Nie miałem co robić więc pomyślałem że coś napisze...
*
...Zapadła noc, tylko nagi księżyc oświetlał drogę, a Khan cicho skradał się za starą szopą, niemal bezszelestnie obserwując całe zajście. Dostrzegł sylwetki jakby ludzkie, odziane w szare lub czarne, stare i poszarpane zbroje, dziwnie szczupłe, poruszające sie wolno, jakby się unosiły w powietrzu. Po każdym ich kroku słychać było dziwny chrzęst. Nie rozmawiali ze sobą, ale Khan miał wrażenie jakby się jakoś porozumiewali, Na dworze panowała martwa cisza, właśnie ona budziła w chłopcu największy strach, miał złe przeczucie... Kilku nieznajomych wlazło do jego chaty, natychmiast ktoś z domowników zaczął przeraźliwie krzyczeć, kobiety płakały, dało się słyszeć odgłosy walki, Khan podszedł bliżej i gdy ostatnia chmurka odsłoniła księżyc spostrzegł okropny widok: nieumarli, o których słyszał tylko w starych gawędach i bajkach właśnie mordowali domowników. Młodzieniec zaczął się wycofywać, jednak nie dość cicho. Kilku z upadłych paladynów spostrzegło go i natychmiast rozpoczęła się pogoń, Khan biegł przed siebie, biegł i biegł…
Oblany zimnym potem zerwał się nagle, ciężko oddychając, z początku nie wiedział gdzie się znajduje, doszedł do siebie po kilku minutach ‘’ To był tylko zły sen ‘’- pomyślał.
*
Upłynęło kilka mroźnych zim, Khan wydoroślał, nabrał męskiej budowy ciała, nauczył się dbać o siebie, polować, łowić ryby, gdy potrzebował narzędzi, szedł do miasta, z jego zgliszczy czerpał materiały, które potem przydały mu się do zrobienia nowej chaty w głuszy. Mówią, że czas leczy rany, lecz Khan był innego zdania: niemal, co noc miał ten sam okropny sen, widok mordowanych członków swojej rodziny nie raz doprowadzał go do obłędu i nie raz chciał ze sobą skończyć. Jedyne, co trzymało go przy życiu i nie pozwoliło mu zwariować to żądza zemsty, która narastała, by wybuchnąć…
*
Pewnego mglistego poranka Khan wybrał się jak zawsze na polowanie. W pogoni za sarną stracił rachubę i dotarł aż na skraj lasu, wiedział, że źle postąpił: mroczne pustkowia rozpościerające się za lasem, roiły się od niebezpieczeństw, a czarna wieżą samotnie wznosząca się na równinie przyprawiała o dreszcze. Myśliwy widział ją nie raz, wiedział, że to ona, a właściwie ten, kto ją zamieszkiwał był przyczyną wszystkich nieszczęść. Przez dłuższą chwilę przypatrywał się tej wieży, zastanawiał się jak mogła powstać w kilka dni i jak zmienił się krajobraz po jej powstaniu. Zapatrzony w niezwykłe dzieło nie spostrzegł, że zbliża się do niego jeden z nieumarłych, pomniejszy szkielet, lecz dla zwykłego człowieka bardzo groźny przeciwnik. Khan zauważył go w ostatniej chwili, by zrobić unik przed zardzewiałym półtoraręczniakiem, lecz nie wiedząc, co zrobić rzucił się na ziemię, szkielet chciał szybko skończyć walkę i z wielkim zamachem wycelował prosto w głowę Khana, ten na szczęście w odpowiednim momencie przeturlał się i uniknął śmiertelnego ciosu, zauważył sporą pałkę-natychmiast ją złapał i gdy kościej po raz drugi doskoczył do niego ten sparował atak i wytrącił nieumarłego z równowagi, po czym wykorzystując chwilę z całej siły walnął go w czaszkę, tak, że ta rozprysnęła się na tysiące kawałków. Ta krótka potyczka uświadomiła Khanowi, że nieumarli nie są nieśmiertelni i chociaż są przerażający, to można ich pokonać.
