Arivald patrzył na dłoń Diega, zamyślony nad słowami cienia. Nie przyjął pomocy, podniósł się sam bez słowa i spojrzał tamtemu w oczy.
- Nie wiem czemu, szanowny Panie Diego... - gdy cień to usłyszał opadły mu ręce, wypuścił z siebie powietrze i przewrócił oczami - ale ufam Panu. Dziękuję też za rady chociaż są one zbyteczne. Prędzej czy później wydostanę się z tej Kolonii - po tych słowach Diego wyraźnie posmutniał...
- Zbierać się i za mną! - Bojan machnął niedbale ręką na kopaczy - Księcia też zapraszamy! - wskazał na Arivalda, który powlókł się w ślad za resztą...
W głowie Diega pozostały ostatnie słowa nowego skazańca, człowieka, który nie zdawał sobie sprawy, że nie może mieć nadziei na lepszą przyszłość...
"Wydostanę się z tej Kolonii..."
- Każdy tak mówi... - powiedział sam do siebie, zupełnie jakby błądził myślami po jakichś swoich dawnych wspomnieniach... Mam nadzieję, że chłopak wie co robi - pomyślał - Tacy jak on albo zginą na pierwszym zakręcie, albo dojdą na sam szczyt... obawiam się jednak, że w jego przypadku możliwa jest tylko ta pierwsza opcja...
Słońce wschodziło zza chmur tym samym przepędzając resztki nocnej poświaty, która obejmowała całą Kolonie Karną. W wolnej chatce z baldachimem niedaleko areny teraz już zajętej przez nowego lokatora słychać było głośne ziewanie. Potężnie zbudowany facet wychodząc w brudnych ciuchach przez drzwi swojej nowej chaty, z zaspanymi oczami i brudną twarzą przeszedł kilka kroków, rozejrzał się dookoła i udał się ku małemu bajorku niedaleko wejścia do zamku zostawiając za sobą tylko chaty z kopaczami, którym ani myśleć było wstać z łóżka i zrobić cokolwiek. Przechodząc obok kucharza Snafa, który stał już na nogach od wczesnego ranka, ukłonił się tylko z uśmiechem na twarzy i poszedł dalej. Przechodząc obok bramy prowadzącej na dziedziniec zamkowy zatrzymał się i spojrzał w stronę rozmawiających strażników, cieni i jakiegoś kopacza myśląc -Co się tam u licha dzieje... Nie... Nie mam czasu, siły ani ochoty iść i skakać jak kot z pęcherzem, żeby dowiedzieć się czegoś, co i tak pewnie będzie zbędną informacją do mojego dalszego życia... - Postał jeszcze chwilę wlepiając wzrok w Diego, po czym ruszył ku małemu bajorku, żeby przemyć twarz i wyprać nieco swoje brudne i śmierdzące ciuchy.
Stary Obóz powoli budził się ze snu, by na nowo rozpocząć codzienną pracę. Po dojściu na plac zamkowy Sebo zobaczył Bojana i dwóch ludzi, których znał z twarzy, ale nie miał okazji ich bliżej poznać. Potem doszedł jeszcze jeden "świeżak" przyprowadzony przez Diega, którego dość niedawno zrzucono. Czekali jeszcze jakieś 10 minut, jednak nikt nowy nie nadchodził. W końcu mocno zniecierpliwiony Sebo zapytał:
-To co idziemy do kurwy nędzy?! Czy będziemy stać dalej jak dziwki pod latarnią? Gdy tylko promienie słoneczne rozświetliły Stary Obóz Arven obudził się. Nie wstał, leżał w łóżku. Spał tylko dwie godziny, gdyż pełnił nocną wartę, dlatego też był bardzo zmęczony, jednak mimo prób nie udało mu się zasnąć. Po kilkunastu minutach wstał, wypił butelkę piwa i zjadł kawałek szynki. Postanowił przejść się po obozie. Wyjął skręta dostarczonego z obozu na bagnie i zapalił, bardzo się nim delektował. Jednocześnie był wkurzony, gdyż był to jego ostatni.
Chadzał tak po obozie nie wiedząc, gdzie się udać. Obmył twarz w wodzie przy zamku, posiedział przy żarze pozostałym z ogniska, popatrzył na niebo. Nie miał nawet z kim porozmawiać, wszyscy spali lub dopiero się budzili.
- Pierdzielę, wracam do koszar... może uda mi się zasnąć - pomyślał.
Gdy był przy zamku usłyszał wydzierającego się Bojana. Nie miał wyboru, musiał się do niego udać.
- No to sobie kurde pospałem... -Dobra, wszyscy są? To idziemy. Zrobimy sobie dzisiaj mały spacerek, żeby rozruszać kości - Bojan zaśmiał się, po czym ruszył w kierunku bramy. Reszta menażerii wolnym krokiem podążyła za dowódcą, wprost emanując zapałem.
- Kuźwa, cóż za nieludzka godzina - mamrotał po nosem Baal, przecierając ze zmęczenia oczy - nawet w sobotę się wyspać człowiekowi nie dadzą.
- Nie narzekaj - powiedział Biafra, doganiając swego towarzysza - wolałbyś gnić cały dzień przed ogniskiem i chlać piwsko? Przynajmniej się poruszasz. Popatrz jak jest pięknie dookoła - woda, lasy, kwiaty, ptaki ćwierkają, ścierwojady biegają... żyć nie umierać.
- Taaa, ale mimo wszystko wolałbym się wyspać... - odparł Baal
Biafra już miał mu dogryźć, kiedy nagle dobiegł ich głos Bojana.
- dobra panienki, zbliżamy się do lasu. Nikt nie wie kiedy ani skąd, pojawiły się w nim spore ilości rudy. Zadanie jest proste: dzielimy się na grupy, bierzemy worki i zbieramy każdą bryłkę.
Baal, Kaczka, Sebo i Arivald, łapcie worki i idźcie na wschód, ja z Arvenem i Biafrą przeczeszemy zachodnią część lasu. Spotykamy się w tym miejscu za jakieś 3 godziny. Macie też trochę prowiantu. No, ruchy, ruchy panowie! Baal westchnął i zmrużył oczy. Chcąc nie chcąc musiał iść i zbierać tę cholerną rude. Chwycił worek i spojrzał w kierunku w którym mieli się udać.
-Idziemy panowie. Tylko żwawo. Czym szybciej się z tym uwiniemy tym szybciej wrócimy. I bez marudzenia od tego momentu.
Nie czekając na resztę Baal ruszył przed siebie. Spoglądając pod nogi w poszukiwaniu bryłek rudy zastanawiał się skąd mogła się tutaj owa ruda znaleźć.
-Patrzcie dokładnie na wszystkie strony...- Baal obejrzał się przez ramię i kontynuował- Jeśli rzeczywiście ta ruda ma tutaj leżeć to lepiej jej nie przeoczyć. Pomimo poranka las wydawał się być ciemniejszy niż te, po których spacerował w Myrtanie. Rozejrzał się wkoło. Oprócz drzew i paru głazów nie zobaczył nic szczególnego. Słyszał świergot ptaków, szum wiatru w liściach... nic co mogłoby wróżyć jakieś nieszczęście. Ale ta ruda... o co tu w ogóle chodzi?
- Hmm... ruda w lesie? - powiedział Arivald gdy wraz ze swoją grupką oddalił się od Bojana - Cóż to za nonse... - urwał w połowie zdania gdy jego wzrok napotkał parę bryłek leżących pod drzewem niczym grzyby... - Co jest grane? Czy rudy nie wydobywa się w kopalniach? - nikt mu nie odpowiedział - Coś mi tu śmierdzi...
Kaczka razem z Sebo zostali w tyle, podczas gdy Baal i Arivald poruszali się szybszym i przede wszystkim sprawniejszym krokiem. Sebo szukając rudy usłyszał idiotycznie pobrzmiewający głos Kaczki: -Listek jeden, drugi trzeci, Sebo zbiera w lesie śmieci. Czwarty, piąty, szósty z czasem, Ball, Arivald idą lasem. - Kaczka idąc ze wzrokiem wlepionym w niebo, bez wytchnienia, raz po razie wymyślając coraz to nowe wierszyki ani myślał wykonywać polecenia Bojana. Sebo słysząc co wyczynia kompan pokręcił głową z uśmiechem na twarzy, po czym rozbawionym głosem powiedział - Weź się wreszcie do roboty pajacu! Po tych słowach spojrzał na zaniepokojonego Arivalda, jednak "pajac" nie zwracał już na nich uwagi.
Kaczka po kilku minutach chodzenia przysiadł sobie pod drzewem i zaczął mówić do siebie nie zwracając uwagi na kompanów, na to co robią i mówią.
- Co ja tu w ogóle robię!? Kto rano wstaje... -.- ...temu Bojan worek daje. Zbierać rude w lesie!? Jasny gwint, komuś się chyba nudziło, że kazał nam tu zapierdalać. – usiadłszy pod drzewem począł rozmyślać o swojej pogmatwanej przeszłości.