Wprawdzie nie jest to coś związanego z żadną grą, ani moddingiem, lecz stara praca na konkurs, ale a nuż się spodoba
Spoiler
Wbrew powszechnym pogłoskom o podejrzanych rytuałach i nielegalnych badaniach, laboratorium mistrza Dalfaxa było miejscem wielu innowacyjnych eksperymentów, podczas których rodziły się coraz to nowsze udogodnienia dla ludzkości. Od nowych lekarstw i innych ważnych wynalazków, po nieistotne gadżety. Oznaczało to w skrócie przeprowadzanie różnego rodzaju dziwnych reakcji chemicznych. Dlatego też raz na jakiś czas zdarzało się, że okna tego budynku rozświetlił silny, różowy blask, albo następowała eksplozja. I to nie zwykłe „bum”, lecz wybuch w wyniku którego chmura pachnącego suszonymi grzybami dymu otoczyła całą dzielnicę, w której to stała owa niepozorna na pierwszy rzut oka chatynka. Słońce chyliło się ku zachodowi. Kolejny dzień powoli się kończył, a wraz z nim kolejny eksperyment zdolnego magika.
- Gotowe! – okrzyk ten oznaczał sukces alchemika. Młody czeladnik tutejszego alchemika, Malten, będąc ciekawym badań swego przyjaciela z niecierpliwością zerknął mu przez ramię.
Nie dostrzegając nic więcej niż tylko fiolkę z płynem, kolorystycznie przypominającym sok truskawkowy, postanowił szybko zapytać Dalfaxa, co właściwie zostało wynalezione. Było to niezbędne, jeśli nie chciał słuchać nudnej historii samego pomysłu oraz wykładu dotyczącego tworzenia czegoś „tak skomplikowanego”. - Co takiego jest gotowe?
- Wywar jasnosłyszenia, mój drogi. Wizje wróżbitów są krótkotrwałe, no i nieme, zatem…
- Zaraz, zaraz! Jasnosłyszenia?! Po co komu takie wizje?! Ludziom wystarczy, gdy dzięki jasnowidzom zobaczą siebie szczęśliwych w przyszłości. Nie potrzebują słyszeć swego śmiechu.
- Daj dokończyć, przyjacielu! Mój eliksir funkcjonuje na zupełnie innej zasadzie. Jak bowiem według ciebie działa obecne przepowiadanie przyszłości? Wróżbita zamyka oczy i stara się przenieść swój zmysł wzroku w miejscu i czasie, co przeczy wszelkim dzisiejszym naukom. Właściwie nie robi tego on sam, lecz jego podświadomość poprzez działanie jakiegoś bodźca. Zauważ, że zawsze chcą jakichś informacji o osobie, którą mają dostrzec za ścianą czasu, bądź też części jej garderoby, kosmyka włosów, albo ulubionej zabawki z dzieciństwa. Tutaj będzie inaczej. Zamiast ignorować teraźniejszość i starać się usłyszeć coś danego nam przez podświadomość, będziemy słyszeć ignorując barierę czasu. Im bardziej wsłuchamy się w nasze otoczenie, tym dalej w czasie zawędrujemy, mogąc poznać dźwięki, które będą w nim miały miejsce dzień, miesiąc, rok, a nawet wieki po chwili obecnej. Wszystko zależy od wytężenia przez nas słuchu. Zrewolucjonizuje to dzisiejszą naukę, gdyż ktokolwiek dotąd nie wierzył w prorocze zdolności, po wypiciu tego wywaru zmieni swoje zdanie. – alchemik uśmiechnął się, widząc, jak jego wyjaśnienie zmieniło podejście młodego słuchacza, w którego oczach dostrzegł prawdziwy entuzjazm.
- Interesujące. Chętnie bym zobaczył, jak to działa. Czy ten wywar ma jakieś efekty uboczne?
- Być może. Aczkolwiek taki skład i sposób przyrządzenia nie powinien spowodować nic groźnego. Co najwyżej uczucie senności, czy lekką migrenę. Zatem mimo wszystko nie zawaham się jej wypić...
- Ja też! - wtrącił się Malten – Jeśli by ci to nie przeszkadzało, z chęcią przetestowałbym jego działanie. Ty mógłbyś się wtedy zająć na chłodno oceną jego skutków. – alchemik nie pojmował, skąd wzięła się u jego przyjaciela tak wielka chęć bycia królikiem doświadczalnym, sprawdzającym działanie wynalazku, do którego na początku nastawiony był sceptycznie. Nie widział jednak powodu, dla którego miałby mu odmówić. Zwłaszcza, że badanie efektu mikstury na drugiej osobie byłoby znacznie bardziej efektywne. Dlatego też podał Maltenowi buteleczkę z płynem, radząc, by wypił całość duszkiem, w celu uniknięcia nieprzyjemnego smaku. Nie trzeba było mu dwa razy powtarzać, szybkim ruchem wlał w siebie całą zawartość naczynia, krzywiąc się lekko.
