Dzień pełen przygód dla Ricka i jego załogi jeszcze się nie skończył…, nawet nie wiedział co go czeka.
Rick nie był już dobrym i miłymczłowiekiem, stal się człowiekiem, dla którego liczyły się tylko złoto i sława. Nie istniało dla niego już cos takiego jak przyjaźń i honor.
W końcu nastała spokojna i cicha noc, statek przepływał obok wyspy Khorinis.
-Może się zatrzymamy tutaj?- Spytał Angus.
- Nie płyń dalej!- Rozkazał Ramos.
Na tą noc na którą stary Ramos czekał dwanaście lat. Noc, którą kapitan Greg miał przeklinać po kres swych dni. Nastał czas zwycięstwa... Czas Zapłaty…
- Wiem, z kim się spotkamy, dobrzy ludzie w Silden wystarczy im trochę pogrozić.. heh –pomyślał Ramos.
Lecz ta noc pozostanie w pamięci Ricka i jego kompanów na wieczność…
Załoga płynęła sobie po spokojnym morzu, noc była wyjątkowa spokojna.
Rick i Angus gawędzili sobie na przodzie statku o rodzinie i co zrobią po powrocie do domu.
-Nie mogę doczekać się powrotu do domu, nie mogę doczekać się spotkania z rodziną.- Powiedział szczęśliwy Angus.
-Ty i rodzina… Dobre, pewnie sprawisz sobie kolejne dziecko.- Zażartował Rick.
- To nienajgorszy pomysł, a co wątpisz w moje umiejętności ?! – Krzyknął podchmielony Angus.
-Przestań, nie denerwuj się. Żartowałem sobie, oczywiści spłodzisz sobie kolejne dziecko, kolejne i następne… – Żartobliwie odparł Angus.
Rozmowę Ricka z Angusem przerwał krzyk:
-Jakiś statek na horyzoncie!- Krzyknął majtek z bocianiego gniazda.
-Przygotować się, podbierzemy im cały asortyment! – Woła Rick.
-Nie to statek Grega, przygotujcie się czuję że będzie gorąco!- Stwierdził dowódca.
Załoga biegała po całym statku, pewnie przygotowując się do walki. Myśl o nadejściu wojny z załogą Grega wprawiała ich w dobry nastrój, szydzili że Greg to jedna wielka łajza. Nawet opowiadali sobie o nich kawały:
„Po pokładzie późnym wieczorem szwenda się dwóch pijanych piratów. W pewnej chwili jeden z nich patrzy w górę i mówi:
- Czy widzisz, jaki ten księżyc jest czerwony?
- Wcale nie jest czerwony! Wczoraj był czerwony, a dzisiaj jest zielony.
- A właśnie, że nie!
Faceci sprzeczają się ze sobą o kolor księżyca, podchodzą do stojącego niedaleko Grega.
- Hej Greg, czy księżyc jest czerwony, czy zielony?
- Który? Ten z lewej, czy ten z prawej?”
Statek Grega zbliżał się nieubłagalnie, a załoga Ramosa była coraz pewniejsza siebie.
-Niech te łachudry tylko tu podejdą.- Stwierdził Pshemko- jeden z korsarzy.
-Przemielimy ich na sadełko kretoszczura.- Zaśmiał się inny.
-Nie bądźcie tacy pewni siebie.-Stwierdził Angus.
-Stul pysk! Te mendy są już na przegranym miejscu!- Wykrzyczał Pshemko.
Angus nie pokazywał, co naprawdę czuje, lecz w duszy był przestraszony i niepewny załogi. Angus bał się ze może przydarzyć mu się cos złego i nie wróci do rodziny, której jest bardzo potrzebny. Wiedział ze żona sama sobie nie poradzi z domem, dziećmi i zarabianiem na rodzinę. Lecz myśl o rodzinie dodawała mu otuchy do walki, oraz chęć zdobycia sławy i pieniędzy.
-Przygotujcie armaty! I szpady! Rick twoją rolą jest przygotowanie walki i podnoszenie morali załogi- Rozkazał Ramos.
-Tak jest Kapitanie!- Posłusznie stwierdził Rick.
Rick kazał śpiewać korsarskie pieśni, a także dał każdemu po „połówce” by uśmierzyć ból ( w razie ran). Rick czuł, coś w powietrzu, przeszły go ciarki.
- To ja przepraszam.-Powiedział Pshemko.
-To nie twój syf chodzi mi że już nie czuję się tak pewny siebie niż pół godziny temu.-Oznajmił Rick.
-Wygramy! – Powiedział Pshemko.
- Mam taką nadzieję.- Odparł z uśmiechem Rick.
Z oddali było słychać wrzaski bandy wrogiego kapitana. Załoga nie czułą już się tak pewnie.
-Ile ich tam może być?- Spytał Pshemko, który w tym samym czasie wziął łyk gorzałki.
-Nie wiem…, ale nie mogę powiedzieć, że mało, bo by było to zwykłe kłamstwo.-Stwierdził Angus.
-…Damy radę…- przełykając dwa razy ślinę powiedział Rick.
Statek Grega zbliżał się nieubłaganie w każdą sekundę był coraz bliżej. Załogę ogarniał coraz większy strach..
- Może ucieknie…? -Nie zdążył spytać Pshemko.
-Atak!! Do armat! Przygotujcie się! - Wykrzyczał Ramos.
Pierwsze kule wyleciały z armat. Kule nawet nie doleciały do wrogiego statku.
-Co wy do diabła robicie!! Co tak szybko strzelacie?! Każdy debil by wiedział że te kule nie dolecą!-Krzyczał Ramos
- … - Ramos nie usłyszał odpowiedzi.
Załoga Grega szybko odpowiedziała na ten atak. Wystrzeliła kulę z napisem „śmierć jest blisko”.
Kula ta trafiła w statek Ramosa niszcząc jego część . Ładownia została częściowa zalana.
- Szybko atakujmy ich, niszczmy ich statek i tak nie będziemy mieli czym odpłynąć. Strzelać!-Rozkazał Ramos.
-Tak jest kapitanie.-Stwierdziła załoga.
Niebo nad morzem zrobiło się szare od dymu z armat. Piraci byli ogłuszeniu od ich huku.
Statek Grega podpłynął zbyt blisko statku Ramosa.
- Zarzucamy kładkę! –rozkazał zachrypianym głosem Greg.
Załoga Grega była dwa razy liczniejsza od załogi dowódcy. Zaczeli oni wypełzać z ładowni niczym rój pełzaczy, każdy miał w oczach tylko jeden cel: zabić.
-Walka!- Rozległy się głosy.
Obie załogi walczyły, hektolitrami lały się pot, krew i przeróżne części ciała co chwile leżała jakaś głowa czy ręka a nawet całe ciała.
Dwie drużyny wyrównały się liczebnością. Zostali tylko perfekcyjni piraci: Ramos, Rick, Angus i Pshemko oraz w przeciwnej drużynie: Greg, Hektor, Talar, i Wrzód. Walczyli ze sobą zaciekle ,l nikt nie chciał przegrać. Po długich walkach zginęli Pshemko i Ramos , jako pierwsi (Duma ich zawiodła). Rick i Angus wiedzieli, że czeka ich pewna śmierć, więc chcieli zabić jak najwięcej przeciwników. Rick zabił Wrzoda rozcinając mu flaki swym srebrnym toporem. Angus „zatańczył” ze swoim mieczem i Talar także pożegnał się ze światem w bardzo brutalny sposób” wykrwawił się na śmierć . Rick i Angus stosując kombinacje rozpłachtali ciało Hektora na miliard drobnych kawałków. Angus poczuł nadzieję na wygraną. Pewny siebie zaatakował Grega niewiedząc o tym, że jest najzręczniejszym piratem w całej Myrthanie. Jednym ciosem powalił go na ziemie, gdy ten chciał go dobić Rick chciał go uratować i obronił go własnym ciałem.
-Chroń swą rodzinę! Uciekaj stąd!- Westchnął Rick.
- Będę opowiadał o tobie moim dzieciom jako wzór , jeżeli jakoś się stąd wydostane.
Rick wydał ostatnie tchnienie i odszedł.
-Posłuchaj Greg proszę uwolnij mnie mam żonę i dzieci! Błagam!- Prosił Angus.
- Zdychaj szczurze!- Krzyknął Greg.
Angus zwinnym ruchem wyskoczył z statku. Nikt nie wie, co się z nim stało, oraz czy Greg uszedł z tego cało.
Gdyby piraci zatrzymali się na wyspie Khorinis nigdy ich by to nie spotkało, być może żyliby dalej, albo zdarzenia na wyspie potraktowały je jeszcze gorzej…
Post został zedytowany