Szczerze mówiąc w moim okręgu nawet w tych pozornie "dobrych" szkołach, punktacja jest tak niska, że nawet osoby bardzo tępe mogą się tam dostać.
Bo nic nie wiesz jak reszta gimbusów i dajesz się omamić na te "punkty". Wiele szkół średnich (szczególnie licea) biorą kogo popadnie aby mieć jak najwięcej uczniów. Robią tak dlatego, ponieważ dostają za to hajs od ministerstwa edukacji (za ilość uczniów) a reszty dopełnia selekcja , która jest już standardem w szkołach średnich. Nie zdziw się więc gdy w pierwszych tygodniach szkoły skład twojej klasy się cudownie zmieni przez osoby, które nagle postanowią szukać szczęścia gdzie indziej

.
Co do samej segregacji to w pewny sposób ona istnieje - języki obce, patologia głównie wybierze 1den język obcy, zaś osoby niby normalne wybierają 2 języki obce.
Gorszej głupoty na tym forum nie czytałem. Nie oszukujmy się, szkoła średnia nie jest lekkim okresem (chyba że uczęszczasz do zawodówki) tym bardziej technikum gdzie masz dodatkowo przedmioty zawodowe i nierzadko personalne aspiracje nauczyciela. Uczenie wszystkiego co się da i jak najwięcej nie jest dobrym pomysłem.
Poziom nauczania języków obcych w szkołach publicznych jest
symboliczny. W swojej karierze ucznia uczyłem się przez 6 lat niemieckiego - bo tylko taki był, nie wiem a jakim celu i co za inteligent to wymyślił. Wszyscy chcieli angielski ale na dyrektora nie ma bata, także mieliśmy szprechać niczym członkowie hitlerjugend. Po owych 6 latach nie umiem
niczego, głównie przez brak organizacji, motywacji, żenujący poziom materiałów dydaktycznych, podejście nauczycieli oraz coroczne (nieraz semstralne) zmiany nauczycieli na coraz dziwniejsze byty z odbytów. Najdłużej jeden nauczyciel uczył półtoraj roku i tak to przez 3 lata uczyliśmy się nazw typu "kawa" bazując na podręcznikach różniących się kolorem okładki ponieważ żaden z nauczycieli nie był w stanie określić naszego poziomu zaawansowania, albo robił wszystko po swojemu od nowa.
W gimnazjum w końcu dorwałem się na upragniony angielski, aczkolwiek chcieli mi wsadzić FRANCUSKI - chuj wie po co. Przez pierwszy rok uczyła mnie kobieta, którą bynajmniej nauczycielką nazwać nie można. Nie będę rozwijał tego tematu, kończąc tym że jej kariera "teachera" zakończyła się przed sądem i ze zdemolowanym samochodem. Przez następne dwa lata gimnazjum miałem normalną nauczycielkę, co pozwoliło mi opanować podstawy języka.
Idąc do technikum byłem zobowiązany wybrać dwa obce języki. Wybrałem angielski, jako język który od zawsze pragnąłem opanować oraz rosyjski ze względu na jego stosunkowo prostą budowę oraz dobra znajomość owego języka przez rodzinę. Ponadto rosyjski jest dobrą podstawą pod opanowywanie języków skandynawskich.
Wybór drugiego języka był jeszcze dobrowolny, zaś teraz z tego co mi wiadomo uczy się dwóch obcych i to już od pierwszych klas szkoły podstawowej. Zupełnie nie wiem po co komu niemiecki, francuski czy nawet rosyjski gdyż są to mowy mało komunikatywne i uniwersalne. Jeśli ktoś chce się uczyć to we własnym zakresie, nie za publiczne pieniądze. Robią tym gównem jedynie dzieciom i wszystkim innym mętlik w głowie. Zamiast zainwestować w profesjonalne programy i rzetelnych nauczycieli języka angielskiego na bardzo wysokim poziomie to próbują zrobić z nas kurwa społeczeństwo wszystkojęzyczne zupełnie nie wiem w jakim celu. To wszystko się odbije, marna jakość nauki tych języków. Większość nic z tego nie wyciągnie a zamiast uczyć się pierdół x2 mogliby opanować angielski na poziomie co najmniej komunikatywnym.
Podsumowując uczyłem się wraz z ojczystym językiem:
-J. polskiego
-J. niemieckiego (wiem kto to hitler i ze die kurwe to zakręt [chyba])
-J. angielskiego (poziomem nauki jestem usatysfakcjonowany)
-J. rosyjskiego (stosunkowo prosty język, można się uczyć nawet w formie ciekawostki)
-J. francuskiego (przez tydzień z braku innego nauczyciela

)
Sześć najlepszych lat na naukę języków (dzieciństwo) zatraciłem na opanowywanie germańskiego gówna okupantów.