka i rozgrzewka przed walką z całym orkowym obozem, w końcu nie miał dużo czasu bo tylko 5 dni, więc chciał dotrzeć do miasta wcześniej niż jakieś 3 dni potem. Gdy orkowie padli trupem, Drassen oberwał... w nogę. Orkowie łucznicy siedzieli na drzewach. Dave ściągał ich łukiem, Brian zcinał drzewa swoim toporkiem i dobijał na ziemii, a Drassen resztkami sił rzucał w nich sztyletem. Orkowie umarli, a Drassen opatrzył swoją ranę
- Nie mamy czasu na pójście do waszej chatki, chłopaki, musimy dotrzeć do miasta po zapasy i konie, pomożecie nam? - powiedział generał
- Jasne, dla Jacka wszystko, chociaż generał też się przyda w razie napadu ludzi Marka - odpowiedział Dave
- Kto to ten Mark do cholery!? - spytał głośno Jack. Oniemiały z wrażenia Drassen zaczął mu tłumaczyć, kulejąc
- Mark to najpotężniejszy bandzior w Argann od Gór Krasnoludów, aż po niziny Gardu i lasy elfów! Wszyscy się go boją, a raczej jego ludzi. W bazie trzymają ponoć ogry, ale nie wierze tym bujdą, ogry prędzej by ich zabiły niż się poddali zwykłym ludziom. Poza tym Mark ma główną siedzibę w Górach, ale nikt nie wie gdzie dokładnie
- A to cwaniak! Musi mieć mocny argument żeby trzymać tylu ludzi w ryzach!
- Tak...Podobno podczas wojny o Argann wsławił się jako najokrutniejszy wojownik Gardu, ale jego wojska zostały rozbite i uciekł do krasnoludów 10 lat temu, widziałem go, uciakał jak tchórz...
- Podobno stracił rękę podczas wojny! - wtrącił się Brian - zwariował i zjadał serca swoich wrogów!
- Ciii... Dotarliśmy! To obóz orków! - wtrącił Dave przystopując
- Spokojnie - rzekł Drassen - Mam doświadczenie w walce z orkami, może i pójdzie mi kontakt z nimi? Zaczekajcie tutaj na mój znak! Gdy coś pójdzie nie tak, atakujemy!

Rozdział III - Baza Orków
Drassen wyszedł z krzaków i podszedł pod samą bramę.
- Kto tam stoi!? - krzyknął ork strażnik
- Chcę dostać pozwolenie na przejście przez wasz obóz do miasta!
- Kolejny żołnierz Argann... - otworzyła się ogromna brama i Drassen cofnął się o dwa kroki. Z bramy wyszedł ogromny ork wielki niczym ogr, tylko że z mieczem i wielkim brzuchem oraz zbroi.
- Chcem przejść razem z kompanami, orku!
- Jestem Garok Straszliwy! KAŻDY to wie!
- Witaj więc... Ja jestem generałem Argann i rozkazuję ci nas przepuścić!
- Myślisz, że przyjdziesz tu i poprosisz o przejściu i cie przepuści nas herszt?
- Nie mam pojęcia... Czemu orkowie są tacy paskudni, może mi powiesz?
- Zdechniesz jak ci powieszeni na murze!
- Widocznie nie jesteś aż taki mądry na jakiego wyglądasz - po czym wbił mu miecz w brzuszysko i sztylet pod szyję - mnie się przepuszcza! KAŻDY to wie!
Z krzaków wybiegł najpierw Dave i zestrzelił pierwszego orkowego łucznika, a za nim Brian i Jack, który zgubił swoją tarczę podczas siedzenia w krzakach. Drassen rzucił się do środka i zabił orka, który właśnie zamykał bramę i otworzył ją ponownie. Kompani wbiegli do środka i zaczęła się rzeź, ale orkowie nie poddawali się tak łatwo, ale dla Drassena to był nędzna zabawa z dziećmi. W końcu jednak orkowie przystanęli wystraszeni i cofnęli się tworząc ścieżkę dla kogoś, kto miał wyjść z jaskini. Wybiegł z niej jeszcze większy ork , który krzyknął po orkowemu do jakiegoś innego orka, który od razu pobiegł w stronę kraty
- Ty! Zginiesz z MOJEJ ręki, generale! - powiedział do Drassena, a ork, który pobiegł gdzieś pociągnął za łańcuch i zza krat... wybiegł wielki troll jaskiniowy. Dave rzucił się na niego strzelając mu prosto w oczy. Brian podniósł z ziemii topór orka i miecz orka i po chwili znalazł się przy nogach trolla, który nic nie widział, ponieważ Dave zniszczył mu oczy. Brian podciął mu kolana, a na koniec gdy troll upadł, odciął mu głowę. W tym samym czasie herszt orków rzucał Drassenem po całym obozie i widocznie bawiło go to. W końcu ork krzyknął
- Rozszarpać te mory! Generała zostawcie mi!
Po tym rzucił się na Drassena, ale on wyjął sztylet i rzucił orkowi prosto w szyję, lecz ten zaśmiał się tylko głośno i wyłamał sztylet ze swojego gardła. Ze sztyletu zostały dwie części. Drassen poczuł w sobie prawdziwy gniew, ale to nie uchroniło jego kompanów od śmierci. Ork rzucił go na kolana, a potem kopnął prosto w twarz, przez co Drassen padł na plecy. Spojrzał się w stronę Dava, widział lecącą ku niemu strzałę. Trafiła. Dave padł martwy. Jack widząc to nie przejmował się orkami i biegł na pomoc przyjacielowi, ale jakiś ork dobiegł szybciej i z całej siły walnął toporem w klatkę piersiową Jacka. Też zginął. Brian zginął w walce, zabity od ran, które zadali mu orkowie.
- Zostałeś tylko ty... - i... czas się zatrzymał, wszystko stanęło w miejscu, Drassen wstał i nie wiedział co się dzieje, coś poderwało go do góry. "Umarłem" - pomyślał.
- Drassenie! To twoja kolejna szansa! - syknął jakiś głos a generał padł twarzą na jakiś obłok. Przed sobą ujrzał wielki świątynny budynek. Wszedł do środka i ujrzał tron. Siedział na nim jakiś ogromny człowiek, prawdopodobnie miał jakieś 15 metrów wzrostu.
- Zgadnij kim jestem!?
- Hektor!? Jednak istniejesz!?
- HAHA Wątpiłeś w boskie pochodzenie śmiertelniku!?
- Czy ja...
- Jeszcze nie... Jeszcze... Twoi przyjaciele zginęli w walce u twego boku. Twoje umiejętności są bardzo fascynujące! Mogę cofnąć czas do momentu gdy ork wypuszcza strzałę w stronę Dava, ale musisz działać szybko...
- Jest w tym jakiś haczyk!
- Tak, jest. Musisz zabić Marka w przeciągu 2 dni. Za 2 dni o brzasku twoi kompani padną martwi
- Tego Marka? Nikt nie wie gdzie on jest!
- To jest właśnie zagadka, którą bardzo łatwo odgadniesz. Wracaj na ziemię generale! - Drassen zaczął spadać z obłoku i krzyczał jeszcze
- A co z moim pochodzenie! Kim jestem, Hektorze! HEKTORZE!
- Zobaczysz śmiertelniku, zobaczysz...
Głosy się urwały, a Drassen runął z impetem na ziemię. Czas nagle ruszył i ork biegł do niego. Podniósł jakiś orkowy miecz i rzucił prosto w Dava. Ten się obrócił i ujrzał miecz i niszczącą się strzałę. Drassen padł na kolana, potem na plecy. I wtedy wstał wyjął swój miecz i przebił orka na wylot, ten zaś padł. Drassen podbiegł do drewnianej ścianki, na której był stos wielkich głazów, pewnie do budowy. Wziął belkę z drewna i podstawił w poprzek przy ścianiei kopnął w nią z całej siły, ta aż prawie upadła. Ork leżał na ziemi i nie podnosił się, ale wstał i rzucił toporem prosto w belkę przytrzymującą ściankę. Ściana runęła, a głazy leciały wprost na orkowego herszta. Niektórzy orkowie rzucili się na niego przez kamieniami, aby przeżył i udało im się! Herszt jedynie się rozzłościł i rzucił prosto na Drassena. Ten uwiesił się na łańcuchu, który otwiera kratę i przeskoczył nad orkiem. Szybkim ruchem odciął mu głowę, lecz ten nadał żył, więc Brian się nim zajał, przeciął go na dwie części. Po śmierci ich herszta, orkowie uciekali w popłochu przez mury i bramy. Dave otworzył bramę prowadzącą do miasta i się ulotnili.
- Mamy niecałe dwa dni! Musimy załatwić Marka! - powiedział po drodze Drassen
- Marka? Jak mówiłem tylko jego ludzie wiedzą gdzie on jest, ale oni oddaliby za niego życie, aby nic nie powiedzieć! - odpowiedział Brian
- No to zapłacą życiem...
- Czemu tak nagle przyszło ci zabić Marka? Przecież sam wiesz, że to praktycznie nie możliwe! - odezwał się Dave
- Słuchajcie... Wy... Umarliście, zostaliście zabici...
- To czemu żyjemy? Co tu sie do cholery dzieje! - zdenerwował się Jack
- Zamknij się choć na chwilę! Zginęliście, ale pojawił się przede mną Hektor...
- On istnieje? - zapytał Dave
- Tak... i zlecił mi zabicie Marka w ciągu dwóch dni, inaczej zginiecie... Cofnął czas, w którym udało mi się was uratować
- Ale po co miałbyś zabijać tego Marka? - wtrącił Jack
- Nie mam pojęcia, ale Hektor na pewno ma swoje powody...
- To czemu sam go nie zabije, skoro to bóg!? - rozzłościł się Brian, jakby Hektor był jego największym wrogiem
- Bo Hektor to władca czasu, matole! On włada czasem, nie może ingerować w życiu i śmierci, ale może cofać czas i go dowolnie zmieniać! Dlatego zaszantażował mnie... Hej czy to nie to miasto?

Rozdział IV - Nigier
Drassen, Brian, Dave i Jack dotarli do spustoszonego miasta, wszędzie leżały kartony, beczki i połamane deski. Zgliszcza większości domów dały się we znaki. Nagle, gdy już byli koło zamku w Nigrze zaczepił ich ktoś z kosą farmerską
- Ej wy! Kogoż to moje oczy widzą! Nieudacznicy Brian i Dave! Świetnie! Mam dla was robotę przy krowach!
- Cicho bądź zgredzie i odpowiadaj jak generał pyta - odezwał się Drassen
- Generał? Pierwszy raz widzę jakiegoś żołnierza od... od 2 lat! Witaj... Ale co mnie to obchodzi! Oni spieprzyli całą sprawę! Mieli znaleźć przerzucacza gnoju, Gibsa, ale zamieszkali w lesie i nie dali znaku życia, a to oni byli jedynymi wojownikami, którzy przetrwali ostatni atak bandziorów!
- A orkowie? Nie naprzykrzali się za bardzo? - zmienił temat Jack
- Orkowie! Widzę ich codziennie patrolujących las! Na pewno mają tam gdzieś swoje obozowisko! I to duże!
- Orkowie nie są problemem - wtrącił Brian - po drodze do miasta załatwiliśmy większość ich obozu i herszta. Są rozbici
- Niemożliwe! Generale! Gdybyś jeszcze zabił Marka...
- O to chodzi... Po to tu przybyłem... głównie po to...
- Mam dla ciebie niespodziankę! Czekaliśmy na wojsko dwa tygodnie odkąd wysłaliśmy kuriera z listem! Nikt nie przybył! - podszedł do szopy i otworzył drzwi, w środku siedziało kilku chłopów z kosami, widłami i siekierami drwalskimi - to nasza prowizoryczna linia obrony! Wczoraj nasz zwiadowca odkrył, że niedaleko znajduje się jaskinia prawej ręki Marka - Gibsa!
- Że co? Gibs... Bandytą? To wszystko nie trzyma się kupy... - zdziwił się Dave
- Właśnie! Posłuchajcie... Gibsa nie porwano, on uciekł! Już dawno to planował, teraz trzeba napaść ich rozbójników i zakończyć ten niecny proceder! - znowu odpowiedział starzec
- Kim jesteś? - spytał Drassen naładowany zbędnymi informacjami
- Jestem starszym wioski spod zamku... Nazywam się Horn i wcale nie jestem stary! Zaledwie 60 lat mam na karku, młodzieńcze!
- I masz laskę? Pójdziemy tam, zwiadowca nas tam zaprowadzi... Czemu nikt z zamku wam nie pomaga?
- Mam zranioną nogę, walczyłem z Markiem podczas wojny o Argann! A co do twojego pytania to dlatego, bo nikt nie żyje! Namiestnik chowa się w piwnicy pod zamkiem, ale słyszałem, że zdechł. Rycerze i woje, albo uciekli, albo zostali zamordowani przez bandziorów!
- Macie tu jakiegoś kowala? Krasnoluda najlepiej...
- HA! Dobrze, że pytasz! Ostatnio umarł nam jeden kowal, ale były pogłoski, że pewien krasnoludzki kowal uciekł ze swoich górzystych krain na nasze stoki i mieszka sobie spokojnie gdzieś na wyżynie, przyjacielu. Nie radzę ci go szukać, mówią, że to dziwak-samotnik!
- Zaryzykuję... To gdzie ten zwiadowca?
Kilka minut potem wyruszyli do lasów na zboczach Gór w poszukiwaniu krasnoluda razem ze zwiadowcą, który potem miał pokazać im drogę do zdrajcy, Gibsa. Wreszcie dotarli do małej chatki z kuźnią na tyłach w głębi lasu przy ścieżce na przełęcz przez Góry Krasnoludów.
- Stać, bo zabije! Kim jesteście i co tutaj robicie!? - wrzasnął ze strachu krasnolud
- Ja będę mówił - szepnął do kompanów Drassen - Jesteśmy podróżnikami szukającymi Marka, mamy z nim do pogadania. Jestem Drassen, generał Argann!
-O cholera jasna! Wreszcie ktoś odważny! - krasnolud wylazł z chaty z młotem w ręku - Witaj generale! Czego ci potrzeba?
Drassen wyjął z pochwy swój krasnoludzki sztylet i wręczył go kowalowi
- To sztylet z Dradna od twojego krewnego!
- OOOO... To sztylet... to sztylet mojej roboty! Zostawiłem go gdzieś w skrzyni w piwnicy mojej kuźni, gdy zwiałem! Haha! Cholera, nie wiem czy uda mi się go naprawić... Bardzo trudna sztuka naprawić taki potężny sztylet
- Dasz radę w parę godzin? Mam czas do brzasku!
- Może mi się uda, spróbuję! Dawno już nie naprawiałem takiego cuda...
- Jack! Zbierz Briana i Dava... Idziemy...
Bała już prawie noc, zwiadowca zaprowadził ich do małej jaskini w głębi wyżyny. Dave zestrzelił paru strażników i Drassen wbiegł oficjalnie do jaskini widocznie podekscytowany. Zabijał dla zabawy każdego kogo spotkał, to była jego najłatwiejsza walka w życiu. Złapał Gibsa i rzucił na ziemię.
- Gadaj gdzie jest Mark, zasrańcu!
- Hahahaha! Ja nie mówię! - Drassen zdenerował się i walnął mu pięścią pare razy w twarz i połamał nosa i wyłamał zęby.
- A teraz?
- Dobra, dobra, ale nie bij!
Drassen wyprowadził go i zebrał kompanów ze sobą, a bandyci rozpierzchli się po lesie
- Nie dostaniesz się tam! Mają twierdze i ogry! Już po was!
- Dlatego idziesz z nami! Jazda!

Rozdział V - Mark
Doszli do wielkiej twierdzy na płaskowyżu przy samym szczycie Gór.
- No już, idź! I pamiętaj! Zastrzelimy cię jeśli nas tam nie wprowadzisz! - powiedział Drassen do Gibsa, który wystraszony powoli szedł ku bramie. Gdy doszedł z bramy wyszedł postawny mężczyzna z dwoma mieczami na plecach i lekką zbroję z łusek smoka. Podszedł on do Gibsa i zabił, a Gibs zdążył jedynie wypowiedzieć słowo "Mark...". Drassen zapamiętał jego twarz. Mark rozejrzał się po drzewach, odwrócił się i poszedł spowrotem do twierdzy krzycząc do łuczników i reszty
- Łucznicy na mury! Są na drzewach! Strzelać bez rozkazu! John, wypuść ogry, niech się pobawią!
John pobiegł do krat i wypuścił dwa postawne ogry.
- Czemu one ich nie atakują!? - spytał Dave
- Widocznie w bazie mają zapach, który lubią, a my jesteśmy z lasu, do którego się nie przyzwyczaiły - odpowiedział Jack
- Za dęby! Nie dadzą rady ich przewalić ani wyrwać! Jazda! Nie rzucać się w oczy! Dave zostajesz ze mną! Jack, Brian za tamto drzewo! Załatwimy je... - rozkazał Drassen
Ogry wędrowały i wąchały, machały młotami i niszczyły potężne drzewa. Wyrywały je i rzucały w ich stronę. Łucznicy puścili fale strzał w korony drzew, nic nie spadło, więc zaczęli strzelać w konary. Jeden z ogrów minął drzewo Briana, ten podciął mu toporem ścięgna od kolana i wspiął się po jego szmatach zasłaniających genitalia. Wbił miecz w jego kark i ogr padł martwy. Drassen rzucił się wprost na Briana, gdy ogr padał, popchał go i razem wpadli w krzaki.
- Drassen, co ty robisz!? - przekrzyczał szum strzał obok niego przelatujących
- Gdyby nie ja to te strzały zrobiłyby z ciebie sito! Zamknij się i patrz! - odpowiedział Drassen
Kolejny ogr wędrował wprost na drzewo Dava. Ten wdrapał się na koronę, gdzie łucznicy już nie strzelali i skoczył wprost na głowę ogra, ten szybkim ruchem zrzucił go z szyi i próbował zdeptać, ale zatrząsł się i padł. W głowie miał miecz, to Drassen rzucił nim i chwilę potem łucznicy nie widzieli już żadnego ogra. Przestali strzelać i czekali na rozkazy od Marka, ten stał zasłupiony i nie wiedział co zrobić. Drassen krzyknął "JAZDA!" i z krzaków wybiegł on, Jack, Brian, Dave, Horn i wieśniacy uzbrojeni w widły i kosy. Mark wbiegł do jaskini przestraszony, a jego bandycka armia wybiegła przez główną bramę. Drassen przedarł się przez całe oddziały i rzucił razem z Brianem do jaskini, do której wbiegł Mark. Dava i Jacka zaatakowały jakieś gobliny w czarnych ubraniach i z szurikenami w dłoni. Mimo braku wieku Horn także dawał sobie radę i to bez broni białej. W rękach miał tylko swoją laskę. Brian wbiegł za Drassenem z toporem orka w ręku, ale nagle zza drewnianej ściany wybiegł ogromny półogr i połamał rączkę od topora. Co prawda był silny, ale z człowiekiem silnym jak ogr i wysokim jak on nie miał szans. Tymczasem Drassen biegł już tunelem, aż dotarł do końca. Mark wyskoczył nagle zza rogu i uderzył pięścią z całej siły Drassena w twarz. Generał padł i jego miecz poleciał pod drewnianą szafkę. Kompani bili się ze swoimi przeciwnikami bardzo długo, a walka była krwawa. W końcu jednak Drassen odzyskał miecz i Mark nadział się na niego biegnąc w jego stronę. Brian w tym samym czasie wyrwał głowę półogra, używając ogromnej siły, jaką w sobie odkrył. Dave i Jack także załatwili gobliny chociaż długo się z nimi męczyli i zostali zranieni. Drassen też nie był niezraniony, kulał i miał przebitą rękę jakimś prętem, a Brian miał siniaki na całym ciele. Horn nawet się nie męcząc podziękował serdecznie kompanom i odszedł wraz z resztą mieszkańców Nigru. Do Drassena przemówił głos
- Wykonałeś swoją robotę, generale! Jesteś moim wybrańcem! Władcą Czasu!
- Kim jestem naprawdę, Hektorze! - krzyknął Drassen przez co kompani zdziwili się bardzo
- Dowiesz się w swoim czasie... Zobaczysz... Czekaj na wizję! Będę cię jeszczę potrzebować!
- Już to widzę! Daj mi odpocząć!
- Spokojnie, kilka lat chyba wystarczy, Drassen?
Głos ucichł i Drassen powrócił do teraźniejszości. Opowiedział przyjaciołom wszystko i ruszyli do Gromnira na wyżynach i namówił go do powrotu do stolicy jego rasy, Dradna. Zakupili konie w Nigrze i ruszyli do Barghis. Jack i Drassen pożegnali się z Brianem i Davem przy ich obozie myśliwskim i wrócili do swojego miasta, nie wiedzieli co jeszcze na nich czeka...

KONIEC
 
"Nie żałuj umarłych, żałuj żywych, a szczególnie tych, którzy żyją bez miłości"
~ Albus Parcival Wulfryk Brian Dumbledore

Atak Dzieci NEO
http://themodders.org/index.php?topic=21709.0


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry