Raptus(Kawałek Opowiadania Fantasy) 764 0

O temacie

Autor CzlowiekGejzer

Zaczęty 24.01.2025 roku

Wyświetleń 764

Odpowiedzi 0

CzlowiekGejzer

CzlowiekGejzer

Użytkownicy
Wszyscy skończymy w Choroszczy
posty272
Propsy124
ProfesjaNierób
  • Użytkownicy
  • Wszyscy skończymy w Choroszczy
Za oknem prażyło słońce, chłopi uwijali się na polach jak przczoły w ulu.Ci z zadowoleniem pracowali w trwającym okresie żniw, spiekota niespecjalnie im przeszkadzała a jednak przekładała się na częste wśród chłopstwa czerwone karki.Żniwa były bardzo obfite, po kilku latach skromnych zbiorów urodzaj został powitany  z ogromnym zadowoleniem.Robactwo nie doskwierało rolnikom ponieważ cała wieś zrzuciła się na specjalny nawóz od wioskowej wiedźmy.Wydawało się że zakup okazał się opłacalny, choć zapewne był to ślepy traf a  stara baba miała zwyczajnie szczęście że w tym roku plonów nie zeżarła szarańcza ani stonka.Wszystko układało się jak powinno a nawet lepiej niż by się tego prosty człowiek spodziewał.Spokój, bezpieczeństwo i pełna spiżarnia, wszystko czego mógłby chcieć prosty człowiek ze wsi.Jednak wiosek jest wiele, tysiące na całym barwnym świecie, mieszkają w nich ludzie, elfy, orkowie, koboldy i wiele innych ras.Ale tu chodzi o jedną, konkretną z nich, wieś na uboczu którą omijał zgiełk zmian na świecie, nawet w okresie wojen 40 lat temu było tutaj spokojnie.Obcy nie potrafili przebić się przez wielki las pełen dzikich zwierząt i niezbyt towarzyskich  trolli. Przez to chłopi nieszczególnie się martwili o ryzyko napaści, wielu by chciało podobnego komfortu.W wiosce rozległ się wrzask i wrzawa bijatyki.
-Won stąd, krzyknął młodzieniec wyrzucając z karczmy mocno podchmielonego pijaczka który runął twarzą w błocko i nie miał już siły wstać po srogim obiciu gęby.
-Orik wystarczy, już zrozumiał, poza tym wybiłeś mu kilka zębów, patrz jak podłogę zakrwawił, powiedziała młoda kobieta o pięknych blond włosach.
-Hmph, niech zna swoje miejsce, następnym razem jak cię tknie to mu łapy połamię, fuknął zagniewany młodzian zwany Orikiem.
-Poza tym piwo się kończy, przynieś dwie beczki z piwnicy.
-Dobrze, dobrze Aya, już nie będę go lać, w końcu nie bije się leżącego.
-Khe khe, wiem co robił twój ojczulek ty zafajdany szczeniaku, zaczął jątrzyć umorusany błotem pijaczyna.
-Wszyscy wiedzą i ty też to wiesz, zawsze będzie tylko małym zaszczanym..
I nie dokończył bo Orik butem wybił mu kolejne kilka zębów, chyba wszystkie które miał.
-Teraz chyba wystarczy, tak powiedział i wszedł do środka karczmy.
Obity obszczymur zdaje się zemdlał o ilości ciosów zebranych na głowę, więc nie mógł już dalej nikogo denerwować.
-Aleś mu dołożył, miarkuj się choć trochę Orik bo zatłuczesz w końcu tego starego durnia a wtedy sołtys wyda cię ludziom gubernatora, powiedział jeden z bywalców karczmy.
-Racja, nie spieszy mi się umierać, po prostu mnie poniosło ale nikt inny by nie wytrzymał bredzenia tego idioty, odpowiedział mu Orik.
-Przyznajesz mi słuszność a już któryś raz z kolei zlałeś Eberta, robisz sobie złą reputację przyjacielu a to może zaszkodzić karczmie którą prowadzisz.
-Przynajmniej każdy kolejny cwaniaczek dobrze się zastanowi zanim zacznie dokazywać, nie widzę w swoim zachowaniu żadnej winy Lars, tylko bronię swojego interesu i sołtys dobrze o tym wie.
-Dobrze, dobrze tylko potem nie mów że cię nie ostrzegałem przyjacielu, zakończył rozmowę Lars.
Orik zajął się w końcu pracą i czas zleciał mu wyjątkowo szybko, dzień dobiegł końca a klienci zaczęli rozchodzić się do domów.
-Udany dzień nieprawdaż braciszku?
-Mhm, pomijając wybryki tego bydlaka to tak Ayu.
-Powinieneś nabrać nieco umiaru Orik, kiedyś gniew cię rozerwie jeśli nie uspokoisz swojej duszy, naprawdę mnie to martwi.
-Eh, może i masz rację, po prostu gdy widzę jak taka zapijaczona świnia wyciąga do ciebie łapy to nie ciężko mi się powstrzymac przed odrąbaniem tych łap.
