Upadek Khorinis 4591 6

O temacie

Autor bROXmor

Zaczęty 23.06.2008 roku

Wyświetleń 4591

Odpowiedzi 6

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.

bROXmor

Upadek Khorinis
2008-06-23, 15:43(Ostatnia zmiana: 2008-06-23, 17:07)
Jest to wersja demonstracyjna dzieła literackiego.
Nie sądzę, aby odniosło większy sukces, ale spróbować zawsze można. Pisane dla przećwiczenia umiejętności pisarskich.

Upadek Khorinis, część pierwsza.

Po nadpalonych słońcem dachówkach kuźni wiatr targał niezliczone ilości piasku. Kowal Harad załadował ostatni kufer na wóz i zatrzasnął pokrywę. Po raz ostatni wszedł do budynku, rozglądając się dokoła. Wielka izba była całkowicie pusta. Chociaż... w jednym z kątów leżał jakiś przedmiot, od którego odbijały się nieliczne promienie słońca przedostające się przez zabite deskami okna. Kowal pochylił się i odgarnął kurz. Na posadzce leżała broń. Lekko zardzewiała i sponiewierana, ale sprawna. Przypatrzywszy się jej dokładnie, Harad ze złością rzucił ją z powrotem na podłogę. Był to jeden z niewielu mieczy, których sam nie wykuł...
***
Onegdaj kupił go od swojego czeladnika. Chłopak był pojętny, widać było, że będą z niego ludzie... aż tu nagle ni stąd, ni zowąd przestał się pojawiać. Kilka tygodni później usiłował kupić od Harada miecz paladyna. Kowal uznał to za niezbyt śmieszny dowcip, zważywszy na okrywający korpus klienta pancerz najemnika. Wywalił go z kwitkiem.
Później bał się do tego komukolwiek przyznać. Po mieście krążyła pogłoska, że ten rębajło zaciągnął się do łowców smoków i zabił wszystkie gady w Górniczej Dolinie. Był kimś w rodzaju bohatera narodowego.
Harad odzyskał rezon dopiero, gdy bezimienny łowca w biały dzień rozwinął żagle na statku paladynów i zwyczajnie odpłynął. Wszyscy mistrzowie cechów wychwalali wtedy kowala, że pozbył się rabusia ze swojego zakładu.
Rychło okazało się, że na statku odpłynął latarnik Jack, przyjęty zaś w miejsce bezimiennego Brian otrzymał jego latarnię w dzierżawę. Czeladnik w te pędy spakował się i wyjechał z miasta. Harad wyklinał wtedy bezimiennego, że przez te machlojki stracił pomocnika. Musiał teraz pracować dwa razy ciężej. I tak już zostało.
Dla miasta zaczęły się ciężkie czasy. Gildia złodziei wciąż rosła w siłę, zaś panowanie lorda Hagena, królewskiego namiestnika, z wolna dobiegało końca. Rok wcześniej mieszkańcy bez oporu poddali się jego władzy tylko dlatego, że widmo nadciągających hord orków było coraz silniejsze. Ufortyfikowane i obsadzone przez armię miasto skutecznie opierało się wrogim oddziałom. Kiedy orkowie zostali tymczasowo rozgromieni, namiestnik otrzymał ofertę zjednoczenia od stacjonującego nieopodal generała Lee. Nie przyjął jej, wydawała mu się bezsensowna. Miasto miało bowiem prócz paladynów jeszcze jedną ochronę – magów.
Tutaj po raz kolejny dały o sobie znać skutki kradzieży statku. Mieszczanie pozbawieni duchowej opieki Vatrasa zerwali całkowicie kontakty z klerem. Ostatni mag, Daron, uciekł przed rozwścieczonymi obywatelami do klasztoru.
Kolejną krzywdę wyrządziła miastu natura. Portowe brzegi, od wieków podmywane przez słoną morską wodę, zawaliły się. Obywatele natychmiast wysłali inżynierów do odbudowy, ale nic to nie dało. Z każdym dniem kolejne fragmenty portu pochłaniało morze. Przerażeni ludzie nie chcieli wierzyć, że istnieje realne zagrożenie dla ich pięknego, czystego miasta i nadal odbudowywali, miast nawoływać do ewakuacji.
Jednym z niewielu, którzy faktycznie coś zdziałali, był szkutnik Garvell. Spuściwszy na wodę swój nieukończony statek, z pomocą swych pomocników i kilku rybaków przetransportował go do opustoszałej przystani paladynów. Zdwoił tam wysiłki, za jakieś dwa tygodnie statek miał zostać wykończony.
Tymczasem woda zniszczyła już sklep rybny Halvora, karczmę Kardifa, dom Brahima i burdel „Czerwona Latarnia”. Z pierwszego szeregu budynków pozostał tylko miejski magazyn, chyboczący się na niedużym półwyspie. Kiedy fale zburzyły drugi, a paladyni nadal nie reagowali, mieszczanie odsunęli lorda Hagena od władzy. Upadły namiestnik wyruszył z samobójczą misją do Górniczej Doliny, zaś ratusz zajął gubernator Larius. Spodobało się to drobnym przedsiębiorcom, natomiast mistrzowie cechów, między innymi Harad, otwarcie wystąpili przeciw nowemu rozkazodawcy.
***
Harad zasunął żelazną sztabę na miejsce i przekręcił klucz w ciężkiej kłódce. Znak firmowy gildii Araxos, na gwarancji. Dopełniwszy formalności, przekazał klucz Carlowi. Stary kowal niepomiernie się ucieszył. Jego własna kuźnia była właśnie zalewana przez morze. Poza tym pozbył się wreszcie niechcianego sublokatora Ignaza, który swoimi eksperymentami nieraz budził go ze snu. Teraz ten stuknięty alchemik będzie w spokoju doczekiwał starości w pracowni Constantina.
Kowal Harad odebrał jeszcze zapłatę za kuźnię i wyruszył w kierunku latarni morskiej. Precz z tyranią, precz z gubernatorem Lariusem – pomyślał – Brian niezbyt długo poradzi sobie beze mnie. Na pewno będzie wniebowzięty.
***

