To może ja też się wkręce przy okazji?
Pomijając że robimy z tawerny izbę a potem bojkotujemy i izbę zamieniamy w tawerne.
-Czy my aby na pewno dobrze robimy towarzyszu? - Zapytał Kerethzimierza pułkownik, bokobrodaty człowiek z dwuręcznym toporem na plecach i zdobyczną szablą przypiętą do pasa - W końcu Ci ludzie których mamy uratować to mimo wszystko bydlaki ze szlachty!
-Drogi Rdzawy Kogucie z Hwepów - Westchnął znowu Kerethin - Dobrze wiesz jaki mamy w tym cel. Karol Sebastian i jego tępe bożki od dawna coraz bardziej dają nam się we znaki. Ci ludzie już raz pokonali jednego takiego bożka, a biorąc pod uwagę fakt że Masturbiusz był niejako konkurentem kultu Sigmara i Ludzie Karola przyjmą ich z otwartymi ramionami...
-To zak*****na szlachta - Warknął Hwep - Skąd wiesz że sami nie kochają Sigmara? A te twoje alchemiczne czerwone dymy śmierdzą!
-Nie da się ukryć, to nie jest miły zapach. Dlatego niech sami wyjdą, nie będziemy się truli. A wracając do do pytania: znam jednego z nich, myśle że nie lubią pogańskich bożków, dlatego zepchneli Masturbiusza z Panteonu.
-Jeden z nich to były mag ognia, a ekskomunika dziwnie zbiegła się z jego starciem z Masturbem.
-Właśnie jego znam, słyszałem teorie że masturbiusz i Innos to ta sama postać ale... zaraz, zaraz. A właściwie Towarzyszu Pułkowniku jak się do mnie zwracasz?! Jestem chędożonym Wodzem Naczelnym! Generałem! Hetmanem czy inny ku**a pieron! Jestem twoim Przełożonym! - Wrzasnął Kereth i nagle zmienił lekko ton głosu, na trochę bardziej spokojniejszy a zarazem groźniejszy - A właściwie towarzyszu pułkowniku, idźcie do tawerny na górę przyprowadzić naszych przyszłych agentów.
-Ale ten śmierdzący czerwony dym... - Jęknął pułkownik
-Bez dyskusji! Natychmiast!
-K***a... Znaczy, Tak jest Towarzyszu dowódco! - Mlasnął przepisowao usmarowanymi w ekskrementach obcasami i wymaszerował przez drzwi - ...Tępy ch*j...-dodając znacznie ciszej
-Coo?!
-Nic nic... - odpowiedział Hwep i zniknął w czeluściach wypełnionego czerwonym dymem budynku.
***
-Hmm, może powinnyśmy stąd wyjść? - zaproponował po dłuższej chwili Gimbi
-Myśle że to nienajgorszy pomysł - Odparł Rajmund cofając się powoli przed mocno cuchnącym czerwonawaym dymem sączącym się powoli przez drzwi - Ale nie chciałbym przechodzić przez ten śmierdzący czerwony dym, Rox? Jesteś Magiem...
-Innosa, Ogień nic nie zdziała w tej sytuacji. Adanos włada wiatrami, wodami i innymi takimi duperelami. Ale tu jest okno.
-Popieram, może uda nam się nawet zwiać przed tą cholerną władzą ludową.
***
Kerethzimierz Kerethin spojrzał na wyglądającą z okna czupryne VEQ i zakrzyknął w jej kierunku zapraszając ją do siebie. Po chwili już cztery osoby złazili kolejno powoli po drabinie podstawionej krzywo przez rozczochranego pijanego sierżanta. Kereth niespiesznie podszedł do podtrzymujących drabinę pod tłustym magiem Rajmunda i VEQ.
-Witaj szanowny Rajmundzie dwie Vierzby! Ty też witaj, wielki sławetny VEQ! I witaj ty czcigodny wielki magu Rox-ie, jakże jestem szczęśliwy że widzę was całych i zdrowych!
-Witaj Kerethzimierzu Kerethinie, mam nadzieje że na froncie wielkiej rewolucji nie ma żadnych problemów i nic nie zakłuca ekspansji nowego sprawiedliwego ładu. - zapytał Rox bardziej by wybadać sytuacje niż z uprzejmości.
-Ależ oczywiście że nie! Nasi wrogowie są pozbawieni honoru a nasze stany są liczne... a skoro już o tym mowa, kim jest ten dobry mężczyzna w linianym stroju który schodzi właśnie po drabinie i kim jest ten związany grubas w biskupim wdzianku którego niesie?
-To Gimbi, jest z nami - Odparł VEQ - A ten którego niesie to biskup Hildegard, przełożony tych gwardzistów których stąd wykurzyliście.
-Zaraz - przerwał Rajmund - Powiedziałeś "a skoro już o tym mowa"?
-Skoro mowa o naszych licznych stanach oczywiście - odparł uradowany Kerethin - chyba nie myle się twierdząc że z pewnością chcielibyście się przyłączyć do zwycięskiej armi która właśnie was uratowała? Zwłaszcza że to bardzo niebezpiecznie w czasach rewolucji być szlachcicem i chodzić samemu po świecie, chłopi często rozszarpują takich na strzępy...
-Grozisz nam? - zapytał groźnie Gimbi
-Ja? W żadnym wypadku, ja oferuje tylko wolną od niebezpieczeństw podróż w toważystwie świetnej armii wyzwoleńczej...
-Szesnastu ludzi - poprawił go spokojnie Hwep, który pojawił się w drzwiach z pękatą beczką pod pachą i kuflem.
-Ach! Obywatel pułkownik! Widzę że znalazłeś sobie coś do zajęcia, a propo, gdzie karczmarz?
-Gdzieś tam leży, wygląda na to że zatruł się tym dymem, przewrócił się i walnął się czymś twardym w głowę kiedy próbował wyciągną tą beczkę. - Odparł Rdzawy Kogut, postawił beczke, przystawił sobie stołek, odsztumplował i zanurzył kufel w złocistej cieczy.
-Więc - Odchrząknął Kerethin, może powinniśmy się zastanowić, gdzie udamy się dalej?