- Co tam dałeś za składnik? – burknął i tak odczuwając nieprzyjemny posmak – Mydło, żeby dźwięk był „czysty”? – Dalfax roześmiał się serdecznie, po czym rzekł do przyjaciela.
- Nic z tych rzeczy. Zero chemii, w stu procentach czysta natura: jelita bobra, oko ropuchy, ucho zająca… - wyliczał, po czym, widząc przepełnioną grozą minę przyjaciela, uśmiechnął się szelmowsko. – Zatem póki co słyszysz bez zmian w czasie. Doskonale. Teraz natomiast spróbuj się skupić na jakimś miejscu w moim laboratorium i powiedz, czy mikstura działa.
Malten skinął głową, po czym zaczął szukać czegoś interesującego w mieszkaniu przyjaciela. Jakiegoś obiektu, za pomocą którego łatwo mógłby sprawdzić czy posiadł dar, czy też słyszy tak samo, jak przed chwilą. Jego wzrok padł w końcu na aparaturę alchemiczną. Teraz stoi nieużywana, ale jeśli skupi swój zmysł słuchu tylko i wyłącznie na niej, to powinien usłyszeć jak pracuje. Skoncentrował się całkowicie na naczyniach i urządzeniach, teraz cichych i niepozornych, starając się ignorować wszystko pozostałe. Starał się odbierać tylko te dźwięki, które mogłaby w tej chwili wydawać naukowa maszyneria. Nie słyszał rad Dalfax’a ani miejskiego zgiełku za oknem. Przez chwilę docierała do niego tylko cisza otaczająca przyrządy alchemika, która chwilę później zamieniła się w bulgot niewidocznej cieczy i brzęk stojących nieruchomo naczyń. Zaskoczony drgnął. Wszystko to działo się na na oczach jego wyobraźni. Wszystko też słyszał. Nigdy dotąd nie przeżył czegoś takiego. To, co widział jako nieruchome, w jego uszach tętniło życiem.
- Słyszę przyszłość. – wyszeptał. Zauważywszy, że z jego ust wypłynęła wyłącznie cisza, był pewien, że zachował to zdanie w obrębie swych myśli. Nie wiedział, że dla trwającego w innym czasie alchemika, jego słowa były bardzo dobrze słyszalne. Dlatego też Dalfax zdziwił się, gdy chwilę po stwierdzeniu działania eliksiru, Malten burknął niechętnie coś o mizernych skutkach i opuścił laboratorium bez słowa pożegnania. Nie zamierzał go jednak zatrzymywać. Był pewien, że wróci, kiedy ochłonie i pogodzi się ze swoją nowo nabytą zdolnością. Wtedy zaś szczegółowo opowie mu o działaniu wywaru. Mógł więc spokojnie zabrać się za produkcję kolejnej porcji, mogącej mu przynieść upragnioną sławę i fortunę.
Malten, jedyny człowiek posiadający dar jasnosłyszenia, znalazł się w swoim niewielkim mieszkaniu. Skoncentrował się na teraźniejszości. Teraz wreszcie stwierdzi, czy jego życie będzie miało jakikolwiek sens. Większość wróżbitów, pragnąca pieniędzy swych klientów, powie mu, że będzie żył długo i szczęśliwie. Samemu posiądzie wizję obiektywną i jedyną słuszną. Sprawdzian zdolności, jaki przeprowadził w pracowni Dalfaxa utwierdził go w przekonaniu, że przepowiednia się sprawdzi. Położył się na starym, drewnianym łóżku i zaczął słuchać. Wiecznie samotny w czterech ścianach, mieszkający z dala od rodzinnych stron, pragnął, by kiedyś zagościł tu głos jakiejś bliskiej mu osoby. Leżąc wygodnie zamknął oczy i zaczął wsłuchiwać się w otaczającą go ciszę. Długo nie mijała, sprawiając, że Malten zaczął się zastanawiać czy przypadkiem wywar nie przestał działać. W końcu alchemik nie mówił, że efekt będzie trwać wiecznie. Chciał zakończyć rozmyślanie i wrócić do pracowni przyjaciela, aż usłyszał szybkie kroki. Po chwili drzwi zaskrzypiały delikatnie, by za sekundę trzasnąć z hukiem. Nikogo nie innego było w środku. Magia działała. Pełen spokoju i cierpliwości przyjął kolejne spotkanie z oceanem ciszy. Nie wiedział, jak długo ono trwało. Przerwały je dopiero głosy dochodzące z zewnątrz. W końcu drzwi zaskrzypiały ponownie, mimo iż w rzeczywistości cały czas były zamknięte. „Na pewno będzie nam tu dobrze kochanie.” Usłyszał głos nieznajomej kobiety. A więc nie będzie samotny! W końcu uda mu się znaleźć w tym mieście kogoś, kto zapełniłby jego skromne cztery ściany. Kogoś, kto nie zwróci uwagi na to, że jest tu obcy, małomówny i nieśmiały. „Też tak myślę, to obiecujące miasto i spokojna okolica. Chociaż szkoda poprzedniego właściciela...” Usłyszał drugi głos. Jednak nie należał on do niego. Poprzedni właściciel to musiał być on! Coś się stało?! Czyżby wybiegł za daleko w przyszłość? Nie może przecież tak być, że opuści to miejsce i już do niego nie wróci. Gdzieś tu musiała nastąpić jakaś pomyłka! Wytężył swój słuch starając się cofnąć nim w czasie. Stało się wręcz przeciwnie. Zawędrował dalej, do chwili, w której nowi lokatorzy jedli wspólny posiłek w wyśmienitym nastroju… Zerwał się na równe nogi, wracając do teraźniejszości. Czym prędzej założył buty i wybiegł z domu prosto w ciemną noc, kierując się do domu Dalfaxa.
Alchemik był w trakcie podgrzewania prawie już gotowego wywaru jasnosłyszenia. „Jeszcze tylko szczypta startego liścia pokrzywy…” Pomyślał, zakładając rękawicę w celu uniknięcia poparzenia. Nagle trzasnęły drzwi. W progu stał Malten.
- To nie działa dobrze, prawda?! – zapytał , ruszając szybkim krokiem w stronę magika. Jego ruchy były zdecydowane, w oczach było widać determinację.
- Mówiłeś, że słyszysz przyszłość, zatem…
- Nieważne, co mówiłem! – głos młodzieńca przepełniony był gniewem. Kiedy tu wchodził słyszał znajomy bulgot i brzęk. Wszystko, co słyszał, zdawało się sprawdzać. Ale z drugiej strony taki dźwięk w tym miejscu łatwo było przewidzieć. Nie wiedział, co począć.
- Zatem nie wiadomo, jak sam wiesz, bez twojego osądu nie mam żadnych informacji… – Dalfax nie był pewien, co się święci. Nigdy nie widział swego przyjaciela w takim stanie. Był blady, dziwnie podniecony, a w jego oczach widać było szaleństwo.
Sam Malten był myślami zupełnie gdzie indziej. Jeśli wszystko co usłyszał było prawdą, nie wróci już do domu. Ale jeśli nie… Jego oczy dostrzegły przygotowywaną miksturę. Ten sam kolor świadczył tylko o jednym. Alchemik szykował kolejną porcję. Zapewne ta już była poprawiona. Niewiele myśląc, odepchnął Dalfaxa i sięgnął po fiolkę z wywarem.
- Stój! – krzyk przerażonego przyjaciela nie był czymś, co by mogło go powstrzymać. Musi się dowiedzieć, co mu się stanie. A pomoże w tym tylko świeża dawka mikstury, która najprawdopodobniej traci swoje działanie wraz z upływem czasu. Niewiele myśląc począł wlewać w siebie gorący wywar. – To jeszcze nie jest gotowe! Bez sproszkowanej pokrzywy, no i przede wszystkim dokończonej obróbki termicznej to silna trucizna! – Malten osłupiał. Potworne gorąco rozlało się po jego przełyku. Próbował odkaszlnąć, bądź w jakiś inny sposób zawrócić gorący napój ze swojego organizmu. Jednak było już za późno. Toksyczna substancja zaczęła ukazywać swe działanie poprzez potworny, kłujący ból w klatce piersiowej i żołądku. Chwilę później zaczął kaszleć krwią. Faktycznie, nie wróci już do domu. “Szkoda poprzedniego właściciela” - słowa nieznajomego z wizji były ostatnimi, które pojawiły się w jego umyśle. Potem był już tylko ból, potworny ból towarzyszący przedśmiertnej agonii.
Alchemik zaś nerwowo krzątał się po pracowni, usiłując sporządzić jakieś antidotum. Było jednak już za późno. Młody człowiek zaczął wić się na podłodze w strasznych męczarniach. Nie był w stanie go uratować. Jedyny człowiek, dla którego czas nie był barierą w postrzeganiu świata, leżał przed nim martwy. Co takiego się stało, że przybiegł do niego w środku nocy? Nie był w stanie tego sprawdzić, ale wiedział jedno: zakończy prace nad eliksirem nie produkując ani jednej butelki więcej. Zrozumiał, że człowiek nie może znać swych losów, a słuch powinien zostać słuchem – zawodnym, pomocnym i ograniczonym barierą czasu. Ktokolwiek bowiem walczy o przyszłość, szczęśliwszy jest od tego kto usłyszał o swej klęsce.