- Widziałeś go, Cavalorn? – lekko otyły kupiec przyłożył dłoń do czoła – Harad się wyprowadza.
- Baltramie, każdy kto ma dziś choć trochę oleju w głowie, powinien się wyprowadzić – wysoki, śniadoskóry łucznik podniósł się z dachu portowych ruin i spojrzał we wskazanym przez kupca kierunku – Tylko tacy krętacze jak Lehmar czy Bromor chcą ubić interes na cudzych krzywdach.
- Bromor? – spytał młody robotnik, spiesznie przełykając kawał baraniej kiełbasy – Czy jego przybytku nie zalało przypadkiem morze?
- A i owszem, drogi Monty. Ten siwiejący erotoman jest jednak na tyle oddany rozpustnej idei, że przeniósł swój burdel. Mieści się teraz w wieży nieopodal placu świątynnego. Jakość usług znacznie się podniosła – łucznik pokręcił głową – Normalnie nie miałbym nic przeciwko temu, he he... ale teraz należy myśleć o czym innym. Orkowie nadchodzą! Beliar splugawił już dziesiątki kapliczek na wyspie, a ci głupcy przejmują się kurtyzanami! Innos nie jest lepszy. Magowie Ognia siedzą cicho w klasztorze, a lord Andre jest zastraszony przez gubernatora.
- Chowa się w koszarach – dodał Baltram – Wiesz, dlaczego tak się dzieje, Monty? Równowaga świata po raz kolejny została naruszona. Cholera, mówcie co chcecie, ale tamten bezimienny to był ktoś. Zabił Kruka, Hosh-Paka, smoka - ożywieńca...
- Oszczędził Ur-Shaka. Ten szaman lada chwila przejdzie przełęcz... – Monty nadal nie był przekonany.
- Oszczędził  t a k ż e  Pyrokara i lorda Hagena. Pozostawił nam siły, aby walczyć! Widzisz, ledwo wyjechał, a już wpadamy po kolana w gówno – zdenerwował się Cavalorn - Co możemy zrobić? Musimy przypomnieć ludziom o tej wciąż żywej legendzie.
- Tak – potwierdził Baltram -  Magowie Wody zbytnio ufali Pyrokarowi. Ten jednak pozostawił Khorinis na pastwę Beliara... na szczęście Saturas przewidział coś takiego. Przed wyjazdem zmobilizował oddziały Wodnego Kręgu. Jesteśmy w pełnej gotowości bojowej.
- Wodnego Kręgu?! – wytrzeszczył oczy Monty – Ja... mistrz Garvell wysłał mnie tylko...
- Garvell od dawna pracuje dla Saturasa. Miejsca na jego statku są przewidziane głównie dla członków Kręgu.
- I wy chcecie...
- Mamy powody, aby sądzić, iż nadajesz się do Wodnego Kręgu. Byłeś wśród bandytów i przeżyłeś. Znasz Patricka, którego zwerbował już Cord. W każdym razie... chcesz czy nie chcesz? Nie czas teraz na ceremonie, karczma Orlana nie jest już bezpiecznym miejscem. Po prostu odpowiedz.
- Chcę.
- Świetnie. Ku chwale Adanosa, czyń swą powinność, et caetera, et caetera, a tu masz pierścień Kręgu – zakończył niespodziewanie Cavalorn – Nie przejmuj się wygrawerowanym imieniem Lance. Koleś zginął i nikt już o nim nie pamięta...
W tym momencie na teren zrujnowanego domostwa wpadł strażnik miejski. Cała trójka jak na komendę schowała pierścienie.
- Nie musicie tego robić – powiedział strażnik – Nazywam się Pablo, wiem o Kręgu. Chodźcie za mną. Gubernator Larius chce z wami pogadać.
Nadeszło jeszcze pięciu strażników. Nie było sensu walczyć.
***
Cavalorn, Monty i Baltram dostąpili wątpliwego zaszczytu być przyjętym przez gubernatora osobiście. Kiedy weszli do ratusza i spostrzegli związanych ludzi stojących pod ścianą, poczuli że szansa na spełnienie ich śmiałych planów gwałtownie spada. Oto stali przed nimi Orlan, Gaan, Cord, Patrick, Martin.
- To już wszyscy? – zaskrzeczał sędzia, wyłaniając się zza sąsiedniej kotary. Gubernator przytaknął. Sędzia wyciągnął zwój pergaminu.
- Moi panowie, jesteście oskarżeni o...
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.