-Cieszy mnie że tak się o mnie troszczysz ale nie możesz pozwolić aby złość cię pochłonął, w końcu każdy człowiek gdy umiera zostaje rozliczony ze swych uczynków a jeśli całe życie przeżyjesz jako furiat i zabijaka to nie czeka cię lekki sąd przed obliczem Boga i śmierci.
-Nie musisz mi prawić morałów, dobrze wiem co mówią kapłani w świątyni.
-To zacznij w końcu zachowywać się inaczej! krzyknęła sfrustrowana Aya.
-Przepraszam nie powinnam się tak unosić, idź spać a ja zajrzę do mamy.
-To ja przepraszam, oczywiście masz rację a ja znów dałem się ponieść, postaram się panować nad sobą, obiecują.
-Dziękuję Orik, naprawdę cieszy mnie że rozumiesz, powiedziała Aya i poszła zająć się schorowaną matką.
Rhena, matka rodzeństwa była obłożnie chora, od niemal roku nie wstawała z łóżka a jej stan stopniowo się pogarszał bez nadziei na poprawę, jakby codziennie wyciekało z niej życie.Orik poszedł do swojego małego pokoiku i położył się spać.Jego spoczynek nie należał do przyjemnych, koszmary nawiedziały go od bardzo dawna. Tej nocy sen był wyjątkowo nieprzyjemny, stał na plaży pośród dziesiątek rozczłonkowanych ciał a z nieba padał kwaśny deszcz palący jego skórę.Słońce zamiast promieni światła buchało ciemnością pokrywającą świat, W krwawym błocku leżały kawałki szkła różnej wielkości i koloru, pośród nich wiły się ogromne larwy ucztujące na zwłokach.Okropny był to widok, dramaturgii tego makabrycznego widoku dodawał fakt że ręce Orika były całe pokryte krwią a zamiast palców były zakończone ostrymi szponami. Przerażony ruszył w stronę wody obmyć swe zakrwawione ręce. Kawałki szkła poraniły jego bose stopy dodając tylko cierpienia w tej okropnej scenerii.Woda zamiast uczucia ulgi przyniosła jednak szczypiący ból i zaczęła palić jego skórę.W tafli zielonego morza ujrzał swe okropne oblicze, koślawe rogi wyrastały z jego czoła a zdeformowane usta bardziej przypominały koślawą szparę wypełnioną paskudnymi wilczymi kłami.Orik obudził się tego ranka z krzykiem i zmęczony bardziej niż przed zaśnięciem.Pościel cuchnęła potem i strachem, Orik ociągając się wstał z łóżka.Aya już od pewnego czasu namawiała aby poszedł do wiedźmy po jakiś lek aby ukoić jego zszargane nerwy i uspokoić okropne sny.Otworzył okno i rozwarł okiennice, było jeszcze wcześnie ale dobrze wiedział że nie zmruży już oka.Zdjął więc przepoconą koszulę nocną  i ubrał swoje dzienne ubrania, obmył spoconą twarz co przyniosło mu nieco ulgi i otrzeźwienia.W wiadrze zobaczył swoje odbicie, wyglądało zupełnie normalnie, jedynie jego zielone oczy były zmęczone ciągłymi koszmarami i niedoborem snu.Pomijając chroniczne niewyspanie Orik wyglądał naprawdę dobrze, był dość wysokim młodym mężczyzną o ładnej twarzy.Nieco przydługie czarne włosy tworzyły drobny nieład na jego głowie. Jego skóra nie była spieczona słońcem jak u pozostałych mieszkańców wsi, ci jednak codziennie uwijali się na polach przez co nabierali czerwonych karków.Uchodził za przystojnego młodzieńca, mieszkańcy wioski jednak nieco dziwnie patrzeli na fakt że jeszcze się nie ożenił skoro niedawno skonczył siedemnaście lat.Martwiło to także jego obłożnie chorą matkę i nieco zastanawiało młodszą siostrę.Która z kolei nie mogła opędzić się od zalotników ale na ożenek w jej przypadku było nieco zbyt szybko bo dopiero za parę tygodni kończyła czternaście lat.Aya niezbyt była podobna do swojego brata, miała jasne i piękne blond włosy które zaplatała w warkocz, była dość skromnej postury w odróżnieniu od brata.Orik mógł uwazać się za szczęściarza, nie był zniszczony pracą ponad siły i miał większośc zębów co nie było zbyt częste wśród prostych wieśniaków.Można więc było go uznać za całkiem niezłą partię dla wioskowych dziewuch.On jednak nieszczególnie się spieszył do wesela i uznawał że odpowiednia kandydatka sama się w koncu nawinie.Przez co jeden wsiowy gamoń pomówił go o gustowanie w męskiej urodzie co przypłacił utratą połowy zębów i połamanymi żebrami, nikt jednak Orikowi nie czynił z tego powodu żadnych wyrzutów, sam sołys uznał że podobne obelgi należy dotkliwie karać.

