Ostatnimi czasy wybrałem się w podroz lotnicza do Anglii. Samolot odlatywal z lotniska z Jasionki pod Rzeszowem. Od samego poczatku przeczuwalem, ze cos bedzie nie tak. Droga na lotnisko byla calkowicie zasypana sniegiem i pokryta gruba warstwa lodu. Szczesliwie samochod ktorym jechalem nie skonczyl w rowie ale bylo tego blisko. Po wejsciu do budynku lotniska (budynku? blaszanej, przeszklonej i smierdzacej budy) powitala mnie niesamowita gama dzwiekow i zapachow. Od ogolnego, glosnego smiechu odroznialy sie co jakis czas glosno wykrzykiwane "kuuuuuuuuurwy" i "o japierdole!". Przczyna owego dziwnego zachowania tlumu najprawdopodobniej byla nieograniczona konsumpcja napojów alkoholowych, trzymanych przez wielu współpasażerów. Aby zacytować treści kilku etykiet - Leżajsk Mocne, Książ, KOMANDOS STRONG, 1906 Vodka i inne wykwintne trunki spod reki mistrzow z fabryczki Ostrowin. Oczywiscie w powietrzu wyczuc mozna bylo odpowiednia nute zapachowa taniego wina i wodki, ktora lekko przebijala sie przez ogolna won wszedobylskiego, zapewne takze i na cialach rodakow, gowna. Nie zniechecajac sie odrzucajacym pierwszym wrazeniem ustawilem sie poslusznie w kolejce do odprawy bagazowej. Z braku innych zajec dokonywalem dalszych obserwacji, na podstawie ktorych pozwolilem sobie stworzyc usredniony obraz pasazera mojego lotu na Stansted. Lat ok. 30, Polak. Wyksztalcenie, sadzac z poziomu uzywanego slownictwa oscylujace w granicach szkoly zawodowej. Ubiór to ortalionowy dres, czesto przybrudzony. Najczesciej niebieski, poniewaz na bialym latwo jest zauwazyc syf. Twarz czesto w kolorze czerwonym od ilosci wypitego trunku. Fryzury jako takiej brak, lub tez obecnosc krotkich, farbowanych wlosow pokrytych gesta warstwa zelu. Jako ze na emigracji zarabia sie wiecej niz w ojczyznie, to opisany powyzej robol wyposazony jest najczesciej w laptop lub telefon komorkowy, z ktorego wydobywaja sie glosne dzwieki stymulujacej uklad nerwowy muzyki pokroju Basshunter czy innego, zasluzonego i ambitnego wykonawcy. Drogim rodakom sugerowalbym wydanie zarobionych pieniedzy na srodki czystosci takie jak mydlo (MYDLO, córka rybaka! WIECIE CO TO JEST, KMIOTKI?) lub żel pod prysznic. Nie oczekuje jednak jakiegokolwiek odzewu na ten apel, bowiem jezeli ktos zarabia w polsce 900 złociszy i polowe zycia tapla sie w gnojowce na wsi, a gdy wyjedzie nagle otrzymuje 900 funtów to zamiast nazbierać na mieszkanie czy samochod kupi jakies elektroniczne gowienko dzieki ktoremu poczuje sie jak pan i wladca swiata, zyjacy w jakiejs wynajmowanej i zasyfionej norze. Po odprawieniu bagazu udalem sie do toalety. Nie wiem co bardziej zniesmaczylo mnie podczas zalatwiania swoich potrzeb fizjologicznych - nadawany lamanym, niezrozumialym angielskim komunikat (jakosc jak na dworcu P K P) czy odglosy chedozenia dochodzace z sasiedniej kabiny, ktore ow komunikat czesciowo przynajmniej zagluszyl. Juz wtedy w moim umysle zaczela ksztaltowac sie teoria ktora dzisiaj w pelni zformuowalem. Polska to silnie zatruty organizm. Triumfuje drobne cwaniactwo, ciemnota i skurwysynstwo ktore widac jest chociazby w niezmiennym poparciu dla partii pokroju PIS, ktorych elektorat powinien teoretycznie z racji swojego wieku wymierac. Organizm probuje sie bronic, usuwajac, WYSRYWAJAC najgorszy element na zewnatrz (tak, rzeszowskie "lotnisko" przypomina odbyt). Trucizny jest jednak zbyt duzo. Nie da sie usunac stad calego plebsu, tak samo jak nie da sie wysrac samego siebie. Patrzac wczoraj na tych wszystkich kmiotkow, na ta polska tluszcze i polski syf nie identyfikowalem sie z ta grupa. Nie identyfikowalem sie z Polska. Nie czulem sie polakiem. Nie ma sie co oszukiwac - wiekszosc polski wyglada jak rzeszowskie lotnisko, a ja nie mam zamiaru byc obywatelem takiego kraju. Brud, syf, ubóstwo, chamstwo, wiocha i ciemnogród - OTO POLSKA. Dziękuję, dobranoc.