Adrian
  • Gość
Fajne. Bardzo mi się podobał motyw z pierścieniam Lanca :D
 

Jurigag

Jurigag

Użytkownicy
posty869
Propsy285
ProfesjaSkrypter
  • Użytkownicy
Bardzo ciekawe, aż chce się czytać i myśleć co by było dalej, proponuje ci dalej pisać to, może coś z tego wyjdzie i będzie ładne długie opowiadanko. Specjalnie się zalogowałem i napisałem tego posta aby zachęcić do pracy, bo nie przepadam za forami.
 
Skrypter/Tester - Szukasz testera/skryptera - Pisz !

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.

bROXmor

Upadek Khorinis
#3 2008-07-17, 19:17(Ostatnia zmiana: 2008-07-19, 18:51)
Kolejna część mojego epickiego (he he  :D  ) opowiadania. W moim mniemaniu gorsza od poprzedniej, choć może nie aż tak znacznie... No nic, może się podobać, następnym razem bardziej się postaram :D

Dzięki za komentarze, chyba tylko autor "Pewnego maga..." lepiej zaczynał :D

Upadek Khorinis, część druga.

Krągłe niczym tyłeczek Nadji koła drewnianego wozu telepały się po co i rusz wystających z drogi kamieniach. Zamknięci w jego mrocznym wnętrzu ludzie biernie podskakiwali wraz z kołami. Co prawda, bywało w życiu lepiej, ale i teraz mieli nieliche powody do radości. Wcale nie spodziewali się takiego obrotu spraw, kiedy całą szóstką zostali skazani przez sędziego z Khorinis na karę śmierci...
***
Cynowy rondelek stojący w kącie celi smętnie zagrzechotał, napełniwszy się po brzegi lepkim płynem. Gaan wciągnął spodnie i obrzucił naczynie krytycznym spojrzeniem.
- Boltan, garnek jest pełen - zwrócił się do schorowanego, na wpół sparaliżowanego strażnika więziennego, który po raz kolejny i - miał nadzieję - ostatni odebrał kubeł od więźnia.
- Chłopaki, słuchajcie... Może razem stąd uciekniemy? - wydobył z siebie stłumioną prośbę strażnik. Perspektywa emerytury nie była zbyt bliska, a przy niezapłaconym od pół roku żołdzie Boltan zdążył już zapomnieć smaku pieczeni i mocnego wina.
- Doniosę na was paladynom! ? wychrypiał ponuro z sąsiedniej celi wynędzniały przemytnik Nagur. Boltan wylał nań zawartość kubła. Więzień zamilkł.
- Nie, naprawdę nie możemy - odezwał się Orlan - Jesteśmy więźniami politycznymi, ucieczka jest nielegalna...
Jego towarzysze stłumili śmiech. Wtem do więzienia wkroczył nowicjusz z klasztoru Magów Ognia.
- Przysyła mnie gubernator Larius - rzekł. Śmiechy momentalnie zamilkły, nawet Nagur zamienił się w słuch - Za wstawiennictwem maga Goraxa, na prośbę klasztornej kapituły, karę śmierci anulowano więźniom Orlanowi, Gaanowi, Cavalornowi, Baltramowi, Martinowi, Monty'emu...
Orlan uśmiechnął się z lekka. Jego partnerzy handlowi nie marnowali czasu...
- ...i zamieniono ją na roboty w czynie społecznym w klasztorze - zakończył wysłannik. W jego opinii, więźniom powinna teraz zrzednąć mina. Roboty w klasztorze cieszyły się z trudem wypracowaną opinią karkołomnych. Dosłownie.
Karczmarz znał jednak siłę przekonywania Goraxa i nie omieszkał wcześniej uprzedzić o niej przyjaciół. Toteż przyjęli oni zmianę wyroku bez emocji, wręcz spokojnie. Posłaniec podrapał się po głowie, wzruszył ramionami i rzucił na odchodnym:
- Pożegnajcie się ze współwięźniami. Konwój rusza jutro o szóstej.
To nieco ostudziło zapał dwóch skazańców, uświadomili sobie bowiem brak swoich imion na liście.
- Czyżby nie lubili najemników? - spytał, marszcząc brwi, Cord. Patrick zadrżał. Pozostali spuścili głowy.
- Wiesz, jaki jest Larius... - zaczął Orlan, rozpaczliwie szukając w myślach wyjścia z sytuacji. Nie znalazł go.
***
Dźwięk podskakującego na kolejnym kamieniu koła niemal idealnie zbiegł się z dochodzącym z miasta dźwiękiem ścinanej głowy. Ostatnie, co usłyszeli skazańcy w wozie, to wiwaty tłumu mieszczan. W wozie zapanowała grobowa cisza. Wszyscy wspominali zamordowanych Corda oraz Patricka, którzy oddali życie w imię Adanosa. Orlan włożył należące do nich pierścienie Wodnego Kręgu do wykradzionego skorumpowanemu strażnikowi, obitego suknem ze skóry cieniostwora puzderka, po czym zaintonował pieśń ku czci poległych, której nauczył go kiedyś Vatras. Pozostali śpiewali razem z nim.
Konwój stanął na chwilę, a gdy znów ruszył, koła przestały się obijać. Monty podsadził Cavalorna do zakratowanego okienka wozu. Oczom myśliwego ukazała się oddalająca się kaplica Innosa i liczący pieniądze stary Mag Ognia.
- To Isgaroth. Od kiedy ataki orków się nasiliły, jest tutejszym celnikiem - wyjaśnił Orlan.
Posłaniec, który podróżował z nimi od więzienia, otworzył skobel i drzwi do wozu rozwarły się. Nowicjusz pod czujnym okiem strażników zakuł więźniów w kajdany i zaprowadził ich przed oblicze Najwyższej Rady. Na miejscu okazało się, że Pyrokar właśnie stracił przytomność.
- Odkąd bezimienny bohater opuścił wyspę Khorinis, coś z nim jest nie tak... - pokręcił głową arcymag Serpentes i wlał przełożonemu do ust kilka kropli karmazynowego płynu. Gdy ten nadal nie odzyskiwał przytomności, arcymagowie przywołali dwóch nowicjuszy, którzy wynieśli mistrza z kościoła.
Kolejna dwójka nowicjuszy wprowadziła związanego jakimiś mistycznymi łańcuchami, w zakrwawionej szacie i słaniającego się na nogach człowieka. Gdy odgarnięto mu włosy z czoła, Orlan rozpoznał jego tożsamość. Był to Gorax.
***
Kowal Harad żłobił ostrym rylcem po rozgrzanej do czerwoności stali. Wykończył już połowę z zaplanowanych wzorów. Zdobiony miecz dla klienta wymagał skupienia, które właśnie przerwał jego czeladnik Brian, wchodząc do zaimprowizowanej kuźni z dwoma kuflami piwa. Jeden z nich podał mistrzowi. Harad odsunął kufel od siebie i dalej rył po orężu.
- Chłop, co nie zażywa, baba się nazywa - powtórzył ludowe powiedzenie czeladnik i zabrał Haradowi miecz. Do kuźni wbiegł zakapturzony mężczyzna - Oho, mamy gościa.
- Kto zacz? - spytał udobruchany kowal, pociągając łyk złocistego trunku.
- To ja, Matteo - zawołał gość, odrzucając kaptur - Słyszałeś już wieści? Fale zdemolowały kolejne zabudowania w porcie, a gubernator Larius urządzał akurat jakąś balangę w ratuszu, gdy zaobserwowano... nie zgadniesz!
- Co jest?!
- "Esmeralda" wróciła! Obywatele już pakują manatki, wszyscy chcą wypływać z tego przeklętego miasta. Kiedy statek wpłynie do portu, ruszą tam szturmem. Ja, Thorben, Bosper i Constantino mamy już zarezerwowane miejsca. Czekamy tylko na ciebie!
- A... co ze statkiem Garvella?
- Iii tam... zajmą go ludzie z klasy robotniczej... o ile zdążą go zbudować - uśmiechnął się złośliwie kupiec - To jak, ruszasz?
***
Haradowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Spuścił dobytek na pobliską plażę, razem z żoną, czeladnikiem oraz Matteo popłynął czółnem do miasta. Wysiadłszy na przystani, przepchali się do pierwszych rzędów zgromadzonego tłumu. Czekali.
W końcu statek dopłynął do portu. Rzucono zeń liny, które portowi robotnicy skwapliwie zacumowali. Lord Andre i gubernator Larius stali na podwyższeniu, oczekując wizyty kapitana. Na maszt zaczęła być wciągana flaga. Na pomost wyszło dwudziestu ludzi z kapitanem na czele, wszyscy z bronią u pasa i w czarnych płaszczach. Podeszli do platformy. Lord Andre w niecierpliwej przepychance z gubernatorem wywalczył pierwszeństwo w ich powitaniu.
- Nazywam się lord Andre i jestem zastępcą lorda Hagena oraz głównodowodzącym miasta Khorinis. Mówię w imieniu - tu paladyn spojrzał na Lariusa z obrzydzeniem - królewskiego namiestnika. Witajcie w Khorinis! Nie znam was jeszcze, kapitanie... - przerwał Andre, oczekując aż rozmówca się przedstawi.
- Hannibal. Nazywam się Hannibal i jestem kapitanem największej i najstraszliwszej floty pirackiej na morzach Myrtany - to powiedziawszy kapitan wbił nic nie spodziewającemu się lordowi Andre miecz w pierś. Paladyn skonał na miejscu. Ludzie Hannibala obnażyli miecze...
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.




Żadna Głupia Spółgłoska

Żadna Głupia Spółgłoska

Użytkownicy
Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
posty2557
Propsy3534
ProfesjaGracz
  • Użytkownicy
  • Mniejszość Żydowska na HMS Stuleja
To koniec? Myślałem że jeszcze sobie poczytam :lol2:
 
Często odkrywa się, jak naprawdę piękną jest rzeczywiście piękna kobieta dopiero po długim z nią obcowaniu. Reguła ta stosuje się również do Niagary, majestatycznych gór i meczetów, szczególnie do meczetów.
Mark Twain

Jurigag

Jurigag

Użytkownicy
posty869
Propsy285
ProfesjaSkrypter
  • Użytkownicy
Nie najgorzej, czekam na dalej, bardzo sensowna fabułę wybrałeś, można zrobić długie i ciekawe opowiadanko, fajne zwroty akcji, chociaż teraz już bardziej przypuszczam co będzie dalej, chociaż może czymś zaskoczysz, przynajmniej nie jest pisane na szybkiego, dialogi dobre, chociaż można by trochę więcej opisów dać, co tam że to świat gothica i wszystko wiadomo itd, ale jednak można by jakoś wydłużyć to.
 
Skrypter/Tester - Szukasz testera/skryptera - Pisz !

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.

bROXmor

Upadek Khorinis
#6 2008-07-19, 16:44(Ostatnia zmiana: 2013-08-20, 20:54)
No dobra, kilka zwrotów akcji, w następnej części też trochę tego będzie... o ile zechce mi się ją dokończyć :D
Pierwszy fragment pochodzi z mojego innego opowiadania, które w zasadzie porzuciłem. No nic, co ma być, to będzie. Zdaję sobie sprawę, że nie mam co konkurować z "Pewnym magiem...", ale będę to jak najbardziej jeszcze kontynuował.

Upadek Khorinis, część trzecia

Orlana zbudził trzask płomieni. Od czasu pijatyki Rukhara z Randolphem miał wyjątkowo lekki sen. Wstał z łóżka i zaczął węszyć w powietrzu, ale poczuł tylko odór ryb dochodzący z sąsiedniej izby. Spojrzał przez okno – już dniało. Włożył zbroję z płytek pełzacza – dar od najemnika Wilka i przepasał topór wojenny. Nakładając pierścień Wodnego Kręgu, spojrzał na akwamaryn tylko z przyzwyczajenia. Od wielu tygodni nie miał kontaktu z żadnym z Magów Wody. Ściągnął z komody łuk z poroża – kolejny cenny nabytek, kupiony za grosze od zbiegłego skazańca Diego.
Pchnął drzwi i oparł się o balustradę. Na dole rozgrywało się prawdziwe piekło. Dwóch orkowych szamanów w beżowych, pokrytych fantazyjnymi, zielono-szkarłatnymi wzorami – zdaje się, że w założeniu miały ściągać uwagę samic - szatach ciskało ogniste kule na wszystkie strony, niszcząc wszelakie meble rozmieszczone na parterze. Gdyby nie to, że ostatni klient, mag Gorax, opuścił gospodę miesiąc temu, pewnie wniósłby skargę. Szczęście w nieszczęściu. Karczmarz naciągnął cięciwę i przebił na wylot jednego z szamanów. Drugi sprężywszy się, jednym susem wskoczył za ladę, miotając jaskrawy pocisk w kierunku piętra. Orlan skoczył na dół z bojowym okrzykiem, waląc toporem dokoła. Ork uderzył ogniem, jedynie lekko osmalając potężny pancerz. Pobłogosławiwszy w myślach kunszt manualny Wilka Orlan uciął bestii łeb.
Nie zastanawiając się długo, porwał drogocenne srebra i świecznik z pokoju, zaoszczędzone złoto i kilkanaście jaśniejących oktarynowym światłem bryłek rudy. Otworzył kufer i wyjął magiczny zwój od Magów Wody, chowany przez lata na czarną godzinę. Wypowiedział szybko słowa zaklęcia, tryskając z dłoni strumieniem wody. Mniej więcej w tym samym momencie gospoda się zawaliła.
Wybiegł na zewnątrz, głośno przeklinając. Usiadł na płotku, dysząc ciężko. „Martwa Harpia” spaliła się doszczętnie, tylko fundamenty przetrwały dzięki zaklęciu Magów Wody. „Przynajmniej będę mógł ją odbudować. Kiedyś...” – myślał Orlan. Nagle w twarz uderzył go pożółkły pergamin z narysowaną czyjąś twarzą. Chwycił go. Był to stary list gończy. Ten koleś – nie mógł przypomnieć sobie jego imienia – kręcił się tu często. Gdy widział go ostatnio, szedł do miasta. Orlan postanowił zrobić to samo...
***
Przypominając sobie te zamierzchłe dzieje, Orlan raz po raz pluł sobie w brodę, że nie zdecydował się wtedy ruszyć na farmę Onara. Leżał teraz z piątką towarzyszy, jak i on członków Wodnego Kręgu, na zimnej posadzce klasztornego więzienia. Oczekiwali na wyrok Najwyższej Rady, której posiedzenie zostało przerwane kolejnym apoplektycznym atakiem mistrza Pyrokara. Więźniowie co i rusz rzucali nerwowe spojrzenia w kierunku niezwykle kuriozalnych – aż dziw, że Magowie Ognia służący wszakże Innosowi, uosobieniu dobra, potrafili wymyślić coś tak okrutnego - machin tortur, od których odgradzała ich jedynie żelazna krata i maszerujący wzdłuż niej nowicjusz. Ten nie był tak rozmowny jak ich stary znajomy, po części sparaliżowany strażnik Boltan. Owszem, gadał dużo. Tyle tylko, że przeważnie do siebie. Wciąż coś mruczał i burczał pod nosem, co doprowadzało skazańców do szaleństwa.
