Eryk 4349 8

O temacie

Autor Luke_Flamesword

Zaczęty 22.04.2011 roku

Wyświetleń 4349

Odpowiedzi 8

Luke_Flamesword

Luke_Flamesword

Użytkownicy
posty188
Propsy402
  • Użytkownicy
Dla czystego relaksu postanowiłem sobie niezobowiązująco(c.d może być kiedykolwiek lub nigdy) pisać parodię opowiadań w świecie Gothica. Enjoy:

***
W Górniczej Dolinie życie toczyło się jak zwykle leniwie – kopacze kopali, strażnicy strażnikowali, magowie magowali, a Cienie siedziały sobie w cieniu, gdyż magiczna bariera niestety przepuszczała szkodliwe promieniowanie UV. Wszystko jednak miało się zmienić, gdyż tego dnia za barierę trafiła nowa osoba. Bezimienny bohater, zwany także Erykiem miał właśnie dobrowolnie przekroczyć granicę przez którą przechodzili tylko skazani na dożywotnie zamknięcie.  Po co chciał to zrobić? Eryk nie potrzebował sensownego motywu. Eryk był bohaterem, więc bohaterował za friko i bez większego namysłu. Tym razem jego celem było uratowanie biednych skazańców, bezbronnych morderców i pokrzywdzonych gwałcicieli z rąk.... eeee... czy tam czegoś magicznego złowrogiej bariery.

Wszystko jedno – Eryk nie musi myśleć, jest bohaterem, człowiekiem czynu, a nie jakimś tam myślicielem. Eryk jest także narratorem tej powieści, lecz cierpi na rozdwojenie jaźni, więc nie zdaje sobie sprawy, że on i ja to jedna osoba, mimo że tak nie jest, bo przecież Eryk to Eryk, a ja to ja – kimkolwiek ja niby jestem. Z pewnością musi być jakieś dobre wytłumaczenie tego, że używam jednocześnie tego samego ciała co Eryk.

No nieważne, w każdym razie nasz bohater wziął głęboki oddech i przekroczył magiczną barierę, po czym przypomniał sobie że zostawił cały ekwipunek leżący dwa metry dalej, tuż przed barierą. Eryk już miał się zdenerwować, gdy zrozumiał że to przecież nic w porównaniu z tym, że zapomniał także zgasić ognisko w pobliżu jego farmy, więc prawdopodobnie cała już spłonęła, przy okazji zabijając matkę, żonę oraz synów, z którymi swoja drogą zapomniał się pożegnać czy powiadomić w ogóle że gdzieś idzie. Nasz bohater stwierdził, że nie ma co się niepotrzebnie przejmować, szczególnie że nie jest pewien czy jego rodzina istniała naprawdę. To samo jeśli chodzi o farmę... a może to było miasto? Nieważne, ognisko istniało i tego był pewien, bardzo pewien. Swoją drogą, skoro już o tym pomyślał – podszedł do pobliskiego jeziorka i zamoczył w niej na chwilę silnie poparzoną dłoń.

Bezimienny Eryk stwierdził, że starczy tego użalania się nad sobą i przyszła pora na bohaterstwo, jednak do tego potrzebował nowego ekwipunku. Krążąc przez godzinę wokół jeziora znalazł gruby patyk, mający zastąpić broń oraz kilka jabłek, dzięki którym mógł zregenerować siły i przygotować się do zabijania. Erykowi było nieco szkoda rzeczy, które zostały za barierą – szczególnie ciepłej piżamki oraz kaktusa w doniczce, który zastępował mu domowe zwierzątko – wabił się Bob i żywił się mięsem z wiewiórek. Bez Boba to już nie było to samo. Trzeba było jednak jakoś się pogodzić z tą stratą. Eryk zacisnął mocno zęby, walnął się patykiem w twarz i uronił łzę. Teraz, gdy już rozwiązał emocjonalne napięcie, mógł ruszyć dalej.