Orik zdecydował się zajrzeć do matki.Rhena leżała w swoim łóżku jak zwykle i spokojnie drzemała, dziś był lepszy dzień skoro nie dusił jej okropny kaszel który wywoływał na jej twarzy grymas bólu i łzy. Pomimo bycia niestarą jej czarna włosy przeplatały liczne siwe pasma a miała jedynie trzydzieści dwa lata. Jej mąż Orval nie żył od nieco ponad roku, wykończył go bronchit, był bardzo silnym mężczyzną, niektórzy powiedzieli że wręcz mocarzem. Za młodu przemierzył wiele pól bitew i potyczek, jego miecz zakończył wiele żyć, za zasługi w boju w nagrodę uzyskał złoto, wiele złota, za zdobytą małą fortunę postawił karczmę i wykupił u pana ziemskiego wolność dla siebie i swej rodziny. Więc w odróżnieniu o chłopów rodzina Orika nie była spętana służbą u regionalnego paniczyka. A był to luksus, wielki luksus na który większość prostych ludzi nie mogła sobie nigdy pozwolić. Orval był znany w całej prowincji ze swej siły i odwagi, Orik nie należał do słabych ale nie umywał się do swego ojca. Przez całe życie młodzieniec starał się sprostać pokładanym w nim oczekiwaniom, niestety szło mu to nieszczególnie dobrze choć na tle okolicznej młodzieży jawił się niczym heros. Przyglądał się śpiacej matce przez dłuższą chwilę, wyglądała źle, bardzo źle. Miała zapadnięte policzki, mocno schudła przez ostatnie parę miesięcy, jej oczy straciły blask a skóra poszarzała. Jej oddech był niemiarowy i cięzki, dyszała i chrypiała jakby demon siadł na jej piersi. Choć przynajmniej spała w miarę spokojnie bez pobudek spowodowanych bólem płuc. Do pory  o której schodzi się klientela pozostało jeszcze sporo czasu więc Orik zdecydował wybrać się na spacer po wiosce.Wyszedł z karczmy i poczuł wilgoć porannej rosy w powietrzu, co było znakiem że lato powoli zbliżało się ku końcowi.Powietrze było rześkie, z racji wczesnej pory jeszcze słońce nie paliło skóry swym żarem.Krajobraz prezentował się całkiem ladnie nawet na gust prostego człeka.
-Życie jest piękne, świat tętni życiem nawet jeśli jest przy tym pełen głupców. wymruczał do siebie Orik.
-Znowu gadasz sam do siebie Oriku, zagaiła rozmowę  młoda dziewoja.
-A ty znów mnie zaczepiasz Arvigo, jeszcze trochę a zacznę myśleć że się we mnie zadurzyłaś, odpowiedział uszczypliwie młodzian.
-Dodajesz sobie, oj dodajesz, nie należysz do szkaradnych ale przemawia przez ciebie pycha, znamy się od dziecka a ty pomawiasz mnie o zauroczenie.
-Czasem jesteś uroczy w swojej gnuśności, zrewanżowała się dziewka.
-Gdzie idziesz o tej porze, nie możesz spać?
-Znowu mary senne nie pozwalają mi wypocząć, chcę przejść się po wsi zanim będę musiał brać się do pracy.
-Chodźmy więc razem i tak muszę iść po wodę do studni, zaproponowała dziewczyna.
-Czemu nie, razem raźniej, odpowiedział z delikatnym uśmiechem Orik.
Ruszyli spokojnym krokiem przed siebie, pogoda coraz bardziej dopisywała a niebo było  niemal bezchmurne, trawa zielona a w oddali słychac było poranne ćwierkanie ptaków. Ktoś postronny mógłby uznać że to dobrą sceneria na schadzkę.
-Ładne widoczki, nawet nie śmierdzi gnojówką, powiedziała Arviga.
-W końcu trwają żniwa, możemy odsapnąć od wszechobecnego smrodu. powiedział Orik
-Jak Jens, noga nadal go boli?
-Powoli coraz mniej, wiedźma dobrze mu ją poskładała ale do końca życia będzie trochę utykać.
-I tak miał sporo szczęścia, ten wypadek z wozem mógł całkowicie pozbawić go obu nóg.
-Masz rację ale Jens po tym wypadku zrobił się strasznie zgryźliwy...
Świat przed oczami Orika jakby zawirował, niebo stało się czerwone a ziemia czarna niczym smoła, twarz Arvigi wykrzywiał okropny grymas bólu i strachu, jej rozwarte usta nie wydawały żadnego dźwięku, krzyk uwiązł w jej gardle, dłońmi trzymała się za krwawiącą ranę na brzuchu leżąc w kałuży krwi.
-Taka słodka, nic  tylko by ją schrupać. powiedział nieznany mu głos, barwa tego głosu przywiodła mu na myśl demony o których czytał, złowrogi znak sugerujący jakoby zainteresowały się nim siły z którymi za nic nie chciał mieć do czynienia.
Dziwne zajście trwało zaledwie chwilę, niewiele dłużej niż mrugnięcie okiem.
-Ostatnio ma marny apetyt i na dodatek próbuje wyżywać się na dzieciach, martwi mnie to.
-Dobrze się czujesz? bo wyglądasz jakbyś diaboła zobaczył.