Ze strzępków monologu Garwiga – tak zwał się bowiem ów nowicjusz – więźniowie dowiedzieli się, że pilnował ongiś potężnych artefaktów, Tarczy Dominique oraz Świętego Młota. Dzięki miłosierdziu Innosa nie potrzebował snu, wobec czego był chyba najgorliwszym strażnikiem, jakiego ziemia nosiła. Był jednym z pierwszych w kolejce do awansu na Maga Ognia. Tymczasem sławetną broń św. Rhobara skradziono, a Garwig został zdegradowany do tego – co przyznawał ze łzami w oczach - upodlającego zajęcia, jakim jest pilnowanie zwykłych, nic nie znaczących ludzi. Długie miesiące spędzone w podziemiach w warunkach nie lepszych od tych skazańców uczyniły zeń całkiem innego człowieka. Zamknął się w sobie, a że wciąż zachowywał swój charyzmat, miast spać zapadał w jakiś rodzaj letargu, siedząc w rogu korytarza z podkurczonymi nogami.
Paskudnie to wyglądało. Orlan postanowił interweniować, tym bardziej że w jego pamięci kołatała uporczywa myśl, że skądś znał historię podobną do losów nowicjusza. Po kilku godzinach, wspomagany wiedzą przyjaciół, zdołał sobie przypomnieć.
- Garwig! – zawołał wreszcie – Wiem, kto ukradł ten młot!
- Ja też, to ten postrzeleniec od pana Onara... – rzucił obojętnie nowicjusz.
- Jego zleceniodawcą był sędzia z Khorinis! W mojej knajpie nocowało dwóch facetów z bandy Morgaharda, sędzia kazał mu okraść gubernatora... ale coś się nie powiodło i zbój zwiał prosto do Lee.
Orlan gorączkowo zbierał myśli. Jego towarzyszom opadły szczęki, a halabarda Garwiga wypadła z rozluźnionych nagle dłoni właściciela.
- Co ty pieprzysz? – zawołał Martin z niedowierzaniem – Sędzia zamierzał obrabować starego Lariusa? Co wcześniej nie mówiłeś?!
- Tak, tak – potwierdził Orlan - Lee miał nawet na to dowody na piśmie. Przekazał je... cholera, który to był? Czyżby... och, nie.
- Kto to taki?! – zapytali chórem więźniowie i strażnik.
- Cord – oznajmił Orlan i kopnął ze złością pokrytą pajęczynami czaszkę.
***
Kruczowłosy – co niestety nie było ostatnimi czasy zbyt widoczne w towarzystwie dam, zważywszy na warunki bytowania – kupiec Gerbrandt przemknął się chyłkiem obok nowo otwartej filii „Czerwonej Latarni”. Ze środka dobiegał wrzask kobiety, wchodzący już bardziej w zaawansowane stadium wycia zarzynanego świniaka oraz pijackie śmiechy, w gronie których dominował głośny rechot uparcie pytający kontrpartnerów, jak można zgwałcić prostytutkę. Gerbrandt z dumą uznał swą wyższość nad tym motłochem i przeszedł dalej, nawet nie spojrzawszy na drzwi zakładu. Po prawdzie, co przyznawał ze wstydem, to nie było go na to zwyczajnie stać. Ten sukinsyn Diego ograbił go ze wszystkiego. Póki nie utwierdził się w przekonaniu, że „Esmeralda” nie powróci, nie planował wrócić na stare śmieci. Ostatnie doniesienia rybaków absolutnie przeczyły jakimkolwiek pogłoskom na ten temat.
- Diego już to nie wróci! – zatarł ręce po raz enty Gerbrandt i przekradł się dalej. Już. Przed nim brama i zarazem ostatnia, najgroźniejsza próba. A mianowicie, jak przekonać strażników, aby go wpuścili? Przybrał minę zbolałego psa i otworzył usta...
Przebiegający obok obywatel niemal obrócił go o 360º. Kolejny zbił go z nóg. Gerbrandt upadł na ziemię, pociągając pod siebie jakąś kobietę. Przeleżał tak kilka sekund, co prawda lekko oszołomiony, ale ręce wędrowały tam gdzie trzeba.
Wtem mocna dłoń chwyciła go za kark i podniosła w idealnym momencie. Wzburzona obywatelka właśnie miała wyrżnąć Gerbrandta w pysk. Właściciel mocnej ręki popchnąwszy go w kierunku bramy, zmusił do biegu. Zanosiło się na doraźną ewakuację – za nimi widać było tłum ludzi, biegnący w szaleńczym pędzie z gubernatorem Lariusem na czele.
Gerbrandt i jego wybawca wpadli do pierwszego domu z prawej i zabarykadowali drzwi.
- Co za zbieg okoliczności... właśnie tu chciałem trafić! – rozpogodził się Gerbrandt – Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Dzięki za ratunek, Bromor.
- Wszak piraci straszna rzecz. Nie ma za co, synek.
Siwy właściciel burdelu zwykł mawiać tak do niego. Znając upodobania Bromora, Gerbrandt w istocie był jego synem, ale raczej nie miało to większego znaczenia w tym plugawym towarzystwie. Do drzwi ktoś rozpaczliwie załomotał. Bromor otworzył drzwi. Do środka wpadli Matteo, Thorben, Meldor i na szarym końcu Harad z żoną. Pierwsi dwaj z odrazą patrzyli na Meldora. Harad czym prędzej zatrzasnął drzwi i wyjrzał przez okno. Niedobitki straży miejskiej w końcu zebrały się do kupy i wyruszyły na ratunek do portu.
Tymczasem Gerbrandt patrzył to na Meldora, to na mistrzów cechowych.
- No dobra, o co chodzi? – spytał w końcu.
- Lehmara... usiekli... piraci – odezwał się z ociąganiem Meldor. Gerbrandt zerknął na zakrwawione ostrze przy boku byłego pomocnika lichwiarza oraz pospiesznie przytroczoną do plecaka skrzynię ze złoconymi okuciami i zaśmiał się z cicha. Wolał nie wnikać w szczegóły...
***
Straż pojawiła się w porcie w samą porę, aby zobaczyć statek znikający za załomem skały. Rozejrzeli się. Wszelkie magazyny lub mieszkania zostały dokumentnie okradzione. Nie zostało praktycznie nic, co miałoby jakąkolwiek wartość. Liczba zamordowanych wynosiła bez mała trzydziestu luda plus lord Andre.
- Bywało gorzej... – powiedział bez przekonania Larius, rozpoczynając oficjalne orędzie – Przede wszystkim, skąd mogliśmy wiedzieć, że „Esmeralda” jest po brzegi wyładowana tymi skurczybykami?
Kilku starszych rangą urzędników, stojących w pewnej odległości od zwierzchnika zadrżało z lekka. Zaraz jednak pomacali swoje sakiewki i uspokoili się. W myślach nadal wspominali minione wydarzenia...
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.





0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry