Dawno temu próbowałem obejrzeć Fate Zero. Po pierwszym odcinku uznałem że to wybitnie nie moje klimaty - odstawiłem zamiast dropować ze względu na sentyment do autor. Teraz dokończyłem pierwszy sezon i uważam to za czas stracony. Czy drugi sezon to wynagradza? Czy trzyma podobny klimat i poziom fabuły?
Jest nieco lepszy, ale bomby nie ma.
Ogólnie, to problemem Fate jest wielkość franczyzy, tego jest po prostu za dużo. Od gry eroge, po książki, komiksy i gry rpg, a każda dostaje z osobna animację.
Prawda jest taka, że jeśli chcesz w 100% ograniać Fate/Zero, to musisz ogarniać wszystkie routy Fate/stay night. Ktoś pomyśli "Co to za problem? Wystarczy obejrzeć.", no właśnie nie wystarczy:
-ekranizacja pierwszej scieżki to filler,
-trzecia ścieżka nie została jeszcze nawet zekranizowana,
-co z tego, że druga jest zekranizowana, skoro każda ścieżka zmiena się pod wpływem kilku dialogów.
Grać więc w gre? Czemu nie, ale jest to czasochłonne, mi to zajęło kilka miesięcy.
Na szczęście nie trzeba ogarniać sequela - Fate/hollow ataraxia, bo to by była masakra, a o ekranizacji jeszcze nie słyszałem.
Tak samo jeśli chcecie obejrzeć Illyę i wszystko rozumieć, w dodatku "Fejtów" jest jeszcze kilka.
Całe to uniwersum jest pokręcone, cała fabuła się opiera na tych wyborach, dosłownie. Pod względem logicznym trochę jak hybryda Steins;Gate z Higurashi.