[Archiwum] Świąteczny konkurs 8974 16

O temacie

Autor Aragorn

Zaczęty 10.01.2009 roku

Wyświetleń 8974

Odpowiedzi 16

Aragorn

Aragorn

Użytkownicy
posty129
Propsy13
ProfesjaReżyser
  • Użytkownicy
Cytuj
Mijały długie, ciężkie lata. Życie na morzu pozbawiło wspomnień, a przelana krew zmyła z serca wszelkie uczucia. Z odważnego i dobrego młodzieńca nic już nie zostało. Rick stał się piratem,
mężczyzną nie skrępowanym żadnymi regułami. Człowiekiem, dla którego złoto i sława znaczyły więcej aniżeli przyjaźń i honor. Na szczęście nadchodzące wydarzenia miały przypomnieć mu to kim niegdyś był...

W końcu nastała noc, na którą stary Ramos czekał dwanaście lat. Noc, którą kapitan Greg miał przeklinać po kres swych dni. Nastał czas zwycięstwa... Czas Zapłaty...
Błyskawica rozdarła ciemne sklepienie, a ostatni rozkaz bosmana został zagłuszony przez grzmot pioruna. Silny wiatr przerodził się w demoniczny huragan. Maszty mimo zwiniętych żagli skrzypiały niespokojnie napawając korsarzy zwątpieniem.
-Khorinis na horyzoncie!- dało się słyszeć pośród odgłosu ulewy.
Kolejna błyskawica uderzyła we wzburzone morze. Tym razem grom rozległ się znacznie szybciej.
-Złaź z tamtą!- ryknął Rick do majtka- Zaraz rozpęta się tu piekło!
Bosman nigdy się nie mylił. Wielka fala uderzyła w prawą burtę zwalając z nóg całą załogę i podmywając pokład. Młokos który nie zdążył zejść z bocianiego gniazda runął z impetem na twarde, dębowe deski. Łamanie kręgów zostało zagłuszone przez kolejny grzmot pioruna.
-Wstawać szczury lądowe- krzyczał Rick- Brać dupę w kroki i ruszać się, jeśli życie wam miłe!
-Stary, nie damy rady! Ta pieprzona wyspa jest za daleko!
-Rodney, zamknij się i...
-To wszystko jest jakieś popieprzone!- nie przerywał Rodney- Ryzykujemy życiem przedzierając się przez sztorm tylko po to by załatwić osobiste porachunki Ramosa! Powiedzieć ci co o tym myślę?
-Nie!- Grzmot i tym razem spełnił swoją powinność.
-W takim razie słuchaj! Ramos to stary dureń. Wcale nie dziwię się, że Greg wyrzucił go z załogi.  Sam zrobiłbym to samo!
Deszcz lunął ze zdwojoną siłą siekając twarze zmordowanych korsarzy.
-Nie obchodzą mnie twoje przemyślenia! Nie mam nic do Grega, ale padł rozkaz i naszym zadaniem jest go wypełnić.
-Umierając za tego tchórza!? Pewnie zabawia się teraz w burdelu i...
Nagły błysk oślepił Ricka. Głośny trzask, który potem usłyszał mógł oznaczać tylko jedno.
-Runął główny maszt!- ryknął ktoś z załogi.
Rick przetarł oczy. Na pokładzie zapanował chaos. Piraci skakali za burtę szukając ratunku w odmętach morza. Ci, którym pozostała resztka nadziei rozpaczliwe szukali wszystkiego czego dało się chwycić. Niektórzy sparaliżowani strachem stali w miejscu patrząc, w kierunku bosmana.
Po chwili Rick zrozumiał, że nie jest celem ich wzroku. Odwrócił się, a jego oczom ukazał się widok z sennych koszmarów. Ogromna fala, po trzykroć przewyższająca okręt nadciągała od brzegu. Ponad nią majaczyła obejmująca część wyspy kopuła, strzelająca piorunami i wzbudzająca kolejne fale. Pierwsza z nich właśnie dotarła do statku.
-Adanosie, miej nas w swej opiece- zdążył wyszeptać Rodney...


Nastał dzień...
Czerwone jak krew słońce wschodziło ponad linię horyzontu rozlewając ogniste światło na wzburzone wiatrem morze. Widok był dziwnie znajomy...  
Tak jak wtedy gdy Rick opuszczał Ardeę tak i dziś zwiastował on nowe życie...

Tym razem waszym zadaniem jest opisanie alternatywnej historii.
Co stałoby się gdyby piratów nie zastał sztorm u wybrzeży Khorinis?
 
Nowa, przygodowa seria na youtube!

//edit.aztek. youtube w sygnaturze - not

Radixxx

Radixxx

Użytkownicy
posty78
Propsy3
  • Użytkownicy
Dzień pełen przygód dla Ricka i jego załogi jeszcze się nie skończył…, nawet nie wiedział co go czeka.
Rick nie był już dobrym i miłymczłowiekiem, stal się człowiekiem, dla którego liczyły się tylko złoto i sława. Nie istniało dla niego już cos takiego jak przyjaźń i honor.
W końcu nastała spokojna i cicha noc, statek przepływał obok wyspy Khorinis.
    -Może się zatrzymamy tutaj?- Spytał Angus.
    - Nie płyń dalej!- Rozkazał Ramos.
   Na tą noc na którą stary Ramos czekał dwanaście lat. Noc, którą kapitan Greg miał przeklinać po kres swych dni. Nastał czas zwycięstwa... Czas Zapłaty…
   - Wiem, z kim się spotkamy, dobrzy ludzie w Silden wystarczy im trochę pogrozić.. heh –pomyślał Ramos.
Lecz ta noc pozostanie w pamięci Ricka i jego kompanów na wieczność…
Załoga płynęła sobie po spokojnym morzu, noc była wyjątkowa spokojna.
Rick i Angus gawędzili sobie na przodzie statku o rodzinie i co zrobią po powrocie do domu.
   -Nie mogę doczekać się powrotu do domu, nie mogę doczekać się spotkania z rodziną.- Powiedział szczęśliwy Angus.
   -Ty i rodzina… Dobre, pewnie sprawisz sobie kolejne dziecko.- Zażartował Rick.
   - To nienajgorszy pomysł, a co wątpisz w moje umiejętności ?! – Krzyknął podchmielony Angus.
   -Przestań, nie denerwuj się. Żartowałem sobie, oczywiści spłodzisz sobie kolejne dziecko, kolejne i następne… – Żartobliwie odparł Angus.
Rozmowę Ricka z Angusem przerwał krzyk:
   -Jakiś statek na horyzoncie!- Krzyknął majtek z bocianiego gniazda.
   -Przygotować się, podbierzemy im cały asortyment! – Woła Rick.
   -Nie to statek Grega, przygotujcie się czuję że będzie gorąco!- Stwierdził dowódca.

Załoga biegała po całym statku, pewnie przygotowując się do walki. Myśl o nadejściu wojny z załogą Grega wprawiała ich w dobry nastrój, szydzili że Greg to jedna wielka łajza. Nawet opowiadali sobie o nich kawały:
„Po pokładzie późnym wieczorem szwenda się dwóch pijanych piratów. W pewnej chwili jeden z nich patrzy w górę i mówi:
- Czy widzisz, jaki ten księżyc jest czerwony?
- Wcale nie jest czerwony! Wczoraj był czerwony, a dzisiaj jest zielony.
- A właśnie, że nie!
Faceci sprzeczają się ze sobą o kolor księżyca, podchodzą do stojącego niedaleko Grega.
- Hej Greg, czy księżyc jest czerwony, czy zielony?
- Który? Ten z lewej, czy ten z prawej?”

