Po powrocie do domu z piątkowej imprezy (o 3:30) nie chciało mi się spać, zadzwoniłem do kumpla, spiknęliśmy się, łaziliśmy po mieście i w końcu wpadł mi do głowy zajebisty pomysł, żeby wsiąść do pociągu i pojechać byle gdzie:

Wylądowaliśmy ostatecznie na ruinach zamku, które od dawna chciałem odwiedzić, przewędrowawszy łącznie 100 km, głównie pieszo, ale również autostopem w 9 różnych samochodach

Zdecydowanie najlepsza wycieczka mojego życia, bo najbardziej spontaniczna. Na szczęście przed wyjściem wziąłem ze sobą trochę jedzenia