Polska edukacja to żart. Nie bez powodu jesteśmy na szarym końcu w jakichkolwiek rankingach uczelni na świecie. I tylko parę w Polsce ma jakąś renomę i próbuje uczyć.
Sam jestem w tym momencie po rzuceniu w pizdu filologii angielskiej, na którą poszedłem, bo dorośli klasycznie mówili "znajdziesz pracę po studiach". Gówno a nie pracę, a już na pewno nie po takich. Papierek dla papierka, "może się przydać"... Po technikum informatycznym też miała być praca, wszystkie egzaminy zdane, dodatkowe kursy porobione i co? I przykro mi, ale jeśli w moim mieście nie ma pracy dla informatyka, to co mi dają te papiery... To znaczy jest - programista - a niestety moje technikum ani mnie nie nauczyło, ani nawet nie zachęciło do nauki tegoż - ale tutaj potrzebne są studia i najlepiej doświadczenie. Informatyka w moim mieście to też żart, mam dwóch znajomych co je rzucili, a trzeciego który zalicza wszystko na minimum dla papierka i sam nie poleca.
Generalnie jedyne co mi dały te studia to depresja i stany lękowe, sam nie wiem z jakiego powodu. Zbliżając się pewnego dnia do uczelni czułem obrzydzenie i przygnębienie, które się pogłębiało kiedy tam przebywałem. A najgorsze jest to, że wiem że bym wszystko zdał, gdybym się pomęczył... Tylko po co?