a ja stosuje zawsze butapirazol i piąchopirynę
Taak, i to jest to. Walić w głowę. Nie w kolana czy jaja, nie w splot tylko w szczenę. Ciosy na korpus są bolesne, ale z pomocą silnej woli (niejednokrotnie wspomaganej przez alkohol, narkotyki czy inne środki przeciwbólowe) można zacisnąć zęby i zwyczajnie to olać.
A uderzenia w łepetynę wszelką wolę, a nawet świadomość potrafią wyłączyć. Kończy się panowanie nasze nie tylko nad sytuacją, ale i nad własnym ciałem. Uderzysz pierwszy to możesz kończyć butem. I nieważne ile czarnych pasów ma przeciwnik, że trenuje MMA, kravkę, że Kups prywatnie udziela mu korepetycji, a do tego jest szermierzem natchnionym trenowanym przez Zabłockiego. Częstujesz piąchą, dobranoc. Mistrzowie, którzy padli w łóżku, a nie na polu walki ujmowli to tak: co najprostsze to najlepsze.
Ale dobra, trenujecie sztuki walki. Ale jak? Są to treningi dla rekreacji (macanie kończynami powietrza kilka razy w tygodniu) czy może szkolicie się do walki (z przeciwnikiem)? Wykorzystaliście kiedyś nabyte w ten sposób umiejętności w praktyce i jak to wykorzystanie wyglądało?