-Tak, tak, to przez te koszmary i niewyspanie, przepraszam że cię nie słuchałem.
-Musisz coś zrobić z tymi marami nocnymi bo się wykończysz, już jesteśmy.
-Biorę wodę i idę do domu bo znowu stary będzie się wydzierał. zakonczyła przechadzkę dziewczyna.
-Więc żegnaj, do zobaczenia Arvigo.
Arviga była przyjaciółką Orika z lat dziecięcych, bardzo dobrze się dogadywali, ojciec Orika nawet próbował ich zeswatać ale jej rodzice się na to nie zgodzili, z jakiegoś powodu nieszczególnie przepadali za Orvallem Orik nie rozpaczał nad tym, nie darzył jej głębokim uczuciem a jednak fakt że za żonę wziął ją pospolity furiat nieco go trapił, już raz uciął sobie z nim męską rozmowę co jednak pomogło jedynie tymczasowo.Nie mógł się zanadto wtrącać bo Arviga sobie tego nie życzyła a i sołtys patrzył spode łba na wcinanie się w kłótnie małżonków.Orik zdecydował się zajść do chałupy wiedźmy co doradzali mu wszyscy z jego otoczeni.Chata wiedźmy nieco odstawała od reszty domostw w wiosce, była zwyczajne brzydka a drewno wydawało się już próchnieć i zwyczajnie śmierdzieć starością i stęchlizną.Mocno zapukał do drzwi zapuszczonej chatki.
-Czego? Mówiłam żeby nie zawracać mi głowy, nie przyłaźcie do mnie z byle gównem, jak znowu który przyjdzie ze sraczką to nie będę miała litości.
-To ja Orik, mam poważny problem, niemal krzyknął Orik bo wiedźma była już przygłucha.
-Ah to ty, wchodź więc chłopcze.
Tak więc Orik wszedł do środka, wewnątrz cuchnęło jeszcze gorzej, śmierdziało tam grzybami, ziołami i starością.
Wiedźma zajmowała się w tym czasie cięciem jakichś nieprzyjemnie wyglądających ziół.
-Ale tutaj śmierdzi, mogłabyś czasem przewietrzyć.
-Mówią żeś taki chojrak a trochę fetoru tak ci przeszkadza, zabawne ale nie przyszedłeś  tutaj żeby narzekać na zapachy w moim domu, o co więc przyszedłeś mnie poprosić.
-Dręczą mnie koszmary, bardzo niepokojące koszmary.
-Koszmary i mary nocne zazwyczaj są niepokojące, odpowiedziała lekceważąco wiedźma.
-Nie rozumiesz, na jawie zaczynam słyszeć głosy, głos jakby mój własny mówi mi abym robił rzeczy których nigdy bym nie uczynił. zaczynam widzieć przerażające rzeczy.
-Dobrze wiesz że nie przyszedłbym do ciebie z byle jakim nieprzyjemnym snem.
-Hmm, co dokładnie widziałeś?
-W koszmarach stoję pośród zamordowanych ludzi a słońce zamiast świecić emanuje ciemnością, w tych snach to ja zabiłem tych ludzi, moje ręce są splamione krwią a w odbiciu tafli wody wyglądam jak potwór.
-Mów dalej
-Dzisiaj, miałem wizję na jawie, widziałem Arvigę ranną a głos kusił mnie bym ją krzywdził.
-To dziwne, bardzo dziwne, nie czuję od ciebie żadnego uroku ani klątwy, twoja dusza wydaje się trochę rozedrgana ale nic poza tym. Dam ci wyciąg z ziół który sama wymyśliłam, ukoi twoje nerwy i uspokoi sny, lej dużą łyżkę na kubek gorącej herbaty, nie mniej i nie więcej, jak przesadzisz to będziesz spać kilka dni.
-Rozumiem i dziękuję, jak mogę ci się odpłacić?
-Uznaj to za prezent smyku, lubiłam twojego dziadka i lubię też ciebie, no idź już, w końcu musisz otworzyć karczmę.
-Racja, dziękuję, odwdzięczę się kiedyś.
-Wiem że będziesz próbować, do zobaczenia.
Orik opuścił chatę czarownicy i ruszył otworzyć karczmę.Idąc do karczmy Orikowi zaczęło mu się kręcić w głowie i upadł.
-Szlag by to... warknął, otrzepał się i wstał z ziemi otępiały od chwilowego zaćmienia umysłu.
Chroniczne niewyspanie dawało o sobie znać, Orik czuł się osłabiony i oszołomiony, jakiś nie swój, chaotyczne myśli również nie dawały mu spokoju.Idąc nieco chwiejnym krokiem doczłapał do miejsca docelowego i wszedł do karczmy.
 W środku Aya powoli otwierała okiennice aby wspuścić nieco świeżego powietrza i wywietrzyć wnętrze budynku.
-Cześć, jak czuje się mama? zapytał
-Cześc, szybko dzisiaj wstałeś a mama czuje się jak zwykle, ,marnie ale karnie, niemal siłą musiałam jej z głowy wybić pomaganie nam.
-A więc wstała z łóżka?
-Usiadła, to już coś, niedawno ledwo ruszała rękami, lepiej żeby sama póki co nigdzie się nie ruszała bo jeszcze gdzieś zasłabnie.
-Czyli zioła od wiedźmy pomagają.
-Nie musisz tak jej nazywać, ma na imię Praxeda i jest kuzynką naszego dziadka...