*
Nastał kolejny dzień Khan wiedział jednak jak go wykorzystać: z samego rana zjadł śniadanie, po czym wyruszył do miasta. Jego celem była zbrojownia, chciał się uzbroić i przygotować. Długo snuł się po zgliszczach i rozmyślał, kto jest tak okrutny by skazać tylu ludzi na śmierć. Od czasu do czasu burknął coś do siebie, bo nie mógł znieść ciszy. Największym smutkiem dla Khana było to, że nie miał, z kim rozmawiać, okoliczne wsie zostały doszczętnie spalone, a mieszkańcy zabici, nikt nie przeżył pogromu nieumarłych, z wyjątkiem Khana. W końcu znalazł to, czego szukał: zbrojownia miasta, a w niej spory arsenał broni, zardzewiałe w prawdzie, ale lepsze niż drewniana pałka, Po powrocie do chaty zrobił też sobie łuk, ogromny z drzewa bukowego, długo ćwiczył strzelanie z tej broni, lecz w końcu opanował tę sztukę do perfekcji. Khan stał się pewny siebie: zapuszczał się coraz dalej, gdy ł teren stawał się niebezpieczny napinał łuk w pogotowiu, miał pewne oko z daleka przeszywał czaszki zombie i innego plugastwa zanim te zdążyły zbliżyć się do niego. Przemierzył daleką drogę, zabił wielu nieumarłych aż dotarł niemal pod samą wieżę. Khan z daleka dostrzegł światła bijące z niej, lecz nie bał się, zemsta go zaślepiała… W końcu dotarł do wielkich schodów, wszedł na nie i ujrzał pentagram, nie zdążył się rozejrzeć, gdy przed jego oczyma, na środku pentagramu pojawił się mag, stary już, lecz poruszał się z gracją i lekkością:
-Kim jesteś?!- Odezwał się basowym głosem mag- Jak śmiesz przychodzić tutaj?!
-To ty jesteś odpowiedzialny za całe zło, jakie spadło na tę krainę?! To ty zabiłeś moją rodzinę?! Zapłacisz za to!- Groźnie mruknął Khan, był pewien, z kim ma do czynienia.
-Tak to na mój rozkaz pozbawiono ich życia, potrzebowałem ich do stworzenia armii, ale nie powinieneś rozpaczać, wkrótce do nich dołączysz…
Khan nie czekając rzucił się na Maga w czarnej szacie, żądza zemsty całkiem go zaślepiła. Myśliwy dał się zwieść wyglądowi starca, nie przypuszczał, że ma przed sobą potężnego czarnoksiężnika. Starzec uśmiechnął się szyderczo, wykonał skinienie palcem i obok pojawiły się trzy ogromne demony a sam mag roześmiał się tylko i wolno poszedł w stronę pentagramu. Khan dopiero wtedy zrozumiał, z kim miał do czynienia i że wszystko stracone. Demony ruszyły do ataku, zalewając Khana gradem uderzeń, które próbował odbić mieczem, jednak bez skutku, gdy po raz pierwszy wylądował na ziemi, uświadomił sobie, że nie da rady i jedynym ratunkiem jest ucieczka. Co więc miał zrobić? Zaczął uciekać, znowu stał się zwierzyną łowną, przypomniał sobie jak to było za pierwszym razem, biegł i płakał…
*
Był już bardzo zmęczony, nie miał sił, lecz niedaleko zauważył dużą pieczarę „ To będzie moje schronienie”- pomyślał Khan. Ostatkiem sił wszedł do jaskini, ledwo trzymając się na nogach, schował się za skałą, lecz na próżno: Demony wyczuły uciekiniera, dostały się do jaskini, zatrzymały się kilka kroków przed skałą, za którą chował się Khan. Przez chwilę Khan łudził się, że demony go nie dostrzegą, mylił się: szybko zorientował się, że potwory po prostu z wolna go okrążały. „Dosyć uciekania”- pomyślał Khan, „Chociaż jestem zwykłym farmerem to zginę jak wojownik”- wyskoczył zza skały chwiejąc się na nogach, w tym momencie stało się coś nieprzewidywalnego: Demony zatrzymały się, mruknęły coś po swojemu i wolno oddaliły się. Khan nie rozumiał tego, ale bardzo się cieszył, nie wiedział, że Demony po prostu przestraszyły się czegoś. W chwili, kiedy Khan triumfalnie groził im mieczem, poczuł muśnięcie ciepłego, a nawet gorącego wiatru. Zdziwił się trochę, poczuł także obecność czegoś groźniejszego od trzech Demonów: powoli zerknął przez ramie, „O cholera” zaklął myśliwy, „W co ja się teraz wpakowałem”, jego oczom ukazał się ogromny czarny kształt, poruszający się na czterech nogach, pokryty łuskami- „ Czarny Smok”- mruknął Khan, przez chwilę stali przed sobą znieruchomieli, Khan jednak ocknął się i chciał wycofać się z pieczary, smok jednak był szybszy: dmuchnął niemal czarnym płomieniem nad głową Khana, i przed wyjściem pojawiła się wysoka do samego sklepienia ściana ognia, „ Stój śmiertelniku”- rzekł basem smok, Khan nie wiedział czy w ostatnich chwilach życia ma majaki, lecz po chwili znowu usłyszał ten sam głos: „ Nie uciekaj śmiertelniku, nie zrobię Ci nic złego”
-, Kim jesteś?- Zawołał donośnie Khan
- Jestem ostatnim z żyjących tu Smoków, podziwiam twoją odwagę wiem, co myślałeś sobie, kiedy wyskoczyłeś zza skały, pamiętaj to nie cel wędrówki świadczy o tobie, tylko ścieżka, po której kroczysz nie ważne, że jesteś farmerem ważne, że postąpiłeś jak wojownik…
-, Dlaczego jeszcze żyje?, I nie leże jak te truchła na dnie twojej jaskini?
-Bo jesteś jedynym człowiekiem, którego spotkałem od wielu lat, tylko ty przeżyłeś pogrom. Twoich pobratymców zabili nieumarli, pod wodzą Czarnego Maga… Tak jak i moich- dodał po chwili smok
Łączy nas chęć zemsty, śmiertelniku, z moją pomocą i wiedzą możesz zniszczyć Czarnego Maga, więc jak będzie? Zgadzasz się?
Kiedy Khan się zgodził między smokiem a człowiekiem zrodziła się silna więź: Smok przekazywał całą swoją wiedzę Khanowi, wiedzę o prastarej magii, którą wielu zapomniało, dawał mu także wskazówki na temat walki mieczem. Wiele razem rozmawiali przy wieczornych ogniskach, w końcu po roku intensywnych treningów Khan do perfekcji opanował sztukę władania bronią białą, a także magią- był gotów.
*
Pewnego ranka, gdy się przebudził smoka nie było na legowisku, a z głębi pieczary wydobywał się hałas. Wojownik pierwszy raz udał się w głąb jaskini. Z jej wnętrza bił jasny blask, niemal oślepiający dla kogoś, kto większą część czasu przebywał w ciemnej jaskini. Gdy zszedł niżej zobaczył piękny widok: ogromny skarb, tony złota-to ono tak błyszczało, ale to nie wszystko: złotych kielichów, pucharów, mis, drogocennych kamieni było tam bez liku. Na środku ogromnej jamy zobaczył smoka, wolno podszedł do niego. „Przymierz to”- rzekł smok, a oczom wojownika ukazała się piękna zbroja, zdobiona tajemniczymi runami, Khan wiedział, że to nie jest zwykła zbroja, obok leżał też miecz, również pokryty runami, których Khan nie rozumiał, tarcza i hełm. Człowiek przywdział pancerz, „Teraz jesteś gotów do walki z Magiem”- rzekł smok.
*
Khan w nowej zbroi wyglądał wyniośle, jak młody książę, lub władca. Kiedy opuścił jaskinie, zauważył, iż zbroja emanuje światłem, jej blask był oślepiający. Wojownik wolno kierował się w stronę wieży, pomniejsze szkielety, a nawet upadli paladyni, którzy przybywali pojedynczo nie atakowali, blask zbroi ich odstraszał. W końcu Khan wszedł na pagórek, przed którym znajdowała się wieża. Czarny Mag widział go z daleka, nie przestraszył się- był zbyt pewny siebie, natychmiast wysłał hordy nieumarłych na spotkanie z bohaterem, nie przypuszczał, że Khan ma pomocnika…, Gdy setki kościei zbliżyło się do wojownika, z ogromnym impetem nadleciał smok, zrobił nalot nad umarlakami, dmuchając w nich ogniem. Czarny Smok powtórzył jeszcze kilka razy manewr i cała armia Nekromanty zamieniła się w pył, z którego powstała, a Khan tylko wolno maszerował na spotkanie z Magiem. Czarnoksiężnik pierwszy raz od wielu lat poczuł dreszcz na plecach, strach-, nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się śmiałek, który zdoła się mu przeciwstawić, a Khan był coraz bliżej.
Wojownik szedł wolno nie śpieszył się, nie chciał popełnić błędu. Zły mag, mimo iż bał się to przyjął wezwanie: najpierw wykonał ruch rękoma, uniósł je do góry i znikąd u stóp wieży pojawiły się trzy demony, potężniejsze jednak od tamtych, które poraz pierwszy zapędziły go do jamy smoka, te w łapie dzierżyły potężny płonący miecz a w drugiej bicz, Khan jednak zbyt długo czekał na zemstę: on również znał się teraz na magii, przywołał potężną błyskawicę, która zniszczyła pierwszego z demonów, z dwoma kolejnymi musiał poradzić sobie bez pomocy czarów, dobył miecz, który lśnił srebrnym blaskiem. Demony wolno okrążały bohatera, po czym zaatakowały niemal jednocześnie: •Khan bronił się tarczą, po czym atakował, na przemian najpierw jednego a potem drugiego, wykonując obroty, w końcu uda łomu się zranić jednego z przeciwników w nogę, demon natychmiast upadł, gdy Khan chciał dobić ofiarę demon resztkami sił uniósł miecz w górze tak żeby Khan się na niego nabił, jednak potwór zrobił to zbyt wolno: bohater najpierw zasłonił się tarczą po czy odciął łapę demonowi i
wbił miecz w korpus zadając śmiertelny cios, niemal w tej samej chwili poczuł ucisk na nodze: to drugi z demonów pociągnął go za nogę biczem, Khan wylądował na ziemi. Nie czekając sługus maga z wielkim zamachem rzucił się na bohatera, ten zdołał się jednak zasłonić mieczem. Błogosławione ostrze zderzając się z przeklętym mieczem demona wywołało eksplozje: demon odsunął się momentalnie, na wystarczającą odległość by Khan mógł rzucić zaklęcie- przyzwał kulę ognia, która powaliła demona, wykorzystując chwilę Khan dobił swego wroga. Czarny mag nie wierzył swoim oczom, w końcu zszedł z wieży widząc, że ma do czynienia z równym sobie. Czarnoksiężnik nie czekał- najpierw zasypał bohatera kulami ognia, lecz nie wyrządziły mu one większej krzywdy, Khan w odpowiedzi poraził Maga gromem, który unieruchomił przeciwnika. Czarny Mag zaczął się poważnie obawiać młodzieńca w złotej zbroi, zrozumiał, że długo nie wytrzyma- jego asem były setki nieumarłych gotowych na jego skinienie na zabijanie, lecz teraz armia została niemal doszczętnie zniszczona, a niedobitki zostały bezlitośnie ścigane przez smoka, który czyścił okolice, aby walka była uczciwa. Czarnoksiężnik postanowił zbiec, przywołał kolczaste korzenie, które unieruchomiły Khana, młodzieniec widząc, co się dzieje skupił się bardzo i w jednej chwili na wieżę maga runął meteor, niszcząc ją doszczętnie, niszcząc pentagram i pozbawiając Maga jedynej drogi ucieczki. Mag był zły, przyzwał garstkę szkieletów- „Zajmą go przez jakąś chwilę a ja zdążę uciec”- pomyślał Mag, przeliczył się jednak: w samą porę zjawił się czarny smok, który najpierw spalił nieumarłych a potem znienacka połknął uciekającego Maga tak, że dało się słyszeć przeraźliwy chrzęst pękających kości.
Khan zobaczył coś błyszczącego, leżącego na ziemi, podniósł to, okazało się, że to pierścień Czarnego Maga, był już stary, lecz wciąż wyryte było na nim imię: „Xardas”
*
To by było na tyle, piszcie czy sie wam podoba...