Gadałem z kumplem który chce iść na któryś z powyższych i sam śmieje się że po tym nie ma pracy, ale IDZIE, bo IDZIE.
No a co ma kurwa robić? Mamy 2013 rok a niektórzy dalej tkwią w przeświadczeniu, że odkryli prawdę o życiu, bo dostrzegli że ludzie świadomie wybierają kierunki o wątpliwych perspektywach. Myślisz, że te rzesze studentów europeistyki i socjologii o tym nie wiedzą żyjąc jeszcze w jakimś bajkowym wyobrażeniu o świecie i życiu? Większość z nich doskonale zdaje sobie z tego sprawę a wybierają te kierunki, bo zwyczajnie nie ma alternatywy a nie każdy urodził się po to, aby być inżynierem czy programistą. Z resztą, same roszczeniowe przeświadczenie, że studia mają zagwarantować pracę czy zawód wieją mentalną biedą najgłębszych odmętów polski z wczesnych lat 90, więc pretensje należy mieć przede wszystkim do siebie, wykonując coś w rodzaju konsumpcji własnego kału dziwiąc się następnie, że niesmaczne i jakieś takie niestrawne.
Studia same w sobie są już szansą na wielopłaszczyznowy rozwój i dla wielu, startem w prawdziwe życie, ale oczywiście nie dostrzegą tego nieroby i osoby z dużych miast, mające już dawno na starcie pewne zaplecze i możliwości, które dla wielu, z racji pochodzenia były dotąd niedostępne. Sam jako osoba z małego prowincjonalnego miasta pomijając kwestie edukacyjne dopiero na studiach zobaczyłem czym jest te życie i jakie możliwości rozwoju i spędzania wolnego czasu daje.
Taki przykładowo Koziek, osoba od dziecka wychowana w dużej aglomeracji, z dobrego domu i obracająca się w ciekawym środowisku tej różnicy nigdy nie pojmie, bo dla niego ta słynna polska b to coś na granicy skrajnej patologii a mitów z filmów typu Pieniądze to nie wszystko, czy modnych ostatnio polsatowych produkcji. Dla niego to jest abstrakcją, tak samo jak dla mnie, mimo że nie należałem do osób skrajnie zacofanych abstrakcją były tłumy dobrze ubranych ludzi, dynamiczne życie nocne wykraczające poza jebanie wiader na ławce pod blokiem i wojaże na podzamojskie mordownie, ciekawe lokale oferujące coś więcej niż szyld Warki na ścianie i kilka losowych stolików, mnogość i częstotliwość wydarzeń kulturalnych nie ograniczających się do corocznych dni miasta i lokalnych dożynek oraz cały wachlarz możliwości, perspektyw i stylu życia jaki można sobie zacząć prowadzić wedle potrzeb i upodobań. Ja pochodzę z miejsca, gdzie przez zwykłe poranne/nocne bieganie po lesie czy mieście nażarłem się masy nieprzyjemności począwszy od spojrzeń grubych januszy, kończąc na pomówieniach o próbę zajebania torebki i dwie bójki, w tym jedna zakończona szyciem, bo pojebanym skinom tak bardzo nie podobało się, że ktoś wykorzystuje "ich" las i swój wolny czas do czegoś innego niż jebanie nalewek na stacji treningowej, która z samego założenia ma służyć do uprawiania sportu. Mówi panu to coś? Sam wyjazd na studia jest już szansą na wyrwanie się z tego gówna i stworzenie warunków do społeczno-personalnego rozwoju. Sugerujesz, że zamiast tego wszystkiego jeśli nie jesteś ścisłowcem, lepiej pójść do Tesco albo spierdalać zrywać truskawki u Hansa, bo przecież studia zawodowo niewiele dają? Fakt, materialnie być może wyjdziesz na tym lepiej, ale pozdrawiam twoje przyszłe wąskie horyzonty, narzekanie na wszystko i polacką mentalność, którą chcąc nie chcąc nasiąkniesz przebywając non stop w towarzystwie spasłych wyłysiałych januszy, których wąskie horyzonty zamykają się na piciu wódki, zagryzania białym pieczywem i chujowych wczasach w jakimś egipcie czy innej etiopii. Życie nie polega tylko na tym żeby mieć za co żyć i co włożyć do xboxa, ale widocznie wielu to wystarcza. Tylko później bez narzekań jak urosną wam wąsy a sami, nie tylko fizycznie zamienicie się w chodzące gówna szybciej niż się to wam tylko wydaje.