Bohater nie musiał iść daleko, aby usłyszeć złowrogie chrobotanie. Bez chwili namysłu rzucił się w krzaki i powoli wychylając głowę odnalazł źródło hałasu. Było tak jak myślał od pierwszej chwili – w pobliżu czatował dziki chrząszcz. Po niespokojnych ruchach owada, Eryk wywnioskował że ma wściekliznę, a więc jest podwójnie niebezpieczny. Trzeba było działać szybko i bezbłędnie – na szczęście Eryk był wyszkolony i doświadczony. Wysmarował sobie twarz i ręce ziemią, chwycił mocno swój patyk i zaczął się skradać w kierunku chrząszcza. Ledwie jednak zrobił kilka kroków w kierunku owada, a ten odwrócił się w jego stronę, kierując ku niemu swoje przerażające żuwaczki. Eryk w pierwszej chwili pod wpływem ogromnej fali emocji zapiszczał donośnie jak kobieta, lecz szybko opanował się i zrobił to co było najlepsze dla tej sytuacji – stanął nieruchomo i zaczął udawać drzewo. Przeciwnik najwyraźniej dał się nabrać, gdyż znów się odwrócił. Eryk zaśmiał się w duchu z powodu głupoty owada i błyskawicznym ruchem rzucił się na niego waląc patykiem na oślep. Trafił za 16 razem.
-   Za Shire! – krzyknął bohater, po czym zadał ostateczny cios.
Eryk spojrzał na to co zostało z jego ofiary i zwymiotował. Ten szok sprawił, że nasz bohater już nigdy nie miał wymówić literki „r”.
- Jasna choleła – pomyślał Eryk.
 

Cedric

Cedric

Użytkownicy
posty782
Propsy1084
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Piękne  :lol:  
Czekam na kolejne części opowiadania :ok:
 

Luke_Flamesword

Luke_Flamesword

Użytkownicy
posty188
Propsy402
  • Użytkownicy
Kolejne dwa dni nasz bohater spędził leżąc na ziemi i gapiąc się otępiale w niebo.
-   Piełwsza kłew – szepnął cicho Eryk roniąc łzę – byłeś łobaczku piełwszą ofiałą mojego bohatełstwa i zostanie ci to zapamiętane.
W końcu bohater zgłodniał na tyle, że postanowił wstać i ruszyć przed siebie. Minął jakiś stary szyb do kopalni i kilka pordzewiałych mieczy – wpierw chciał je zabrać, ale okazało się że mają brzydki, metaliczny zapach, a smak jeszcze gorszy. Stwierdził więc, że zostanie przy swoim patyku, który pachnie lasem i jagodami.

Kawałek dalej trafił na samotnego ścierwojada.
-   Kułczak! – wykrzyknął radośnie Eryk.
Bohater podbiegł do przerośniętego ptaszora i walnął go w głowę patykiem.
-   Łób jajko, kułczaku! – krzyczał bohater po czym stuknął ścierwojada jeszcze raz, dla pewności.
Ścierwojad spojrzał skonsternowanym wzrokiem na swojego oprawcę i zaczął się powoli wycofywać. Eryk jednak nie dawał za wygraną, więc trzeba było przejść do obrony. Stworzenie zaczęło dziobać bohatera w rękę, tak że temu patyk wyleciał z dłoni, stoczył się w dół wzniesienia i zniknął za krawędzią urwiska. Eryk pozbawiony swojej broni stwierdził, że nadszedł czas na ucieczkę. Przypomniał sobie jednak, że jest bohaterem, więc nie może uciec. Pozostało mu więc już tylko jedno – przegrupowanie i taktyczny odwrót. Eryk poszukał u pasa swojego bohaterskiego rogu, lecz żadnego nie znalazł.
-   Odwrót, wracamy na pozycje! – krzyknął z lekkim zrezygnowaniem i żalem że nie może zadąć w róg.
Eryk upewnił się że jest ostatnim, który opuszcza pole bitwy, gdyż tak robią bohaterowie i pobiegł ścieżką prowadzącą w dół.

Na końcu ścieżki wbiegł niemal w człowieka w czerwonym pancerzu, na szczęście udało mu się zręcznie wyminąć przeszkodę i tym samym wywalić prosto na twarz.
-   Wszystko w porządku? – zapytał nieznajomy pomagając wstać bohaterowi – Przed czym tak uciekałeś?
-   Przed ałmią demonów – odpowiedział Eryk z dumą – I nie uciekałem, lecz biegłem po posiłki, gdyż jam jest Ełyk, bohateł.
-   Skoro tak mówisz... – uśmiechnął się niepewnie przybysz – Jestem Diego.
-   Nie, nie jesteś – odpowiedział z pełną powagą Eryk.
-   Erm, co masz na myśli?
-   Jesteś Ferdynand! Tańcz Sambę Ferdynandzie!
Diego uznał, że nowo poznany człowiek najwyraźniej uderzył się zbyt mocno w głowę, dlatego zaoferował zaprowadzenie go do swojego obozu, gdzie mógłby odpocząć i dojść do siebie. Eryk odczuł potrzebę odwdzięczenia się.
-   Dziękuje ci Ferdynandzie, jak już powiedziałem jako nałłatoł odczułem potrzebę odwdzięczenia się. Ofełuje ci więc możliwość zostania moją szkapą lub giełmkiem jeśli wolisz.
-   Jako kto? Co? Nieważne – odpowiedział Diego – będę twoim gełkiem czy co tam chcesz, tylko chodź ze mną, bo źle skończysz, te tereny nie należą do zbyt bezpiecznych – chwilę się zastanowił, po czym dodał – Czemu nie wymawiasz w ogóle literki „r”, a w słowie „Ferdynand” nie sprawia ci to żadnego problemu?
-   Cóż, dłogi Ferdynandzie. Pewien filozof ze wschodu, człowiek słynący z ogłomnej wiedzy, mądłości i oczytania rzekł pewnego łazu „Kto sika dwa łazy do tego samego jezioła, ten nie ma gdzie się umyć”
Diego uznał, że ta odpowiedź będzie jedynym wytłumaczeniem na jakie może liczyć, więc postanowił przerwać tą szaloną rozmowę i ruszyć w drogę. Obóz na szczęście był dosyć blisko więc w niecałe pół godziny obaj byli na miejscu.
-   Niesamowite! – zachwycał się Eryk przechodząc przez główną bramę obozu – Nie wiedziałem, że przywitają mnie fanfały, ołkiestła i czełwony dywan. Mogłem się tego spodziewać po tobie, Ferdynandzie, mój mały psotniku.
-   Jakie znowu fanfa... nieważne... chodź i nie zaczepiaj ludzi, bo skończysz z kosą pod żebrem.
-   Z kosą? A to nie już po żniwach? – zapytał Eryk wciągnięty przez Diega do małej chatki.
-   Słuchaj uważnie – powiedział Diego – Jeśli ktoś będzie w stanie Ci pomóc to jedynie magowie, ale nie mogę cię do nich zabrać jeżeli nie porozmawiam wpierw z odpowiednimi ludźmi. Zostań tutaj przez chwilę i nigdzie nie wychodź. Jeśli wyjdziesz, to jest twoja sprawa, ja się nie zamierzam przejmować twoją ewentualną śmiercią.
-   Czemu nie tańczysz Samby Ferdynandzie? – przerwał Eryk.
-   Za chwilę przyjdzie do ciebie jeden ze strażników, Thorus i zaprowadzi cię do zamku jeśli wszystko się uda – kontynuował jak gdyby nigdy nic Diego – jeśli przyjdzie tu ktoś inny to w razie czego mów, że jesteś gościem Diega. Rozumiesz? Co powiesz, gdy przyjdzie tu ktoś, kto nie ma imię Thorus? – dopytał kontrolnie Diego.
-   Ferdynand kazał przekazać, że jesteś gościem Diega!
-   O bogowie – załamał się Diego – że też mi się zachciało bezinteresownej pomocy...
Cień opuścił pospiesznie swoją chatkę zostawiając naszego bohatera samego. Wystarczyło jednak kilka minut, a w drzwiach zjawił się postawny strażnik.
-   To ty jesteś tym „bohatełem”? Jestem Thorus – przywitał się gość.
-   Mówi się „bohateł” – poprawił strażnika Eryk.
-   Haha, Diego miał rację, niezłe z ciebie ziółko – zaśmiał się Thorus - Chodź ze mną, twój przyjaciel załatwił ci wizytę u magów. Oni strasznie uwielbiają takich świrów.
-   Jakich świłów, piełniczku?
Nasz bohater został odeskortowany przez Thorusa na dziedziniec zamku. Tam jednak strażnik pod wpływem nieustającego dialogu z Erykiem stwierdził, że po drodze warto by było pójść jeszcze do Gomeza, pana i władcy obozu, który narzekał ostatnimi dniami na brak rozrywki. W trakcie drogi trafili na Diega.
-   Gdzie ty z nim idziesz? – zapytał lekko podenerwowany Diego, gdyż domyślił się jakie zamiary ma strażnik.
-   Spokojnie przyjacielu – odpowiedział Thorus – skoro ten mały świrek sprawił nam tyle zachodu, to czemu byśmy nie mieli na tym nie skorzystać? Niech zabawi trochę Gomeza, a my będziemy mieli kolejnego plusa. I nie martw się, nie zgarnę całej chwały dla siebie.
-   Ano! – potwierdził wesoło Eryk – kilogłam chwały biołę ja, bom głodny!
-   Dobrze wiesz jak się to może skończyć, znasz Gomeza – odpowiedział niepewnie Diego, po czym po chwili zastanowienia dodał – A zresztą rób co chcesz, a o mnie nie wspominaj. Nie chce zdobywać uznania w ten sposób.
-   Jak tam sobie chcesz – odpowiedział wesoło Thorus.
-   Nie smuć się Ferdynandzie! – krzyknął Eryk na pożegnanie, po czym dodał – I zatańcz tę Salsę szmato!
I tak o to nasz bohater został poprowadzony przed oblicze władcy obozu.
-   Szczęść Innosie – rzucił Eryk na przywitanie.
-   Co „to” robi? – zapytał znudzonym tonem Gomez.
-   Mój panie, ten świr to istna kopalnia zabawnych tekstów – odpowiedział Thorus – porozmawiaj z nim, a sam się przekonasz ile w tym rozrywki.
Gomez spojrzał z lekkim zniesmaczeniem na nową „zabawkę” przyprawiając tym samym Thorusa o lekki stres i niepewność, czy aby dobrze postąpił. Po chwili jednak postanowił się odezwać.
-   Jak się nazywasz chłopcze i skąd się tu wziąłeś? – zapytał Gomez ze swojego tronu.
-   Jestem Ełyk, bohateł. Przybyłem aby was ułatować ze szpońców magicznej bałieły, poświęciłem się łezygnując z wygodnego życia, dobłej stławy i jeszcze lepszego seksu. No i mojego kaktusa, miał na imię Bob, ale mnie zdładził kładnąc mi cały ekwipunek i zostawiając za bałiełą, więc to niewielka stłata.
Gomez wytrzeszczył oczy ze zdziwienia, po czym wybuchnął śmiechem.
-   Haha, rzeczywiście całkowity świr. Jedyny taki idiota, który trafił do Górniczej Doliny z własnej woli. O ile to coś ma własną wolę.
-   To zależy od dnia tygodnia, o mój kłólu. I od tego co jadłem na obiad.
-   Jesteś tak stuknięty, że nie wiem nawet co z tobą zrobić... – zamyślił się Gomez – może w ramach litości...
-   Mam płopozycję – przerwał Eryk -  jestem bohatełem, co potwiełdzi ta owadzia bestia, któła pożałła mi konia nim ją pozbawiłem życia. Dobrze by było, żebym przejął władzę nad tą dolinką, najlepiej zabijając kłetyna, któły tu zarządza. W całym zamku brzydko pachnie, nie czuć w ogóle lasu, zamiast patyków macie te stalowe miecze jakieś. Ja zabiłem kłóla łobaków, to sam będę kłólem łobaków, wy nędzne łobaki! A potem...
-   Wiesz co? – przerwał Gomez – Zostaniemy przy mojej propozycji i w ramach litości... – zaczął mówić wyciągając miecz – skończymy z tym głupotami raz na zawsze.
Władca zamku jednym szybkim ruchem wbił swoje ostrze w klatkę piersiową Eryka, powoli je wyciągnął i rzucił na ziemię.
-   Thorus, skoro przez ciebie musiałem pobrudzić swój miecz, to weź go teraz wyczyść.
-   Ależ panie, ten głupek miał właśnie iść do magów, aby mu w głowie poukładali – odpowiedział strażnik
-   Daj spokój – machnął ręką Gomez – oni powinni się zajmować ważniejszymi rzeczami.
Dalszej części rozmowy Eryk już nie słyszał, sala w której się znajdował także znikała. Nasz bohater umierał. Szczerze mówiąc to dobrze mu tak, jakby nie miał takich odlotów to by się to wszystko nie stało. Mama przecież mówiła, żeby nie tykać tych grzybków.
-   Oj tam, oj tam – pomyślał Eryk.
Cieszę się, że nie jestem tobą. Może jak umrzesz to będę jedynym właścicielem tego ciała. Tylko czemu też się czuje jakbym umierał?
- Siedź cicho – pomyślał Eryk – Walkirie nadchodzą!

THE END

***

Skończyłem swoje opowiadanie dosyć szybko, aby oddać idee Gothicowych opowiadań - miało być krótko jak cholera i bez sensu. Nie chciałem także odcinać kuponów od tego sukcesu, który przerósł nawet mnie. Miliony fanów na całym świecie, jeszcze więcej po za nim. Niech przygody Eryka zakończą się w odpowiednim momencie, u szczytu sławy - nie chciałem żeby to dzieło się zeszmaciło. Chciałbym także podziękować wszystkim fanom, którzy przez te wszystkie kilka godzin byli ze mną, okazywali wsparcie i pokazali światu jak bardzo kochają Eryka. Dziękuje i kocham was.
 

Kruczek

Kruczek

Użytkownicy
posty169
Propsy31
  • Użytkownicy
Jakże te opowiadanie jest piękne :lol:  aż muszę dać propsa
 

Koziek

Koziek

Użytkownicy
posty313
Propsy359
Nagrody
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Cytuj
W końcu bohater zgłodniał na tyle, że postanowił wstać i ruszyć przed siebie. Minął jakiś stary szyb do kopalni i kilka pordzewiałych mieczy – wpierw chciał je zabrać, ale okazało się że mają brzydki, metaliczny zapach, a smak jeszcze gorszy. Stwierdził więc, że zostanie przy swoim patyku, który pachnie lasem i jagodami.

Haha, zamordowałeś mnie tym  :ok:
 

Gother

Gother

Użytkownicy
Nieskromny Mistrz Gothica
posty457
Propsy260
ProfesjaScenarzysta
  • Użytkownicy
  • Nieskromny Mistrz Gothica
Miło przeczytać naprawdę zabawny tekst gdzie humor nie opiera się na  słowach powszechnie uznawanych za nieprzyzwoite. Dziękuję i props.
 

Madness

Madness

Użytkownicy
posty56
Propsy85
  • Użytkownicy

Madness

Eryk
#6 2011-04-28, 19:50(Ostatnia zmiana: 2011-04-28, 19:50)
:ok:Super opowiadanie!
 

Luke_Flamesword

Luke_Flamesword

Użytkownicy
posty188
Propsy402
  • Użytkownicy
Przeczytałem opowiadanie i muszę przyznać, że nie najgorsze - trochę biedne opisy, choć to akurat można usprawiedliwić typem samego opowiadania. Przyczepić się można do niektórych dowcipów, brzmiały mi trochę jakby by nieco na siłę wciśnięte, ale ogólnie jest całkiem nieźle. Osobiście co prawda nie przepadam za tak schizofrenicznymi klimatami, ale muszę przyznać że autor ma podobne poczucie humoru i mimo wszystko trafił w mój gust.

Dałbym propsa, ale coś forum nawala i nie mogę...
 

Adanos

Adanos

Administrator
Szara eminencja
posty5204
Propsy3870
ProfesjaProgramista
  • Administrator
  • Szara eminencja
To się nazywa obiektywna opinia :lol2:


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry