"Civil War" jest trzecie, ale to jest ZBRODNIA KOMIKSOWA I MORDERSTWO POTENCJAŁU, brutalne na dodatek połączone z gwałtem.
Aż muszę zapytać, jaka jest Twoja wiedza na temat komiksowego Civil War i samym uniwersum Marvela, że nazywasz to zbrodnia komiksową?
No to tak, umotywuje swoje zdanie:
1. "Civil War" w komiksach było ważnym i głośnym wydarzeniem, czymś co zaangażowało dziesiątki jeśli nie setki postaci. To była prawdziwa wojna, różnych ideologii, światopoglądów w którym wieloletni przyjaciele spotykali się na polu walki. To były emocje i prawdziwe konflikty. Co mamy tu? Nieco ponad 2 godzinny film o wojnie o BUCKY'EGO z jakaś mierną garstką postaci. Halo, nie oczekuje, że pojawią się tu X-Meni czy całe setki postaci Marvela, ale wystarczyło zrobić ten film 3 lata później i już móc wprowadzić The Wasp, Captain Marvel, Doctora Strange a przede wszystkim SERIALOWE postacie z Defenders i Inhumans na czele. Oczywiście do jednego filmu to za dużo, ale co stoi na przeszkodzie podzieleniu go na dwie części? Ma to więcej sensu niż przy IW. Ogrom to nadal by nie był ten sam, ale to przypominałoby wojnę.
2. Co jest najważniejsze w historiach o wojnach domowych? Relacje łączace walczące strony, fakt, że wojownicy byli przyjaciółmi, kochankami, mieli wspólną przeszłości. W komiksach nie było na to położony aż taki nacisk, ale czytelnik wiedział co te postacie ze soba przeżyły i czuł ich uczucia w trakcie wojny. Jak miał je poczuć tutaj kiedy 3/4 postaci widziało się po raz pierwszy w życiu lub ewentualnie po raz drugi. Kompletnie nie znaliśmy relacji łączących Vision-Falcona, War Machina-Falcona, War Machina-Scarlet Witch, Captaina Ameryki - Ant-Mana, Iron Mana - Ant-mana/Falcona i tak dalej i tak dalej. Przez co jedyny emocjonujący pojedynek to był ten finałowy! A Black Panther i Spider mieli wszystkich gdzieś i wszyscy mieli ich gdzieś bo byli zupełnie nowi. Aha i największe ALE.
3. FIlm o wojnie w którym jest jeden pojedynek (epicki i świetny) kompletnie nie powiązany z tematem przewodnim a także jedną (najbardziej epicką) nawalankę grupy dresów na lotnisku.
4. Jedyne konflikty słowne i zwarcia jakie się pojawiają nie licząc trójkąta Bucky-Steve-Stark to te w których jakieś postacie mają pretensje do Irona lub Capa. Jej, Black Widow dynamicznie zmienia strony i nagle znika, ot tak. Hawkeye RAZ się odezwie do Starka a zaraz wcześniej żartuje z Widow w trakcie walki. Ant-man? Stark pięknie go zignorował, bo po co miał mu odpowiadać?
5. Wątek Visiona i Scarlet Witch próbował zbudować jakieś uczucia między kimś innym niż głównymi graczami. Szkoda, że był tak straszliwie beznadziejny. Witch jest kapitalna, ale Vision w tym filmie to była totalna porażka.
6. Aha, jak zakończyło się komiksowe CW? Śmiercią Capa. Która niosła ze sobą emocje, smutek i przede wszystkim była genialnym, emocjonalnym zamknięciem całego eventu, bardzo gorzkim które odbiło się na bohaterach. Całe wydarzenie się na nich odbiło. A tutaj? War Machine (liczba ludzi których interesują jego losy: 0) dostał promieniem Visiona i stanął na nogi jeszcze na koniec produkcji. Twórcy obiecują, że bohaterowie będą musieli nauczyć się sobie ufać od nowa itp. itp. gówno prawda. Jak mają się nauczyć skoro na koniec filmu wszyscy są BFF Capa po za Spiderem, Ironem, Visionem i War Machinem? Z czego Spider to dzieciak i jest kompletnie nie istotny w tym konflikcie, Vision wini siebie za to co się wydarzylo i pewnie szybko się pogodzą, War Machin to War Machine a Iron już na koniec (co wyraźnie widać) wie, że źle postąpił itp. i pewnie będzie pierwszym chcącym rozejmu.
7. Najważniejszy zarzut. TO NIE JEST CIVIL WAR! To jest BUCKY WAR. Główny motyw znika błyskawicznie i jedyne emocjonalne fragmenty filmu dotycząca Bucky'ego (i to są świetne momenty, genialny wątek i znakomita walka końcowa która jednak powinna być w zupelnie innym filmie).
8. Stark jest żałosny. W komiksach zależało mu na wygranej, był nieustępliwy (o ile się nie mylę nasłał zbirow na Spidera którego ocalił Punisher), budował nawet klon Thora by móc wygrac. Co robi tutaj? Nic. Szybko tylko zapomina o swoich problemach związanych z ustawą, nie ufaniem Capowi szybko zostaje jego przyjacielem dopóki się nie okaże, że Winter Soldier zabił mu rodziców. Przynajmniej gryzie go troche sumienie, co jest wiarygodne.
9. Podsumowując. To nie jest wojna, to wydarzenie nie odciśnie żadnych śladów na uniwersum, nie jest tym czym było komiksowe Civil War. Ale w swojej własnej dziwnej wersji to b.dobry film.