Myślę, że to tutaj pasuje, jeśli nie, to sorki za offtop:
Arsenał jądrowy na terenie Polski
Z pewnością niektórzy z Was nie wiedzą o tym, iż na terenie Polski znajdowała się dawniej broń jądrowa i wszystkie elementy konieczne do jej użycia. Nie byliśmy jednak mocarstwem atomowym w znanym tego słowa znaczeniu. Jako, że sytuacja ta miała miejsce w czasach PRLu, ziemie polskie stanowiły przedłużenie granic militarnych Związku Radzieckiego. Notabene broń znajdowała się w rękach Kremla.
Wszystko rozpoczął rok 1965. Wtedy to miały miejsce ćwiczenia w przetransportowaniu pocisków jądrowych z ZSRR na obszar Polski. Operacja taka mogłaby okazać się przydatną w trakcie ewentualnej wojny. Próby pokazały jednak, że nie istnieje praktycznie możliwość bezpiecznego transportu ładunków na tak znaczną odległość. Postanowiono wówczas, że najkorzystniejszym rozwiązaniem będzie w tym wypadku trzymać broń pod ręką, a więc wybudować silosy i wyrzutnie na terenie Polski i tam przechowywać broń. Odpowiednim do tego miejscem miały być rzecz jasna granice zachodnie. W ramach Układu Warszawskiego Polska miała stać się krajem, który atakowałby w razie wybuchu konfliktu terytoria NATO na zachodzie. Wiadome było, iż w wyniku kontrataku NATO granice zachodnio-północne zostałyby zrównane z ziemią. Nikt nie brał jednakże pod uwagę możliwości odwrotu, liczyło się tylko i wyłącznie dążenie na zachód. Najistotniejsze było natychmiastowe zbombardowanie miast, które mogły przechowywać wyrzutnie rakiet różnorakiego zasięgu. W efekcie ponad 100 pocisków miało zostać wystrzelonych z Polski. W kontruderzeniu, PRL i ZSRR mogły ponieść nawet ponad 50% strat w armii i co oczywiste, w ludności cywilnej. Po Polsce pozostałby jedynie rów atomowy - stwierdził generał William Odom, szef wywiadu wojskowego USA.
W każdym bądź razie formalne przypieczętowanie decyzji miało miejsce w Moskwie, dnia 25. lutego 1967 roku. Wtedy to minister obrony PRL - Marian Spychalski, wraz z ministrem obrony narodowej ZSRR Andriejem Grieczko zawarli porozumienie międzyrządowe. Środki na przedsięwzięcie zaczerpnięto z polskiej kasy łącznie było to około 180 milionów dolarów. Budowę planowano zakończyć przed końcem 1969 roku, jednak przedłużyła się ona do stycznia roku 1970. Obiekty powstały w Templewie nieopodal Trzemeszna Lubelskiego, Brzeźnicy-Kolonii niedaleko Jastrowa, a także w Podborsku położonym blisko Białogardu. W każdym z tych punktów mieściło się około 120 żołnierzy i 60 techników. Ośrodki zostały doskonale zabezpieczone. Przede wszystkim stacjonowały tam oddziały Specnazu. Ponadto budynki otoczone zostały murem obronnym z wieżyczkami strażniczymi, drutem kolczastym znajdującym się pod napięciem. Skuteczną ochronę zapewniały wreszcie stacjonarne działa maszynowe. Drogi prowadzące do obiektów zasłonięte zostały siatką maskującą. Ustawiono skuteczne pułapki na wrogich spadochroniarzy, uniemożliwiające im bezpieczne lądowanie w terenie - rzędy metalowych słupów. Pomieszczenia zbudowano z żelazobetonu. W każdym z nich znajdował się licznik Geigera (mierzący poziom napromieniowania), a dostępu broniły drzwi ze specjalnymi zamkami. Ludzie, którzy zaangażowani byli w budowę obiektów nie zdawali sobie sprawy, do czego mają one posłużyć. Utrzymywano stanowisko, iż są to budynki przeznaczone na użytek wojsk łączności.
Przeprowadzano również ćwiczenia sił lotniczych, które miały na celu nabycie umiejętności zrzucania bomb atomowych. Były to zazwyczaj suche próby, gdyż samoloty nie były uzbrojone, a na ich pokładzie znajdowała się tylko atrapa rzeczywistego pocisku. Ważną kwestią było wycofanie się na bezpieczną odległość po zrzuceniu bomby. Przykładowo, uczono interesującej techniki podlatywania samolotem z dużą prędkością ku górze w ten sposób, by znalazł się on w praktycznie pionowej pozycji. W tym momencie nastąpić miało uwolnienia bomby, a następnie natychmiastowy odlot. Zastosowanie tego typu techniki nadawało pociskowi niezwykłej prędkości, dzięki czemu grawitacja chwilowo na nią nie działała. W ten sposób pilot i załoga bombowca zyskiwali kilka cennych chwil.
W przeciągu kilkunastu lat w każdym z trzech obiektów zgromadzono około 60 ładunków. Miały one moc od 0,5 kilotony, do 500 kiloton (dla porównania - Hiroszima: 15 kiloton). W przypadku wojny oddane zostałyby do dyspozycji polskim jednostkom. Do tego jednak czasu całkowitą kontrolę nad ośrodkami i wszystkim, co z nimi związane sprawować miało ZSRR. Tylko dwunastu najwyższych rangą wojskowych z Polski miało jakiekolwiek pojęcie o tym projekcie. Wszystko było ściśle utajone.
Pierwsze wzmianki o przedsięwzięciu pojawiły się już w 1990 roku. Na dokładniejsze dane, zawierające ważne dokumenty, listę procedur i kodów uruchamiających głowice, czekać przyszło nam aż do roku 2006. Wtedy to ujawniona została przez IPN teczka o kryptonimie Wisła, na którą składało się kilkanaście innych dokumentów Układu Warszawskiego.
Żródło: MetalGearSolid.us