 Statek Grega zbliżał się nieubłagalnie, a załoga Ramosa była coraz pewniejsza siebie.
   -Niech te łachudry tylko tu podejdą.- Stwierdził Pshemko- jeden z korsarzy.
   -Przemielimy ich na sadełko kretoszczura.- Zaśmiał się inny.
   -Nie bądźcie tacy pewni siebie.-Stwierdził Angus.
   -Stul pysk! Te mendy są już na przegranym miejscu!- Wykrzyczał Pshemko.
 Angus nie pokazywał, co naprawdę czuje, lecz w duszy był przestraszony i niepewny załogi. Angus bał się ze może przydarzyć mu się cos złego i nie wróci do rodziny, której jest bardzo potrzebny. Wiedział ze żona sama sobie nie poradzi z domem, dziećmi i zarabianiem na rodzinę. Lecz myśl o rodzinie dodawała mu otuchy do walki, oraz chęć zdobycia sławy i pieniędzy.
   -Przygotujcie armaty! I szpady! Rick twoją rolą jest przygotowanie walki i podnoszenie morali załogi- Rozkazał Ramos.
  -Tak jest Kapitanie!- Posłusznie stwierdził Rick.
Rick kazał śpiewać korsarskie pieśni, a także dał każdemu po „połówce” by uśmierzyć ból ( w razie ran). Rick czuł, coś w powietrzu, przeszły go ciarki.
  - To ja przepraszam.-Powiedział Pshemko.
  -To nie twój syf chodzi mi że już nie czuję się tak pewny siebie niż pół godziny temu.-Oznajmił Rick.
  -Wygramy! – Powiedział Pshemko.
  - Mam taką nadzieję.- Odparł z uśmiechem Rick.
Z oddali było słychać wrzaski bandy wrogiego kapitana. Załoga nie czułą już się tak pewnie.
  -Ile ich tam może być?- Spytał Pshemko, który w tym samym czasie wziął łyk gorzałki.
  -Nie wiem…, ale nie mogę powiedzieć, że mało, bo by było to zwykłe kłamstwo.-Stwierdził Angus.
  -…Damy radę…- przełykając dwa razy ślinę powiedział Rick.
Statek Grega zbliżał się nieubłaganie w każdą sekundę był coraz bliżej. Załogę ogarniał coraz większy strach..
  - Może ucieknie…? -Nie zdążył spytać Pshemko.
  -Atak!! Do armat!  Przygotujcie się! -  Wykrzyczał Ramos.
Pierwsze kule wyleciały z armat.  Kule nawet nie doleciały do wrogiego statku.
-Co wy do diabła robicie!! Co tak szybko strzelacie?! Każdy debil by wiedział że te kule nie dolecą!-Krzyczał Ramos
- … - Ramos nie usłyszał odpowiedzi.
 Załoga Grega szybko odpowiedziała na ten atak. Wystrzeliła kulę z napisem „śmierć jest blisko”.
 Kula ta trafiła w statek Ramosa niszcząc jego część . Ładownia została częściowa zalana.
- Szybko atakujmy ich, niszczmy ich statek i tak nie będziemy mieli czym odpłynąć. Strzelać!-Rozkazał Ramos.
-Tak jest kapitanie.-Stwierdziła załoga.
Niebo nad morzem zrobiło się szare od dymu z armat. Piraci byli ogłuszeniu od ich huku.
Statek Grega podpłynął zbyt blisko statku Ramosa.
   - Zarzucamy kładkę! –rozkazał zachrypianym głosem Greg.
 Załoga Grega była dwa razy liczniejsza od załogi dowódcy. Zaczeli oni wypełzać z ładowni niczym rój pełzaczy, każdy miał w oczach tylko jeden cel: zabić.
-Walka!- Rozległy się głosy.
 Obie załogi walczyły, hektolitrami lały się pot, krew i przeróżne części ciała co chwile leżała jakaś głowa czy ręka a nawet całe ciała.
Dwie drużyny wyrównały się liczebnością. Zostali tylko perfekcyjni piraci: Ramos, Rick, Angus i Pshemko oraz w przeciwnej drużynie: Greg, Hektor, Talar, i Wrzód. Walczyli ze sobą zaciekle ,l nikt nie chciał przegrać. Po długich walkach zginęli  Pshemko i Ramos , jako pierwsi (Duma ich zawiodła). Rick i Angus wiedzieli, że czeka ich pewna śmierć, więc chcieli zabić jak najwięcej przeciwników. Rick zabił Wrzoda rozcinając mu flaki swym srebrnym toporem. Angus „zatańczył” ze swoim mieczem i Talar także pożegnał się ze światem w bardzo brutalny sposób” wykrwawił się na śmierć . Rick i Angus stosując kombinacje rozpłachtali ciało Hektora na miliard drobnych kawałków. Angus poczuł nadzieję na wygraną.  Pewny siebie zaatakował Grega niewiedząc o tym, że jest najzręczniejszym piratem w całej Myrthanie. Jednym ciosem powalił go na ziemie, gdy ten chciał go dobić Rick chciał go uratować i obronił go własnym ciałem.
-Chroń swą rodzinę! Uciekaj stąd!- Westchnął Rick.
- Będę opowiadał o tobie moim dzieciom jako wzór , jeżeli jakoś się stąd wydostane.
  Rick wydał ostatnie tchnienie i odszedł.
-Posłuchaj Greg proszę uwolnij mnie mam żonę i dzieci! Błagam!- Prosił Angus.
- Zdychaj szczurze!- Krzyknął Greg.
Angus zwinnym ruchem wyskoczył z statku. Nikt nie wie, co się z nim stało, oraz czy Greg uszedł z tego cało.
Gdyby piraci zatrzymali się na wyspie Khorinis nigdy ich by to nie spotkało, być może żyliby dalej, albo zdarzenia na wyspie potraktowały je jeszcze gorzej…    

Post został zedytowany :)
 

Garret

Garret

Użytkownicy
posty143
Propsy32
Profesjabrak
  • Użytkownicy
Statek spokojnie sunął po morzu. Noc była ciepła i cicha. Jednak piratom trzęsły się dłonie.
Myśl o tym, że za chwile odbędzie się jedna z największych bitwę na tym oceanie, przerażała, ale i dawała powody do dumy.
-Przygotować broń śmiecie!!! Armaty mają być wycelowane. Poślemy ich na dno! -krzyczał Ramos
-Głupiec, chce byśmy wszyscy zginęli... - powiedział cicho jeden z piratów
Inni mu przytaknęli lecz każdy bał się odezwać.

Ludzie zaczęli się krzątać, przygotowywać pistolety, armaty i szable. Jedni toczyli beczki z prochem, drudzy pili rum a jeszcze inni wymiotowali ze zdenerwowania.

Gdy wszystko zostało ustawione, ludzie byli na swoich miejscach, pozostało tylko jedno. Najgorsze.
Czekanie...

Po jakichś 10 minutach usłyszeli cichy śpiew. Po chwili zaczął głośnieć aż w końcu przerodził się w straszną piracką pieśń. Zobaczyli płynący ogromny statek z całą armią śpiewających ludzi. Był to okręt Grega.  
-Jeszcze nie, jeszcze nie - mówił Ramos
Gdy siepacze Grega dokończyli ostatnią zwrotkę z obu okrętów wydobyl się głośny krzyk kapitanów
-OGNIA!!!

