No to ja. Aleś temat dał Shergar ;p
W sekcji wojskowej rozległ się alarm. Dziesiątki ćwiczeń, dawały rezultaty. Pełna mobilizacja nastąpiła w ciągu 15 minut...
-Jazda! To nie wakacje!- wołał sierżant, gdy podwładni napełniali salę.
Po chwili włączył się ekran ukazujący mapę bazy i okolic.
-Oszczędzimy sobie ckliwych historyjek, nasi jajogłowi zgubili kilka swoich królików doświadczalnych- wciągnął rękę w stronę ekranu. Dotknął go palcem, co sprawiło że obraz się powiększył.- Stało się to gdzieś tutaj. Jak widzicie stało się to cholernie blisko kilku wiosek. Jeśli dojdzie do kontaktu obiektów z mieszkańcami, cały projekt "Regeneracja" pójdzie w diabły. Macie do tego nie dopuścić. Co tak stoicie? Ruszać tyłki!
Wojskowi zostali podzieleni na trzyosobowe grupki. Każda miała ruszyć w innym kierunku. Nim jednak wyruszyli na zewnątrz, drogę zagrodził im mężczyzna w białym fartuchu.
-A tak i jeszcze jedno- krzyknął sierżant.- Gdyby jednak, leniwe wałkonie, jakiś obiekt dostał się do wioski, macie specjalne rozkazy.
Naukowiec rozdawał żołnierzom zapieczętowane teczki z napisem "Otworzyć w razie niepowodzenia."
-Widzicie coś?- odezwał się głos w słuchawkach.
-Jak na razie nic Tom, a u ciebie Jack?
-Też pusto Harry... choć zaraz... Hej! Coś znalazłem!
Po kwadrancie, Harry i Tom dotarli do towarzysza. Choć poprawniejszym określeniem, było by wpadli na niego. W lesie maskowanie sprawdzało się nad wyraz dobrze.
-Co tam masz?
-Zobaczcie- powiedział Jack, odsłaniając jeden z krzaków. Ukryta pomiędzy liśćmi leżała przerwana obroża.
-Sprytna bestia- mruknął Tom, instynktownie zaciskając palce na karabinie.- Co teraz?
-To- odparł Jack, tym razem wskazując na podłoże. Gdzieniegdzie widać było niewielkie szkarłatne plamy, układające się w linię.- Nietrudno zgadnąć dokąd zmierza.
-Wioska.
-Tak. I z tego co liczę, to raczej nie dogonimy obiektu nim tam dojdzie.
-Jeśli będziemy tu tak stać to na pewno- mruknął Harry.- Szybko!
-Szybko! Wnieście ją, jest ranna!
-Ale co to mogło być, przecież...
-Jak to co? Kil-Ani! "Wyłaniający się"!
-Jak myślicie, szaman ją uratuje?
-No pięknie, doszło do kontaktu!- stwierdził Tom, okraszając swoją wypowiedź kilkoma inwektywami. Cała trójka stała na skraju lasu i obserwowała zamieszanie panujące w wiosce.
Harry oparł karabin o drzewo i wyciągnął teczkę od naukowca. Otworzył. Zawierała ekran formatu A4 i kabel do połączenia go z hełmem.
-Daj na główny kanał- poprosił Jack i razem z Tomem zbliżyli twarze do ekranu. Harry uruchomił urządzenie.
-Witam- w ich słuchawkach rozległ się głos, a na ekranie pojawiła się starsza twarz w okularach.- Jestem profesor Stanford Ville. Koordynuję projektem "Regeneracja". Skoro słuchacie tej wiadomości, oznacza to, że jeden z obiektów badań osiągnął wioskę tubylców...
Dalej głos profesora opowiadał, dość monotonnie w dodatku, powód badań w tym regionie świata. Większość znali sami. Po wojnie w 2037, pierwszej wojnie w której wykorzystano na masową skalę broń biologiczną, wszystkie ekosystemy świata uległy rozwarstwieniu. Wirus, mający domyślnie atakować, określoną populację ludzi, zaatakował również inne organizmy. Nie wszystkie zginęły. Część uległa mutacji, uodparniając się na wirusa. Skutkiem ubocznym tego procesu, był nowy produkt przemiany materii wydalany przez wszystkie zmutowane organizmy. Terrabil. Mutanty, mogące wydalać ten dziwny gaz, rozwijały się dalej. Jednak dla każdej innej istoty był on zabójczy. Rządy wielu krajów tworzyły specjalne rezerwaty-szklarnie, by uchronić przed zagładą rodzimą roślinność. Ludzie zostali zmuszeni do zamieszkania w specjalnych kompleksach odgrodzonych od świata zewnętrznego. Świata w którym żyli bez przeszkód mogli żyć ich zmutowani pobratymcy. U których mutacja objawiała się tylko ciemniejszą karnacją.
Właśnie dlatego powstał projekt "Regeneracja". Badając zmutowane organizmy, uczeni, od przeszło 100 lat szukali sposobu, by uodpornić na Terrabil gatunki pierwotne.
-Jednak to nie przyniosło skutku- mówił dalej profesor.- Dlatego około dziesięciu lat temu powstał pomysł by zmodyfikować projekt. Skoro uodpornienie na Terrabil jest niewykonalne, to trzeba go usunąć z atmosfery. Zgoda na likwidację mutantów była by formalnością, gdyby nie fakt, że odkryto iż wciąż istnieją również zmutowani ludzie. Cofnięci w rozwoju do epoki starożytnej. Wywołało to wiele rosterek natury moralnej. Zabijać innych ludzi? Którzy nic nie zawinili, po za faktem posiadania innej karnacji? Dlatego stworzono kolejnego wirusa. Ten miał jednak za zadanie blokować tylko jeden proces w zaatakowanych organizmach- Mejozę. Co pozbawiło by populację mutantów zdolności rozrodu. Wtedy po pewnym czasie, gdy mutanty wyginęły by samoczynnie, można by rozpocząć deintegrację zmutowanych ekosystemów i wprowadzenie starych gatunków, odciążając przy tym zużyte instalacje, które nie są wstanie działać w nieskończoność.
-Dobra, ale co to znaczy dla nas?- zirytował się Tom, którego nużył ten cały wykład.
-Jednak obiekty- jakby na życzenie odezwał się profesor.- Były osobnikami, które nosiły w sobie przeciwciała na wirusa. Przeciwciała stworzone w laboratorium. Jeśli Obiekty skontaktują się z mutantami, przeniosą tą odporność, niwecząc całą nową odnogę projektu.
Trójka żołnierzy spojrzała po sobie. Teraz zrozumieli, po co tu są...
//Tragedia ta moja pisanina na szybko. Jak widać krótkie formy to nie moja działka