-Jakkolwiek jej nie nazwę nie zmieni to faktu kim jest i co myślą o niej ludzie w wiosce, nie żywię do niej jakichś wyjątkowo ciepłych uczuć ale przynajmniej nie życzę jej po kryjomu źle jak to mają w zwyczaju niektórzy ludzie z okolicy.
-Ach tak, zakłamani i niewdzięczni prostacy, słyszałeś co Jens o niej wygaduje?
-Nie ale pewnie zaraz usłyszę...
-Nie wkurza cię to ani trochę? Ta świnia po pijaku pogruchotała sobie nogę i gdyby nie ona to do końca życia chodziłby jak kuternoga, znając życie to pewnie odrąbaliby by mu tą girę jakby ona nie interweniowała.
-Jesteś jeszcze młoda, żywiołowa i nieopanowana, mam dość w życiu zmartwień i złości żeby się przejmowac słowami tego kretyna.
-Lepiej skończmy ten temat, fuknęła nadąsanym tonem.
-Dostałeś w końcu coś na te koszmary?
-Tak, Praxeda dała mi jakąś mieszankę ziół do mieszania z herbatą, ciekawe czy pomoże.
-Oby pomogło bo wyglądasz okropnie, nie forsuj się dzisiaj, nie chcę żeby coś ci się stało i proszę cię nie wszczynaj znowu burd z pijakami.
-To nie ja zaczynam...
-Tak, tak a potem jeszcze sami sobie wybijają ostatnie zęby, nie mówię żę masz dawać się im okładać ale chociaz spróbuj ich nie lać od razu za byle głupi uśmieszek, kiedyś wytłuczesz naszą całą klientelę.
-Dobrze, dobrze, obiecuję że nikomu przyleję. odparł dla świętego spokoju Orik.
-Jak już jesteś to przynieś, jedną beczkę z piwem z piwnicy i trochę słoniny.
-Robi się.
W piwnicy trochę śmierdziało a pomiędzy nogami Orika przebiegl spory szczur.Ten nieco zdezorientowany i nieco wkurzony zaklął pod nosem.
-Znowu te jebane szczury, ile można z tą zarazą walczyć, trutki, pułapki, zadymianie piwnicy i  nic kurwa nie pomaga.
W przypływie desperacji rzucił w szczura leżacym nieopodal młotkiem. Szczur jednak zaledwie dostał młotkiem w ogon i uciekł do swej nory.
-Co ty tam wyrabiasz, znowu rzucasz w szczury kamieniami? Przynieś to piwo i nie demoluj piwnicy, krzyknęła zniecierpliwiona Aya.
Tak więc Orik skończył uganiać się za szczurami i zabrał to po co go wysłano przedtem jednak rozejrzał się dookoła.Beczki w których trzymali piwo były już dosyć wysłużone a haki na których wisiało mięso też widziały lepsze czasy, karczma potrzebowała niemałego remontu i wymiany wyposażenia.Belki potrzymujące konstrukcję nadal wydawały się  mocne i trwałe, ojciec Orika specjalnie kupił do tego dębowe drewno i wynajął dobrego cieślę.Piwnica nie wyglądała wyjątkowo źle pomijając problem ze szczurami i nieco uciązliwy fetor ich odchodów.
-Muszę znowu wyłożyć trutkę albo niech ta stara wiedźma rzuci jakiś czar na te przeklete szkodniki.
-Idziesz z tym piwem czy zjadły cię te szczury?
-Idę, idę.
Tak więc Orik opuścił nielubianą przez siebie piwnicę i rzucił się w wir pracy, cierpliwie i spokojnie nalewał piwo okolicznym pijaczkom i wynosił tych zbyt pijanych aby usiedzieć na krześle.Dzień dłużył się niemiłosiernie, Orikowi niewyspanie zaczynało coraz bardziej dawać się we znaki a marudni klienci zdawali się coraz mocniej go denerwować i robić się wyjątkowo nieznośni.
-Daaajcie wincej piwaaa karczmarzu, ino chyżo, niemal wykrzyczał pijaczyna.
-Ty już masz dosyć, zaraz mi zarzygasz podłogę, zrecenzował go Orik.
-Ożeszszsz ty dziadu, dawaj piwo!
-Idź do domu, żona pewnie znowu się o ciebie martwi Edwinie.
-Nie jesteś moją matulą żeby mi mówić kiedy mam siedzieć w chałupie!
-Ale to moja karczma a twoje darcie mordy denerwuje pozostałych.
-Ejże Aya, nalej mi jeszcze kufelek, nie bądź jak twój brat, zatoczył się w stronę lady  pijaczyna.
-Dość tej błazenady, won stąd, syknął Orik.
-No weź Aya, taka z ciebie dobra dziewczyna, taka miła, taka ładna, wybełkotał ze zbereźnym uśmiechem na ustach natręt.
-Postaw jeszcze krok , zrób mi tą przyjemnośc, daj mi pretekst żebym mógł cię obić, tak bardzo chcesz stracić resztę zębów? powiedział Orik wyrazem twarzy jaki niektórzy ludzie uznaliby za przerażający.
-Ehm, to może faktycznie pójdę do domu, wymamrotał pijaczek i ruszył w stronę wyjścia.
-Bywasz straszny wiesz, ostatnio jesteś coraz bardziej wybuchowy, może pogadamy po zamknięciu, zaparzę ci ziółek i upiekę ci twoje ulubione ciasto piaskowe.
-Oczywiście, bardzo chętnie, dziękuje Aya.
Reszta dnia przebiegła bez żadnych nieprzewidzianych i niechcianych wydarzeń, ludzie jak zwykle pili i jedli, głośno rozmawiali a w najgorszym przypadku szczali pod siebie.