W tym momencie oba statki wypuściły salwę z dział. Kule lecąc niszczyły wszystko na swej drodze. Robiły dziury w statkach, przez co niektóre obszary zalewane były wodą.
Gdy któryś nieszczęśnik z dolnej części statku dostał kulą, nic z niego nie zostawało poza nogami.

Amunicja się skończyła a nie ma czasu na przeładowywanie. Jako, że statek Grega był większy zadał o wiele więcej szkód Ramosowi.

W tym momencie do uszu piratów doszedł głośny krzyk:
-DO ABORDAŻU!!! NIE BRAĆ JEŃCÓW!!!

Kładki zostały postawione a ludzie zaczęli skakać do przeciwnego statku na linach. Rozpętało się piekło.
Niestety morale ludzi Ramosa nie było w najleprzym stanie zaczęli przegrywać.

Prawdziwi wojownicy uczą się nie tylko jak walczyć ale także jak parować czy unikać. Niestety w tej rzezi nie było miejsca na finezję. Każdy rąbał byle szybciej i byle mocniej.
Kto upadł ginął tratowany przez innych. Wrzask mordowanych ludzi zlał się z strzałami i szczękiem broni. Rick odrąbując głowę jednemu piratowi pomyślał "i po co to wszystko". Po co tyle krwi i tyle cierpienia. Po co ja to robię.
Ludzie Grega zaczęli wygrywać, bitwa przeniosła się na statek Ramosa. Niektórzy ludzie zaczęli wyskakiwać za burtę. Rick musiał działać szybko. Z okrzykiem dodającym otuchy skoczył na linie na statek przeciwików i szybko wyszedł na maszt. Pirata na górze zrzucił jednym ruchem a sam zdjął flagę Grega (czaska z szablami) i zawiesił ukrytą pod koszulą flagę Ramosa (czaska z piszczelami). Gdy ludzie Grega to ujrzeli ich morale znacznie osłabło. Rick z ogromnym wrzaskiem po zejściu z masztu rzucił się na wrogów z drugiej strony.
Nie miał szans przeżyć ale jakimś cudem wyszedł z tego cało. Piraci z jego załogi z pieśnią na ustach zaczęli spychać wrogow na ich statek gdzie Rick rąbał każdego kto się zbliżył. Gdy Greg wyskoczył by ubić Ricka, ten widząc, że nie ma szans w pojedynkę, jednym ruchem wskoczyl do kajuty kapitana. Było w niej ciasno na tyle, ze Greg nie mógł robić uników. I dzięki temu Rick jednym silnym zamchem przełamał jego gardę i zdruzgotał mu całe ramię i obojczyk. Greg chwycił się za ranę i to był jego bląd. Rick wyjął sztylet i wbił mu go prosto w brzuch. Z uśmiechem pociągnał broń do góry patrosząc Grega i zatrzymnał się dopireo gdy poczuł jak sztylet characze o żebra. Wrogi kapitan padł na ziemię i umarł. Rick wyszdł z jego zwłokami na rękach i krzyknał na cale gardło: MACIE SWOJEGO KAPITANA!!! po czym rzucił go w stronę wrogów.
Ci stracili nadzieję całkowicie i zaczeli się poddawć. Jedni probowali dalej walczyć,  drudzy rzucali broń. Lecz widząc że Ramos nie bierze jeńców skakali do wody.
Słońce zaczęła już wschodzić i odłaniać pobojowisko. To co zobaczyli jest trudne do opisania. Krew, falki, trupy i odcięte konczyny, tak to mozna nazwac a i to nie opisze tego do końca. Ramos dumny ze zwycięstwa wszedł na pokład zdobytego statku i poklepał Ricka po ramieniu.
-Brawo, brawo...

Piraci zaczeli przeszukiwać statek i po chwili wyciągnęli kobiętę. Nieżywą kobietę. Rick popatrzył na nią i znieruchomiał. Zobaczył twarz swojej matki.
-Ej to pewni ta którą kilka lat temu sprzedalismy handlarzom niewo... - pirat nie dokończyl bo zobaczyl że Ramos go ucisza.

-Sprzedałeś moją matkę handlarzom niewolników, przez kilka lat narażałes swoją zalogę by dzisiaj wystawić nas na pewną śmierć.- powiodział wolno Rick.

-To nie tak...-odpowiedział Ramos

-Brać go...-oznajmił cicho Rick.

Piraci byli zdecydowani. Woleli słuchać Ricka niż Ramosa. Swojego dawnego kapitana widzieli po raz ostatni na pokładzie. Po tym jak uwięziono go w lochu i zszedł tam Rick nie wiadomo co się z nim satło. Podejrzewano że umarł w męczarniach jakich nikt nie zaznał ale nikt do końca tego nie wiedział, ponieważ nigdy nie znaleziono ciała, a Rick o tym nie mówił

Gdy Rick wyszedł na pokład, zostal natychmiast okrzyknięty kapitanem.
Lecz zamiast dokonać podziału łupów, powidział;
-Dość już przelanej krwi. Dość już krzyków ludzi. Disiaj odchodzę na emeryturę a wy jeżeli chcecie możecie iśc razem ze mną.
-Ależ wodzu gdziekolwiek pójdziemy będa na ścigać i zabijac.
-Nie. Założymy własną wioskę i będziem zyc spokojnie. Cała naprzód! Wyruszmy by zacząć nowe życie...
 

mixer

mixer

Użytkownicy
posty96
Propsy2
  • Użytkownicy

mixer

[Archiwum] Świąteczny konkurs
#3 2009-01-11, 18:44(Ostatnia zmiana: 2009-01-11, 21:05)
No, to ostatnia praca :)  Mam nadzieję, że Aragorn nie obrazi się za wykorzystanie sześciu linijek jego tekstu oraz nawiązanie do jego historii.

   
Cytuj
Kolejnego wieczoru bard kontynuował opowieść. W gospodzie ponownie pojawił się tłum ludzi, bo nic lepszego o tej porze do roboty nie było. Każdy, podchmielony, zachłannie spijał z warg bajarza kolejne słowa.

* * *

W końcu nastała noc, na którą stary Ramos czekał dwanaście lat. Noc, którą kapitan Greg miał przeklinać po kres swych dni. Nastał czas zwycięstwa... Czas Zapłaty...
Błyskawica rozdarła ciemne sklepienie, a ostatni rozkaz bosmana został zagłuszony przez grzmot pioruna. Silny wiatr przerodził się w demoniczny huragan. Maszty mimo zwiniętych żagli skrzypiały niespokojnie napawając korsarzy zwątpieniem.
-Khorinis na horyzoncie!- dało się słyszeć pośród odgłosu ulewy.

* * *

- Ach, byłem kiedyś w Khorinis. Jak jeszcze nie stała tam ta bariera. Piękne miasto. A czerwona latarnia, coś cudnego! - rozmarzył się rzeźnik spoglądając w dno kufla.
- Nie przerywać - mruknął Tom, choć trochę niepewnie, zapewne pamiętając, jak impulsywny potrafi być grubas.
Nastała cisza.
Bard ponownie począł mówić. Stanął na stole i wymachując rękoma snuł opowieść o młodym piracie. Mówił o błyskawicach przeszywających granatowe niebo, o falach uderzających w statek, o strachu i reakcji piratów na to, co się miało stać. Bard płynął w tej opowieści świetnie wzbudzając emocje w zebranych. Ludziom z wioski wręcz wydawało się, że też są na statku i podobnie jak jego załoga obawiają się o swoje życie. Tym bardziej, że za oknami gospody hulał wiatr i uderzały pioruny. Bajarz powiedział też o tym, że runął maszt. Wtedy to wszyscy piraci poczęli skakać za burtę. Byli już pewni, że ich życie chyli się ku końcowi. Rick zdołał zobaczyć wielką falę zbliżającą się do okrętu. przypominała sunącą ścianę o barwie morza.
- Gdy chłopak się obudził już świtało. Widok był dla niego dziwnie znajomy.
- Kłamstwo! - dobył się głos gdzieś spośród zebranych. - Bzdury! Brednie!
Bard, z początku zdezorientowany, zaśmiał się.
- Pokaż się ty, co oskarżasz mnie o kłamstwa. Myślisz, że wiesz lepiej ode mnie, co tam się działo?
- Myślę, że tak - odparł starzec, wychodząc z tłumu. Siwy, brodaty mężczyzna ledwo kuśtykał w stronę bajarza, pomagając sobie niedużym, powykrzywianym kijem.
- Przestań, dziadku. To nie ma sensu. Pamięć cię zawodzi.
- Mylisz się, oszuście. Mówiłeś, że ta opowieść wydarzyła się naprawdę.
- Bo tak było! - krzyknął bard, rzuciwszy kuflem o podłogę.
Staruszek odwrócił się w stronę zebranych.
- Powiem wam jak było! - krzyknął, a jego głoś diametralnie się zmienił. Nie był to już głoś schorowanego starca. - Rick istotnie nauczył się robić wszystko wyłącznie dla siebie i siłą rzeczy dla kapitana. Chłopak nie pamiętał swojej przeszłości, wartości w jakie wierzył i ambitnych planów. Stał się prawdziwym piratem.
Kolejnym faktem jest to, że załoga Ramosa w końcu miała dopaść Grega i pomóc swemu kapitanowi dokonać zemsty. Jednak żadnej burzy nie było.

* * *

Okręt zbliżał się do Khorinis. Jednak to nie miasto portowe było ich celem. Ramos znał kryjówkę Grega. Wiedział też, że ten stary wilk morski jest zbyt pewny siebie i nawet nie pomyśli, że ktoś może próbować się zemścić.
Statek odbił w lewo i piraci ujrzeli, wyłaniającą się z mgły, wysepkę.
- Miał racje - mruknął Rodney, zaciskając dłoń na rękojeści kordelasa.
Nagle okręt stanął.
- Na łodzie. Pora zrobić swoje! - krzyknął Rick.
Prawie wszyscy, nawet kapitan Ramos, udali się na wyspę. Na statku pozostali tylko nieliczni.
Piraci szybko zorientowali się, że mieszkańców małej wysepki położonej nieopodal Khorinis nie ma. Dlatego bez większej ostrożności przeczesali całą wyspę. Wszystko co udało im się znaleźć załadowali na łodzie.
- Rodney, weź kilku chłopaków i płyńcie z tym na statek! - warknął Ramos, spluwając soczyście na ziemię. - Jak już załadujecie łupy ukryjcie gdzieś okręt i czekajcie na znak.
Rodney kiwnął na czterech piratów i ruszył z nimi w kierunku łodzi.
- Reszta, obstawić wyspę! Czekamy na Grega i jego chłopaków. Dopóki nie zejdą na ląd macie pozostać w ukryciu! A niech, któryś tylko schrzani, to osobiście się nim zajmę! - prychnął Ramos. - Ty, za mną - dodał, spojrzawszy na Ricka.
Chłopak i kapitan udali się w głąb lądu.
- Głupiec, myślał, że nikt nie odkryje tej wyspy. Nawet nie zostawił straży - zaśmiał się stary kapitan. Nawet nie wiedział, jak bardzo się mylił. Greg nie był takim głupcem, za jakiego brał go Ramos.
Nagle dokoła pojawili się piraci.
- Kapitan miał rację! Związać ich! - warknął jeden z nich.
Ramos chyba rozpoznał napastników, bo na jego twarzy pojawił się wyraz zdumienia i niedowierzania.
- Jack?! - zachrypiał. - Przystańcie do mnie! Nie potrzebny nam Greg!
- O nie, Greg jest najlepszym piratem jaki pływa po tych wodach. Nie zamieniłbym go na nikogo, a tym bardziej na ciebie.

Gdy Rick się obudził, leżał w jaskini przywiązany do jakiegoś nagrobka. Obok znajdował się Ramos. Przed nim stał barczysty brodacz w wielkim czarnym kapeluszu.
- O! Obudziłeś się - rzekł, zauważywszy otwarte oczy chłopca. - Powiedz no mi, gdzie znajduje się wasza kryjówka. Jeśli powiesz, puszczę was wolno.
- Nic nie mów, Rick! - zagrzmiał Ramos.
Greg zdzielił go lagą w twarz.
- Nie z tobą rozmawiam! Daj chłopakowi mówić! - Greg ponownie zwrócił się do chłopca. - No, Rick, powiedz co wiesz.
Rick szybko ocenił sytuację. W momencie domyślił, że Greg wszystko przewidział, a inni piraci z załogi Ramosa na pewno gryzą już ziemię. Za chwilę to samo czekało jego i kapitana Ramosa. Nie miał wyjścia. Jeśli widział jakąś sytuację na ratunek, musiał ją wykorzystać.
- Powiem wszystko, ale przyrzekniesz, że puścisz mnie wolno.
- Niech cię szlag, chłopcze! - zaklął Ramos. Stary pirat jakimś cudem oswobodził się z więzów i rzucił sztyletem w Ricka. - Nic nie powiesz! Skarby Ramosa pozostaną nieodnalezione!
Ramos chybił. Ostrze trafił w lewe ramię chłopaka, a nie w pierś, tak jak oczekiwał tego pirat.
Greg machnął kordelasem. Głowa Ramosa zsunęła się z karku, a po chwili w ślad za nią całe ciało runęło na ziemię.
- Nie mogę cię wypuścić - mruknął Greg do więźnia. - Już raz popełniłem ten błąd i widzisz do czego to doprowadziło.
- W takim razie nic ci nie powiem.
Greg wyszczerzył zęby.
- Nie mogę cię wypuścić, ale mogę cię przyjąć w nasze szeregi. Co ty na to, Rick?
Chłopak nie miał wyboru.
- Stoi - mruknął.

* * *

- Toś nas ubawił! Niewiarygodną opowieść wymyśliłeś staruszku, doprawdy masz fantazję!
- To ty zmyślasz - mruknął starzec, ponownie przybierając pokorniejszą postać schorowanego starca.
Bard zaśmiał się.
- Niemożliwe. Znam tę opowieść. Dotyczy ona mego ojca.
Starzec uderzył laską o podłogę.
- Rick nie miał syna. Ja nie miałem rodziny! - wrzasnął.
W powietrzu zawisła atmosfera wyczekiwania. Ludzie patrzyli oniemiali na kłótnie dwóch mężczyzn. Czekali na jej rozstrzygnięcie.
- Ty? Ty jesteś Rickiem? - krzyknął bard, uśmiechając się złośliwie. - Staruszku, nie wciskaj nam kitu.
Wtedy siwowłosy brodacz ściągnął z ramion płaszcz i koszulę. Na lewym ramieniu widniała blizna.
- To blizna po ostrzu Ramosa - rzekł, po czym, aby potwierdzić swoją tożsamość, wyjął z kieszeni spodni pozłacany przedmiot. - A to jego sekstans!
Do starca podszedł właściciel karczmy. Chwycił sekstans i przypatrzył mu się uważnie.
- Istotnie! Prawdę powiada. Jest na nim wygrawerowany napis.
Zebrani spojrzeli na barda.
- Co to ma znaczyć? - warknął rzeźnik. - Zmiataj stąd oszuście i nie pokazuj tu się więcej!

:D
 

Radixxx

Radixxx

Użytkownicy
posty78
Propsy3
  • Użytkownicy
Też mam nadzieję ze się nie obrazi bo też to zastosowałem, bo to fajnie pasowało żeby to były te wydarzenia sprzed katastrofy :) :D
 

bezioslaw

bezioslaw

Użytkownicy
posty1
  • Użytkownicy
I minęły długie i ciężkie lata na pokładzie pirackiego statku Ramosa płynącego ku chwale zwycięstwa z kapitanem Gregiem. Rick stał się bezwzględnym piratem który żył chwilą.  Pogodził się już ze śmiercią matki i przyjaciela Danora. Od teraz nic go nie obchodziło.
   Był już wieczór, słońce zachodziło za morze gdy szczerbaty, kulawy pirat z bocianiego gniazda krzyknął:
-Ziemia!! Kolonia Karna Khorinis!!
Po tych słowach Ramos wskoczył na pokład:
-Trzymać się od niej z daleka!!-wrzeszczał -Czemu??-zapytał się Rick
-Kolonia Karna otoczona jest magiczną barierą utworzoną przez magów. Jak się do niej wejdzie to się nie wyjdzie żywy.
Rick jeszcze o czymś takim nie słyszał, Do Ardei wiadomości Z daleka nie docierają , ale kogo to obchodzi, liczy się teraz, Nie to co kiedyś , nie to co będzie , ale teraz .
   Po opłynięciu Górniczej Doliny Zauważyli statek kapitana Grega i jego szajki obdartusów z dziurawymi zębami i zerdzewiałymi kordelasami. Piraci zaczęli wzywać kapitana Ramosa:
-Kapitanie, parszywy Greg na horyzoncie!!
Kapitan wpadł uradowany i krzyczał po całym pokładzie:
-Nareszcie!! Greg będzie gnić na dnie morza za to ze wyrzucił mnie jak starego psa!!
 

kozuba

kozuba

Użytkownicy
posty7
  • Użytkownicy

kozuba

[Archiwum] Świąteczny konkurs
#6 2009-01-12, 22:40(Ostatnia zmiana: 2009-01-12, 22:42)
Mijały długie, ciężkie lata. Życie na morzu pozbawiło wspomnień, a przelana krew zmyła z serca wszelkie uczucia. Z odważnego i dobrego młodzieńca nic już nie zostało. Rick stał się piratem,
mężczyzną nie skrępowanym żadnymi regułami. Człowiekiem, dla którego złoto i sława znaczyły więcej aniżeli przyjaźń i honor. Na szczęście nadchodzące wydarzenia miały przypomnieć mu to kim niegdyś był...

W końcu nastała noc, na którą stary Ramos czekał dwanaście lat. Noc, którą kapitan Greg miał przeklinać po kres swych dni. Nastał czas zwycięstwa... Czas Zapłaty...

*******************************************************************

Rick wiedział, że zbliżająca się bitwa nie będzie łatwa, mimo tego, że kapitan Ramos przygotowywał się do niej starannie. Rick stał na mostku kapitańskim wciąż wypatrując, czy Greg ze swą łajbą się nie

zbliża.
-Jack, wyłaź na Bocianie Gniazdo i wypatruj wrogich statków!- krzyknął Rick do pirata stojącego nieopodal. Lecz pirat nawet nie drgnął
-No już, powiedziałem coś do ciebie!- Dodał po chwili Rick, patrząc na pirata.
-Nie, nie wyjdę. Nie mam zamiaru się poświęcać dla jakiegoś szaleńca! - odpowiedział Jack.
-Wyłaź albo cię zabiję!- wrzasnął Rick zaciskając dłoń na rękojeści swojego miecza.
-Wolę zginąć niż, walczyć w imię tego starego głupca!
-A więc giń!- Rick wyjął miecz i wypchnął nieposłusznego pirata za burtę.
-Co ty robisz?!- krzyknął jakiś pirat ogromnej postury, stojący tuż za Rickiem.- Teraz każdy człowiek się liczy, nie możesz nikogo tak bezmyślnie zabić!- reszta piratów przytaknęła na te słowa.
-Ale lepiej, że zginął, niż jakby miał tu tkwić nieposłuszny mi i kapitanowi Ramosowi- odpowiedział Rick niezbyt pewnym tonem, czując na sobie spojrzenia piratów stojących wokół niego.
-Masz szczęście, że nie mogę cię zabić cię smarkaczu, inaczej dawno bym już to zrobił za twoją bezmyślność.- odpowiedział mu pirat.
-A więc jeśli jesteś posłuszny, to może ty wyjdziesz na Gniazdo i będziesz wypatrywał statku Grega?
-Tak zrobię, ale nie robię to tylko dlatego, że musimy przeżyć na tej nędznej łajbie.- pirat zaczął wspinać się po linach prowadzących wprost do gniazda.
Rick wrócił do swoich czynności, czyli przechadzał się po statku wydając polecenia poszczególnym piratom i patrząc czy dobrze wykonują pracę. Gdy zabierał się już do tego by napić się łyk najlepszej pirackiej gorzałki ze swej pierśiówki, nagle statek przeszył głośny krzyk pirata stojącego na gnieździe:
-Nadpływają! Greg ze swoimi szczurami lądowym! Szykujcie się!
Rick podbiegł do burty statku i spoglądnął na morze. Rzeczywiście w oddali rysował się kształt statku, lecz coś Rickowi mówiło, że nie mają szans. Ten statek był ogromny, i wyglądał jakby mógł bez trudu zmieść z powierzchni morza starą łajbę na której płynęli. Lecz Rick zaczął nagle pośpieszać piratów, a na statku zapanował istny rozgardiasz, lecz po chwili wszyscy znaleźli się już na swoich stanowiskach. Rick wbiegł na mostek kapitański, aby mieć lepszą widoczność i zobaczył pirata który stał i tak jak on wpatrywał się w statek Grega.
-Co tu robisz?! Nie masz żadnych obowiązków?- krzyknął do niego Rick.
-Ja? Ja wiem co robię. Pływam po morzach już wiele lat i niejedną wojnę przeżyłem, lecz niestety z tym statkiem mimo jakichkolwiek wysiłków nie mamy szans wygrać. - odpowiedział pirat ze spokojem w głosie.
-A więc co możemy zrobić? Bo chyba nie damy się zabić! - powiedział Rick, a w jego głosie można było słyszeć powoli narastającą bezradność oraz strach.
-Hmmmm... są dwa wyjścia: możemy spróbować walczyć, co jak mówiłem jest głupie, lub spróbować nawrócić i uciec.
-A więc uciekajmy! Umiesz kierować statkiem?- spytał pirata Rick.
-Tak, znam się na tym. A teraz zostaw mi ster i idź się zajmij resztą.
Lecz nim Rick zdążył się ruszyć, zobaczył coś, co sprawiło że całkowicie się przestraszył. Zobaczył tuż za sobą statek porównywalny wielkością do fregaty Grega. Nie wiedział co robić, lecz ktoś zaczął do niego krzyczeć z drugiej łajby, ktoś kogo głos wydawał mu się znajomy. Tak, to kapitan Ramos przypłynął by zemścić się na Gregu.
- Hej, Rick, podpłyncie tutaj i przeskakujcie na mój okręt.- krzyknął Ramos z drugiego statku.
Rick wydał polecenia piratowi kierującemu statkiem aby podpłynął pod statek Ramosa a on sam zeszedł do reszty piratów i kazał im się przygotować do przejścia na drugi statek. Gdy wszystkim udało się przejść na okręt Ramos, ten wydał polecenie:
-A teraz wszyscy na stanowiska, szukuje się tu bitwa w której zginie wielu. Niech to morze stanie się czerwone od krwi zabitych piratów Grega!
Piraci wznieśli okrzyk bojowy i wszyscy rozbiegli się na swoje stanowiska. Gdy statki zbliżył się do siebie, nagle ciszę przeszył ogłuszający wystrzał z armat. Rick stojac na pokładzie poczuł jak cały statek się trzęsie, lecz stał dalej czekając aż podpłyną wystarczającao blisko by dało się przeskoczyć na okręt Grega. Po długiej walce statki zbliżyły sie na odległość kilkunastu metrów i wtedy ucichły wystrzały z armat, odległość była zbyt bliska by móc do siebie strzelać. Rick czuł, że oba statki są zmasakrowane i ledwo trzymają się na wodzie.
-Zarzucić liny -krzyknął nagle ktoś na drugim statku i kilka lin przeleciało na statek Ramosa i zachaczyło o burtę. Ten sam rozkaz wydał Ramos i statki zaczęły się zbliżać, a piraci przygotowywali się do walki. Gdy statki znalazły się w odległości około dwóch metrów, Ramos krzyknął:
-A teraz atakujcie! Zniszczcie ich! - piraci zaczęli jeden po drugim przeskakiwać na statek Grega i zaczęła się walka. Ramos przeskoczył jako ostatni i od razu podbiegł do Grega i zaczęłą się walka. Rick od razu widział, że to Ramos ma zdecydowaną przewagę: był prawie dwukrotnie większy i dużo młodszy od Grega.
Wtem do Ricka dopadło dwóch piratów, ten zamaszystym ruchem odciął głowę jednemu a chiwlę później przebił na wylot drugiego. Walka trwała dobre kilkanaście minut, z wszystkich miejsc dobiegały okrzyki walki, lecz nagle Rick usłyszał jeden głośny krzyk. To Ramos powalił Grega i zadał mu śmiertelny cios. Na twarzy Ramosa pojawił się uśmiech. Rick wiedział, że wreszcie się zemścił. Lecz nagle przeraźliwy trzask, który przerwał walki, to statek nie pilnowany przez nikogo uderzył w wielką skałę i zaczął tonąć. Piraci nie wiedzieli co robić i zaczęli się chować. Rick rzucił się do wody i próbował gdzieś płynąć, lecz nie widział nigdzie miejsca gdzie mógłby się choć na chwilę zatrzymać. Wszędzie tylko bezkresne morze. Po dłuższej chwili pływania Rick stracił przytomność.

-Wstawaj, no już!- Rick czuł, że ktoś klepie go rękawicą po twarzy i gdy tylko otworzył oczy zobaczył dwie osoby ubrane w coś co przypominało strój jakichś strażników.
-Gdzie, gdzie ja jestem?- spytał Rick jedną z nich.
-Witamy w górniczej dolinie...
 

Thompson

Thompson

The Modders
posty692
Propsy158
  • The Modders

Thompson
The Modders

[Archiwum] Świąteczny konkurs
#7 2009-01-13, 16:48(Ostatnia zmiana: 2009-01-13, 16:50)
Mijały długie, ciężkie lata. Życie na morzu pozbawiło wspomnień, a przelana krew zmyła z serca wszelkie uczucia. Z odważnego i dobrego młodzieńca nic już nie zostało. Rick stał się piratem,
mężczyzną nie skrępowanym żadnymi regułami. Człowiekiem, dla którego złoto i sława znaczyły więcej aniżeli przyjaźń i honor. Na szczęście nadchodzące wydarzenia miały przypomnieć mu to kim niegdyś był...


***


Rick nie był już zwykłym, spokojnym chłopcem. Pod wpływem Ramosa i korsarzy stał się bestią która nie wyróżniała się niczym spośród innych łotrów. Stając przy burcie spoglądał w morze, bezkresnego potwora. Na szczęście było w miarę spokojne.

- Jazda gamonie! Musimy się przygotować! - Słychać było kapitana Ramosa.
- Głupia świnia. - zdawali się myśleć piraci, jednak żaden z nich nie miał odwagi powiedzieć tego na głos.
Na statku panował chaos. Wszystko z powodu zniecierpliwienia, strachu i niepokoju. Przygotowania szły niezdarnie. Niektórzy wymiotowali, innym zaś trzęsły się ręce tak, że trzeba było ich zdzielić po pysku. Dopiero wtedy uspakajali się.
- Widać jakiś statek na horyzoncie! - krzyczał Henry.
- No, tyle czasu czekałem, żeby się zemścić. Módl się Greg. Niedługo przekroczysz bramy Beliara. - mówił złowrogo Ramos. - Hej, młody. Jak leci? Mam nadzieję, że nie stchórzysz? - zapytał zaczepnie Ricka.
- Nie jestem takim mięczakiem jak oni. - wskazał wszystkich piratów. Był pewien swoich umiejętności machania kordelasem.
- To dobrze, ale pamiętaj, że pewność może cię zgubić młodzieńcze.
- Nie, za dużo przeszedłem, aby teraz zginać. - mówił jak w transie Rick.
- Kapitanie! Są już blisko. - zaczął krzyczeć Henry.
- Dobrze bardzo. - mówił z uśmiechem Ramos. - Na pozycje, za chwilę damy im popalić!.
- Hehe, przekonamy się kto kogo popali. - powiedział Greg do swoich piratów.

Greg był bardzo pewny siebie, ponieważ będąc na wyspie, znalazł pewien zwój z jakimś ognistym czarem. Kiedy spytał się o ten czar maga, którego więził, ten odpowiedział mu:
- Hm...To bardzo potężny zwój z zaklęciem ognia. - odpowiedział mag.
- Ale jakie ma działanie do cholery?! - wrzeszczał Greg.
- Potrafi spalić działa wrogiego statku w mgnieniu oka. Ale używaj go z rozwagą. Nieumiejętnie użyty może spowodować więcej strat tobie niż nieprzyjacielowi. Nauczę cię go użyć w zamian za wolność.
- Dobrze. - odpowiedział Greg myśląc o Ramosie i jego statku. - Umowa stoi.
Po tygodniu nauki mag orzekł, że Greg ma wystarczające moce magiczne, aby użyc tego zwoju. Dał mu też runę kuli ognia, aby spopielała jego oponentów.

Gdy statki były od siebie w odległości zaledwie kilkunastu stóp, Greg użył zaklęcia. Ramos i jego piraci ujrzeli tylko czerwony blask i pocisk lecący w ich stronę. Gdy uderzył, działa natychmiast stopiły się jak masło.
- Co jest!? Co się stało? - słychać było krzyki piratów.
- Do cholery jasnej, nie sądziłem, że Greg został magiem! - wrzasnął Ramos.
- Ha, ha, ha, łyso ci Ramos? - krzyczał Greg. - Strzelać!
Pierwsza salwa osłabiła statek Ramosa.
- Ognia! - krzyczał jak opętany Greg.
- Mój statek! - wrzeszczał ze wściekłości Ramos.- Zarzucać liny! Zaraz potem kładki!
- Robi się kapitanie! - krzyczeli piraci Ramosa.

Po wtargnięciu na statek Grega rozpętało się piekło. Po ostrzale piratów Ramosa ubyło, a to przełożyło się ujemnie na ich morale. Natomiast korsarze Grega byli bardzo pewni siebie.

Po zabiciu kilkunastu wrogów, Rick postanowił, że nie ma sensu walczyć, razem z kilkoma innymi piratami wyskoczyli za burtę. Chwycili się odłamków ich statku, a że było to blisko Khorinis, popłynęli... Potem nie usłyszeli już o Ramosie.

- Rick, Rick! Słyszysz mnie? Obudź się!
- Co...Co się stało? - powiedział Rick jak tylko otworzył oczy.
- Zaraz jak przekroczyliśmy tą magiczną kopułę zemdlałaś. - mówił pirat.
- Ja...ja pamiętam tylko...walkę i...moja matkę! - odpowiedział. - Ale zaraz...powiedziałeś kopułę? - bohater wstał i popatrzył na barierę. Czy to znaczy...
- Tak, Rick...jesteśmy w koloni karnej..
 

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.
Wysoki, brodaty marynarz zasiadł u szczytu stołu w mesie oficerskiej. Wyjął z kieszeni drewnianą, trójwymiarową układankę i zaczął mozolnie dopasowywać do siebie poszczególne fragmenty.
Po kilku minutach zgrzytnął zębami i wypluł przez nie ostatnie drobiny przeżutego tytoniu. Położył łamigłówkę na jednym z niewielu miejsc na stole wolnych od zatęchłego smrodu ginu prosto z królewskich piwnic – z roku na rok coraz gorszego.
Przymierzył się i zgniótł układankę w muskularnych, ogorzałych ramionach. Nie minęło kilka sekund, a brodacz dzierżył w ręku idealny sześcian. Uśmiechnął się tępo, rad z wykonanego zadania.
Do mesy wpadł jeden z majtków.
- Bosmanie! Zamiast morza widać już ląd.
- Dziękuję, Edgarze. Masz tutaj swoją zabawkę – to mówiąc, bosman rzucił w kierunku chłopaka „złożony” sześcian i ruszył w kierunku drzwi – Ale czekaj... widać ląd zamiast samego morza, czy zamiast morza i nieba?

***

Minęło dwanaście lat od czasu werbunku Ricka do pirackiej załogi. Życie na morzu pozbawiło wspomnień. Przelana krew zmyła z serca wszelkie uczucia, a z mózgu większość szarych komórek. Z dobrego i inteligentnego młodzieńca nic już nie zostało. Rick stał się piratem, nie skrępowanym żadnymi regułami, które wymagałyby dłuższego namysłu. Człowiekiem, dla którego kurtyzany, sława, bimber, kurtyzany, złoto, bagienne ziele... i kurtyzany znaczyły więcej aniżeli przyjaźń, honor i cnota. Na szczęście nadchodzące wydarzenia miały przypomnieć mu to kim niegdyś był...

***

Edgar już miał wyjść za Rickiem z mesy, gdy nagle drewniany sześcianik rozsypał mu się w dłoniach. Głowiąc się, jak mogło do tego dojść, rzucił się na podłogę w celu pozbierania kawałków. Kiedy skompletował około sześćdziesięciu, posłyszał przytłumione odgłosy jakiejś burdy z zewnątrz. Zapewne kolejny pijaczyna chce się tłuc z bosmanem... Wstał i ostrożnie podszedł do wyjścia.
Drzwi rozwarły się z trzaskiem, do pomieszczenia wtoczył się Rick z bezładną krwawą plamą zamiast połowy włosów... „...na głowie” – dziękował w duchu bosman, z niepokojem spoglądając w dół. Jednym susem znalazł się za drzwiami
W ślad za brodaczem do środka wtarabanił się nieznany Edgarowi mężczyzna, wymachując swoją szpadą jak cepem. Zaryczał dziko na widok majtka i rzucił się nań niczym Lehmar na procenty. Rick bez pardonu urżnął mu łeb i jak szalony wypadł z powrotem na zewnątrz.
Dzwon pokładowy zajęczał żałośnie, opadając w morskie głębiny ze spalonej belki. Edgar wyjrzał zza framugi na zewnątrz, omal nie tracąc ucha. Żelazny bełt wbił się ledwo o cal od jego głowy.
Piraci w czerwonych szatach powybijali już czternastu członków załogi Ramosa. Bosman był jednym z niewielu, którzy trzymali przewagę nad swoimi przeciwnikami. Statek tamtych unosił się na falach burta w burtę obok statku Ramosa. Sam kapitan, od dawna już zniedołężniały i siwy, bronił się ostatkiem sił.
W pewnym momencie sapnął, tracąc równowagę i tylko cudem spadając na oponenta, gruchocząc mu kości. Wziął kij do opiekania kiełbasek i podpierając się nim w charakterze laski, wspiął się na mostek kapitański.
Rzut oka wystarczył mu, aby ocenić, iż nie mają szans w starciu z czerwonymi. Jednak patrząc na Ricka, zachował jeszcze resztkę nadziei, że sprawiedliwość... to znaczy - że oni zatriumfują. W tym momencie poczuł na sobie czyjś przenikliwy wzrok. Odwrócił się powoli.
Na relingu siedział kolejny pirat w czerwonej szacie. Jednak jego twarz była od dawna znana Ramosowi.
- Kapitan Greg! – zawołał zaskoczony.
- Twój kapitan – oznajmił Greg tonem nie znoszącym sprzeciwu. Widząc, iż upór Ramosa słabnie, dodał o ton serdeczniejszym głosem – Chcesz zgubić resztkę swojej załogi?
To powiedziawszy objął gestem spaloną figurę dziobową, krwawe pobojowisko na pokładzie i grube kręgi, nieprzerwanie znaczące wciąż na powierzchni mętnej wody miejsce, w którym spadł misternie okuty dzwon – od niepamiętnych czasów duma i znakomitość – a przynajmniej szacunek dla wartości plądrowanych dóbr, gdyż dzwon był rzecz jasna łupem – załogi.
- Dokonałem selekcji – rzekł spokojnie Greg – Tak, jak to niegdyś uczyniłem z tobą. Byłeś starszy, ale nie starczyło ci przebiegłości do kierowania moją załogą... najlepsi z twoich ludzi wciąż trzymają się przy życiu – powiedział w końcu, wskazując palcem zaciekle siekącego w tę i we w tę, do ostatka walczącego Ricka.
- Niech będzie, Greg... kapitanie Greg – wydyszał Ramos - Drużyno! – zaskrzeczał starczym, stetryczałym głosem – Poddajemy się!

***

Piraci spojrzeli po sobie, zdezorientowani. Trwało to jakąś minutę. Wszystko ucichło, tylko obydwie frakcje łypały na siebie złowrogo. Wreszcie ktoś z dawnej załogi okrętu Ramosa powoli opuścił broń na pokład, dając przykład innym. Ostrza zazgrzytały o pozostałości dawnego lakieru na posadzce. Najdłużej nie chciał pogodzić się z losem Rick.
Koniec końców jednak i on cisnął rapier pod nogi. Jak ongiś medalion rozprysł się w drobny mak wraz z moralnością i tęsknotą Ricka-młodzieńca, tak teraz rękojeść rapiera pękła, niwecząc karierę Ricka-wojownika.
- No przecież do Khorinis i tak bym was nie wpuścił. To mój rewir, sam Adanos mi go powierzył - Teraz, na zawsze, i na wieki wieków. – zatarł ręce kapitan Greg – A teraz uwaga! Zapraszam was wszystkich na ucztę na mój statek! Mamy o wiele lepsze alkohole od waszych sczyn Rhobara...
Załoga Ramosa burknęła coś w odpowiedzi, niezbyt ukontentowana tą bezpardonową oceną stanu ich spiżarni.
- I niewolnice, jeszcze z Myrtany.
Łódź opustoszała w mgnieniu oka. Rick pozostał sam na pokładzie wśród bezimiennych majtków, oporządzających okręt do natychmiastowego wypłynięcia. Jego matka... niewolnice... jeszcze z Myrtany... Były bosman załkał, po raz pierwszy od dłuższego czasu uświadamiając sobie, że został sam.

***

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Rick uświadomił sobie, że ktoś go pociesza. Otarł łzy, jednak te nadal lały się ciurkiem, jako że od kilku lat nie miały ku temu okazji. Ujrzał nad sobą Edgara.
Musiał zemdleć wiele godzin temu. Niebo powoli jaśniało. Stęknąwszy powstał i uśmiechnął się cierpko do majtka. W jego oczach widział tę samą niechęć, co w oczach załogi Ramosa, kiedy rzucali miecze. Sam ich przecież wyszkolił. Byli mu wierni niczym psy...

***

Stary Ramos podźwignął się z siedzenia po długiej pijatyce. Przez okna ogromnej, acz w tej chwili pustej sali biesiadnej na okręcie kapitana Grega wpadały pierwsze promienie słońca.
- Pora oddać hołd morzu – zakrzyknął. Stara marynarska tradycja – wyrzucić ości ryby do morza. Ości każdej ryby symbolizowały coś innego. Na przykład sum był biedakiem, leszcz był tchórzem, flądra brudną wywłoką... od rodzaju wyrzuconej ryby zależało, co zostawiają za sobą i na co liczą w przyszłości.
Starzec wyszedł na pokład, napotykając same nieznajome twarze. Ledwo zdążył otworzyć usta w niemym zdziwieniu, gdy w szyję wbiła mu się naostrzona strzała.
Zabulgotał hektolitrami krwi do swej załogi, zgromadzonej na drugim, oddalającym się statku.
- Żegnaj, zdrajco! – zawołał kapitan Rick.
Ramos zarzęził.
Były bosman, a obecny kapitan podrapał się w głowę. Resztki dopiero co wyzbytej skrajnej tępoty nie pozwalały mu zrozumieć, dlaczego załoga Grega krzyczy i wskazuje na coś za ich okrętem...

***

Szafirowe światło błysnęło nagle, zamykając marynarzy Ricka pod magiczną, niegościnną kopułą...
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.




Aragorn

Aragorn

Użytkownicy
posty129
Propsy13
ProfesjaReżyser
  • Użytkownicy
Wiem, wiem, wyniki miały być dzisiaj i mam nadzieję, że będą.
Przeczytałem wszystkie wasze prace i podjąłem decyzję co do pierwszego i drugiego miejsca. Jednak na trzecie mam aż trzech kandydatów i muszę się w tej sprawie skonsultować z orciem, który aktualnie jest offline.

Tak więc wyniki ukażą się wraz z orcwarriorem :D
 
Nowa, przygodowa seria na youtube!

//edit.aztek. youtube w sygnaturze - not

Aragorn

Aragorn

Użytkownicy
posty129
Propsy13
ProfesjaReżyser
  • Użytkownicy
Wyniki:

1. mixer (udział w betatestach + koślawa koszulka z logo TM :D  )
2. Radixxx (udział w betatestach)
3. bROXmor (udział w betatestach)


Gratuluję zwycięzcom i składam kondolencje przegranym, a teraz pozwolicie, że zagram sobie w WoW'a  :D  

PS.
Zwycięzcy zostaną poinformowani o rozpoczęciu betatestów.

jeszcze jedno "x"?
 
Nowa, przygodowa seria na youtube!

//edit.aztek. youtube w sygnaturze - not

mixer

mixer

Użytkownicy
posty96
Propsy2
  • Użytkownicy
To ja pozwolę sobie podziękować wszystkim, którzy pisali tak, abym mógł wygrać, no i tym, którzy mnie wspierali (czytaj samemu sobie) :D
 

bROXmor

bROXmor

Użytkownicy
Bo jest gazowana.
posty179
Propsy12
  • Użytkownicy
  • Bo jest gazowana.
Niech to szlag, teraz mixer zje kolację z Orcwarriorem... że co? że to jakaś koszulka? hahaha, a to ja dziękuję.
Tak, dziękuję mixerowi.
Dziękuję bankowi BPH za udzielenie mi stosownego kredytu na łapówkę prezent pokonkursowy dla Aragorna.
Dziękuję Aragornowi, że zgodził się na przyjęcie łapówki zawarcie gentlemen's agreement.

PS Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali!!!

PPS Dziękuję Kasi, która wiernie towarzyszyła mi w chwilach słabości ;***

Vertex: Nie bój się, kasia sie nie obraziła mimo iż nie zdobyłes dla niej 1 miejsca :D
 
כל עוד בלבב פנימה

נפש יהודי הומיה,

ולפאתי מזרח קדימה,

עין לציון צופיה,



עוד לא אבדה תקוותנו,

התקווה בת שנות אלפים,

להיות עם חופשי בארצנו,

ארץ ציון וירושלים.




Radixxx

Radixxx

Użytkownicy
posty78
Propsy3
  • Użytkownicy
Dziekuję za wybranie :D
Oraz dziękuje za pomoc psycho-fizyczną ilonie :D
PS
mój nick ma 3 "x" na końcu.
 

Thompson

Thompson

The Modders
posty692
Propsy158
  • The Modders
Gratuluję chłopaki :D  Orc może podasz kto zajął "dalsze" miejsca? :D
 

Radixxx

Radixxx

Użytkownicy
posty78
Propsy3
  • Użytkownicy
Kiedy rozpoczną się beta-testy? (nie chodzi mi o dokładną datę tylko jakiś tam czas np. tydzień, miesiąc.)
 

mechanik

mechanik

Użytkownicy
posty67
  • Użytkownicy
Boże komu się chciało tyle czytać i pisać normalnie podziw i szacun ludziska  :D
 
Wina jest zawsze po stronie Amina
[/size]



Życie jest jak papier toaletowy. Długie,szare i do dupy.

[/size]


0 użytkowników i 1 Gość przegląda ten wątek.
0 użytkowników
Do góry