To część opowiadania Roztopy, ze zbioru "Niósł wilk razy kilka...", autorstwa mojego ;d
Na razie tyle, chcę sprawdzić czy styl się podoba.
Niósł Wilk razy kilka...
Roztopy
***
Pogoda była okropna.
Każdy, począwszy od bednarza, na wielkim łowczym kończąc uważał że pogoda była okropna.
Bo była.
W Gołoborzu, Zarzeczu, Nowej Renvalii i wszędzie na północ od rzeki Yurga trwały roztopy.
Roztopy to jedna z tutejszych sześciu pór roku , łącznik pomiędzy zimą a ukochaną przez wszystkich
wiosną.
I niech je szlag jasny trafi.
***
Mężczyzna postanowił iść gościncem prowadzącym przez mieszany las, mógł oczywiście iść inną
drogą, przez pola uprawne, ale nie miał ani ochoty, ani dyzpozycji do spotkań z figlarnymi farmerkami.
Na twarzy mężczyzny gościł niepozorny uśmieszek, był zadowolony i emanował optymizmem na kilkaset
metrów, co u niego zdarzało się niezwykle rzadko. Cieszył się z powodu pogody, uwielbiał roztopy,
uwielbiał krajobraz tworzący się podczas topnieniu śniegu na łąkach i w górach, uwielbiał kry
pływające po powierzchni rzek, oraz przyrodę budzącą się do życia po zimowym letargu. Warto nadmienić
że był jedyną osobą przepadającą za tą porą roku, różnił się od innych, a inni różnili się od niego.
- Psiakrew - zaklął Valkir pod nosem - trzeba było iść tymi cholernymi polami, zachciało mi się
dębowego gaju to teraz mam za swoje.
W oddali rysowała się mu sylwetka młodej damy. Im bardziej dziewczyna się zbliżała tym bardziej Valkir dostrzegał
jaka jest dziwna. Ubrana była w czerwoną suknię, a na plecy bezwładnie opadał jej czerwony kaptur, miała
także czerwony kapelusz i buty, w odcieniu lekko-niedojrzałych pomidorów.
Valkir kalkulował że ma gdzieś około piętnastu - dwudziestu lat.
Miała dziesięć.
- Dzień dobry proszę pana.
- To się jeszcze okaże czy dobry, a teraz spadaj.
- Uuu, bardzo pan niemiły. Moja babcia, gdyby była zdrowa nauczyłaby pana dobrych manier, ale
niestety leży staruszka objęta chorobą w swej chatce pośród lasu, widzi pan, niose jej różne smakołyki.
- Obchodzi mnie to jak...
- Uuuu, ojoj cuż się panu stało w buzie ? Może bestia jakaś pana potraktowała ?
- Tak smarkulo, miałem nieprzyjemne spotkanie z wilkochłapem, ale jak widać uszedłem z życiem.
"Pan" obawiał się że dziewczynka zada to pytanie. Miał okropne kompleksy na punkcie ogromnej szramy
która przecinała jego policzek. Owa blizna była także przyczyną jego podróży w te strony. Miał
w mieście Jaworzec znajomą zielarkę, która z pewnością, jak sądził posiadała cudowną maść na tę
przypadłość. Wstydził się także okolicznośći w jakich blizna powstała, wersja z atakiem wilkochłapa
była oczywiście zmyślona, tak naprawdę to podczas ostatniego festynu w hołopolu został uderzony
kuflem od piwa przez swoją narzeczoną, kiedy ta zauważyła jak zaleca się do miejscowej kurtyzany.
- Bardzo, ale to przebardzo mi pana szkoda. A może zechciałby pan wstąpić razem ze mną do mojej babci ? Na herbatniki.
Bo ociupinkę się boje tego lasu.
- Co to za propozycje. Kto to wogóle widział puszczać małą dziewczynkę samą do lasu. Nie mogą ci pomóc, śpiesze się
na bardzo ważną rozmowę w Jaworzcu - zełgał Valkir - a teraz spadaj i nie zawracaj mi głowy.
Dziewczynka w czerwonym kapturku zrobiła obrażoną minę, postanowiła nawet nie żegnać się z samotnym tułaczem, ruszyła
tylko w sobie wiadomym kierunku.
Valkir wzruszył beznamiętnie ramionami, zaklął z cicha pod nosem i ruszył w dalszą drogę.
Nie uszedł pięćdziesięciu kroków, nim spotkał czarnego, wściekłego wilka. Widok ten na nowo wzbudził w nim entuzjazm, wiedział
że w Jaworzcu uda mu się sprzedać futro po wysokiej cenie, może nawet za 25 dukatów.
Wilk był większy niż inne wilki, różnił się od innych wilków, ale skończył tak samo jak inne wilki - w ziemi.
Valkir oskórował zwierza i ruszył naprzód traktem, wiedział że do Jaworzca już nie daleko.
Nie mógł wiedzieć jak ogromną zrobił przysługę dziewczynce z czerwonym kapturem.
***
- Nie masz szans, nie wpuszczą cię - odrzekł kołodziej, którego jak widać także nie chcieli wpuścić.
- Kiedy muszę się dostać do miasta, sprawa życia i śmierci
- Każdy tak mówi, wszyscy chcą ale gówno mogą. Bramy zamkniętę, i nic nie wskazuje żeby je otwarto. Mór panuje,
widzisz tych wszystkich biedaków przed murami ? Oni wszyscy na mór chorzy, tylko im prędko do tej zielareczki po lekarstwo,
a ona i tak już pełne ręce roboty ma. Mnie też wpuścić nie chcą , choć zdrowym w ciele i duchu, może jakbym rozsądniejsza
łapówke zaproponował, ale kurna nie mam zamiaru dokładać to interesu.
- Ja też zdrowy, jakoś zawsze mnie wszelkie zarazy omijały. A to powiadacie kołodzieju że podróż moja była niepotrzebna ?
- Nie no , może jakiś cień szansy jest, daj w łape Bramowym to raz dwa się w Jaworzcu znajdziesz. Wogóle to kim wy jesteście z zawodu ?
- Garbarzem - zełgał Valkir, który nie miał ochoty rozwodzić się o tym kim jest, i czym się zajmuje.
Dyskusja się urwała, pewnie z powodu braku tematu do rozmowy, a może kołodziej nie chciał rozmawiać ze stanowo niższym
garbarzem.
- Przepraszom panocku, ale podsłuchołek panocków rozmowę, nie żebyk się wtroncął ale jak mus panockowi do miasta, to jo chyba
wiem co musisz zrobić - wtrącił niespodziewanie czeladnik nafciarza, co można było wywnioskować z młodego wieku i okropnego
odoru on niego bijącego. Valkir się zainteresował.
- Ciekawe,ciekawe to co mówisz, ale zamiast niepotrzebnie przeciągać, zapytam wprost : Co chcesz za infromacje ?
- Patrze, widzę futro. Co prowda nie ogarbowane, ale dla teściowej jak znalozł dobre bydzie, i tak staro jendza pewnie sprzedo u kamratki. Więc dejcie futro, a droga do miasta stanie otworem.
Cena nie wydawała się Valkirowi zbyt wygórowana, ba, była śmiesznie niska jak za taką informacje. Na domiar tego futro
już mu ciążyło w torbie i śmierdziało, jakby stęchlizną...
Proszę komentować, i nie zostawić na mnie suchej nitki