-Niektórzy ludzie powinni uważać z alkoholem, nie lubię fetoru zaszczanych pijaków, ich żony powinny ich zamykać na tydzień w piwnicy i karmić jedynie chlebem i wodą, zaraz by im przeszła chęć na chlanie do nieprzytomności, powiedział Orik.
-To dosyć naiwne myślenie z twojej strony, człowiek prawdziwie uzależniony od gorzały wyda na nie ostatnie pieniądze, nieważne czy przy tym jego dzieci nie dojadają albo mają dziurawe ubrania, odpowiedziała mu Aya.
-Może i masz rację, my zresztą i tak na nich zarabiamy, chociaż nie czuję się z tym dobrze że czerpię zysk z ludzkiej słabości.
-Gdzie indziej gospodarz wycisnął by z nich ostatni grosz albo skończyliby z nożem między żebrami, my ich nie wykorzystujemy tak jakbyśmy mogli to robić Orik.
-Zapewne masz rację, niepotrzebnie zaprzątam sobie tym głowę.
-Masz dobre serce, znam cię całe życie i tyle na pewno mogę o tobie powiedzieć jednak czasem tracisz nad sobą panowanie, nie możesz pozwalać aby byle wioskowy dureń doprowadzał cię do furii ale dość już o tym, sprawdź co u mamy a ja zrobię ci to ciasto.
-Ja... dziękuję za twoją dobroć i za wszystko co dla mnie robisz, jesteś dla mnie zbyt dobra  a ja za każdym razem cię zawodzę, kocham cię i nigdy nie pozwolę by taka zapijaczona świnia jak Edwin połozyła na tobie rękę, powiedział nieco poruszony Orik, mocno przytulił siostrę do siebie i pocałował w czoło.
-Co się taki ckliwy zrobiłeś, też cię kocham głuptasie a teraz idź zerknij jak mama się czuje.
-Faktycznie robisz się ostatnio ckliwy i słaby, uważaj żeby ci to nie wyszło bokiem, powiedział głos w głowie Orika.
-Nastaw mi jeszcze wody na herbatę, zobaczymy czy sztuczki babuszki pomogą, powiedział starając się ignorować coraz bardziej nieznośny głos nawiedzający jego wycieńczony z niedoboru snu umysł i ruszył do pokoju matki.
Szybko stanął przed drzwiami izby i głośno w nie zapukał.
-Mamo, to ja Orik, mogę wejść?
-Oczywiście synku, wejdź.
-Dzień dobry mamo, jak się czujesz, zioła pomagają?
-Tak, czuję się coraz lepiej a jak ty się czujesz, coś niewyraźnie wyglądasz, wszystko w porządku?
-Kłamie, robi dobrą minę tylko po to żebyś się nie martwił a tak naprawdę skrycie zwija się z  bólu, powiedział nieznośny głos nękający Orika.
-Tak mamo, dobrze się czuję, po prostu się nie wyspałem ale Praxeda dała mi specjalny wyciąg z ziół na lepszy sen.
-To dobrze bo już zaczynałam się martwić, pomóż mi wstać bo już bolą mnie kości od tego wylegiwania się.
-Jesteś pewna, nie miałaś dzisiaj napadów kaszlu?
-Tak, jestem pewna i nie, dzisiaj kaszel mi nie dokuczał.
-To dobrze. no to na trzy, raz, dwa i trzy, powiedział Orik i pomógł matce wstać.
-Jesteś taki silny, tak bardzo wyrosłeś  a jeszcze niedawno byłeś taki maleńki, aż ciężko uwierzyć że byłeś tak wątłym i chorowitym dzieckiem, powiedziała do niego matka ze szczerym i ciepłym uśmiechem na twarzy i pogładziła go po policzku.
-Mamo jestem już dorosły, mam szesnaście lat.
-Masz rację Orik, tak szybko ten czas tak szybko przeminął, dla mnie zawsze będziesz moim małym synkiem.
-Och jak słodko, tak bardzo cię kocha, ciekawe czy słyszała jak masakrowałeś tych wszystkich pijaczków, czy wie że jesteś takim furiatem? zapytał głos.
Orik niemal niezauważalnie się skrzywił słysząc po raz kolejny wredne przytyki w swojej głowie, coraz bardziej go to denerwowało ponieważ głos stawał się coraz bardziej nieznośny i odzywał się coraz częściej.
-No to chodźmy do Ayi, powiedział do matki zachowując niewzruszony wyraz twarzy.
Rhena wygłądała marnie, jej gorące zapewnienia o dobrym samopoczuciu nijak nie mogły zamaskować jej opłakanego stanu ani rozwiać wątpliwości i trosk jej dzieci.
Orik zaprowadził swoją rodzicielkę do kuchni, wspierając ją swym ramieniem.
-Cześć mamuś, jak się dzisiaj czujesz, zapytała Aya matkę.
-A lepiej, lepiej córeczko, coraz lepiej, co tam pichcisz?
-Robię ciasto piaskowe dla Orika, poza tym jeszcze zupa się grzeje, spocznij przy stole to ci naleję.
-Tylko nie nakładaj mi zbyt dużo, ostatnio jak za bardzo się objem to dostaję strasznej zgagi.

