Krótki tekst, napisany wczoraj wieczorem, dzisiaj dokończony. Zastanawiam się czy paru takich elementów nie umieścić w swojej powieści, proszę o komentarze na temat stylu i treści.
-----
- Ej Simon, wiesz – odezwał się nagle – Miałem dzisiaj sen... I teraz cały czas chodzi mi po głowie.
W panującej ciemności było to niedostrzegalne, jednak chrzęst ściółki i szelest ubrań pozwoliły Kyle’owi założyć, że Simon podniósł się i odwrócił głowę w jego stronę.
- Cały dzień nie daje mi to spokoju, a teraz nie mogę zasnąć – ośmielił się pociągnąć temat – To był bardzo dziwny sen, jeden z tych, w których wiele się dzieje, gdzie widzisz wszystkich swoich znajomych, starych i nowych, każdy się zna i razem bawi, wszystko jest doskonałe, a ty czujesz się szczęśliwy. Ale z tego nawet nie pamiętam szczegółów... Pamiętam tylko moment, kiedy szedłem razem z innymi w deszczu i trzymałem w ręku jeden z tych parasoli, które modne są teraz wśród tentariańskich bogaczy... Te słomiane plecionki na patyku, które wystrojone paniusie noszą, żeby osłonić się od słońca. Nie wiem jak to niby miałoby ochronić mnie od deszczu...
Kyle przerwał i przez chwilę wpatrywał się w ciemność, jakby spodziewał się od Simona jakiegoś komentarza lub może zezwolenia na kontynuację. Wciąż miał nieodparte wrażenie, że ten wpatruje się w niego mimo otaczającego mroku.
- No i pod moim parasolem schroniła się pewna dziewczyna, którą znałem jeszcze z Senegi... Nikt szczególny, chociaż swego czasu mi się podobała, a teraz już jej od dawna nie widziałem. Szła ze mną chwilę i nagle dotknęła mojej dłoni, tam gdzie trzymałem parasol, wplotła swoje palce pomiędzy moje i...
- Co w tym dziwnego? – wtrącił się niespodziewanie Simon. Zaskoczony Kyle milczał kilka sekund, zanim udało mu się pozbierać myśli.
- Wszystko i nic. Wplotła swoje palce pomiędzy moje, takie chude, skóra i kości, zimne, jak to u dziewczyny. Takie małe, delikatne.
- Co w tym dziwnego? – ponowił pytanie Simon, tym razem odrobinę słabszym głosem, zmęczonym i znudzonym, jakby już w połowie przez sen.
- Nic. Taki mały gest, zupełnie pozbawiony erotyzmu, a jednak bardziej oddziałujący na moją wyobraźnię niż cokolwiek innego. Też tak masz w snach, że czujesz wszystko jeszcze wyraźniej niż w rzeczywistości? Że nie tak jak naprawdę, gdzie idziesz i niesiesz ten parasol, widzisz wokół siebie pełno rzeczy i ludzi, słyszysz dźwięki, czujesz zapachy, a we śnie... We śnie jest tylko ten dotyk, nacisk cienkich kości na twoje, przy każdym kroku zmieniających nieco położenie, powodujących lekki ból, ale ból przyjemny... Czujesz tylko chłód skóry, tętno, i może nawet, że pocą jej się palce...
Zamilkł, oczekując na odpowiedź. Cisza zdawała się odbijać echem od drzew, niezmącona obrazami, wibrowała czysto i krystalicznie w pozazmysłowej próżni ciemności, przenikała poza przestrzeń i uciekała. To z nią Kyle teraz rozmawiał, a ona rozmawiała z nim.
- Czy ja wiem – odezwał się w końcu Simon – Dotyk jak dotyk. Poza tym, w naszej sytuacji to wszystko zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Deszcz? Jakież to kurwa romantyczne.
- Co?
- Może po prostu zamknij się i śpij... – mruknął Simon, wcisnąwszy się w posłanie – Może przyśni ci się to jeszcze raz.