Nieco później.
-A pamiętacie wujka Markosa? zapytała matka.
-Kuzyn taty, kowal z jakiegoś dużego miasta,tak kojarzę co z nim?
-Ja go nie pamiętam, odpowedziała Aya.
-To przyjaciel waszego ojca z czasów wojny, jego syn Kiyam się niedawno ożenił i chciał nawet żebyśmy przyjechali na ślub.
-Nigdy go nie lubiłem, przemądrzały bubek pewnie jakbyśmy się zjawili to znów by dał pokaz swojego chamstwa i wredoty.
-Przesadzasz Orik, dalej się boczysz o sprawę sprzed lat i nie dopuszczasz myśli że ludzie się zmieniają.
-Ludzie się nie zmieniają, najwyżej udają, jak ten butny gnojek.
-Przestań już, mam dość jadu w twoich słowach.
-A więc żegnam, dobrej nocy, wręcz krzyknął i jednym haustem dopił herbatę z wywarem na ukojenie myśli a potem odszedł od stołu.
-Orik zaczekaj, spróbowała wtrącić się Aya ale bezskutecznie, brat zdążył się oddalić.

-Skoro już po kolacji to chodź mamo pomogę ci się umyć, posprzątam później.
-Nie możesz wszystkiego robić sama, chociaż ci trochę pomogę.
-Odmawiam, nie możesz się przemęczać poza tym póki co ledwo chodzisz, jeszcze mi tutaj zasłabniesz a wtedy będę musiała cię sama ciągnąc do łóżka.
-No dobrze córuś.
Aya zaprowadziła matkę do niewielkiej łaźni którą wybudował jej ojciec, choć naywanie tego pomieszczenia łaźnią było nieco na wyrost, ot małe pomieszczenie z żelażną wanną pokrytą specjalną farbą przeciwko rdzewieniu.
-Pomóc ci się rozebrać?
-Nie traktuj mnie jakbym była kompletnie zniedołężniała, sama to zrobię, fuknęła nieco zirytowana matka i zaczęła ściągać ubrania.
-Mamo strasznie schudłaś, może przyniosę od Praxedy jakiś wywar na wzmocnienie apetytu.
-I tak chciałam zrzucić kilka kilogramów, czuję się teraz lżejsza i zgrabniejsza, przestań obchodzić się ze mną jakbym była z porcelany, poza tym ładuj się  do wody a nie mielisz ozorem.
-Hmm, no dobrze aah mamo ale gorąca woda.
-Taka najlepiej zmywa brud córeczko, wygrzejesz się trochę w gorącej wodzie i od razu człowiek czuję się lepiej, częste mycie umila życie.
-Faktycznie przyjemnie, umyjesz mi plecy?
-Masz tak delikatną skórę, w twoim wieku też taką miałam ale z wiekiem skóra traci sprężytość i kolor, taka kolej rzeczy na tym świecie.
-Mamo, nie musisz mi przypominać że też się w końcu zestarzeję.
-Haha, masz rację wszyscy dobrze wiemy że kiedyś czeka nas starość.
-Martwię się o Orika, jest ostatnio coraz bardziej wzburzony, coś go trapi ale nie chce powiedzieć co, może ty mamo coś z niego wydusisz.
-Jak nie będzie chciał to ci nic nie powie, nie naciskaj na niego bo tylko pogorszysz sprawę, zawsze był uparty jak osioł ale taki po prostu jest, w końcu sam ci powie w czym rzecz, mnie trochę martwi że nadal się nie ożenił mógłby sobie w końcu przygruchać jakąś pannę, ludzie we wsi trochę dziwnie się czasem patrzą na to że taki chłop jak on nie ma jeszcze kobiety.
-Ma na to jeszcze bardzo dużo czasu a i na brak zainteresowania u wioskowych wywłok nie może narzekać.
-Jesteś zazdrosna?
-Po prostu wolałabym żeby się nie zaraził jakimś paskudztwem od byle ladacznicy.
 -Nie ma nic złego w trosce o własne rodzeństwo ale uważaj żebyś swoją troską nie przeszkadzała mu w w życiu, Orik nie jest już dzieckiem.
-Wiem mamo, nie musisz mi tego ciągle powtarzać.

W czasie gdy matka i córka spędzały miło czas w łaźni Orik zapadł w głęboki sen.
-Co? Gdzie ja jestem? zapytał jakby sam siebie, jego oczom ukazała się duża komnasta której każda z powierzchni była wielkim lustrem, nad jego głową błyszczało bardzo jasne białe światło, nie była to jednak żadna świeca ani inne znane mu możliwe źródło poświaty.
-Można rzec że nigdzie bo to nie jest rzeczywiste miejsce tylko twój sen albo może koszmar, odpowiedziała nieznana mu osoba.
Tajemnicza postać miała twardy męski głos, nieco zniekształcony i dziwny, Orikowi wydawał się jakby znajomy, jegomość był ubrany w dziwaczny i pstrokaty strój, jego szata miała fioletowe rękawy z pomarańczowymi haftami, tors był koloru niebieskiego ze zdobieniami w kolorze złota i czerni, nie sposób było dostrzec twarz czy włosy nieznajomego bo skrywała  je ceramiczna maska z namalowaną uśmiechniętą twarzą.
Obaj siedzieli przy niedużym okrągłym stoliku a na nim leżała talia kart i butelka z nieznaną cieczą.
-Zagrajmy, jeśli wygrasz to cię wypuszczę i dam ci spokój a jeśli nie to będziesz musiał zrobić dla mnie jedną rzecz, mówił dalej nieznajomy.
-Zapomnij, nie będę w nic z tobą grać, krzyknął Orik i wywrócił stół do góry nogami przez co karty rozsypały się po podłodze a butelka stłukła tworząc niebieską kałużę.
-To bardzo nieeleganckie zachowanie z twojej strony, wolisz żebyśmy rozwiązali problem drogą pojedynku?
-Tak, skopię ci rzyć i na tym skończy się ta maskarada.
-Niech więc tak będzie, łap, powiedział i rzucił mu prosty acz solidnie wykonany miecz, samemu dobywając dziwnie wyglądającego ostrza o haczykowatym kształcie.
-Zdychaj przebierańcu! ryknął i ruszył w jego stronę młodzieniec.
-Jakbyś dotychczas nie zauważył sam nosisz maskę, odrzekł i bez problemu sparował jego cios niecodziennie wyglądający dżentelmen.
Faktycznie tak było, Orik spojrzał na jedną ze ścian będących lustrami i zobaczył swoje odbicie, na swojej głowie nosił maskę podobną tej noszonej przez jego przeciwnika ale z malunkiem smutnej twarzy.
-Co to ma znaczyć? zapytał zmieszany.
-Nie chciałeś rozmawiać ani grać więc nie dostaniesz tak łatwo odpowiedzi, powiedział wróg i ciął go przez ramię.
-Ty gnido aaargh, wrzasnął i ruszył jeszcza raz w jego kierunku ale kolejny raz nie trafił bo adwersarz ponownie bez większej trudności zablokował cios swoim dziwacznym mieczem.
-Próżny twój trud, zmiękłeś Oriku i poddałeś się lenistwu, jesteś żałosnym pyszałkiem.
-Nie będę słuchać  twoich przytyków dziwolągu, giń, zawrzeszczał po raz kolejny i znów zaszarżował w kierunku swojego oponenta młodzian.
-Rzucasz słowa na wiatr, wypadałoby udzielić ci reprymendy cwaniaczku, powiedział niewzruszony jego wybuchem jegomość w wesołej masce.
Tym razem jednak cios dosięgł celu i odciął dłoń nieprzyjaciela.
-To więcej niż się po tobie spodziewałem ale nie zdołasz mnie pokonać, powiedział i parsknął śmiechem a jego dłoń odrosła w oka mgnieniu.
-To...
-Dziwne prawda? nie dał mu dojść do słowa i mocnym ciosem w szczękę powalił go na ziemię.
-Ugh ty bydlaku, nigdy się nie poddam, syknął i pospiesznie zebrał się z lustrzanej podłogi.
-W to nie wątpię ale to i tak nic nie zmieni, jesteś małym i słabym gówniarzem któremu wydaje się że może rzucić wyzwanie całemu światu ale dośc już tej paplaniny.
Oponent nie dał Orikowi czasu na zaplanowanie kolejnego ruchu i mocno zamachnął się swoim egzotycznym mieczem którego impet wytrącił mu broń z rąk a zaraz potem szybkim ruchem odciął obie dłonie.
-Moje ręce aaa, wyjęczał chłopak i osunął się na podłogę i mimowolnie przykląkł w tworzącej się wokół niego kałuży krwi.
-Mówiłem że nie masz szans w starciu ze mną.
Jednak Orik wstał z ogromnym wysiłkiem i zamachnął się kikutem prawej ręki.
-To bezcelowe, powiedział wróg i wbił swój miecz w jego trzewia, powoli i boleśnie.
-Chędoż się zasrańcu, ryknął i mocno uderzył go głową co skruszyło obie maski i odsłoniło twarze skrywające się pod nimi.
-Ty jesteś...
-Jestem tobą a dokładniej lepszą częścią ciebie, ty jesteś tylko żałosną skorupą, powiedział i przekręcił miecz który nadal tkwił we wnętrzu pokaleczonego pyszałka.
Tą scenę przerwał odgłos pękającego szkła, lustrzana sala zaczęła wibrować i pękać a z sufitu zaczęły odpadać kawałki lustra odsłaniając kryjąca się za nim ciemność.
-Chyba kończy nam się czas, powiedział szybko i wyciągnął równie szybko miecz po czym chwycił Orika za gardło i rzucił nim w ścianę pomieszczenia.
Ściana pękła a on sam spadł w ciemność ale koszmar w tym momencie dobiegł końca.

Post połączony: 2025-01-25, 00:36
Wiem że to jest dość niechlujnie napisane ale to drugie z moich trzech podejść do opowieści którą piszę.
Trzecie podejście już wygląda lepiej.
 


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry